Читать книгу Pozwólcie nam krzyczeć - Stanisława Fleszarowa-Muskat - Страница 4
ОглавлениеNikt z was nie ma prawdziwej twarzy z tamtej rzeczywistości.
Jesteście syntezą wspomnień o wielu ludziach. I rezygnacją z wielu z nich.
Przychodziliście do mnie w ciągu długich dni i upominaliście się o swoje prawa. Byliście pewni, że tylko pamięć może uratować świat przed nowym strasznym głupstwem.
Udało się wam przekonać mnie. Musicie teraz dokonać tego samego w stosunku do wszystkich, z którymi zetkną was losy książki.
Rozstajemy się.
Idźcie w świat i mówcie ludziom to, co przez tyle godzin było rozmową między nami. To są sprawy wielkie i ważne: miłość i walka, cierpienie, klęski i zwycięstwa; ludzie od początku świata nie zaznali mocniejszych uczuć. Doznawaliście ich rozrzutnie. Obmywaliście twarze we wszystkich strumieniach, które biją z łona ziemi. W tym ostatnim także. Nie potrafiłam was przed tym obronić. Każdy z nas umiera wcześniej od swoich pragnień.
Mieliście wielką władzę nade mną, o wiele większą niż ta, która się wam należała. Podejrzewałam nieraz, że to nie ja wam, ale wy mnie dyktujecie swoje losy. Usamodzielniliście się tak dalece, że niekiedy przyszło wam robić jakieś głupstwa wbrew mojej woli i mówić słowa, których ani ja, ani nikt inny zabronić wam nie był w stanie.
Ale może właśnie dlatego, nawet dla mnie staliście się tak bardzo żywymi ludźmi, że uważałam was bardziej za partnerów w pisaniu, niż za bohaterów mojej książki.
Rozstajemy się nie na długo.
Wiem, że będę musiała podjąć wkrótce na nowo trud zapisywania waszego życia. Nie będzie mi zaoszczędzona żadna wasza troska, ale też i radości nie będziecie skrywać przede mną.
Czekają nas razem trudne lata. Będziemy musieli przekazać je w okrutnej szczerości tym, którzy od nas zechcą się uczyć niepojętej sztuki życia, a których nie będziemy mogli obdarzyć niczym więcej poza gorzką prawdą o błądzeniu po grząskich i poplątanych drogach, zawsze pod wiatr, pod cały smutek naszej epoki. Albowiem nawet wtedy, gdy udawało nam się wygrywać nasze małe walki – czuliśmy, jak znikomy jest nasz udział w tej wielkiej, w tej niekończącej się, której głuche odgłosy przycichły tylko na chwilę, aby świat mógł usłyszeć skrzypienie piór przy podpisywaniu oszukujących historię paktów.
Rozstajemy się, gdy zżera nas uczucie daremności.
Gdy znów trzeba krzyczeć.