Читать книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz - Страница 7

ROZDZIAŁ 1
5

Оглавление

Przypatrywałem się wszystkiemu z oddali, nie wiedząc, jak zareagować. Najpierw dwóch funkcjonariuszy unieruchomiło wyrywającą się Kasandrę, a potem pozostali dopadli do Glazura i Wojtka.

Mężczyznę sprowadzili bez ogródek na ziemię i natychmiast skuli kajdankami. Jeden z nich wziął chłopca na ręce i szybko ruszył w kierunku zaparkowanego nieopodal radiowozu.

Zasadzka niewątpliwie była dobrze przygotowana. Ale nie odpowiadał za nią Glazur. Policjanci potraktowali go znacznie ostrzej niż Kasandrę i nie ulegało wątpliwości, że ma nie mniejsze problemy niż ona.

Ale w takim razie kto tym wszystkim sterował? I co chciał w ten sposób osiągnąć?

Zanim się zorientowałem, wokół zebrała się ciżba ludzi i ruszyła w kierunku placu Wolności. Byłem zbyt zdezorientowany, żeby podjąć świadomą decyzję, ale uległem presji tłumu i razem z innymi popędziłem ku centrum zdarzeń.

Kasandra wyrywała się, starając się dostać do Wojtka. Kiedy zrozumiała, że jej się to nie uda, zaczęła nerwowo się rozglądać. Nie miałem wątpliwości, że pośród zbieraniny gapiów szuka właśnie mnie, więc odepchnąłem jakiegoś mężczyznę i ruszyłem przed siebie.

– Wern! – krzyknęła, kiedy mnie zobaczyła.

Próbowałem się do niej przebić, ale ludzi było zbyt wiele, a policjanci już ciągnęli Kas w kierunku radiowozu.

– Zaopiekuj się nim! – dodała. – Jest więcej kaset! Znajdź je!

Nie zdążyła dodać nic więcej. Po chwili zniknęła mi z oczu, a jeden z funkcjonariuszy trzasnął za nią drzwiami auta. Poruszenie tłumu nagle opadło, zupełnie jak podczas zbiorowego oglądania meczu, kiedy strona przeciwna zdobywa gola w ostatniej chwili i nie ma już czym się emocjonować.

Gdyby ci ludzie wiedzieli, do kogo Kasandra kierowała ostatnie słowa, z pewnością skupiliby się teraz na mnie. W całym tym zamieszaniu nie sposób było jednak zidentyfikować konkretnej osoby.

Wycofałem się, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Odszedłem kawałek w kierunku Krakowskiej, głównego opolskiego deptaka, a potem usiadłem na ławce nieopodal filharmonii.

Zwiesiłem głowę, wciąż słysząc rwetes, który tak naprawdę dawno wybrzmiał. Nadal nie mogłem zrozumieć, co się stało. Ani dlaczego Kas miałaby mówić to, co powiedziała.

Oczywiście o zaopiekowanie się jej synem w tej sytuacji poprosiłaby każdego. Ale co z tą drugą częścią? Wcześniej mogłem łudzić się, że napis „3/15” wcale nie oznacza trzeciej taśmy z piętnastu. I że Kasandra kłamie na temat pozostałych. Skoro jednak w ostatniej chwili do tego wróciła, musiałem przyjąć, że kasety rzeczywiście istnieją. Tylko dlaczego tak zależało jej na tym, żebym je znalazł?

Co tu się działo, do kurwy nędzy?

Trwałem w bezruchu jak sparaliżowany. Miałem wrażenie, że niemoc, którą czułem od jakiegoś czasu, przekształciła się w fizyczną, oplatającą mnie szczelnie błonę.

Nie wiem, jak długo siedziałem pod filharmonią. Kiedy jednak w końcu się podniosłem, byłem zdeterminowany, by wreszcie poznać odpowiedzi.

Ruszyłem szybkim krokiem przed siebie, nie mając zamiaru zatrzymywać się, dopóki nie wrócę do mieszkania. Stało się jednak inaczej. Niemal wrosłem w ziemię, kiedy mijałem lokal z sushi.

Zerknąłem do środka mimowolnie, sam nie wiedziałem dlaczego. Wystarczyło jednak, że moje spojrzenie padło na siedzącą przy oknie kobietę, a poczułem się, jakby trafił mnie piorun.

Stałem przed witryną z napisem „Kaiseki”, wlepiając wzrok w ostatnią osobę, jaką spodziewałem się zobaczyć w Opolu.

Potrzebowałem chwili, żeby się otrząsnąć. W końcu jednak wziąłem się w garść, chwyciłem za klamkę i wszedłem do środka. Kobieta siedząca przy pierwszym ze stolików nie zwróciła na mnie uwagi.

Skupiała się na jedzeniu, głowę miała spuszczoną, a ciemne włosy luźno opadały jej na policzki.

Nigdy nie widziałem jej na żywo, ale swojego czasu przejrzałem w internecie wszystko, co udało mi się na jej temat znaleźć. Nie mogłem się mylić, to musiała być Jola Kliza.

Kiedy zrobiłem krok w jej kierunku, w końcu podniosła wzrok. Na moment zamarła, trzymając w pałeczkach rolkę sushi, a ja pomyślałem, że jest tak samo zszokowana moim widokiem jak ja jej.

Zaraz potem włożyła jednak hosomaka do ust i zaczęła przeżuwać.

– Hej, Wern – wymamrotała.

Przyglądałem jej się z niedowierzaniem, podczas gdy ona spokojnym ruchem wskazała mi krzesło naprzeciwko niej.

– Usiądziesz?

Potrząsnąłem głową, starając się uporać z wrażeniem całkowitego surrealizmu sytuacji.

– Co ty tu robisz? – wydusiłem, zajmując miejsce.

– Wcinam hosomaki z tamago i futomaki z łososiem. I właściwie czekam na ciebie.

– Zaraz…

– No dobra, raczej na okazję do rozmowy z tobą. Ale to nie brzmiałoby tak dobrze, prawda?

Jedna z kelnerek podeszła i podała menu, ale szybko zapewniłem, że niczego mi nie potrzeba. I rzeczywiście tak było. Jedyne, czego chciałem, to odpowiedzi – tymczasem dostawałem wyłącznie kolejne znaki zapytania.

Popatrzyłem na Klizę, uznając, że mogę odpuścić sobie wszystkie zwyczajowe formułki.

– To ty zostawiłaś mi tę kasetę? – spytałem.

– Jaką kasetę?

– Podpisaną twoim nickiem z RIC.

Jola nałożyła trochę wasabi na futomaka, a potem sprawnie złapała go między pałeczki.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– A mnie się wydaje, że doskonale wiesz.

Uniosła błagalnie spojrzenie i zaczęła przeżuwać. Sprawiała wrażenie, jakby egzystowała w jakiejś innej rzeczywistości, w której Kasandra i Glazur nie zostali właśnie ujęci przez policję.

Nawet nie chciałem myśleć o tym, co to oznaczało dla Kas. Owszem, należała jej się kara za to, co zrobiła – ale nie za wszystko. Zabójstwo Roberta Reimanna sprawiło, że sprawiedliwości stało się zadość.

Kasandra trafi za to za kratki, nie było innej możliwości. Śledczy zebrali aż nadto materiału dowodowego, co więcej, mieli moje zeznania. Złożyłem je zaraz po tym, jak Kas mnie okpiła. Byłem wściekły, nie myślałem racjonalnie. I przedstawiłem wszystko tak, by poniosła jak najdotkliwszą karę.

Wtedy wydawało się to uzasadnione, bo manipulowała mną, jak jej się żywnie podobało. I odnosiłem wrażenie, że teraz to samo starała się robić Kliza.

– Naprawdę masz zamiar się wypierać? – zapytałem, rozkładając ręce. – Zjawiasz się tutaj akurat w momencie, kiedy Kasandra i Glazur trafiają do aresztu, i chcesz powiedzieć, że…

– Co takiego? – przerwała mi, odkładając pałeczki. – Jakiego aresztu?

– Nie słyszałaś?

Powiodła wzrokiem dookoła, a ja przekonałem się, że jej pewność siebie była jedynie pozorna. Pod tą twardą zewnętrzną skorupą była raczej nieśmiałą dziewczyną, która jakiś czas temu musiała nauczyć się to ukrywać.

Zerknąłem na zegarek i przekonałem się, że od akcji na placu Wolności minęły dopiero dwa kwadranse.

– Jak długo tu siedzisz? – zapytałem.

– Trochę ponad pół godziny – odparła szybko dla porządku, a potem odrzuciła włosy na bok. – Może byś mi wyjaśnił, co się stało?

– Mógłbym. Ale nie wiem, czy powinienem.

Spojrzała na mnie z wyrzutem, ale szybko uciekła wzrokiem. Uświadomiłem sobie, że od kiedy wszedłem, za każdym razem patrzyła na mnie tylko przelotnie.

Oprócz tego uzmysłowiłem sobie jeszcze coś. W gruncie rzeczy Kliza samodzielnie wyciągnęła mnie z kłopotów po zabójstwie Blitza. To ona wyprowadziła mnie za rękę z Opola i sprawiła, że policja nie trafiła na mój trop, w momencie gdy byłoby to dla mnie najbardziej kłopotliwe.

Tyle że to nie wystarczało, bym jej zaufał. Szczególnie po tym, jak boleśnie utwierdziłem się w przekonaniu, że istnieją tylko dwa powody, dla których nie powinniśmy ufać ludziom. Pierwszy: bo ich nie znamy. Drugi, może ważniejszy: ponieważ ich znamy.

– Jak do tego doszło? – spytała Kliza. – I kiedy?

Nie odpowiadałem, wciąż nie potrafiąc podjąć decyzji.

– Wern?

Wstałem z krzesła i uniosłem otwarte dłonie.

– Nie mam pojęcia, co tu się dzieje – powiedziałem. – Ale wiem, że to nie moja sprawa.

– Poczekaj…

Chciałem ruszyć w kierunku wyjścia, ale Kliza złapała mnie za rękę. Wyglądała na nieco zażenowaną, ale trzymała mocno. Odniosłem wrażenie, że to zachowanie w jakiś sposób oddaje cały jej charakter.

– Mówiłeś, że dostałeś kasetę podpisaną moim nickiem?

– Raczej znalazłem.

– I myślisz, że to ja ci ją przysłałam?

Skinąłem niepewnie głową.

– A nie wpadłeś na to, że ktoś mógł po prostu dać ci wskazówkę, do kogo się zwrócić?

– To znaczy? – spytałem, kręcąc głową. – Po jaką cholerę ktoś miałby to robić?

– Nie wiem, bo na razie właściwie nic mi nie wyjaśniłeś. – W końcu puściła moją rękę. – Ale może nadawca podpisał ją moim nickiem, żebyś się ze mną skontaktował?

Jeszcze przez chwilę zapewniała mnie, że nie wie nic o żadnej taśmie, a ja starałem się przesądzić, czy tak dobrze potrafi grać, czy może jednak mówi prawdę. Jeśli intuicja mnie nie myliła, aktorka z niej żadna. Uznałem, że na razie tyle wystarczy, bym chociaż jej wysłuchał.

– Okej – odparłem, na powrót zajmując miejsce. – W takim razie wytłumacz mi, co tutaj robisz.

– Przyjechałam na prośbę Glazura.

– Co?

Podniosła pałeczki, obróciła je w dłoni, a potem zmarszczyła czoło.

– Ty naprawdę o niczym nie wiesz – zauważyła.

– Nie, najwyraźniej nie.

Przyjrzała mi się, a ja przez moment obawiałem się, że zanim mi cokolwiek wyjaśni, postawi warunek, bym ja jako pierwszy powiedział, co stało się z Kasandrą i Glazurem. Szczęśliwie musiała uznać, że taka przepychanka nie ma sensu.

– Syn Kasandry zaginął – podjęła.

– Tak, wiem.

– A więc jednak o czymś masz pojęcie.

– Tylko o tym. I o tym, że mieszkali gdzieś pod Norymbergą.

– W Winkelhaid – odparła Jola, podnosząc hosomaka. – Przez jakiś czas układało im się dobrze, przynajmniej z tego, co mówił Glazur.

– Utrzymywałaś z nimi kontakt?

– Przede wszystkim z nim, choć raz ich odwiedziłam.

Przypomniałem sobie informacje, do których dotarliśmy z Blitzem przed zatrudnieniem Reimann Investigations. Kliza mieszkała kiedyś w Niemczech, studiowała tam. Być może po tym, jak Robert wyrzucił ją z firmy, wróciła na stare śmieci.

– Nie pociągnęli długo jako para – dodała. – Kasandra nie potrafiła się w tym odnaleźć. I trudno się jej dziwić.

– Wiedziałaś o tym, co przechodziła?

– Glazur powiedział mi dopiero po fakcie. I już po tym, jak się rozstali.

Z pewnością nie powinien był tego robić, ale najwyraźniej tych dwoje utrzymywało bardziej zażyłe relacje, niż przypuszczałem.

– W każdym razie zaczynała układać sobie życie w Winkelhaid, razem z Wojtkiem – ciągnęła Jola. – Do momentu, aż ten znikł. Od razu założyła, że to ma jakiś związek z Robertem, więc zaczęła odchodzić od zmysłów.

– Skąd wiesz?

– Od Glazura.

– A on skąd o tym wiedział, skoro się rozstali?

Dałem jej chwilę na to, by przeżuła. Potem znów złożyła pałeczki na czarnym podłużnym talerzu.

– Nawiązał trochę znajomości, kiedy był w Winkelhaid – wyjaśniła. – Przypuszczam, że reszta to jego gdybania. Ale zna Kasandrę dość dobrze i wie, o czym mówi.

– Z pewnością – mruknąłem i mimo woli przypomniałem sobie, jak mnie znokautowali i zostawili na poboczu.

– Co stało się potem? – zapytałem.

– Glazur wykorzystał tracker GPS, który lata temu umieścił w telefonie młodego.

– Telefonie, który został w Rewalu – zauważyłem.

– Tak – przyznała Jola. – Ale sygnał pojawił się w Opolu. I byliśmy pewni, że Kasandra także go namierzyła.

Brzmiało to, jakby Kliza i Glazur się nie rozstawali, ale może przesadzałem. Moja wyobraźnia właściwie wszędzie upatrywała spisków i machinacji. Być może nie bez powodu.

– Wystarczyły login i hasło – kontynuowała. – I bez trudu można było sprawdzić, gdzie jest telefon.

– Więc ktoś zabrał go z Rewala i włączył w Opolu – powiedziałem. – Po co?

– Nie mam pojęcia.

Potarłem nerwowo czoło, jakby łapała mnie migrena.

– Więc od razu przyjechaliście tutaj? – spytałem.

– Chcieliśmy pomóc.

– Bo?

– Glazura chyba nie muszę tłumaczyć – odparła z pewną niechęcią w głosie. – A jeśli o mnie chodzi, cóż…

– Zrobiłaś to dla niego?

– Nie. Boże, w żadnym wypadku – zastrzegła. – Powiedzmy, że Kasandra to jedyna osoba, jaka kiedykolwiek o mnie zawalczyła.

Nabrałem głęboko tchu, zastanawiając się, w co powinienem wierzyć. Historia Klizy jak na razie brzmiała dość wiarygodnie, ale równie dobrze mogła być zgrabną zasłoną dymną.

– Na miejscu trafiliśmy na ślad po Wojtku – dodała. – Glazur natychmiast odebrał go ze szpitala i…

– Więc nie wiecie, co mu się stało?

Jola pokręciła głową.

– Ani kto go porwał? I dlaczego?

– Nie. Próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć, ale… Jezu, widziałeś tego chłopaka? To warzywo.

Skrzywiłem się, słysząc to określenie. Kliza zresztą sama się wzdrygnęła, zorientowawszy się poniewczasie, że niepotrzebnie go użyła.

– Dlatego też nie udało nam się ustalić, kto za tym wszystkim stoi – ciągnęła. – Ciebie też braliśmy pod uwagę.

– Mnie?

– A kto miałby lepszy powód, żeby mścić się na Kasandrze? – spytała, a ja nie odpowiedziałem. – Wiedzieliśmy, że się u ciebie zatrzymała, i na wszelki wypadek zostawiliśmy list z informacją, żeby zjawiła się na placu Wolności sama.

Spojrzałem na nią podejrzliwie.

– Wczoraj uznawałaś mnie za podejrzanego, a dzisiaj ze mną rozmawiasz jakby nigdy nic? – spytałem.

– Jak dla mnie, od początku byłeś słabym kandydatem na porywacza – odparła i wzruszyła ramionami. – Ale Glazur był innego zdania.

Kelnerka znów się do nas zbliżyła i upewniła, czy nie chciałbym czegoś zamówić. Zerknąłem na menu i wybrałem pierwsze lepsze nigiri.

– Dlaczego nie poszłaś z nim na plac Wolności? – zapytałem. – Siedziałaś tutaj spokojnie, podczas gdy on…

– To oskarżenie?

– Nie. Po prostu stwierdzenie oczywistego faktu, że to trochę podejrzane.

– Brzmisz, jakbyś miał paranoję, Wern.

– Może powinienem mieć – odparowałem. – A ty może powinnaś wyjaśnić mi, dlaczego nie czekałaś tam z Glazurem.

– Uznaliśmy, że moja niespodziewana obecność mogłaby wywołać niepokój Kasandry. I że lepiej, żeby wszystko załatwił sam.

Właściwie miało to sens. Im mniej osób, tym mniejsze zamieszanie i mniejsza konieczność tłumaczenia wszystkiego. Z pewnością zależało im na tym, żeby Kas zrozumiała wszystko jak najszybciej i nie zadawała zbędnych pytań. Przypuszczałem, że planowali zmyć się stamtąd zaraz po spotkaniu.

A jednak nie zdążyli.

– To wszystko, Wern – rzuciła Jola. – I zapewniam cię, że nie mam pojęcia o żadnych kasetach. Przyjechałam tu, żeby pomóc Wojtkowi.

Naprawdę łatwo byłoby w to wszystko uwierzyć. To, co mówiła Kliza, brzmiało dość wiarygodnie i jawiło się jako spójna, logiczna całość. Nauczony doświadczeniem, nie miałem jednak zamiaru pochopnie podejmować decyzji.

Tyle że Kliza nie musiała o tym wiedzieć.

– W porządku – powiedziałem.

– Twoja kolej – odparła szybko. – Mów, co tam się stało?

Opisałem jej policyjną zasadzkę, a ona ani przez moment nie sprawiała wrażenia, jakby się tego spodziewała. Nie, więcej. Wyglądała na coraz bardziej zszokowaną.

Kiedy skończyłem, potrzebowała chwili, by wszystko przyswoić. Skorzystałem z okazji i zjadłem nigiri z łososiem, wcześniej zanurzywszy końcówkę ryby w sosie sojowym. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że ostatnio karmiłem się wyłącznie trzema rzeczami: wodą, chmielem i słodem jęczmiennym. Z lekką domieszką procentów.

– I jesteś pewien, że to powiedziała?

– Co?

– Że są inne kasety? I że musisz je znaleźć?

– Raczej się nie przesłyszałem.

Znów zamilkła i przez jakiś czas się namyślała.

– Ale co na nich jest? – zapytała. – I gdzie one są?

– Nie wiem.

Wbiła wzrok prosto w moje oczy. Tym razem wytrzymała o wiele dłużej.

– W takim razie najwyższa pora się dowiedzieć – stwierdziła.

Nieodgadniona

Подняться наверх