Читать книгу Flea. Acid for the Children. Wspomnienia legendarnego basisty Red Hot Chili Peppers - Michael "Flea" Balzary - Страница 7
Magiczny dostarczyciel
przytulności
ОглавлениеNajwspanialszym ciuchem, jaki kiedykolwiek miałem, był czarny wełniany sweter zrobiony na drutach przez moją babcię. Idealnie na mnie leżał, pasował niczym liść do drzewa. Był ciepły i nieco sfatygowany. Czułem się w nim świetnie, mogłem w nim robić wszystko i wszędzie. Przepadł w 1986 roku. Zostawiłem go w klubie Toad’s Place na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych w pewną zimną, wietrzną noc spędzoną na całonocnej punkrockowej bibie. To było tuż przed tym, jak na kilka dni opuściłem trasę koncertową, by zagrać w Powrocie do przyszłości. Byłem przybity tą stratą, ale babcia zrobiła dla mnie kolejny. Żaden inny przedmiot nie dawał mi tak dobrego samopoczucia jak ten drugi sweter i w niczym tak dobrze nie wyglądałem (niestety ten też gdzieś zapodziałem). Mogłem się w nim zatopić i schować przed wszelkim złem jak za tarczą.
Magiczna twórczyni swetra, moja babcia (mama mojej mamy) – Muriel Cheesewright – była piękną, przezabawną i odważną kobietą. Dorastała na przełomie wieków w przerażającej biedzie na londyńskim East Endzie. Jej matka zmarła, gdy babcia miała osiem lat. Muriel została z ojcem – pastorem kościoła metodystów. Pradziadek ożenił się ponownie z wredną pindą, która uznawała moją babcię za samo zło tylko dlatego, że ta miała kręcone, rude włosy. Piękna burza rudych loków babci! By je wyprostować, zmuszano ją do traktowania włosów ługiem. Był to zabieg bolesny, poniżający i brutalny. W konsekwencji może i macosze udawało się na chwilę wyprostować loki babci, ale mimowolnie zaszczepiła w niej także skłonność do walki o swoje. MURIEL CHEESEWRIGHT GÓRĄ!
W latach dwudziestych, gdy Muriel sama była po dwudziestce, zakochała się w Jacku Cheesewrighcie. Z jakiegoś powodu, być może związanego ze zwyczajami panującymi w tamtych czasach, nie mogli być razem. Następnie zakochała się w żonatym mężczyźnie, który obiecał zostawić dla niej małżonkę, ale nigdy tego nie zrobił. Przybita i pozbawiona nadziei weszła na statek płynący do Australii, by tam rozpocząć nowe życie. Mogę tylko przypuszczać, w jak trudnym położeniu się znalazła – samotna kobieta w świecie naznaczonym I wojną światową wsiada na statek zmierzający na drugi koniec globu i w podłych warunkach płynie ku miejscu, które jest jej równie obce jak Księżyc. Moja kochana babcia – krzepkie ciało, błyszczące błękitne oczy, cudaczne suknie i mnóstwo determinacji.
Po dotarciu do Melbourne pracowała jako gosposia u pewnego lekarza. Dzień w dzień w pobliżu miejsca jej pracy pedałował na swoim wiernym rowerze dostarczyciel żywności – Jack Dracup. Wyszła za niego i doczekali się trójki dzieci: mojej mamy Patricii, a także moich wujków, Dennisa – uroczego, beznadziejnego romantyka, który wyczyścił karty debetowe, a następnie uciekł w tajemniczych okolicznościach na Filipiny pod koniec lat dziewięćdziesiątych – i Rogera, którego nigdy nie poznałem, pewnie dlatego, że jest niezwykle religijną osobą, która gardzi mną z powodu „satanistycznego”, rockandrollowego stylu życia.
Z opowieści wynika, że Jack Dracup był porywczym mężem i lekkomyślnym ojcem. Gdy pewnego razu Muriel podała mu sałatkę – wtedy nowość w Australii – rzucił misą z jedzeniem o ścianę, krzycząc: „Nie przynoś mi tego pieprzonego króliczego żarcia!”. Zachowywał się jak palant i w którymś momencie Muriel go zostawiła. Niezwykle odważne posunięcie w tamtych czasach, bo bycie zapijaczonym dupkiem było wpisane w prawa mężczyzn, a cierpiące w związku z tym kobiety nie mogły liczyć na wsparcie społeczeństwa.
W babci obudził się duch niezależności i postanowiła pójść na swoje. Minęło wiele lat, przekroczyła pięćdziesiątkę i kogo nagle przywiało do Australii w tęsknocie? Jej pierwszą miłość, bratnią duszę, mleczarza Jacka Cheesewrighta! Nigdy nie była bardziej szczęśliwa. Kupili dom na kółkach i wyruszyli w podróż po Australii. W końcu była zadowolona, mogąc eksplorować ten piękny i zarazem tajemniczy kontynent w ramach pierwszych prawdziwych wakacji w swoim życiu.
Gdzieś pośrodku pustyni, setki kilometrów od najbliższego miasta, Jack Cheesewright doznał udaru. Kochana babcia musiała jakoś przetransportować swoją bratnią duszę do cywilizacji. Nie umiała prowadzić, więc spędzili kilka dni na pustkowiu, aż uratował ich jej zięć, mój odważny ojciec. Jack zmarł wkrótce potem. Na szczęście Muriel wróciła do Melbourne i aktywnie brała udział w moim wychowaniu.
Z łatwością przychodzą mi na myśl liczne ciepłe wspomnienia z nią związane. Robiła przepyszne pierogi ze złocistym syropem, grała ze mną w grę karcianą bali, a wyprawy do wychodka na tyłach jej domu były bardziej fascynujące niż wszystkie nudne toalety, także te w wystawnych pałacach miliarderów, które odkrywałem jako dorosły. Moje dzieciństwo jest nierozerwalnie związane z pięknem jej osobowości, bezpieczeństwem, jakie mi dawała, oraz światłem, które od niej biło. Te pełne miłości wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w Australii zostaną ze mną na zawsze.
Nim babcia przeszła na drugą stronę w wieku dziewięćdziesięciu ośmiu lat, zobaczyła koncert RHCP w Melbourne. Tuż przed rozpoczęciem występu przeszła przez scenę w kierunku swojego krzesła ustawionego z boku. A gdy przechodziła, zatrzymała się nagle, spojrzała na szalejącą publiczność, zmierzyła ją wzrokiem, a potem wyciągnęła swoje ramiona ku niebu, lśniąc niczym Gwiazda Polarna. Tłum wiwatował na jej widok, a następnego dnia na pierwszej stronie jednej z gazet umieszczono zdjęcie babci w turkusowym kostiumie. Tytuł artykułu brzmiał: ROCKOWA BABCIA.
Kilka lat po jej śmierci byłem w Adelajdzie i zajrzałem do muzeum sztuki. Trafiłem na wystawę studenckich prac dotyczących wyzwolenia kobiet. Jednym z eksponatów był kolaż zdjęć pań, które walczyły o swoje: Amelii Earhart, Patti Smith czy Evonne Goolagong. Nagle spostrzegłem na tym kolażu twarz mojej pięknej babci – Muriel Florence Cheesewright. Rockowa babcia doczekała się zasłużonego upamiętnienia.