Читать книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz - Страница 5

ROZDZIAŁ 1
3

Оглавление

Sprawa była dla mnie jasna. Wszystko to, co Ewa utrwaliła na taśmie, słyszałem już wcześniej. Niektóre rzeczy były inaczej ujęte, ale większość pokrywała się niemal w stu procentach z tym, co już znałem.

Wszystko było na nagraniach, które Kasandra dostarczała mi na pendrive’ach, przeganiając mnie po całym kraju i robiąc, co tylko się da, by mnie omamić i zmanipulować.

Skopiowała materiał niemal co do joty. Historię o rodzicach Ewy, o foliowych torebkach pod zlewozmywakiem. O lodach w upalny dzień. O zeznaniach przeciwko Kajmanowi, statusie świadka incognito i o tym, że gwałt na Loży Szyderców miał być ostrzeżeniem. A w końcu także o naszym wypadzie do Jarocina. Nagrała swoją wersję wspomnień Ewy.

I przypuszczałem, że na oryginalnych kasetach jest tego jeszcze więcej. Cała historia naszego życia.

Zrozumiałem, że wszystko, czego dowiedziałem się dzięki materiałom Kasandry, było prawdziwą historią mojej narzeczonej. Tyle że opowiadaną nie przez Ewę, ale przez kogoś innego.

– Możesz mi to wytłumaczyć? – odezwałem się, wymierzając palcem w telewizor.

Kasandra niepewnie skinęła głową.

– Większości z pewnością sam się domyślasz – odparła.

– W tej chwili mam w głowie taki mętlik, że nie. Raczej nie. A nawet jeśli, chcę to usłyszeć od ciebie.

Sprawiała wrażenie, jakby sama czuła, że jest mi to winna. Jeśli jednak czegokolwiek nauczyłem się po naszym spotkaniu rok temu, to wyłącznie tego, by nie ufać Kasandrze Reimann pod żadnym pozorem.

Wcisnęła „stop” i obraz znikł ze starego telewizora.

– Myślałeś, że skąd czerpałam wiedzę o waszym życiu? – zapytała.

Nie odpowiadałem.

– Musiałeś zastanawiać się, skąd wiedziałam o tym, że mówiła do ciebie „Tygrysie”, o wypadach na koncerty, upodobaniach, dzieciństwie i…

– Założyłem, że wykorzystałaś RI – uciąłem. – W końcu miałaś pod ręką wszystkie zasoby biura detektywistycznego. A w szczególności mogłaś liczyć na jednego pracownika, który zrobiłby dla ciebie wszystko.

Tryb warunkowy był niepotrzebny. Glazur w istocie zrobił dla niej wszystko.

– Przypuszczałem, że inwigilowaliście mnie od jakiegoś czasu elektronicznie, może włamaliście się do mojego laptopa, na konta internetowe… zyskaliście dostęp do chmury, poznaliście wszystkie backupy i tak dalej.

W dobie, kiedy wszystko było online, wydawało mi się to logicznym założeniem. Kasandra długo przygotowywała się do przejęcia tożsamości Ewy, a Glazur musiał z nie mniejszą determinacją badać całe moje życie.

Kopie moich starych pamiętników wciąż znajdowały się na twardym dysku laptopa, podobnie stare zdjęcia i kontakty. A szperanie w przeszłości nie musiało przecież ograniczać się do mnie.

– Nie – odezwała się w końcu Kasandra. – A przynajmniej niezupełnie. Nie musieliśmy tego robić, Wern.

Znów zamilkłem.

– To potrzebowałeś ode mnie usłyszeć?

– Potrzebuję usłyszeć o wiele więcej.

– Więc pytaj – odparła cicho, uciekając wzrokiem.

Nie miałem wątpliwości, że jej gotowość do rozmowy jest podszyta partykularnym interesem. Chciała dać mi to, czego tak bardzo pragnąłem – odpowiedzi – tylko dlatego, bym pomógł jej odnaleźć Wojtka.

Akurat o to nie mogłem mieć do niej pretensji. Było jednak wiele rzeczy, za które powinienem.

– Na pozostałych kasetach jest to, co usłyszałem od ciebie na nagraniach?

– Tak.

– I tylko dzięki nim wiedziałaś o… o całym naszym życiu?

– To nie żadne „tylko”, Wern – odparła i westchnęła głęboko. – Na nagraniach Ewa godzinami opowiada o wszystkim, co związane z nią, z tobą, z jej rodzicami i z Kajmanem. Cały ten materiał to coś więcej niż krótka opowieść o przeszłości.

Miałem ochotę wyciągnąć z lodówki jakiś alkohol i czym prędzej się znieczulić. Nie ruszyłem się jednak z kanapy. Nie chciałem uronić choćby słowa z tego, co Kasandra miała mi do powiedzenia.

– Nie rozumiem – odezwałem się. – Skąd te kasety? Po co je nagrała? I kiedy? Gdzie?

Nawałnica pytań sprawiała, że nie mogłem zebrać myśli. Wszystko plątało mi się coraz bardziej.

– Nie wiem.

– Nie wiesz? – syknąłem. – Więc skąd je miałaś? Jak do nich dotarłaś? I kto w ogóle…

– Pozwól mi powiedzieć.

Uderzyłem dłońmi o siedzisko i zakląłem pod nosem. Poniewczasie zorientowałem się, że przez moją nerwową reakcję Kas cała się spięła. Najwyraźniej tyle wystarczyło, by usłyszała wołanie demonów przeszłości.

– Miałeś rację, że razem z Glazurem od jakiegoś czasu staraliśmy się dowiedzieć o tobie jak najwięcej – podjęła. – O tobie i o Ewie oczywiście. Robiliśmy wszystko, by odnaleźć jej trop. I w końcu na coś trafiliśmy.

– Na co?

– Glazur dokładnie prześledził, co dekadę temu robił Prokocki. Jak wiesz, to on namówił Ewę do zeznawania przeciwko Kajmanowi. To on ją ukrył i robił wszystko, by ją chronić.

– Twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca.

Jego słowa sprzed roku wciąż odbijały mi się echem w głowie. Według podkomisarza Ewa nigdy nie poszła na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, bo nie miała ku temu powodu. Cała sprawa z Kajmanem była wymysłem Kasandry, a gwałt i porwanie nad Młynówką nie miały nic wspólnego ze zorganizowaną przestępczością.

Ewa miała być ofiarą przypadkowych zwyrodnialców.

Prokocki nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego jej ciało pojawiło się na wyspie Bolko tuż po tym, jak zacząłem grzebać w tej sprawie. Zapewniał, że to ona, że jej tożsamość została potwierdzona badaniami DNA. Ale czy mogłem mu wierzyć? Z pewnością nie chciałem. Wolałem trzymać się myśli, że Ewa żyje. Wciąż się gdzieś ukrywa, a wersja Kasandry jest prawdziwa.

Teraz otrzymałem potwierdzenie. Nagrania dowodziły, że Kajman rzeczywiście polował na moją narzeczoną. A skoro tak, to być może ciało na wyspie wcale nie należało do Ewy. Może Prokocki wciąż próbował ją chronić.

Nie, to niemożliwe. Popadałem w zupełną paranoję.

Wmawiałem sobie tę wersję, od kiedy wróciłem do Opola. Podkomisarz jednak pokazał mi zdjęcia z sekcji. Sam im się przyglądałem i bez trudu poznałem Ewę.

Były prawdziwe. Nawet największy magik w Photoshopie nie zdołałby przygotować czegoś takiego.

A w takim razie Kasandra z jakiegoś powodu musiała kłamać, przynajmniej w tej kwestii.

– I co dalej? – zapytałem. – Glazur wpadł na jakiś ślad?

– Niewiele znaczący, ale wystarczający. Prowadził do Obic.

– Obic?

– Niewielkiej wsi niedaleko Kielc. Prokocki dwa razy płacił w okolicy za paliwo i nie trzeba było długo rozpytywać wśród mieszkańców, żeby się dowiedzieć, że ktoś wprowadził się do jednego z domów na sprzedaż.

To tam trafiła Ewa? Zaszyła się w jakiejś wiosce w Świętokrzyskiem, samotna, wciąż obawiająca się o swoje życie i niepewna przyszłości?

– Glazur ją odnalazł? – zapytałem.

– Nie. Kiedy zjawił się na miejscu, Ewy już tam nie było. Prokocki musiał przenieść ją gdzie indziej. Znaleźliśmy jedynie kasety.

Potarłem nerwowo czoło.

– Przykro mi, Wern – dodała Kasandra. – Tam ślad się po niej urwał.

– Albo wy tak uznaliście, bo mieliście wszystko, co było wam potrzebne. Całą jej historię na kasetach.

Nie odpowiedziała, ale nie musiała tego robić. Kiedy dotarli do Obic, zdali sobie sprawę, że trafili na żyłę złota. Być może wcześniej przygotowywali odpowiednią narrację, którą zamierzali mi przedstawić, ale taśmy zupełnie zmieniały postać rzeczy. Zyskali dzięki temu pewność, że zamydlą mi oczy.

– Staraliśmy się ją odnaleźć.

– Jasne.

– Tak było – podkreśliła Kas. – Robiliśmy wszystko, by ustalić, gdzie jest. Musisz zrozumieć, że stanowiła dla nas…

– Zagrożenie?

Kasandra potwierdziła ruchem głowy.

– No tak – mruknąłem. – Gdyby nagle się pojawiła, kiedy ty ją udawałaś, cały twój plan poszedłby w cholerę.

Znów nie musiała odpowiadać.

– Nie rozumiesz, co było na szali…

Rozumiałem doskonale, bo wciąż pamiętałem o mrożących krew w żyłach statystykach. Nie wiedziałem, czy są aktualne, ale wedle mojej najlepszej wiedzy rocznie w Polsce około pięciuset kobiet ginęło z powodu przemocy domowej. Niemal dziesięć tygodniowo.

A Kasandra musiała myśleć nie tylko o sobie, ale także o dziecku.

– Wydaje mi się, że rozumiem całkiem sporo – odparłem półszeptem. – Ale jest wiele rzeczy, których nie jestem w stanie pojąć.

Czekała na dalszy ciąg, nie zabierając głosu.

– Założyliście, że Blitz wybierze akurat wasze biuro – dodałem. – Dlaczego?

– Wystarczyło kilka lokalizowanych reklam na Google.

Tak przypuszczałem, choć nigdy nie miałem pewności. Niemal całe Reimann Investigations składało się z informatyków, głównym polem ich działania był internet. Niewiele było trzeba, by przez parę tygodni dla zapytań o „biuro detektywistyczne” kierowanych z Opola wyszukiwarka kierowała na stronę RI. Właściwie nie wiązałoby się to nawet z wielkim kosztem.

– A gdyby to nie zadziałało? – zapytałem. – Gdyby Blitzer wybrał jednak kogoś innego?

– Byliśmy gotowi włączyć się pro publico bono.

Jak Rutkowski w kilka głośnych spraw związanych z niewyjaśnionymi zgonami za granicą czy tajemniczymi zaginięciami. Oczywiście.

– Co jeszcze chcesz wiedzieć, Wern?

– Tylko dwie rzeczy.

– Pytaj…

A potem pomóż mi odnaleźć mojego syna? Tak, z pewnością właśnie to miała na końcu języka. A im więcej mówiła, im dłużej patrzyła mi w oczy, tym bardziej byłem gotowy zrobić to, na co liczyła.

– Dlaczego Blitz zginął? – zapytałem. – I kto go zabił?

Spuściła wzrok, a na jej czole pojawiła się podłużna zmarszczka.

– Nigdy nie chciałam, żeby ktokolwiek…

– Nie interesuje mnie to, co chciałaś, a czego nie – uciąłem. – Chcę tylko wiedzieć, dlaczego mój przyjaciel zginął.

Nabrała głęboko tchu.

– Ktoś w policji zorientował się, że na profilu spotted pojawiły się zdjęcia Ewy.

– Nie Ewy, tylko twoje.

– Owszem, ale o tym nie wiedzieli – odparła cicho, jakby zawstydzona. – Doskonale za to zdawali sobie sprawę z tego, że ktoś zostawia komentarze i wypytuje o Ewę. Twój przyjaciel.

Czekała na jakąkolwiek reakcję, ale trwałem w bezruchu.

– Wiesz, że w opolskiej policji działa człowiek Kajmana – dodała.

– J. Falkow.

– Tak – potwierdziła. – Nie wiem dokładnie, co się stało, ale przypuszczam, że dowiedział się o tym, że ktoś wpadł na ślad Ewy. Może próbował coś wyciągnąć od Blitza, zmusić go do mówienia, może doszło do przepychanki, a potem…

Nie musiała kończyć, jako że miała przed sobą osobę, która znalazła rankiem ciało.

Przez chwilę oboje milczeliśmy. Ja wodziłem wzrokiem po pokoju, ona wciąż siedziała z lekko spuszczoną głową. Czy miała wyrzuty sumienia przez wszystko, co zrobiła? Czy może usprawiedliwiała to tym, że Wojtek był bezpieczny, a jej mąż już nigdy nikomu nie mógł wyrządzić żadnej krzywdy?

– Mówiłeś, że chcesz wiedzieć jeszcze o czymś – odezwała się.

Potrząsnąłem głową i potrzebowałem chwili, by przypomnieć sobie, jaki ostatni znak zapytania pozostał.

– Zdjęcie, które zrobiłem Ewie pod Babą na Byku – powiedziałem. – Trafiło do internetu, a tylko ja miałem do niego dostęp.

– Właściwie tych zdjęć było kilka.

– To znaczy?

– Oryginał plus jedna kopia w chmurze. I jedna na twoim komputerze, po backupie, który kiedyś robiłeś.

Zamknąłem oczy i przekląłem się w duchu. Było to tak oczywiste, że nawet moje niewyspanie i ogólne zmieszanie mnie nie usprawiedliwiało.

– A więc jednak włamaliście się na moje konto – powiedziałem.

– Tak, ale…

Machnąłem ręką i gwałtownie się podniosłem. Jakie to miało znaczenie? Ingerencja w prywatność była niczym w porównaniu z tym, co tych dwoje mi zrobiło.

A wszystko dzięki kasetom, które znaleźli. Kasetom, bez których być może zorientowałbym się, że padłem ofiarą manipulacji.

Ale dlaczego Ewa je nagrała? W jakich okolicznościach? Jeśli miała zamiar opowiedzieć kiedyś swoją historię, mogła zrobić to na wiele innych sposobów. Spisać wspomnienia, nagrać je na dyktafon czy choćby nakręcić kilka filmików komórką.

Używanie tradycyjnej kasetowej kamery, a potem przerzucenie wszystkiego na VHS wydawało się niepotrzebnym wysiłkiem. Tym bardziej że ukrywała się na podkieleckiej wsi i robiła wszystko, by nie ściągnąć na siebie uwagi.

Odsunąłem od siebie te myśli. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał się z nimi zmierzyć i poszukać odpowiedzi, ale w tej chwili było jeszcze kilka spraw, które musiałem poruszyć.

– Gdzie jest Glazur? – zapytałem.

Kas również się podniosła i przeszła za mną do kuchni. Nie skończyłem jeszcze wypakowywać wszystkich rzeczy, część znajdowała się w kartonach pod szafkami. Właściwie nie zdążyłem nawet zawiesić zegara na ścianie.

Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała.

– Nie wiem – odparła.

– Nie wiesz, gdzie jest twój…

Kto? „Partner” to chyba za mało powiedziane, ale nie przypuszczałem, żeby sformalizowali związek.

– Rozstaliśmy się.

– Żartujesz sobie?

– Cztery miesiące temu – odparła, jakby nie słyszała pytania. – Ale biorąc pod uwagę, jak wyglądało nasze życie razem, to i tak długo…

– To znaczy?

– Nie chcę o tym rozmawiać, Wern – ucięła, a potem zaglądnęła do kilku pustych szafek.

Nie wiedziałem, czego szuka, ale nie miałem zamiaru o to pytać. Ani tym bardziej niczego proponować. Dowiedziałem się już wszystkiego, co potrzebowałem wiedzieć.

Przynajmniej na temat przeszłości. Teraz interesowała mnie tylko teraźniejszość. I los niewinnego dziecka, które wplątaliśmy w całe to gówno, które się z nami wiązało.

Nie znałem dobrze Wojtka, nie miałem czasu, by się z nim zaprzyjaźnić. Wiedziałem jednak doskonale, co chłopiec przeszedł. I to wystarczało, by zainteresować się jego losem.

– Skąd w ogóle wiesz, że twój syn jest w Opolu? – zapytałem.

Zawahała się, choć nie miała ku temu powodu. Jeśli ja byłem gotów dać jej niewielki kredyt zaufania, to ona powinna zrobić to tym bardziej.

– Jego telefon się uaktywnił – powiedziała w końcu. – I lokalizacja pokazała, że jest gdzieś tutaj.

– Myślałem, że pozbyłaś się komórek po tym, jak wyjechaliśmy z Rewala.

– Nie tyle się pozbyłam, ile je tam zostawiłam.

– No tak…

Spojrzałem na magnetowid i nagle wszystko stało się jasne.

– Te kasety też trzymałaś w domu, prawda? W Rewalu?

– Tak. Schowane na poddaszu.

– I tam je zostawiłaś?

Skinęła głową, a ja dostrzegłem, że ona także poskładała już wszystko w logiczną całość. Być może zrobiła to już dawno, znacznie szybciej ode mnie. Może nawet w momencie gdy zobaczyła, jak podpisana jest taśma.

Jola Kliza.

Skoro ona przysłała mi tę kasetę, musiała w jakiś sposób dostać się do domu Reimannów, zanim trafiła tam policja. Zabrała stamtąd taśmy i komórkę młodego. A teraz zarówno jedno, jak i drugie pojawiło się w Opolu.

Spojrzałem na Kas, starając się przesądzić, czy wie więcej niż ja. Przez chwilę o tym rozmawialiśmy i szybko stało się jasne, że oboje przyjęliśmy taką samą wersję. Jedyną logiczną.

– Ale co ona chce w ten sposób osiągnąć? – zapytałem.

– Nie wiem.

– I myślisz, że naprawdę mogłaby porwać twojego syna?

Kasandra bezradnie rozłożyła ręce.

– Aż tak dobrze jej nie znałam. Dogadywałyśmy się, ale na stopie zawodowej.

– Dopóki jej nie wyrzuciłaś – zauważyłem. – Może o to chodzi?

– Nie ja, tylko Robert. Robiłam wszystko, żeby ją ochronić.

Chciałem odparować, że najwyraźniej nie wszystko, ale w porę ugryzłem się w język. Kas żyła nie tyle w toksycznym, ile w radioaktywnym związku. Właściwie cudem było, że przetrwała tak długo i zdołała się z niego wyrwać.

Być może nie powinno mnie dziwić, że z Glazurem jej nie wyszło. Trauma nie znikała, nawet jeśli usilnie oddalaliśmy się od przeszłości. Coś o tym wiedziałem.

– Tak czy inaczej, czymś jej podpadłaś – zauważyłem. – Bo ta kaseta z pewnością miała naprowadzić mnie na trop tego, co się naprawdę stało.

– Ale jak ją tutaj zostawiła?

– Tego nie wiem. Wydźwięk jednak jest jasny.

– I niepotrzebny, bo nawet bez niego miałabym świadomość, że to atak na mnie. W końcu uprowadziła moje dziecko, Wern.

– O ile to ona.

– Sam mówisz, że nie ma innej opcji.

– Opcje są – odparłem. – Tyle że ta jest najbardziej prawdopodobna.

Mściła się na niej? Jeśli tak, to być może powinienem podejmować u siebie nie Kasandrę, ale Klizę. I to wespół z nią zrobić wszystko, by osoba, która ukradła tożsamość mojej narzeczonej, poniosła tego konsekwencje.

Nie miałem siły się nad tym zastanawiać. Nie tej nocy. Potrzebowałem trochę odpoczynku, Kasandra z pewnością też. Zaproponowałem, żeby zajęła pokój, który naprędce uczyniłem gościnnym. W rzeczywistości była to moja jedyna sypialnia, ale nie miałem nic przeciwko przespaniu się na kanapie.

Nie sądziłem, że Kas skorzysta z propozycji, ale od razu się zgodziła. Być może wolała ryzykować spędzenie reszty nocy tutaj niż rozpoznanie na ulicy. W Opolu było trochę osób, które pamiętały Ewę – i gdyby ktoś przypadkiem zobaczył tak podobną do niej osobę, z pewnością szybko by zareagował.

Nie mogąc zasnąć, przewracałem się z jednego boku na drugi jak ryba wyrzucona z wody. Początkowo łudziłem się, że to tylko chwilowe. Że myśli nagle zwolnią i zaniechają uporczywej gonitwy za własnym ogonem. Po godzinie czy dwóch wiedziałem już, że próba zapadnięcia w sen nie ma sensu.

Wyciągnąłem piwo z lodówki, usiadłem przed telewizorem i uruchomiłem sprzęt tylko po to, by wyjąć kasetę. Przyglądałem się jej jak relikwii. W pewnym momencie musiała znajdować się w rękach Ewy. Próbowałem wyłowić z pamięci widok jej dłoni, które tak dobrze znałem, ale bez powodzenia. Jedenaście lat to szmat czasu.

Przyjrzałem się zamazanej części etykiety, przekonany, że to moja narzeczona musiała opisać kasetę. Ale kto w takim razie zakrył wszystko czarnym markerem? Kliza? W jakim celu miałaby to robić?

Podniosłem taśmę tak, by zmienił się kąt padania światła. Zacząłem przyglądać się jego refleksom, próbując znaleźć ułożenie, dzięki któremu mógłbym coś zobaczyć.

W końcu mi się udało. Dostrzegłem napis znajdujący się pod ciemnym flamastrem.

„3/15”.

Zbliżyłem kasetę jeszcze bardziej, niepewny, czy mi się nie przywidziało.

Nie, rozpoznałem trójkę i piętnastkę. Ale co to oznaczało? Że taśma jest trzecią z piętnastu? Wydawało się to wątpliwe, bo na nagraniu Ewa opowiadała naszą historię od samego początku. Co miałoby znajdować się na dwóch wcześniejszych?

Spojrzałem w kierunku sypialni. Kas oczywiście twierdziła, że jest więcej kaset, ale aż piętnaście? Ewa przekazała na tej niemal wszystko. Musiałem także założyć, że Kasandra celowo wprowadza mnie w błąd, mimo że w tej chwili nie potrafiłem sobie wyobrazić, po co miałaby to robić.

Niedających mi spokoju pytań było zbyt wiele, a ja w końcu uznałem, że pora uzyskać choćby cząstkowe odpowiedzi. Podniosłem się i ruszyłem w stronę zamkniętych drzwi, by porozmawiać z Kas.

Nie zdążyłem. Wybiegła z pokoju roztrzęsiona, posyłając mi przestraszone, zdezorientowane spojrzenie.

– Co się stało? – zapytałem mimo woli.

– Wiem, gdzie… – Odchrząknęła niepewnie. – Wiem, gdzie jest Wojtek – dodała, a potem wyciągnęła w moją stronę komórkę.

Zerknąłem na wyświetlacz z niedowierzaniem.

– Musisz mi pomóc, Wern – powiedziała.

Byłem gotów to zrobić. Mimo niepokojącego poczucia, że znów jestem rozgrywany. I że ładuję się w coś, czego do końca życia będę żałował.

Nieodgadniona

Подняться наверх