Читать книгу Oczy smoka - Stephen King B. - Страница 16

9

Оглавление

Pewnego razu Flagg spróbował otruć Sashę. Wydarzyło się to wkrótce potem, jak poprosiła Rolanda o ułaskawienie dwóch dezerterów, którym, jak tego chciał Flagg, miano ściąć głowy na placu Iglicy. Twierdził on, że dezerterzy dają zły przykład. Jeśli pozwoli się komuś wykręcić od płacenia najwyższej kary, inni zechcą pójść w jego ślady. Jedyny sposób, żeby ludzi do tego zniechęcić, powiedział, to pokazać im głowy tych, którzy już tego spróbowali. Inni potencjalni dezerterzy przyjrzą się tym spuchniętym głowom o martwych oczach i dwa razy się zastanowią nad powagą ich służby dla króla.

Ale Sasha dowiedziała się od jednej ze swych pokojówek o faktach, o których Roland nie miał pojęcia. Matka pewnego chłopca poważnie zachorowała. W rodzinie byli jeszcze trzej młodsi bracia i trzy młodsze siostry. Wszystkim groziła śmierć w czasie srogich mrozów, jakie zwykle zdarzały się zimą w Delainie, gdyby chłopak nie opuścił obozu, nie pojechał do domu i nie narąbał drzewa dla matki. Ten drugi poszedł z nim, bo był jego najlepszym przyjacielem, krwią zaprzysiężonym bratem. Sam chłopak potrzebowałby dwóch tygodni, żeby narąbać drzewa na całą zimę. Ponieważ pracowali obaj, zajęło im to tylko sześć dni.

Fakty te rzuciły nowe światło na całą sprawę. Roland bardzo kochał swoją matkę i z radością by dla niej umarł. Zbadał sprawę i stwierdził, że opowiadanie Sashy jest zgodne z prawdą. Dowiedział się też, że dezerterzy uciekli dopiero wtedy, gdy sadystyczny sierżant kilkakrotnie odmówił przekazania swemu zwierzchnikowi ich prośby o zwolnienie, i że natychmiast wrócili do obozu, gdy tylko cztery sągi drewna zostały narąbane, chociaż wiedzieli, że czeka ich sąd wojskowy i topór kata.

Roland mi wybaczył. Flagg skinął głową, uśmiechnął się i powiedział tylko: „Wola twoja jest wolą Delainu, panie”. Nawet za całe złoto Czterech Królestw nie pozwoliłby Rolandowi zobaczyć chorobliwej furii, jaką spowodował opór króla wobec jego woli. Łaska okazana chłopcom wywołała zadowolenie w Delainie, gdyż wielu poddanych Rolanda znało fakty, a ci, którzy nie byli ich świadomi, zostali o nich szybko poinformowani przez innych. Pamiętano o mądrej i życzliwej decyzji Rolanda, gdy wprowadzał inne, mniej ludzkie ustawy (które z reguły były pomysłami czarnoksiężnika). Ale Flaggowi nie robiło to różnicy. Chciał, żeby chłopców zgładzono, a Sasha pomieszała mu szyki. Czemu Roland nie poślubił innej? Nie znał żadnej z nich i nie interesował się kobietami. Dlaczego nie wybrał którejś innej? No nic, nieważne. Flagg uśmiechał się, słysząc o akcie łaski, ale w głębi duszy poprzysiągł sobie, że wkrótce pójdzie na pogrzeb Sashy.

Tej nocy, gdy Roland podpisał akt łaski, Flagg udał się do swego ponurego laboratorium w piwnicy. Tam przywdział grubą rękawicę i wydobył jadowitego pająka z klatki, w której trzymał go przez dwadzieścia lat, karmiąc nowo narodzonymi myszami. Każda z myszy, które dawał pająkowi, była zatruta i umierająca; Flagg chciał w ten sposób zwiększyć i tak niezwykle silną moc trucizny samego pająka. Stwór był krwistoczerwony i miał rozmiary szczura. Rozdęte ciało drgało jadem ściekającym po żądle przejrzystymi kroplami, które wypalały dymiące dziury w blacie roboczego stołu czarnoksiężnika.

— A teraz giń, mój śliczny, i zabij królową — szepnął Flagg i zgniótł pająka przez rękawiczkę wykonaną z magicznej siatki stalowej, odpornej na truciznę, ale i tak tej nocy, gdy poszedł już spać, ręka mu spuchła, zaczerwieniła się i pulsowała niemile.

Trucizna z rozgniecionego, poskręcanego ciała pająka spłynęła do kielicha. Mag dolał do morderczego płynu brandy i zamieszał. Gdy wyjął z naczynia łyżkę, jej miseczka utraciła swój kształt. Królowa wypije łyk i padnie martwa. Jej śmierć będzie szybka, ale niezmiernie bolesna, pomyślał Flagg z zadowoleniem.

Sasha co wieczór wypijała kieliszek brandy, bo często miała trudności z zaśnięciem. Flagg zadzwonił na służącego, by mu polecić zaniesienie kielicha królowej.

Sasha nigdy się nie dowiedziała, że tej nocy otarła się o śmierć.

Kilka chwil po przygotowaniu morderczego napoju, zanim jeszcze sługa zapukał do drzwi, Flagg wylał płyn do otworu ściekowego, umieszczonego na środku pokoju, i słuchał, jak sycząc i bulgocząc, spływa w dół. Jego twarz wykrzywiała nienawiść. Gdy syczenie umilkło, cisnął z całej siły kryształowym pucharem o ścianę. Naczynie roztrzaskało się z hukiem.

Sługa zastukał i został wpuszczony.

Flagg pokazał mu miejsce, gdzie połyskiwały kawałki szkła.

— Stłukłem puchar — powiedział. — Sprzątnij tu. Szczotką, idioto. Jeśli dotkniesz odłamków, będziesz tego żałował.

Oczy smoka

Подняться наверх