Читать книгу W godzinie śmierci - Peter James - Страница 9

2

Оглавление

Czterech mężczyzn szło chwiejnym krokiem do domu mężczyzny, którego mieli zabić. Trzech z nich zataczało się, bo za dużo wypili, a czwarty dlatego, że za dużo wypił i miał drewnianą nogę.

Chlali, by opanować nerwy, dla kurażu, uspokajali się nawzajem przy brzęku kufli z wodnistym piwem, którym niedawno przepijali whisky w zatłoczonym barze Vinegar Hill. Ten z drewnianą nogą nie był przekonany, że postępują właściwie, ale poszedł z kumplami, bo tak się robi, kiedy się należy do gangu. Idziesz z innymi albo ciebie też zabiją.

Dochodziła północ, ulica była ciemna i wyludniona, bruk lśnił od padającego nieprzerwanie deszczu. Każdy z nich miał rewolwer, a dwóch niosło też kije baseballowe, ukryte pod połami płaszczy. Noc była cholernie zimna. Wszyscy mieli na dłoniach rękawiczki bez palców.

– To tu – powiedział przywódca, wpatrując się w numer na drzwiach jednego z szeregowców.

Para snuła się z jego ust i nozdrzy jak dym.

Na drzwiach widniał numer dwadzieścia jeden.

– Czy na pewno?

– Tak.

– Gdzie Johnny?

– Zaraz dojdzie. Został trochę w tyle.

Nawet w ciemności dom wyglądał nędznie, jak wszystkie sąsiednie w tej nabrzeżnej okolicy Brooklynu. Na prawo od drzwi było zasłonięte okno, a w środku nie paliło się światło. Wyjęli z kieszeni kominiarki i z trudem naciągnęli je na mokre głowy. Przywódca uniósł kij baseballowy i postąpił naprzód.

W godzinie śmierci

Подняться наверх