Читать книгу Wesele - Stanisław Wyspiański - Страница 29

Akt I
SCENA 25. POETA, GOSPODARZ, CZEPIEC, OJCIEC

Оглавление

 CZEPIEC


Szczęść wam Boże


 OJCIEC


 pochwalony


 GOSPODARZ


pochwalony, ojcze, kumie, —

tyle gości od Krakowa


 OJCIEC


a bo lo nich to rzecz nowa,

co jest lo nos rzeczą starą,

inszom sie ta rzondzom wiarą,

przypatrujom sie, jak czarom.


 GOSPODARZ


A to dla nich nowe rzeczy,

to ich z ospałości leczy


 CZEPIEC


pan brat, – z miasta, – do nas znowu;

jak się panu na wsi widzi  POETA

jak u siebie za pazuchą


 CZEPIEC


tu ta ładniej, tam to brzydzij;

z miastowymi to dziś krucho;

ino na wsi jesce dusa,

co się z fantazyją rusa


 GOSPODARZ


gdyby wam tak…


 CZEPIEC


 nie powtórzyć; —

jakby kiedy, co, do czego,

myśmy, – wi sie, nie od tego; —

ino ktoby nas chcioł użyć, —

kosy wissom nad boiskiem


 OJCIEC


toście zawdy mocny pyskiem


 CZEPIEC


ino sie napatrzcie pięści,

niechno ino kaj-gdzie świsnę,

to słychać jak w ziobrach chrzęści


 GOSPODARZ


jak z tym żydem


 CZEPIEC


 tego zyda,

było, jak go hukne w pysk, —

juzem myśloł, że sie stocył,

on sie tylko krwiom zamrocył

a nie upod, bo był ścisk

a to było przy wyborze,

w sali w tym sokolskim dworze: —

po co sie bestyjo darła

a to tak z całygo garła; —

było, jak go hukne w pysk,

myślołem juz, że sie stocył,

on sie ino krwiom zamrocył,

a nie upod, bo był ścisk.


 GOSPODARZ


Toście Ptaka wybierali?


 CZEPIEC


A kiedy ptak, niechta leci


 POETA


macie ta skrzydlate ptaki?


 CZEPIEC


Ptok ptakowi nie jednaki,

człek człekowi nie dorówna,

dusa dusy zajrzy w oczy,

nie polezie orzeł w gówna, —

pon jest taki, a ja taki;

jakby przyszło co, do czego,

wisz pon, to my tu gotowi,

my som swoi, my som zdrowi.


 POETA


pokłońcie się byle komu,

poszukajcie króla Piasta.


 CZEPIEC


Pan mi razy dwa nie powi,

bo jo orze gront i basta,

znom, co kruk, a co pędraki,

bo jo orze grunt i basta.


 GOSPODARZ


brat mój wiele podróżuje


 CZEPIEC


Szkoda, że pon nie lubuje,

u nas wschodzi pikne żyto,

pon pszenice odlazuje;

pojon by sie pon z kobitą,

swoja rola, swoja wola,

swoje trocha, dobre i to.


 POETA


mnie to tak coś gna po świecie


 CZEPIEC


kaj ta znów


 OJCIEC


 nie rozumiecie;

panu trza powietrza dużo


 POETA


jestem sobie pan, żórawiec;

zlatam, jak sie ma na lato;

buduje se gniazdo z róż,

ciułam słomę z waszych strzech,

przysiadam na kalenice,

rozpatruję okolice:

daleko, czy blisko burz. —


Wesele

Подняться наверх