Читать книгу Borelioza i koinfekcje - Richard I. Horowitz - Страница 24

CZĘŚĆ I
Badania i leczenie przewlekłej choroby z Lyme
ROZDZIAŁ 3
Charakterystyka boreliozy i możliwości leczenia
MARY PRÓBOWAŁA ZAJŚĆ W CIĄŻĘ

Оглавление

Gdy Mary przyszła do mnie po raz pierwszy, była załamana. Usiadła po drugiej stronie mojego biurka.

„Doktorze H., co jeszcze mogę zrobić?”, spytała. „Tak bardzo chcę mieć drugie dziecko”.

Mary była moją pacjentką od dwóch lat i z początku jej objawy polegały na ciągłym zmęczeniu, wędrujących bólach kończyn, sporadycznym mrowieniu i drętwieniu kończyn, bólach głowy i w klatce piersiowej, zanikach pamięci i problemach z koncentracją. Lekarze, do których chodziła wcześniej, postawili kilka diagnoz, łącznie z zespołem przewlekłego zmęczenia, fibromialgią, a nawet czymś, co nazwali „syndromem zestresowanej mamy”. Miała już dwuletnie dziecko, które nadal nie dawało jej spać w nocy, tak więc któryś z lekarzy zasugerował, że to właśnie nadaktywne dziecko może być jedną z przyczyn jej objawów.

Z początku historia jej choroby i badania lekarskie były mało charakterystyczne, ale badanie Western Blot wyszło pozytywnie. Kierunek leczenia również był dość standardowy. Objawy pojawiały się i znikały, niektóre stawały się bardziej intensywne podczas reakcji Jarischa-Herxheimera i wtedy albo musiała odstawić antybiotyki, albo cały czas je zmieniać. Z miesiąca na miesiąc jej stan się poprawiał, a po dwóch latach leczenia stwierdziła, że w 100% wróciła do normalnego funkcjonowania. Była to ogromna poprawa, ponieważ zaczynała od 50%. Postanowiłem kontynuować leczenie jeszcze przez dwa miesiące, żeby zapobiec nawrotom choroby. I to właśnie wtedy powiedziała mi, że chciałaby mieć drugie dziecko.

Mary czuła się dostatecznie dobrze, by zajść w ciążę po zakończeniu antybiotykoterapii. Wróciła do mnie sześć tygodni później i czuła się świetnie, chociaż raz w ciągu dwóch miesięcy odczuwała krótkotrwały ból stawów dłoni. Innych objawów nie zaobserwowała. „Odstawmy antybiotyki i zobaczmy, jak będzie się pani czuła”, powiedziałem. Sześć tygodni później wróciła jeszcze raz i oznajmiła mi, że jest w ciąży i czuje się „świetnie”.

„Wspaniale”, odparłem. „Będziemy się badać w ciągu kolejnych miesięcy i sprawdzimy, jak będzie się pani czuła”.

Kolejne sześć tygodni później wróciła załamana. Właśnie poroniła. Zleciłem przeprowadzenie testów PCR w płodzie i łożysku, żeby się upewnić, że to nie borelioza wywołała poronienie. Niestety wyniki testu były pozytywne: znaleziono boreliozę zarówno w płodzie, jak i w łożysku. Wyglądało na to, że mimo dwuletniego leczenia Mary nadal była zarażona boreliozą, którą przekazała swemu nienarodzonemu dziecku.

Gdy spotkaliśmy się następnym razem, ponownie powiedziała, że najbardziej w świecie chce mieć drugie dziecko. Powoli się do niej odwróciłem i powiedziałem: „Dobrze. W takim razie wróćmy do antybiotykoterapii”. Nadal nie miała żadnych wyraźnych objawów, ale to oczywiste, że wciąż miała boreliozę. Przejrzałem literaturę dla ginekologów-położników, w której opisano rzadkie przypadki przekazania boreliozy płodowi. Podałem Mary cefuroksym i azytromycynę z posiłkami, które podczas ciąży miały chronić płód przed działaniem antybiotyków. Ceftin miał działać na postacie borrelii ze ścianą komórkową, a Zithromax na postacie wewnątrzkomórkowe (chociaż azytromycyna z trudem przenika przez łożysko). Zaleciłem jej również przestrzeganie diety niskowęglowodanowej z dużą ilością warzyw i owoców i kazałem często brać Acidophilus, probiotyk wykorzystywany do zastąpienia dobrych bakterii zabitych podczas antybiotykoterapii i pomagający w zwalczaniu biegunki. Naprawdę miałem nadzieję, że taki sposób leczenia pozwoli pacjentce donosić ciążę do terminu porodu.

Po kolejnych sześciu tygodniach Mary nadal świetnie się czuła. Nie miała żadnych objawów boreliozy, morfologia krwi i badanie wątroby wyszły prawidłowo – a przecież przez cały czas przyjmowała antybiotyki. Niestety sześć tygodni później tragiczny scenariusz się powtórzył. Ponownie zleciliśmy przeprowadzenie badania płodu i łożyska. I ponownie stwierdzono boreliozę.

Między naszymi spotkaniami Mary chodziła do ginekologa, który powiedział, że nie potrafi znaleźć innej przyczyny poronień. Pacjentka miała prawidłowy poziom hormonów, nie stwierdzono żadnych przeciwciał antyfosfolipidowych ani antytoczniowych. Przyczyną poronień musiała być borelioza.

Gdy pacjentka wróciła do mojego gabinetu, po jej policzkach płynęły łzy. Bardzo długo rozmawialiśmy na temat wad i zalet kolejnych prób zajścia w ciążę, łącznie z ciężarem psychicznym, jaki odczuwała zarówno ona, jak i jej rodzina.

„Doktorze, jestem zdecydowana”, powiedziała. „Tylko niech mi pan powie, co robić”.

Po długiej i szczegółowej dyskusji postanowiliśmy być tak agresywni, jak tylko się da, żeby zapobiec ponownemu przeniesieniu borrelii na płód. W ciągu pierwszego trymestru, gdy dziecku grozi największe niebezpieczeństwo, postanowiłem podawać pacjentce dożylnie Rocephin. Mary była świadoma możliwości wystąpienia problemów z pęcherzykiem żółciowym, które i tak występują w ciąży w związku z wysokim poziomem estrogenu. Wiedziała, że niektórzy pacjenci przyjmujący Rocephin mają problemy z pęcherzykiem żółciowym. Rozumiała również komplikacje, jakie niesie ze sobą dożylne podawanie leku, łącznie z zapaleniem żył i infekcją, ponieważ lek jest podawany przez obwodowe wkłucie dożylne, które pozostaje w przedramieniu.

Mieliśmy rozpocząć leczenie, gdy tylko ponownie zajdzie w ciążę. Osiem tygodni później Mary zaczęła otrzymywać Rocephin zwalczający postacie ze ścianą komórkową i Zithromax zwalczający postacie wewnątrzkomórkowe. Ustaliliśmy comiesięczny plan spotkań; jako pacjentka z ciążą wysokiego ryzyka regularnie chodziła również do położnika.

W pierwszym miesiącu nie stwierdziliśmy żadnych problemów. W drugim miesiącu nie było żadnych problemów. W trzecim też nie. Badanie usg zostało wyznaczone na szesnasty tydzień ciąży. Czekaliśmy w napięciu na wyniki. Po badaniu od razu do mnie zadzwoniła.

„Panie doktorze, na razie wszystko idzie dobrze”.

Gdy dotarliśmy do dwudziestego tygodnia, usunąłem obwodowe wkłucie dożylne i wróciliśmy do antybiotyków podawanych doustnie. Modliłem się, żeby jej ciąża nadal przebiegała tak bezproblemowo. Nie wiedziałem, czy ona albo jej rodzina zniosą kolejną stratę. Na szczęście reszta ciąży przebiegła bez większych przygód. W czerwcu urodziła zdrowego, trzyipółkilogramowego chłopca. Dostałem od niej list ze zdjęciem przedstawiającym ją i jej nowo narodzone dziecko. Podpis brzmiał: „Doktorze Horowitz, gdyby nie pan, nie byłoby to możliwe”.

Gdy moja żona Lee to zobaczyła, koniecznie chciała wiedzieć, jaki miałem udział w tej ciąży! Z czasem człowiek uczy się nie przeciągać struny ze swoją potencjalnie zazdrosną sycylijską żoną. „Och, skarbie, daj spokój. Przecież on w ogóle nie jest do mnie podobny. No dobra, może ten nos… Czy jego nos nie jest według ciebie trochę za duży?”

Do tej pory antybiotykami sklasyfikowanymi jako bezpieczne dla płodu leczyłem około stu ciężarnych. Okazało się, że kobiety z objawami boreliozy o wiele łatwiej przechodziły ciążę na antybiotykach. Wszystkie dzieci rodziły się zdrowe. Mimo terapii prowadzonej u matek u kilkorga dzieci stwierdzono jednak borrelię albo mykoplazmę w łożysku, krwi pępowinowej lub płynie owodniowym. Ich pediatrzy dokładnie je badają w celu określenia ewentualnego przyszłego leczenia. Mam nadzieję, że w przyszłości dzieci te nie staną się pacjentami z oporną odmianą boreliozy. W rozdziale 4 opowiem o nowych badaniach dotyczących leczenia pulsacyjnego i „przetrwałych” bakteriach. Wyniki tych badań dają nadzieję osobom z objawami przewlekłymi, niereagującym na standardowe leczenie.

DO JAKIEGO LEKARZA POWINIENEM CHODZIĆ?

Najlepszym pierwszym wyborem jest lekarz pierwszego kontaktu. Jeśli mimo kilkumiesięcznego leczenia twój stan się nie poprawia, poszukaj lekarza specjalizującego się w leczeniu boreliozy. Przy wdrażaniu opisanych w niniejszej książce protokołów leczenia pomogą ci również lekarze medycyny funkcjonalnej.

Borelioza i koinfekcje

Подняться наверх