Читать книгу Zbłąkany syn - Rainbow Rowell - Страница 5
1 BAZ
ОглавлениеSimon Snow leży na kanapie.
Ostatnio Simon Snow prawie zawsze leży na kanapie. Z czerwonymi skrzydłami wetkniętymi pod plecy jak poduszka i puszką taniego cydru w dłoni.
Kiedyś tak trzymał miecz. Jakby był przyrośnięty do jego dłoni.
W Londynie nareszcie jest lato. Uczyłem się cały dzień. Do egzaminów w przyszłym tygodniu. Bunce i ja siedzimy zakopani w książkach. Oboje udajemy, że Snow też uczy się do egzaminów. Założę się, że od tygodni nie był na uniwerku. Nie wstaje z kanapy, póki nie musi pójść do sklepiku na rogu po chipsy i cydr. Obwiązuje ogon wokół pasa i chowa skrzydła pod ohydnym jasnobrązowym płaszczem przeciwdeszczowym. Wygląda jak Quasimodo. Albo ekshibicjonista. Jak troje dzieciaków schowanych pod trenczem, udających jednego onanistę.
Ostatni raz widziałem Snowa bez skrzydeł i ogona, kiedy Bunce wróciła z wykładu. Bez zastanowienia rzuciła w jego stronę zaklęcie, a on się wściekł. „Do jasnej cholery, Penny, sam ci powiem, kiedy będę potrzebował twojej magii!”
Jej magii.
Mojej magii.
Nie tak dawno cała magia była jego.
Przecież to on był Wybrańcem. Wyjątkowym. Najmagiczniejszym.
Bunce i ja nigdy nie zostawiamy go samego. Studiujemy. Chodzimy na zajęcia. (Tym się teraz zajmujemy. Tym się staliśmy). Ale jedno z nas zawsze przy nim jest. Robimy herbatę, której Snow nie wypije, częstujemy warzywami, których nie zje, zadajemy pytania, na które nie odpowiada…
Myślę, że nie może znieść naszego widoku. Mojego widoku.
Może powinienem zrozumieć tę aluzję…
Simon Snow nigdy nie znosił mojego widoku. Poza kilkoma drobnymi słodko-gorzkimi wyjątkami. W pewnym sensie mina, jaką robi, gdy wchodzę do pokoju (jakby właśnie nawiedziło go jakieś upiorne wspomnienie), jest jedyną rzeczą, która wydaje się nadal znajoma.
Kochałem go w najgorszych chwilach. Kochałem go beznadziejnie…
Czy można mieć mniej nadziei?
– Chyba pójdę po curry – mówię. – Przynieść ci coś?
Nie odwraca wzroku od telewizora.
Próbuję znowu.
– Chcesz coś, Snow?
Miesiąc temu podszedłbym do kanapy i dotknąłbym jego ramienia. Trzy miesiące temu pocałowałbym go w policzek. We wrześniu, kiedy wprowadził się z Bunce do tego mieszkania, musiałbym oderwać wargi od jego warg, by zadać mu pytanie, a on nie pozwoliłby mi dokończyć.
Teraz kręci głową bez słowa.