Читать книгу Krew Illapa - Robert Kilen - Страница 8

3

Оглавление

Sabine Blondemaler była, jak sama siebie nazywała, bywalczynią salonów Europy. Wysoka, zgrabna czterdziestodwuletnia blondynka potrafiła skupić na sobie męskie spojrzenia znacznie bardziej niż niejedna młodsza rywalka. Pomagało jej doświadczenie. Gdy mężczyźni z nią rozmawiali, odnosili wrażenie, że obcują z kobietą nie dość, że piękną, to dojrzałą. W rozmowie umiała doskonale dopieścić każdego z nich. To co, że inne były młodsze? Siuśmajtki, jak je nazywała, nie miały przy niej szans. Bo co mogły zaoferować? Ona sprawiała, że mężczyzna czuł się zdobywcą. Umiejętnie podkreślała jego zalety lub to, co uważał za swoje zalety. Celowała bezwzględnie w męską próżność, czarując rozmówców swoim towarzystwem. Na deser serwowała nienaganną figurę, podkreśloną delikatnie wyzywającymi strojami. Doskonale wiedziała, że mężczyźni dekoncentrują się, gdy patrzą jej w dekolt. Jej biodra i pełny biust działały niezawodnie na wyobraźnię mężczyzn. Wykorzystywała to niejednokrotnie. Prawdę mówiąc, dzięki dekoltowi właśnie zdobyła męża. Lukas Blondemaler był dystyngowanym mężczyzną, który zarządzał jednym z największych funduszy inwestycyjnych świata. W towarzystwie wyróżniał się fryzurą. Nie miał, jak większość finansistów, krótko, nienagannie przystrzyżonych włosów. Jego były lekko siwiejące i sięgały do ramiom. Mógł sobie pozwolić na ekstrawagancję, bo w ciągu czterdziestu lat działalności dorobił się potężnego majątku i nie musiał się liczyć ze zdaniem innych. To właśnie dzięki pieniądzom męża Sabine mogła zostać bywalczynią salonów Europy.

– Drezno to dziura – powiedziała, wydymając swoje poprawiane botoksem usta.

– Na szczęście niedługo tu zabawisz – uśmiechnął się Brandt. – Jutro wyjeżdżacie do Klitschdorf.

Jeżeli hrabia się zgodzi.

– A któż ci się oprze? – zarechotał Brandt. – Na pewno się zgodzi. Zresztą ty, prawdę mówiąc, jesteś tylko dodatkową zachętą, głównym powodem są pieniądze. Stary chciałby pożyć jeszcze trochę jak prawdziwy hrabia, a nie w dwupokojowym postenerdowskim mieszkanku.

– Ile mu zapłaciłeś? – zapytała.

– Mniej niż tobie – ponownie rozległ się rechot. – Wiem, że uwielbiasz pieniądze i świecidełka. Dlatego jesteś idealną kandydatką do tego zadania.

– Miło to słyszeć.

– Co takiego?

– Że jestem idealna – zalotnie powiedziała Sabine.

W tym momencie w hallu pojawił się Gerhard hrabia zu Solms-Baruth. Oczywiście natychmiast ściągnął na siebie wzrok paru gości i hotelowego portiera. W końcu nie co dzień do Hiltona wchodzi spocony biegacz w szarym dresie.

– Dzień dobry – zasapany skinął głową do portiera. – Szukam... a nie, już widzę. Dziękuję – powiedział, zauważywszy Brandta z piękną kobietą, i udał się w ich stronę.

– Powiem ci, szału nie ma, skomentowała wygląd hrabiego Sabine.

– Lepiej udawaj, że za nim właśnie szalejesz. Odgrywacie parę – przypomniał jej Helmut.

– Hrabio, jakże się cieszę, że pan się zjawił – zwrócił się już do podchodzącego zu Solms-Barutha. Portier i goście hotelowi przestali już zwracać na niego uwagę. Widocznie po usłyszeniu tytułu szlacheckiego uznali, że hrabia może być odrobinę ekscentryczny, a tym samym wypada wybaczyć mu wtargnięcie w adidasach i dresie do najbardziej eleganckiej kawiarni w Dreźnie.

– To, jak mniemam, ta dama, z którą mam udać się do Polski? – pomijając konwenanse, Gerhard przeszedł od razu do rzeczy.

– Owszem. Od razu przechodzimy do interesów – zauważył Brandt.

– Miło mi będzie podróżować w tak pięknym towarzystwie – elegancko skłonił się Sabine. – Jestem Gerhard hrabia zu Solms-Baruth.

W trakcie prezentacji tętno zaczęło mu bić mocniej. Ta kobieta działała na niego nadzwyczaj pobudzająco.

– Mnie również – odwzajemniła komplement, nie podejrzewając, że tak naprawdę Gerhard wie o niej bardzo dużo.

– To może po tym jakże uroczym wstępie powiem, dlaczego zwróciliśmy się do pana z prośbą – zaczął niedawny gość hrabiego.

Tego na pewno nie powiesz – pomyślał zu Solms-Baruth. – A wszystko, co mam wiedzieć, już wiem. Jadę z Sabine do Polski, do byłego majątku mojej rodziny. Mam udawać, że to wycieczka sentymentalna. Tyle Helmut powiedział mu podczas pierwszego spotkania.

– Zależy nam na tym, żeby...

– Zależy nam, czyli komu? – przerwał hrabia.

– Och, wydawało mi się to oczywiste. Drezdeńskiemu Towarzystwu Historycznemu zależy na dokładnym skatalogowaniu byłych majątków obywateli niemieckich. Oczywiście nie robimy tego w celu zgłoszenia potem jakichkolwiek żądań w stosunku do Polaków. Nasze Towarzystwo to twór czysto hobbystyczny. Chcemy po prostu wiedzieć, jakimi ziemiami i budynkami dysponowali nasi obywatele, a które obecnie należą do Polski. Dodam, że o ile doskonale wiemy, które ziemie należały do pańskiej rodziny, to gdzieś zawieruszył się dokładny plan zamku w Klitschdorf – kontynuował Brandt. – I stąd nasza prośba. Oficjalnymi kanałami zajęłoby to dużo czasu, a podróż sentymentalna potomka dawnych właścicieli nie powinna nikogo dziwić. Przecież nic złego nie będzie pan robił. Pani Blondemaler jest natomiast doskonałym obserwatorem, pomoże panu sporządzić plany zamku, a przy okazji, któż nie marzyłby o podróży z tak oszałamiającą kobietą.

On myśli, że jestem ostatnim naiwniakiem, pomyślał Gerhard. A głośno dodał:

– Zawstydził mnie pan. Z pewnością jestem czerwony jak burak. Oczywiście, że będzie mi bardzo miło – jak udajemy, to wszyscy. Zu Solms-Baruth zręcznie wpisał się w konwencję rozmowy.

Dla gości hotelu wyglądali jak troje dobrych znajomych. Ale nie dla kruczowłosego mężczyzny o ciemnej karnacji, który siedział dwa stoliki obok i obserwował dokładnie, co dzieje się wokół. Nikt poza nim nie zauważył, że Sabine, idąc na chwilę do toalety, wysłała ze swojego smartfona krótki SMS.

Krew Illapa

Подняться наверх