Читать книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz - Страница 9

ROZDZIAŁ 1
7

Оглавление

Jasne było dla mnie, że nic nigdy nie dzieje się bez powodu – chciałbym jednak częściej go znać. Tak jak teraz, kiedy przyglądałem się kasecie i zastanawiałem, co sprawiło, że znalazła się w moim mieszkaniu. Kto ją przysłał? I dlaczego?

Oglądałem ją bez końca, Kliza także. I tak jak ja nie miała bladego pojęcia, co o tym wszystkim sądzić.

Zaproponowałem, że może się u mnie przespać, ale nawet przez chwilę nie zakładała takiej możliwości. Wróciła na noc do hotelu Kamienica przy Solarisie, twierdząc, że ma tam wszystko, czego potrzebuje. Zjawiła się następnego dnia z samego rana i wystarczył rzut oka, bym zrozumiał, że niewiele spała. Ze mną było podobnie.

– Jedna rzecz jest dla mnie oczywista – zaczęła, wchodząc do loftu. – Ewa nie nagrała tego wszystkiego bez powodu.

Uznałem, że to najwyraźniej było powitanie.

– W porządku – mruknąłem, jeszcze nie do końca rozbudzony.

– Dlaczego więc to zrobiła?

– Chciała opowiedzieć swoją historię.

– Komu?

– Temu, kto znajdzie kasetę… – wymamrotałem. – To znaczy kasety, jeśli wierzyć Kasandrze.

– Wierzyć jej? Wern, jeszcze do końca nie wypłukałeś z żołądka trucizny, którą ci podała, mówiąc, że to eliksir życia.

Zamilkłem, zastanawiając się nad tym, czy dobrze robię, snując te rozważania właśnie z Klizą. Wciąż nie byłem pewien, komu mogę ufać, a komu nie.

– W tym wypadku wydaje się wiarygodna – odparłem, przechodząc do kuchni. Nalałem wody do czajnika, a potem wrzuciłem torebki herbaty do dwóch czerwonych kubków nescafé. – I tak sugeruje podpis na kasecie: trzy-piętnaście.

Jola stanęła obok i spojrzała z rezerwą na kubki.

– Nie masz ekspresu do kawy? – spytała, rozglądając się.

– Nie za bardzo.

– Samej kawy też nie? Sypanej? Rozpuszczalnej?

Pokręciłem głową, uzmysławiając sobie, jak marne zapasy miałem w domu. Wszystko wynikało z tego, że do przeżycia właściwie wystarczała mi dobra gra z trybem online, kilka puszek piwa i cokolwiek przypominającego jedzenie.

– Mniejsza z tym – powiedziała. – I mniejsza z Kasandrą. Skupmy się na Ewie.

– Jestem za.

– Więc zastanówmy się, po co te nagrania?

– Z wewnętrznej potrzeby, żeby opowiedzieć komuś o tym, co jej się przydarzyło? Może to był jakiś zawór bezpieczeństwa, dzięki któremu nie odeszła od zmysłów po tym, jak zniknęła.

Kliza zaczęła przeszukiwać puste szafki.

– Zakładasz, że została porwana? Czy że sama uciekła?

– Nie wiem już, co zakładać – odparłem cicho. – Równie dobrze może się okazać, że to Prokocki za tym stoi.

– Rozmawiałeś z nim?

– Nie. I nie mam zamiaru.

– Może powinieneś.

Prychnąłem, a potem położyłem rękę na drzwiczkach szafki, którą miała zamiar przejrzeć. Szybko odebrała niewypowiedziany sygnał, że jej poszukiwania pójdą na marne.

– Ten facet pokazał mi zdjęcie zwłok i wmawiał, że należą do niej – odparłem. – Ewidentnie zrobi wszystko, żeby nikt nie trafił na jej trop. Nawet ja… albo szczególnie ja.

– A nie przeszło ci przez myśl, że to naprawdę mogła być ona?

– Nie.

– Bo?

– Bo Kas twierdzi, że ona żyje. I że cała sprawa z zeznaniami przeciwko Kajmanowi była prawdą.

– Ale Prokocki zaprzecza.

– Tak – przyznałem. – I dlatego nie mam zamiaru z nim rozmawiać.

Kliza poczekała, aż zaleję herbatę, a potem usiadła z kubkiem przy niewielkim stoliku. Kupiłem go za bezcen na OLX, podobnie jak dwa stare krzesła, które stały obok. Właściwie całe wyposażenie loftu skompletowałem w ten sposób, dzięki czemu wnętrze sprawiało wrażenie, jakby celowo zostało utrzymane w stylu retro.

– Może w takim razie powinieneś porozmawiać z kimś innym? – odezwała się Kliza.

– Z kim?

– Z Kajmanem.

Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem, czekając, aż oświadczy mi, że to tylko bezrefleksyjna, niemal przypadkowo rzucona sugestia. Jola jednak trwała z niezmienionym wyrazem twarzy.

– To nie jest zły pomysł, Wern.

– Chyba żartujesz…

– Szczerze mówiąc, nie bardzo umiem. Spalam każdy dowcip.

– Tego nie spaliłaś.

– Bo to nie był żart – odparła, a potem objęła kubek dłońmi. – Ten facet może wiedzieć dokładnie to, co cię interesuje.

– Fakt – przyznałem. – Tyle że jest gangsterem, który kierował zorganizowaną grupą przestępczą. Przekręty Roberta Reimanna to przy jego działalności nic.

– Boisz się go, Wern? – spytała z przekąsem.

Usiadłem naprzeciwko niej i posłałem jej długie spojrzenie.

– Jeśli tak, to szkoda.

– Szkoda?

– Bo złożyłam wniosek o widzenie.

– Co takiego?

– Uznałam, że najlepiej będzie…

– Spotkać się z człowiekiem, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wciąż poluje na moją narzeczoną?

To prawdopodobieństwo istniało tylko przy założeniu, że Kasandra mówiła prawdę. Byłem jednak przekonany, że tak jest, nawet jeśli Kliza w to wątpiła.

– O czym ty myślałaś? – wypaliłem. – Przecież nic z niego nie wyciągnę. On tymczasem zrobi wszystko, żeby wyciągnąć coś ze mnie.

– Tyle że ty nic nie wiesz.

– On tym bardziej nie.

– Jesteś pewien?

Nie, nie byłem. W tej sprawie było zbyt wiele krętych i ślepych uliczek, żebym mógł wytyczyć drogę do celu. Czułem się, jakby ktoś zamknął mnie w tym labiryncie i za punkt honoru postawił sobie, bym na próżno szukał wyjścia aż do końca życia.

Ale do czego ono właściwie się sprowadzało? Do szukania Ewy? Gonitwy za powidokiem osoby, która kiedyś znaczyła dla mnie wszystko, a teraz mogła zmienić się właściwie nie do poznania?

– Musisz się z nim spotkać – dodała po chwili Jola. – Nawet jeśli Kajman nic nie wie, przynajmniej skreślimy go z listy.

– Żeby go skreślić, musielibyśmy mieć pewność, że powie mi prawdę – odparłem. – A jestem przekonany, że usłyszę od niego same kłamstwa. O ile w ogóle zechce się spotkać.

– Skorzysta z okazji, żeby zobaczyć nową twarz i wyrwać się z celi. Jak każdy więzień.

Upiłem łyk herbaty i syknąłem, czując, że poparzyłem sobie język i podniebienie. To ewidentnie nie była dobra pora na gorące napoje, uznałem w duchu, po czym poszedłem do lodówki po coś innego. Wyjąłem butelkę prosecco.

– Nie wiedziałam, że w tym gustujesz.

– Nie gustuję.

– Więc kupiłeś dla Kasandry? Uznałeś, że coś jej się od życia należy?

Wzruszyłem ramionami i wyjąłem z szafki szklankę. Kieliszków jeszcze nie zdążyłem kupić. Może zresztą nie były mi potrzebne.

– Odstawiła prosecco – dodała Jola. – Źle jej się kojarzyło.

Zignorowałem uwagę, otwierając butelkę. Pociągnąłem łyk i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie na tyle, by przejść do porządku nad faktem, że Kliza starała się doprowadzić do konfrontacji z mafiosem, ale przynajmniej trochę.

– Spotkanie z Kajmanem to dobry krok, Wern – zapewniła Jola. – Już dawno powinieneś go zrobić.

– Jakoś nie po drodze mi było spotykać się z człowiekiem, który mógł zlecić gwałt i pobicie mojej narzeczonej. I który był powodem jej zniknięcia.

– Przynajmniej wedle obowiązującej obecnie wersji – zauważyła.

Niepotrzebnie wciąż podawała ją w wątpliwość. Wydawała się przecież najbardziej logiczna.

Ewa zeznaje przeciwko Kajmanowi, ten najmuje zbirów, by nas zaatakowali. Prokocki nie może zapewnić Ewie państwowej ochrony, więc ukrywa ją na własną rękę.

Ale co stało się potem? Dlaczego nigdy do mnie nie wróciła? Nie dała żadnego znaku życia?

Na fundamencie tych pytań Kasandra stworzyła swoją wersję, którą wykorzystała do omotania mnie. Ale stanowiła wyłącznie jej wymysł. To, co naprawdę działo się z Ewą, było jedną wielką niewiadomą.

Odpowiedzi jednak gdzieś były. Na czternastu pozostałych kasetach.

– Sprawdziłam trop, który podsunęła Kasandra – odezwała się po chwili Kliza, jakby chciała usprawiedliwić swoją powściągliwość.

Zmarszczyłem czoło, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza.

– Mam na myśli tę wioskę pod Kielcami, gdzie Ewa miała się zaszyć. I gdzie Kas miała znaleźć taśmy.

– Obice.

Kliza potwierdziła ruchem głowy.

– Wygląda na to, że to martwy trop. Nie ma nawet żadnych dowodów na to, że Ewa kiedykolwiek tam była.

– A jednak Prokocki tam jeździł. Tankował w okolicy.

– Według Kasandry.

Nabrałem głęboko tchu i znów pociągnąłem łyk prosecco. Picie o tej porze znaczyło tyle, że przez cały dzień będę się czuł jak przeżuty i wypluty, ale niespecjalnie mnie to teraz obchodziło.

– Według Kasandry moja narzeczona żyje – odparowałem stanowczym tonem. – I zamierzam się tego trzymać.

– Więc dlaczego się z tobą nie skontaktowała przez te wszystkie lata?

– Może była przetrzymywana wbrew własnej woli.

– Przez kogo?

– Ludzi Kajmana.

– Więc nie zabili jej, tylko ją uwięzili?

Wzruszyłem ramionami. Kliza irytowała mnie swoimi pytaniami, choć wiedziałem, że są całkowicie zasadne.

– I pozwolili jej zrobić te nagrania?

– Może uznali, że będą niegroźne. A może nie wiedzieli, że je robi. Może była zamknięta w jakiejś piwnicy, znalazła stary sprzęt VHS, kamerę i nagrała to wszystko. Może schowała gdzieś taśmy z nadzieją, że ktoś je znajdzie.

– Aha. Brzmi bardzo prawdopodobnie.

– Nie możesz tego wykluczyć.

Przez chwilę mi się przyglądała, jakby starała się stwierdzić, na jak dużą rezerwę może sobie pozwolić.

– Załóżmy, że masz rację – powiedziała w końcu. – W takim razie Ewa wykorzystałaby tę okazję, nie sądzisz?

– Do czego?

– Żeby w nagraniach przekazać coś między wierszami.

Potarłem się po karku i rozprostowałem plecy.

– Jak Juan Carlos Ortiz… – zauważyłem.

– Kto?

Nie dowierzałem, że może go nie pamiętać. W końcu to właśnie ona przedstawiła mi jakiś czas temu historię tego człowieka i odbicia pewnych zakładników.

– Facet, który wpadł na to, by wojsko przechytrzyło FARC dzięki zakodowaniu w pewnej piosence wiadomości alfabetem Morse’a.

Widziałem, że już załapała.

– Ach… – odparła. – Natalia Gutierrez Y Angelo. Better days.

Czy Kas wykorzystała w swojej manipulacji ten motyw dlatego, że po znalezieniu kaset doszła do takiego samego wniosku jak teraz ja i Kliza? Musiałem przynajmniej przyjąć, że to możliwe.

Owszem, wszystkie wskazówki, jakie podsuwała mi Kasandra, były wyłącznie jej wymysłem. Ale przecież mogło zainspirować ją to, co znalazła na kasetach.

Zerknąłem na magnetowid, jakbym rzucał mu wyzwanie.

– Nie ma tam nic? – spytała Jola. – Żadnego ukrytego przesłania?

Pokręciłem głową.

– Oglądałem to kilkadziesiąt razy – powiedziałem pod nosem. – Wyłapałbym, gdyby coś się pojawiło.

– Może nie było tak wyeksponowane jak tropy, które podsuwała ci Kasandra. Ona nie musiała być ekstremalnie uważna, ale Ewa tak.

Kliza miała rację. Gdyby moja narzeczona naprawdę chciała przemycić coś między wierszami, musiałaby zachować znacznie większą ostrożność. Porywacze mogli zbagatelizować sam fakt nagrań, ale tylko dopóty, dopóki uznawali, że są niegroźne.

Zamknąłem na moment oczy, przypominając sobie wszystko, co znajdowało się na taśmach.

– Chcesz obejrzeć jeszcze raz?

– Nie – odparłem bez wahania. – Pamiętam wszystko. I nic tam nie ma.

– Jesteś…

– Jestem absolutnie pewien – uciąłem, bo nie było sensu dłużej tego rozważać. – Może zresztą nie chodzi o słowa, ale o obrazy. Może przekazała mi coś gestem, grymasem lub choćby wzrokiem. Przy tak gównianym nagraniu niczego jednak nie zobaczymy.

Miałem nawet trudności z rozpoznaniem, co Ewa miała na sobie, co dopiero mówić o wyłapaniu jakichś niuansów, które mogłaby zakodować w nagraniu.

– Musiała wiedzieć o tym, że materiał nie będzie najwyższej jakości – odezwała się po chwili Jola.

– Może.

– A skoro tak, to postawiłaby raczej na słowa – uparła się. – Zobaczmy to jeszcze raz.

Chciałem zaprotestować, bo znałem to wszystko na pamięć, a kiedy zasypiałem, zniekształcone szumem słowa narzeczonej odbijały się echem w mojej głowie. Jola jednak nie czekała, aż zdążę zaoponować.

– Siadaj – powiedziała, wskazując miejsce na podłodze przed telewizorem. – I słuchaj.

– Słuchałem już wystarczająco wiele razy.

– Ale może skupiałeś się nie na tym, na czym powinieneś.

– To znaczy?

Zabrałem szklankę i podszedłem do niej. Zrezygnowany, zająłem miejsce przed ekranem, czując się jak dziecko, które nie zdołało przeforsować u rodziców tego, co chciało.

– Pamiętasz wersję Kasandry? – spytała Kliza.

– Słowo w słowo. Nie gorzej od nagrań Ewy.

Łypnęła na mnie, jakby to znaczyło więcej, niż sądziłem. Jakbym co najmniej przyznawał się do uczuć wobec obydwu tych kobiet.

– Jak bardzo się różnią? – spytała.

– Nieznacznie. Jakimiś drobiazgami, które właściwie…

– Co?

– Nic nie znaczą – dodałem, ściągając brwi.

Kliza uśmiechnęła się, jakbyśmy właśnie wspólnymi siłami dotarli do czegoś przełomowego. Położyła palec na przycisku „play”, a potem popatrzyła na mnie pytająco.

– To jak? – spytała. – Jesteś gotowy skupić się na tym, co według ciebie nie ma znaczenia?

Skinąłem głową, a potem wbiłem wzrok w kineskopowy telewizor.

Po raz kolejny słuchałem tych samych słów, ale tym razem zignorowałem wszystko to, co powtarzało się w obydwu przekazach. Wszystko to, co powieliła Kasandra.

Zwracałem uwagę jedynie na to, co pominęła, bo najpewniej wydało jej się to niepotrzebne i nic nieznaczące.

Szybko przekonałem się, że Kas się myliła. Każde słowo miało znaczenie.

Nieodgadniona

Подняться наверх