Читать книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz - Страница 10

ROZDZIAŁ 1
8

Оглавление

W celi, do której trafiłam, panowała niepodzielnie zieleń. Ściany były seledynowe, a dwa dwupiętrowe łóżka, stół i krzesła – szmaragdowe. Nawet suszące się między szybą a kratami gąbki do mycia były w tej samej kolorystyce. Spokoju ani komfortu temu miejscu wszędobylska zieleń jednak nie dodawała. Farba odchodziła właściwie od wszystkiego, przez co całość sprawiała raczej przygnębiające wrażenie.

Pomiędzy pryczami więźniarki rozwiesiły sznurki, na których schły bluzki i ręczniki. Na stoliku pod oknem leżało kilka książek, krzyżówki, przybory do pisania, talia zużytych kart i trochę artykułów spożywczych.

Od razu poczułam się klaustrofobicznie, bo na jedną osobę przypadało tutaj nie więcej niż trzy metry kwadratowe powierzchni. W dodatku niemal fizycznie czułam przygnębiającą atmosferę tego miejsca.

Dwie z kobiet nie zwróciły na mnie uwagi. Leżały na pryczach, odwrócone tyłem do drzwi. Trzecia jednak natychmiast zeskoczyła ze swojej.

– O w chuj – odezwała się. – Ale niespodziewajka.

Spojrzałam prosto w oczy Migocie, ani przez moment nie mając wątpliwości, że się mnie tutaj spodziewała. Przypuszczałam, że dwie pozostałe osadzone również nie muszą się odwracać, by wiedzieć, kto został do nich dokooptowany.

Migota wskazała pryczę nad jedną z nich.

– Twoje – rzuciła.

Myślałam, że usłyszę słowo „kojo” i szereg innych, które budowały więzienną nomenklaturę. Po prawdzie nie wiedziałam jednak, czy w kobiecych więzieniach też funkcjonuje.

Jedno było pewne, równouprawnienie w systemie penitencjarnym wyraźnie działało bez zarzutu. Cela nie różniła się od tych, które widywałam w reportażach z męskich więzień.

Toaleta była oddzielona od reszty jedynie lichą zasłoną, jaką na wolności znaleźć można było w starych łazienkach w peryferyjnych slumsach dużych miast. W pomieszczeniu unosił się nieprzyjemny zapach, właściwym takim miejscom, ale pomieszany z tanimi perfumami przywodzącymi na myśl raczej męskie niż damskie.

– No – odezwała się Migota. – Nie stój tak, rozgość się. I mów, jaki zarzut.

Złożyłam swoje rzeczy na łóżku, raz po raz zerkając na odwróconą plecami kobietę, nad którą miałam spać. Była starsza i wyraźnie przy ciele, a pośród przerzedzonych włosów widać było łyse placki. Ostatnia z więźniarek była w wieku Migoty.

– Pytałam, jaki zarzut?

– Zabójstwo.

Obydwie osadzone w końcu się odwróciły, ale żadna się nie odezwała.

– Kogo zajebałaś? – spytała Migota.

– Męża.

Wszystkie trzy przypatrywały mi się przez moment, a ja miałam wrażenie, jakbym uczestniczyła nie w swoim życiowym dramacie, ale w komedii. Atmosfera jednak szybko się zmieniła.

– I po co ją wypytujesz? – odezwała się ta starsza.

– Tak o, Ciotka.

– Wiesz wszystko, co masz wiedzieć.

– No, ale…

– Zresztą nie posiedzi w tej sali długo.

Poczułam dotkliwy niepokój. Te trzy kobiety tutaj na mnie czekały. Nie znalazłam się tu przypadkiem, podobnie jak przypadkowe nie było spotkanie z Migotą w celi przejściowej. Ci, którzy wpędzili mnie za kratki, zadbali o to, by wszystko poszło po ich myśli.

– Pytanie, czy ona wie, o co kaman – rzuciła Migota, patrząc na mnie. – Chciałam tylko się upewnić, nie?

– Daj jej, kurwa, spokój – odezwała się trzecia.

– Bo co?

– Bo wstanę. I przypierdolę ci tak, że zesrasz się własnymi zębami.

Migota zaśmiała się pod nosem.

– Tipsy w górę i szał – skwitowała. – Dajesz radę, Kamikaze.

Stałam przy swojej pryczy, niepewna, jak się zachować. Jedynym plusem całej tej wymiany zdań było to, że wiedziałam już, z kim siedzę. Migota, Ciotka i Kamikaze. Ta ostatnia sprawiała wrażenie… cóż, najmniej nieprzychylnej – choć ksywa mogła świadczyć o tym, że jest zdolna do wszystkiego.

Usiadła na pryczy, a potem mi się przyjrzała.

– Wiesz, że nie jesteś tu przez przypadek? – spytała.

– Wiem.

– I zdajesz se sprawę, co musimy zrobić?

Uznałam, że najlepiej będzie, jeśli nie odpowiem. Nie spodziewałam się niczego dobrego, ale wolałam nie gdybać. Przynajmniej nie na głos.

– Nic do ciebie nie mamy – kontynuowała Kamikaze. – Czaisz? Nie chodzi o to, że czymś podpadłaś. Zajebałaś swojego fagasa, bo pewnie miałaś powód, nie nam oceniać. Ale musimy zrobić to, co musimy. Jasne?

– Posłuchajcie…

– Nie ma innej opcji – ucięła Kamikaze, a potem wskazała zabrudzoną zasłonę prysznicową. – Tam jest kibel. Nie bawimy się w żadne bzdury, które znasz z telewizji. Wchodzisz, robisz swoje z odkręconą wodą, a potem wyłazisz. Bez syfu, bez jęczenia. Jasne?

Skinęłam lekko głową.

– Byłaś już w ambulatorium?

– Nie.

– To niedługo wezmą cię na badanie zębów i cipy.

– Co?

– Stomatolog i ginekolog zrobią ci przeglądy, czaisz?

Z trudem przełknęłam ślinę, wyobrażając sobie, że jeden i drugi gabinet wyglądają mniej więcej tak samo jak cela.

Kamikaze westchnęła.

– Budzenie jest o szóstej. Faza od ósmej do dziewiątej, potem wraca dopiero na wieczór – dodała i chyba zobaczyła, że nie bardzo rozumiem. – Wyłączają prąd po dziewiątej, łapiesz?

– Dlaczego?

– Oszczędność.

– Tak mówią – włączyła się Migota. – Ale naprawdę chodzi o to, żeby nam dowalić.

– Przyzwyczajaj się do chujozy – poradziła Kamikaze. – Posiedzisz tu z nami, dopóki nie zrobisz tego, co od ciebie chcą, a potem pójdziesz do zamkniętego, jak inni kiblujący za zabójstwo.

Nie sprecyzowała, kim są oni, ale nie musiała. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Podobnie jak z tego, czego ode mnie wymagali.

– Tam będziesz miała jeszcze bardziej przesrane. Ale przynajmniej będą ci przysługiwały dwa widzenia w miesiącu. Każde po godzinę.

– Miałabyś trzecie na dziecko – włączyła się Migota. – Ale że jest warzywem, to zobaczysz je co najwyżej na stołówce.

Roześmiała się, a potem w celi zaległa ciężka cisza. Ciotka i Kamikaze posłały dziewczynie długie spojrzenia.

– Odjebało ci? – rzuciła Kamikaze.

Migota się nie odezwała i spuściła wzrok. Najwyraźniej nawet w tym miejscu wszelkie żarty kończyły się, gdy zbliżano się do tematu macierzyństwa.

Ciotka podniosła się, podeszła do niej i przez moment jej się przyglądała, jakby spodziewała się, że dziewczyna przeprosi. Ta jednak wciąż unikała nawet kontaktu wzrokowego.

Napięcie utrzymywało się jeszcze przez chwilę, po czym starsza z więźniarek w końcu odpuściła. Zbliżyła się do mnie i bez słowa zaczęła przeglądać rzeczy, które dostałam w przydziale od więziennej administracji.

– Nic się nie stało – odezwałam się, czując, że muszę w jakiś sposób przełamać ciszę. – I tak bez przerwy o tym myślę.

– Wiadomo – odparła Ciotka.

Nie przesadzałam. Ilekroć zamykałam oczy, widziałam Wojtka podłączonego do wszelkiej maści medycznej aparatury. Część tłoczyła w niego papkę, która miała zastępować jedzenie, pozostała odprowadzała wszystko to, co wiązało się z przemianą materii.

Wzdrygnęłam się i poczułam, że oczy zachodzą mi łzami. Nie wiedziałam, czy to rezultat bezsilności, czy wściekłości.

Szybko zebrałam się w sobie, odganiając wszystkie myśli związane z tym, na co nie miałam wpływu. Przynajmniej nie w tej chwili. Jeśli uda mi się opuścić mury więzienia, zadbam o najlepszą opiekę dla Wojtka. Moje konta bankowe wciąż pękały w szwach od pieniędzy Roberta. Skorzystam z nich, umieszczę go w najlepszym ośrodku, zadbam o zastosowanie najnowszych, najskuteczniejszych terapii i zrobię wszystko, żeby mój syn miał normalne życie.

Ciotka wyjęła z torebki szczoteczkę do zębów i przyjrzała jej się pod światłem.

– Wiesz, co z tym zrobić? – spytała.

– To znaczy?

– Chodź – rzuciła, a potem skierowała się ku zasłonie.

Weszłyśmy do niewielkiej klitki obłożonej spękanymi kafelkami. Były tak stare, że nie dało się stwierdzić, jaki oryginalnie miały kolor. Umywalka była w nie najgorszym stanie, kibel wręcz przeciwnie – pokrywały go ciemne zacieki, a na dole widziałam ślady kału.

– Halo – odezwała się Ciotka.

Podniosłam wzrok i spojrzałam jej prosto w oczy. Kiedy otworzyła lekko usta, zobaczyłam, że ma mocno wyszczerbione jedynki.

Znów wskazała na szczoteczkę do zębów, a ja zrozumiałam, że najwyraźniej klawisze zrobili coś, przez co ta wymagała dezynfekcji przed pierwszym użyciem. Nie chciałam nawet myśleć o tym, na co konkretnie pozwolili sobie funkcjonariusze.

Szybko przekonałam się, że się pomyliłam.

Ciotka pochyliła się, a potem przeciągnęła szczoteczką po zasyfionej muszli klozetowej. Zanim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, w toalecie pojawiły się Migota i Kamikaze. Złapały mnie i wykręciły mi ręce na plecy, nie dając szansy na jakąkolwiek reakcję.

– Hej, spokojnie! – krzyknęłam.

– Stul pysk – rzuciła Migota. – Ściągniesz tu kogoś z peronu, będziesz miała jeszcze bardziej przejebane.

Spojrzałam z przerażeniem na Ciotkę, która jeszcze przez chwilę wycierała szczoteczką kibel, a potem się wyprostowała. Widok ciemnych, brązowych plam na białych włoskach sprawił, że zrobiło mi się słabo.

– Jak mówiłam, to nic osobistego – odezwała się.

Zachowywała zupełną obojętność. W przeciwieństwie do niej dwie pozostałe więźniarki wyraźnie okazywały swoje emocje. Migota była w siódmymi niebie, Kamikaze sprawiała zaś wrażenie, jakby to ona była ofiarą.

– Czas na szorowanie ząbków – rzuciła ta pierwsza.

Kiedy Ciotka zbliżyła ufajdaną szczoteczkę do moich ust, zrobiło mi się niedobrze. Zaciskałam mocno wargi, ale osadzonej udało się wcisnąć ją do środka. Walczyłam z odruchem wymiotnym, kiedy jednak włoski przesuwały się po moich zębach i dziąsłach, wiedziałam już, że długo nie wytrzymam.

Puściły mnie, kiedy targnęły mną torsje. Opróżniłam zawartość żołądka do muszli, trzymając mocno za jej boki.

Nie zdążyłam nawet otrzeć ust. Poczułam, jak ktoś zaciska mi dłoń na karku, a potem z całej siły wpycha moją głowę do klopa. Ktoś inny pociągnął za spłuczkę i woda zalała mi twarz.

Nie wiedziałam, jak długo trwało to upokorzenie.

Kiedy mnie zostawiły, siedziałam na podłodze z podkurczonymi nogami. Woda z kibla ściekała mi po włosach, a ja co chwilę miałam wrażenie, jakbym miała znów zwymiotować.

Po chwili rozległ się dźwięk odsuwanej zasuwy, a potem otwieranego zamka. Jeden ze strażników wszedł do środka, zapytał o mnie, po czym odsunął zasłonę. Przyjrzał mi się w sposób pozbawiony emocji.

– Wytrzyj się – polecił. – Ktoś do ciebie przyszedł.

Nie miałam siły zapytać kto. Nawet się nie poruszyłam, choć wydawało mi się, że jestem gotowa na wszystko, byleby przynajmniej na moment opuścić to miejsce.

Boże, czy to wszystko przed momentem stało się naprawdę?

Znów zrobiło mi się niedobrze.

– Słyszysz? – zapytał strażnik, a potem cofnął się o krok. – Co z nią jest?

– Nic – odparła Migota. – Myła zęby i włosy.

Rzucił jeszcze coś, ale nie zrozumiałam co. Chwilę później dwie młodsze więźniarki weszły za kotarę, podniosły mnie, a Kamikaze niedbale wytarła mi włosy. Klawisz musiał uznać, że to wystarczy, bo zaraz potem wyprowadził mnie z celi.

Przypuszczałam, że przejdziemy do pokoju widzeń, ale zamiast tego mężczyzna poprowadził mnie do niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza.

Poczułam niepokój. Przeszło mi przez myśl, że to, czego przed chwilą doświadczyłam, będę za moment wspominać jako niewinny początek prawdziwej gehenny.

Klawisz wpędził mnie do środka, jakbym znajdowała się w stadzie bydła, a potem wyszedł z powrotem na korytarz i trzasnął drzwiami.

W niewielkim pokoju czekał na mnie inny mężczyzna. Stał pod ścianą, mimo że na środku pomieszczenia znajdowały się dwa krzesła i stół.

– Wreszcie się spotykamy – odezwał się.

Podniosłam wzrok, ale nie rozpoznałam przybysza.

– Siadaj.

Zajęłam miejsce, uznając, że jakakolwiek oznaka sprzeciwu mi się nie opłaci.

– Wiesz, kim jestem?

– Nie.

W końcu się poruszył. Podszedł do mnie, przysiadł na skraju stołu i kładąc rękę na kolanie, przechylił się na bok. Przyglądał mi się jak jakiemuś ciekawemu okazowi.

– Podkomisarz Prokocki – przedstawił się.

Zmrużyłam oczy, również go oceniając.

– Wiesz, dlaczego tu jesteś? – spytał.

– Bo zabiłam męża.

Roześmiał się w chłodny, niepokojący sposób, który dowodził, że moja odpowiedź nie ma nic wspólnego z prawdą. Oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Właściwie byliśmy jedynymi osobami, które wiedziały, co tak naprawdę się dzieje.

Trwał przez moment w bezruchu, z zastygniętym grymasem na twarzy.

Potem podniósł się, położył ręce na stole i pochylił się. Pociągnął kilkakrotnie nosem, z pewnością czując zapach rzygowin i tego, co znajdowało się na szczoteczce.

– Wyjaśnij mi na początek jedną rzecz – odezwał się. – Dlaczego wmawiasz Damianowi Wernerowi, że jego narzeczona żyje?

Nieodgadniona

Подняться наверх