Читать книгу Chleb. Domowa piekarnia - Piotr Kucharski - Страница 8
ОглавлениеChleb piekł mój dziadek, mój ojciec z braćmi, moi kuzynowie… Piekę i ja. Nie jest to jednak obowiązkowa rodowa spuścizna, lecz świadomy wybór i fascynacja pieczywem. Nie jestem zawodowym piekarzem, a rodzinny zakład w trzecim pokoleniu prowadzi obecnie mój kuzyn. Mam to szczęście, że mogę w nim pracować za każdym razem, gdy mam na to ochotę, doszkalać się i uczestniczyć we wspaniałym procesie, jakim jest wypiek chleba.
Ta książka ma być albumem o pieczywie i przewodnikiem po domowym sposobie jego wyrabiania, ale przede wszystkim podziękowaniem moim bliskim za cudowne lata spędzone wśród zapachu pieczonego chleba.
Po wielu latach zorientowałem się, w jak wspaniałych okolicznościach dorastałem. Z jednej strony w domu z ogrodem i doskonałą domową kuchnią, z drugiej zaś – w piekarni dziadków. Gdy piszę te słowa, mam 33 lata i co robię? Mieszkam w centrum Wrocławia, uprawiam ogród i piekę chleb. Robią to ze mną moi synowie. Kto wie, może i oni odkryją w tym magię?
Pieczenie chleba i pielęgnacja ogrodu mają ze sobą wiele wspólnego. Budzą w człowieku pierwotne instynkty wytwarzania, zdobywania jedzenia. Coś na zasadzie polowania, lecz bez użycia broni. Słyszałem ostatnio, że praca w ogrodzie „uziemia”, co pozwala człowiekowi zachować równowagę psychiczną i fizyczną. Z kolei ręczne wyrabianie chleba to doskonały sposób na pozbycie się stresu, wyładowanie emocji, uspokojenie, zwolnienie tempa dnia codziennego. Bo chleb nie lubi pośpiechu. A ciepły bochenek z chrupiącą skórką jest nagrodą dla cierpliwych.
Zamiast niepotrzebnie się rozpisywać, chciałbym pokazać parę zdjęć i przedstawić osoby, od których zaczęła się moja historia z pieczeniem chleba.
Na zdjęciu: Wanda i Józef Kucharscy przy piecu chlebowym (lata 60. XX w.).
Powyżej ulubiona fotografia z rodzinnego albumu, przedstawiająca dziadków, Wandę i Józefa Kucharskich, stojących dumnie przy piecu chlebowym, sercu piekarni.
W tamtych czasach piec opalano węglem. Po przeróbkach był on wykorzystywany do lat 90. Zdjęcie to wykonano w drugiej siedzibie piekarni, wybudowanej przy domu, w którym mieszkali moi dziadkowie. Wchodziło się do niej bezpośrednio z kuchni, przez drzwi, które wtedy były dla mnie magiczne. Dlatego tytuł tej książki ma podwójne znaczenie. Bo dla mnie jako małego chłopca piekarnia stanowiła po prostu część domu.
Na kolejnym zdjęciu znajduje się pierwsza siedziba piekarni, założonej przez dziadka w 1938 r. Obecnie na tym samym miejscu wybudowano nowy zakład. Firma z przerwą podczas wojny wypieka chleb aż do dzisiaj. Dzięki uporowi dziadków przetrwała lata komunizmu, kiedy to przynajmniej raz w miesiącu naciskano na nich, aby oddali piekarnię państwu, a w zamian objęliby jej kierownictwo. Ale dziadek za każdym razem odmawiał, co niezmiennie powodowało lawinę urzędowych kontroli.
Piekarnia funkcjonowała również jako cukiernia, a w dzieciństwie interesowała mnie głównie ze względu na wytwarzane w niej słodkości, do których mieliśmy nielimitowany dostęp. Nikt się wtedy nie przejmował, że dzieci spożywają za dużo cukru. Każdy, zarówno z mojego rodzeństwa, jak i kuzynostwa pamięta chwile, kiedy w sobotę wygaszano piec i w niedzielę piekło się w nim bezy. Cudownie ciepłe, pachnące i ciągnące się w środku, wyjeżdżały z pieca i lądowały wprost w naszych rękach. Ach... takich bezów nigdy potem nie jadłem.
Cukiernia była oczywiście domeną kobiet. Babcia miała niemieckie korzenie, była działaczką Koła Gospodyń Wiejskich i prowadziła ją doskonale. Niemieckie wpływy były bardzo widoczne w wypiekach. Wystarczy wspomnieć, że tradycyjne ciasto przygotowywane na Boże Narodzenie i Wielkanoc nie nazywało się makowiec, lecz kranz, czyli wieniec. Było to wyśmienite okrągłe ciasto z makiem z najpyszniejszą na świecie bardzo grubą kruszonką.
Jak wspomniałem, obecnie piekarnię prowadzi mój kuzyn. Jest nowoczesna i spełnia najwyższe standardy. Większość procesów zautomatyzowano i wykonują je nowoczesne maszyny. Niemniej jednak pracujący w zakładzie piekarze ciągle potrafią wszystkie czynności wykonać ręcznie i niektóre rodzaje pieczywa powstają w sposób w pełni zgodny z tradycją.
Mam nadzieję, że przedstawiona historia zachęciła czytelników, by zajrzeli do dalszej części tej książki. A sama książka pomoże w pieczeniu zdrowych i pysznych chlebów. Zamieściłem w niej także przepisy na dania z pieczywa i pomysły na jego wykorzystanie. Smacznego!
Na zdjęciu: Piekarnia Józefa Kucharskiego (ok. 1938 r.).
Na zdjęciu: Zakończenie kursu cukierniczego, który odbywał się w piekarni dziadków. W pierwszym rzędzie na środku siedzi cukiernik z pobliskiego Kępna, a w tym samym rzędzie od prawej siedzą Babcia Wanda i Dziadek Józef.
Na zdjęciu: Dziadek Józef (uśmiechnięty, stojący młodzieniec) uczy się zawodu na Śląsku. Najprawdopodobniej lata 30. XX w.
Na zdjęciu: Piekarz nacinający bochenki, wtedy ręcznie formowane. Lata 90. XX w.
Na zdjęciu: Od prawej: wujek Grzegorz i ciocia Czesława – to oni przejęli prowadzenie piekarni po dziadku i babci. W środku: kuzyn Bartłomiej, który obecnie prowadzi piekarnię, z żoną Joanną i dziećmi.
Na zdjęciu: Obsypywanie mąką chlebów przed wyrastaniem.
Na zdjęciu: Najbardziej doświadczony piekarz, Pan Janusz, który pracował jeszcze u mojego dziadka. Uczy mnie zwijać rogale.
Na zdjęciu: Wyjmowanie upieczonych chlebów.