Читать книгу Amnezja - Peter Carey - Страница 9

Оглавление

5

Przed wyczerpaniem ostatnich złóż ptasiego guana będącego źródłem jego bajecznego bogactwa i wejściem w zyskowny biznes tworzenia obozów przejściowych dla ubiegających się o azyl, republika Nauru zburzyła dwa historyczne budynki przy Collins Street w Melbourne i wzniosła pięćdziesięciodwupiętrowy ośmiokątny pomnik na cześć własnej nieudolności i korupcji.

Kto chciałby mieć biuro w takim miejscu? Oczywiście mój przyjaciel.

– Gdybym stosował twoje standardy, Feels, sypiałbym na plaży. Zresztą, z tego, co mi wiadomo, ty mieszkasz w Sydney – dodał.

Biuro Woody’ego mieściło się na pięćdziesiątym piętrze. Lubił bujać się tam w eleganckim fotelu i spoglądać w górę – na groźne, burzowe chmury oraz w dół – na siedzibę parlamentu i własne inwestycje w dokach. Rozciągał się stamtąd widok na południe aż do St. Kilda i na północny wschód do Collingwood, na cały ten śmietnik, który odziedziczył Woody, kiedy zastrzelono jego ojca.

Nigdy nie poruszałem z nim tematu tego zabójstwa. Opowieści o Woodym należały do świata, w którym wszystkie zdania zaczynały się od słowa „podobno”. Podobno był wzorowym uczniem w liceum Melbourne High. Podobno chciał zostać wykładowcą literatury. Podobno nie miał wyjścia – musiał przejąć rewolwer po ojcu. Podobno nosił go zawsze przy sobie, nawet długo po tym, gdy zatrudnił ludzi do ściągania czynszów. Tego ostatniego jestem pewien, bo raz namówił mnie, żebym poszedł do pięknej, starej restauracji Florentino po „coś”, co nieroztropnie tam zostawił. Nie wspomniał, że chodzi o pistolet, ale zauważyłem trupio bladą twarz doskonale uprzejmego Raymonda Tsindosa, gdy ten podawał mi pudełko po butach z napisem „dla pana Townesa”. Na Bourke Street, przed witryną słynnej księgarni, uchyliłem pokrywkę. Nie powiedziałem Woody’emu, co tam zobaczyłem.

Mieszkańcy Melbourne zwykle nie noszą przy sobie broni. W istocie jest to przestępstwo. Zaskakuje zatem, że zamiast zszargać jego dobre imię, dziwaczny nawyk mojego przyjaciela dodał pieprzyku jego reputacji. Mecenas sztuki, kolekcjoner pierwszych wydań książek, uczestnik demonstracji, orędownik lewicy, a także – i przede wszystkim – deweloper. W innym kraju Woody Townes byłby rozgrywającym co najwyżej w radzie miejskiej, ale w naszej wysuszonej, sklerotycznej ojczyźnie tacy jak on moszczą się bardzo wysoko.

– Uratuję ci tyłek, mały.

– To bardzo szlachetne z twojej strony.

Spojrzał na mnie, a ja – niczym pijak, który zdał sobie sprawę, że kogoś obraził – poczułem się zmieszany, dotknięty i nie śmiałem odwrócić wzroku. To nie był Woody z hotelu Wentworth, tylko Woody w swoim biurze. Chwilami się go bałem.

– Dzięki – rzuciłem.

– Towarzyszu, przecież wiecie, że nie jestem szlachetny – odparł.

– Na swój sposób jesteś.

– Myślałeś, że masz przesrane, że znów tkwisz po uszy w gównie.

– W zasadzie tak.

– A tymczasem wdrapiesz się na sam szczyt.

„O kurwa” – pomyślałem, siadając naprzeciwko niego. Podaruje mi jeden z tych obrzydliwych penthouse’ów z widokiem na rzekę Yarra. Nie będę mógł odmówić.

– Wystarczy jakieś mieszkanie, póki czegoś nie rozkręcę.

– A cóż takiego zmierzasz rozkręcić, w sensie pracy?

– Rany, dopiero co przyjechałem.

– Może zaczniesz pracować szybciej, niż myślisz. Wiesz, kim jest matka Anioła?

– Tak. Ty też.

Uniósł ciężkie brwi, uśmiechnął się, coś ukrywał.

– Skontaktowałeś się z nią? – spytałem.

– Stary, nigdy nie zerwałem kontaktu z Celine.

Erotyczny podtekst nie zabrzmiał ładnie, ale zależało mi na tym, co sugerował.

– Masz dla mnie robotę?

– Opiszesz tę pieprzoną historię. Wywiad na wyłączność. Felix Moore. Oskarżona będzie rozmawiać tylko z tobą.

– Chrzanisz!

– Wpłaciłem za nią kaucję. Pięćset tysiaków – dorzucił, jakby kupił portret pędzla Dobella.

Nie oceniałem jego prostactwa. Podziwiałem go. Któż inny w Australii mógł go zastąpić?

– Kiedy ty obijałeś się w parku w Sydney, wykonałem telefon. Wpłaciłem kaucję za tego pieprzonego Anioła, nim zdążyli ją dorwać Amerykanie. Co ty na to? Jest twoja – uśmiechał się do mnie jak szerokogęba ropucha. Nie musiałem tłumaczyć, że już jestem po jej stronie.

– I ona chce, żebym opisał tę historię? To masz na myśli?

– Stary, ona w życiu o tobie nie słyszała.

Jasne, że mu nie uwierzyłem, ale było mi wszystko jedno.

– Żadna gazeta tego nie puści – zafrasowałem się.

Wodonga wrzucił kanapkę do kosza. Przypomniało mi się, że podobno przeszedł operację zmniejszenia żołądka i kiedy umawiał się we Florentino, podczas posiłku dyskretnie wymiotował do chustki. Teraz przybrał bardziej oficjalną pozę, delikatnie splótłszy na brzuchu okropne, słoniowate łapy.

– Książka – wyjaśnił. – Duża zaliczka. Nawet jeśli odrzucą twoją apelację i każą ci zapłacić grzywnę, kupisz swojej Claire seksowną podomkę. Właśnie sporządzają umowę. Ale jeśli nie jesteś zainteresowany, wystarczy powiedzieć.

Honorarium okazało się rewelacyjne, chociaż prawa autorskie przechodziły na firmę Woody’ego i nie mogłem liczyć na tantiemy. Nie mogłem też nic zrobić, gdyby bez konsultacji usunęli moje nazwisko ze strony tytułowej. Woody nie wspomniał mi także, że nie ma najmniejszego wpływu na Anioła. Przez wiele tygodni będę przeżywał katusze, nie mogąc się z nim skontaktować. Gdyby Woody mnie o tym uprzedził... Niczego by to nie zmieniło. Przyjąłem grubą, szarą kopertę, w której – jak sobie wyobrażałem – jest jakaś książka w miękkiej oprawie. Woody wyjaśnił, że w środku jest dziesięć tysięcy dolarów. Nawet nie przeliczyłem.

– Pierwsza zaliczka, dowód dobrej wiary – dodał Woody. – Kup sobie garnitur.

– W porządku – odpowiedziałem i pomyślałem: „Pieprzyć garnitur, opłacę czesne za szkołę”.

Woody włożył marynarkę i wyjął z szuflady fikuśną parasolkę.

– Napiszesz o zdrajczyni – przykazał mi, patrząc, jak upycham kopertę do kieszeni marynarki. – Jesteś frajerem, więc się w niej zakochasz. Jedyny problem polega na tym, że pewnie skażą ją na śmierć.

Już chciałem mu przypomnieć, że w Australii nie ma kary śmierci, ale udał się do przylegającej do gabinetu łazienki. Sikał długo i hałaśliwie. Wiedziałem, że popisuje się udaną operacją prostaty.

– Zarezerwowałem stolik w Moroni’s – oznajmił, kiedy już stamtąd wyszedł. – Chcesz się przyczesać?

– Jasne, że nie.

Nie potrzebowałem grzebienia, żeby wpuścili mnie do Moroni’s. Jadłem tam już ze sto razy z Goughem Whitlamem i Johnem Cairnsem – czyli z premierem i premierem stanowym, którego wystąpienie przeredagowałem kiedyś właśnie w tej restauracji przy, co warto zaznaczyć, wsparciu zabójczej firmowej grappy.

Kierownik sali miał na imię Abramo. Zawsze wyglądał identycznie, jak łagodny James Joyce o doskonałym wzroku. Abramo miał wszelkie powody, żeby mnie lubić, co natychmiast zademonstrował, ignorując Wodongę i ciepło witając mnie-niechluja. Poprowadził nas do stolika w rogu sali, przy którym siedziała jakaś niezwykła istota. Po pierwsze, była to kobieta, jedyna w tym wyciszonym i pełnym garniturów lokalu. Miała na sobie antracytowy, jedwabny, chiński płaszcz z ceglastą podszewką. Jej fryzura musiała powstać w jakimś ekskluzywnym salonie fryzjerskim, bo była krótka i prosta, z przedłużkami z mocnych, niemal elastycznych, siwych włosów. Źle oceniłem jej wiek, wy też byście się pomylili. Jej klasyczna uroda zasadzała się na wspaniałych kościach policzkowych i nic by jej nie zaszkodziło, nawet gdyby ta kobieta przez sto lat paliła gauloise’y.

Kiedy się zbliżyłem, wstała i wyciągnęła dłoń. Przedstawiła się, ale nie złapałem nazwiska. Podejrzewałem, że jest wydawcą.

– Felix Moore – rzuciłem. Słyszałem, jak Woody jęknął. Nie mógł uwierzyć, że nie rozpoznałem jej sławnej twarzy.

– Felix – powtórzyła kobieta. – To ja, Celine.

Zacząłem coś mówić, ale nie zdołałem dokończyć zdania. Matka zdrajczyni pochyliła się i ucałowała mnie w obydwa płonące policzki.

Amnezja

Подняться наверх