Читать книгу Oczy smoka - Stephen King B. - Страница 13

6

Оглавление

Peter miał zaledwie pięć lat, gdy zmarła jego matka, ale zachował ją w serdecznej pamięci. Uważał, że była miła, kochająca i dobra. Ale pięć lat to młody wiek, więc pamiętał ją mgliście. Zostało mu tylko jedno wyraźne wspomnienie — jak został przez nią skarcony. Znacznie później wspomnienie owej krytycznej uwagi okazało się dla niego niezmiernie ważne. A związane było z serwetką.

Na początku każdego piątego miesiąca roku na dworze odbywała się uczta ku czci wiosennych nasadzeń. Gdy Peter miał pięć lat, po raz pierwszy pozwolono mu wziąć w niej udział. Obyczaj nakazywał, żeby Roland siedział u szczytu stołu, następca tronu po jego prawej ręce, a królowa na drugim końcu. W rezultacie Peter miał podczas posiłku znaleźć się poza jej zasięgiem, więc Sasha starannie pouczyła syna zawczasu, jak ma się zachowywać. Chciała, żeby dobrze wypadł i wykazał się przyzwoitymi manierami. No i oczywiście wiedziała, że podczas uczty będzie zdany na własne siły, jako że jego ojciec nie miał pojęcia o właściwym zachowaniu.

Niektórzy z was zapytają, dlaczego zadanie uczenia Petera dobrych manier spadło na Sashę. Czyżby chłopak nie miał guwernantki? (Miał, i to dwie). Czy nie było służących, którzy obsłużyliby książątko? (Całe zastępy). Sztuka polegała nie na tym, żeby zmusić ich do zajęcia się Peterem, ale żeby trzymać ich od niego z daleka. Sasha chciała sama go wychowywać, a w każdym razie o tyle, o ile się dało. Kochała syna gorąco i pragnęła mieć go przy sobie ze swoich własnych, egoistycznych powodów. Ale również zdawała sobie sprawę, że jego wychowanie to poważna odpowiedzialność. Chłopczyk miał pewnego dnia zostać królem, a Sasha nade wszystko chciała, żeby był dobry. Dobry chłopiec, jak sądziła, stanie się dobrym królem.

Wielkich uczt w Sali Głównej nie cechował szczególny ład i większość nianiek nie martwiłaby się o to, jak chłopczyk zachowa się przy stole. „Przecież kiedyś zostanie królem!” — powiedziałyby nieco zaskoczone pomysłem, że należy korygować jego poczynania w tak trywialnych sprawach. Czy to ważne, że rozleje sos? Albo że nakapie sobie na kryzę, czy też nawet wytrze o nią ręce? Czyż dawnymi czasy nie zdarzało się, iż król Alain wymiotował na talerz, a potem rozkazywał swemu trefnisiowi podejść bliżej i zjeść „tę pyszną gorącą zupkę”? Czyż król John nie miał zwyczaju odgryzać łebków żywym pstrągom i wrzucać ich trzepoczących się ciał za staniki usługującym przy stole dziewkom? Czyż ta uczta nie zakończy się jak zwykle tym, że jej uczestnicy zaczną się obrzucać jedzeniem?

Niewątpliwie tak mogło się stać, ale gdy obyczaje zniżyły się do poziomu ciskania potrawami, Peter dawno już leżał w łóżku. Sashy nie podobało się przede wszystkim podejście wyrażone w słowach „czy to ważne”. Uważała, że to najgorsze przekonanie, jakie może utkwić w głowie dziecka, którego przeznaczeniem jest zostać królem.

Tak więc Sasha udzieliła chłopcu dokładnych wskazówek, a potem obserwowała z uwagą jego zachowanie i maniery — i to było w porządku, ponieważ zachowywał się w większości wzorowo. Ale wiedziała, że nikt poza nią nie powie mu, jakie popełnił błędy, i że ona sama musi uczynić to teraz, w krótkim okresie, gdy chłopak ją uwielbia. Tak więc kiedy skończyła go chwalić, powiedziała:

— Jedną rzecz zrobiłeś źle, Pete, i nie chcę, żeby się to kiedykolwiek powtórzyło.

Peter leżał w łóżeczku, a jego ciemnoniebieskie oczy spojrzały na nią z powagą.

— Co takiego, mamo?

— Nie użyłeś serwetki — powiedziała. — Zostawiłeś ją złożoną obok talerza, a ja patrzyłam na to z przykrością. Jadłeś kurczaka palcami i to jest w porządku, bo tak właśnie należy go jeść. Ale kiedy odłożyłeś kostki na talerz, wytarłeś palce w koszulę, a tak robić nie wypada.

— Ale ojciec… i pan Flagg… i inni panowie…

— Do licha z Flaggiem i do licha ze wszystkimi panami w Delainie! — wykrzyknęła Sasha z taką mocą, że Peter aż się skulił w łóżku. Bał się i wstydził, że przez niego na jej policzkach zakwitł rumieniec. — To, co robi twój ojciec, król, jest w porządku, bo wszystko, co robi król, jest zawsze właściwe. Ale Flagg nie jest królem, bez względu na to, jak bardzo by chciał, i panowie nie są królami, i ty też nie jesteś królem, tylko małym chłopcem, który nie zawsze potrafi się właściwie zachować.

Zobaczyła, że syn się przestraszył, i uśmiechnęła się uspokajająco. Położyła mu dłoń na czole.

— Nie bój się, Pete. — Pogłaskała go. — To drobiazg, ale ważny, bo gdy nadejdzie czas, zostaniesz królem. A teraz przynieś swoją tabliczkę.

— Ale pora spać…

— Do licha ze spaniem. Może poczekać. Biegnij po tabliczkę.

Peter usłuchał.

Sasha wzięła kredę umocowaną z boku i starannie wyrysowała trzy litery.

— Potrafisz przeczytać to słowo, Peter?

Chłopiec skinął głową. Umiał przeczytać tylko kilka słów, chociaż znał już większość dużych liter. A to było właśnie jedno z tych słów.

— Tu jest napisane BÓG.

— Tak. A teraz napisz to wspak i zobacz, co uzyskasz.

— Wspak? — zapytał z powątpiewaniem Peter.

— Właśnie.

Peter napisał, jak mu kazano, a litery, jakie stawiał, wyglądały dziecinnie i koślawo w porównaniu ze starannym pismem matki. Ze zdziwieniem zobaczył, że napisał inne słowo z liter, które znał.

— Pies!1. Mamo! To pies!

— Tak jest. Pies. — Smutek w jej głosie natychmiast zgasił podniecenie Petera. Matka wskazała najpierw na słowo BÓG, a potem na PIES. — To są dwie natury człowieka — powiedziała. — Nigdy o nich nie zapominaj, bo pewnego dnia zostaniesz królem, a królowie rosną wysocy, tak wysocy jak smoki po dziewiątym wytopie, i stają się wielcy.

— Ojciec nie jest ani wielki, ani wysoki — zaprotestował Peter. Roland w rzeczywistości był raczej niski i miał krzywe nogi, a ponadto potężny brzuch, który urósł mu od ciągłego popijania piwa i miodu.

Sasha się uśmiechnęła.

— A jednak jest. Królowie rosną niewidocznie, Pete, i dzieje się to w jednej chwili, gdy stojąc na placu Iglicy, ujmują berło, a głowę ich wieńczy korona!

— Naprawdę? — Oczy Petera stały się wielkie i okrągłe. Chłopiec pomyślał, że rozmowa odbiegła daleko od jego zaniedbania w sprawie użycia serwetki podczas bankietu, ale wcale nie żałował, że kłopotliwy temat został zastąpiony tak ciekawym. Ponadto postanowił już sobie, że nigdy więcej nie zapomni o serwetce. Skoro jest to tak ważne dla matki, stanie się tak samo ważne i dla niego.

— O tak. Królowie rosną ogromnie i dlatego muszą być bardzo ostrożni, bo tak wielka osoba może zgnieść mniejsze, po prostu idąc na spacer, odwracając się lub nagle siadając w niewłaściwym miejscu. Źli królowie często w ten sposób postępują. Myślę też, że nawet dobrzy królowie nie zawsze mogą uniknąć czegoś takiego.

— Chyba nie rozumiem…

— To słuchaj dalej. — Znów postukała w tabliczkę. — Nasi kapłani mówią, że natura ludzka częściowo wywodzi się od Boga, a częściowo od Koźlonogiego. Wiesz, kto to jest Koźlonogi, Peter?

— Diabeł.

— Tak. Ale poza opowieściami mało jest na świecie diabłów, Pete, najczęściej źli ludzie przypominają raczej psy niż diabły. Psy to stworzenia przyjazne, ale głupie, podobnie jak mężczyźni i kobiety, kiedy się upiją. Gdy są podniecone i czegoś nie rozumieją, mogą ugryźć. Gdy ludzie bywają podekscytowani i nie pojmują, o co chodzi, zaczynają się bić. Psy to świetne zwierzęta domowe, bo są wierne, ale jeśli istota ludzka nie jest niczym więcej niż zwierzak, to, moim zdaniem, kiepski z niej człowiek. Psy bywają odważne, ale bywają też tchórzami wyjącymi w mroku i umykającymi z podwiniętym ogonem. Pies gotów jest lizać rękę zarówno złego, jak i dobrego pana, gdyż nie zna różnicy między dobrem a złem. Pies zje pomyje, zwymiotuje to, czego jego żołądek nie zniesie, i przyjdzie po więcej.

Zamilkła na chwilę, być może zastanawiając się, co też właśnie dzieje się na sali bankietowej — kobiety i mężczyźni pewnie ryczą pijackim śmiechem, rzucają w siebie jedzeniem, a od czasu do czasu odwracają się niedbale, żeby zwymiotować koło swoich krzeseł. Roland zachowywał się podobnie, co czasami ją zasmucało, ale nie krytykowała go za to ani nie czyniła mu wyrzutów. Taki był. Mógłby obiecać, że się zmieni, żeby jej sprawić przyjemność, a nawet mógłby wprowadzić obietnicę w czyn, ale wtedy przestałby być sobą.

— Rozumiesz to, Peter?

Chłopiec kiwnął głową.

— Świetnie. To teraz powiedz mi — pochyliła się do niego — czy pies używa serwetki?

Upokorzony i zawstydzony Peter spojrzał na kołdrę i pokręcił głową. Najwyraźniej rozmowa nie odbiegła wcale od tematu, choć tak mu się wydawało. Może dlatego, że wieczór obfitował we wrażenia, a może dlatego, że chłopiec był już bardzo zmęczony, w jego oczach pojawiły się łzy i spłynęły mu po policzkach. Walczył z nadchodzącym łkaniem. Zdusił je w gardle. Sasha zauważyła to i przepełnił ją podziw.

— Nie płacz nad nieużywaną serwetką, kochanie — powiedziała — bo nie to było moim celem. — Wstała, unosząc swój wielki już brzuch. Zbliżał się dzień narodzin Thomasa. — Poza tym postępowałeś bez zarzutu. Każda matka w królestwie byłaby dumna z syna, który zachowałby się w połowie tak dobrze jak ty, i moje serce przepełnia prawdziwy podziw. Powiedziałam ci o serwetce tylko dlatego, że jestem matką księcia. To czasem bywa trudne, lecz, niestety, nie da się tu nic zmienić, a prawdę mówiąc, nie zrobiłabym tego, gdybym nawet mogła. Ale pamiętaj, że pewnego dnia czyjeś życie może zależeć od tego, co uczynisz, a nawet od tego, co ci się przyśni. Najpewniej nie od tego, czy użyjesz serwetki, wycierając palce po pieczonym kurczęciu, ale nigdy nic nie wiadomo. Kto wie? Zdarzało się już, że życie ludzkie zależało od drobniejszych spraw. Proszę cię tylko, żebyś zawsze pamiętał o cywilizowanej stronie swojej natury. Dobrej stronie, stronie Boga. Czy możesz mi to obiecać?

— Obiecuję.

— No więc wszystko w porządku. — Pocałowała go leciutko. — Na szczęście i ty, i ja jesteśmy młodzi. Porozmawiamy sobie o tym więcej, gdy będziesz mógł mnie lepiej zrozumieć.

Nigdy sobie nie porozmawiali, ale Peter nie zapomniał lekcji: zawsze używał serwetki, nawet gdy nikt inny tego nie robił.

Oczy smoka

Подняться наверх