Читать книгу Krew Illapa - Robert Kilen - Страница 12

7

Оглавление

Kapitan Piotr de Uszkiewicz był dumny ze swego nazwiska. Pochodzący ze zubożałej arystokracji oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zawsze z namaszczeniem wymawiał swoje nazwisko przy przedstawianiu się. Tym razem też tak było.

– Piotr de Uszkiewicz – powiedział, lekko zadzierając brodę do góry, przedstawiając się nowemu koledze. Iluż to już tych „nowych kolegów” przewinęło się przez Agencję. Nie każdy wytrzymywał w tej pracy. Większość liczyła na pełną emocji pracę w terenie. Walkę z terroryzmem, tropienie szpiegowskich szajek, o tym marzyli. Rozczarowani papierkową robotą i, co tu dużo mówić, głównie pisaniem raportów bądź sprawdzaniem fałszywych alarmów od świrów, odchodzili ze służby. Ale ten nowy wydawał się inny. Nie był tak napalony na robotę, jak inni. Ale to dobrze, może dzięki temu będzie miał większy kontakt z rzeczywistością. Może nie będzie mylił życia z filmami sensacyjnymi.

– Kapitanie de Uszkiewicz, to pan Maksymilian Keller. Będziecie razem pracować. Keller pracuje nad pewną ważną dla bezpieczeństwa narodowego sprawą. Nazwijmy to operacją „Indie”. Konieczne jest zapewnienie dyskretnego bezpieczeństwa – zakomunikował generał Witucki.

Dużo o nim można by powiedzieć, ale nie to, że generał był mówcą. Gdy miał być konkretny, był konkretny. A gdy nie mógł czegoś powiedzieć, zawsze używał oklepanych frazesów. Tak było i tym razem, stwierdził Piotr, bo przecież sformułowanie „bezpieczeństwo narodowe” to wyświechtany zwrot z amerykańskiego kina klasy B.

Tak wyglądało pierwsze spotkanie z Kellerem. Facet okazał się fajnym gościem. Po spotkaniu u Wituckiego skoczyli razem na piwo. Okazało się , że obaj lubią pszeniczne, niefiltrowane. Takie rzeczy zbliżają ludzi. Przegadali prawie pół nocy w jednym z pubów przy ulicy Żelaznej w Warszawie. Pozostałe pół nocy gadać już nie mogli, bo mięśnie twarzy im zwiotczały od nadmiaru pszenicznego, niefiltrowanego, a co za tym idzie zamiast dialogu wychodził bełkot, więc rozjechali się taksówkami do domów.

Dwa dni później Keller zadzwonił, żeby Piotr przyjechał do Złotych Tarasów. Podał nazwę kawiarni, w której będzie siedział z dziewczyną. Miał przyjrzeć się i zapamiętać, jak wygląda owa dama. Zadanie nie było trudne. Takich dziewczyn się nie zapomina. Niezbyt wysoka, ale zgrabna. Kruczowłosa, cera ciemna, uroda nie słowiańska, raczej jakby pochodziła z Ameryki Południowej. Piotr był zdziwiony tym bardziej, gdy podsłuchał, jak dziewczyna śmiejąc się, tłumaczy Kellerowi, że urodziła się i wychowała w polskich górach, w Pieninach nieopodal Szczawnicy. Teraz stojąc za kotarą na korytarzu hotelu Zamek Kliczków, był zdziwiony jeszcze bardziej. Góralka, jak się okazało, ma sobowtóra, który jest zdolny obezwładnić pracownika ABW. Piotr nie rozumiał kompletnie niczego ze sceny, która przed chwilą się rozegrała. Po co ta pokojówka leżała na schodach? Dlaczego radosna dziewczyna z okolic Szczawnicy uderzyła w głowę swojego sobowtóra? I przede wszystkim, dlaczego ta druga chciała unieszkodliwić Kellera pistoletem, który teraz trzymał w ręku? Na odpowiedzi musiał poczekać co najmniej do rana.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Krew Illapa

Подняться наверх