Читать книгу Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 3
3
ОглавлениеPrzedpołudniowa fala klientów opadła i Agata Niemirska usiadła przy jednym ze stolików, by chwilę odpocząć. Na szklanym blacie były smugi, więc w pierwszym odruchu zamierzała się zerwać i pobiec po szmatkę, ale zrezygnowała. To naprawdę mogło poczekać.
Odkąd prowadziła ten sklepik, zrobiła się niezwykle uważna i obowiązkowa. To znaczy nigdy wcześniej nie zaniedbywała swoich obowiązków, ale teraz prowadziła wszystko wręcz perfekcyjnie. Ślady na stoliku wciąż drażniły ją, nie pozwalając zebrać myśli, wstała więc z westchnieniem i wtedy pod herbaciarnię podjechał duży i wysłużony samochód terenowy. Agata od razu poznała, że należy do Piotra Koleckiego, właściciela tutejszej firmy turystycznej, zajmującej się organizowaniem pieszych wycieczek z przewodnikiem i innych atrakcji.
– Cześć – zawołała, a on wesoło pomachał do niej z samochodu.
– Przywiozłem ci te drewniane czółna – powiedział i zaczął zdejmować z bagażnika długie elementy flisackiej tratwy, takiej, jaką odbywał się zazwyczaj spływ Bystrą.
– Tratwa? – Agata się zdziwiła. – Mam się zająć flisactwem? Myślisz, że to dobre zajęcie dla mnie?
– Tylko jeśli umiesz dobrze opowiadać sprośne dowcipy i anegdotki z życia w górach.
– No to po co mi one?
– Kinga wspomniała mi, że potrzebujesz jakiejś dekoracji do ogródka. W takich czółnach można zasadzić kwiaty, ślicznie to wygląda. Akurat jedna tratwa się rozpadła, nie ma co naprawiać i były cztery czółna do wzięcia. Od razu pomyślałem, że ci się przydadzą. Zapytaj panią Julię, co tu można posadzić, bo ona się świetnie na tym zna, a ja ci przywiozę sadzonki z targu w Cieplicach, tam mają ogrodnictwo raz w tygodniu, we czwartki.
Pokiwała głową. Była wzruszona, że o niej pomyślał. Tak, to prawda, Kinga, jego siostra, mówiła kiedyś o tych drewnianych elementach wykorzystywanych jako pojemniki na kwiaty. Był to niezły pomysł. Pod płotem brakowało jakiegoś kolorowego akcentu, by sklepowy ogródek stał się naprawdę przytulny. Podziękowała więc i wskazała mu to właśnie miejsce jako docelowe dla czółen.
– Co słychać? – zapytała. – Jak idą interesy?
– Bajecznie. Powinienem oczywiście narzekać jak wszyscy, ale naprawdę tegoroczne lato jest rekordowe. Chyba nigdy nie mieliśmy tylu turystów i osób chętnych na wycieczki. Musiałem zatrudnić dodatkowych przewodników, bo nie nadążam z wykonywaniem wszystkich zleceń. Oby więcej takich szczęśliwych tygodni. A u was?
Agata musiała przyznać, że herbaciarnia „3 Siostry i 3 Koty” to był strzał w dziesiątkę. Przede wszystkim miały znakomitą lokalizację. Nie tylko dlatego, że lokal znajdował się przy trasie turystycznej na Lisią Górę, ale także z tego powodu, że właśnie obok Willi Julia zaczynała się ścieżka prowadząca na miejską plażę nad Bystrą. Niemirska nie zdawała sobie sprawy, ile osób chętnie zaopatrywało się w lemoniadę i przekąski przed wyjściem na słońce. Popularnością cieszyły się też kolorowe czasopisma i książki sprzedawane w sklepiku. Po południu, gdy w pensjonatach zaczynał się czas odpoczynku, chętnie schodzono się do „3 Sióstr i 3 Kotów” na kawę i deser. Zwykle wtedy w ogródku pojawiały się trzy prześliczne kociaki właścicielek, co było dodatkowym magnesem, bo każdy chciał się sfotografować z Bellą, Kociem i Sylwkiem, a one łaskawie się na to godziły, świadome swej ważnej roli w całym tym kawiarnianym biznesie.
Tak, naprawdę nie było na co narzekać. Agata miała wrażenie, że w lipcu kawiarnia wreszcie wyjdzie na plus, nawet mimo inwestycji, które musiały poczynić.
Pożegnała Piotra, a potem wreszcie przetarła blat stolika.
– Możesz iść do domu, ja chętnie sama posiedzę – odezwała się do niej Monika, która pracowała już prawie na pełen etat, tylu było klientów. Agata skinęła głową, bo chciała zobaczyć, co robią siostry.
Danieli wciąż nie było, ale Tosię znalazła w małym pomieszczeniu, które kiedyś służyło Adzie jako pracownia ceramiczna. Niewielki budynek mieścił się w podwórku, a otwarte drzwi zachęcały, by wejść do środka.
– Pani Julia zrobiła już pierwszą partię „Trzech Kotów” – zawołała z entuzjazmem Tosia, gdy starsza siostra weszła do pracowni. W istocie, pani Kovacs właśnie wyjmowała z pieca pierwsze wypalone figurki, które miały posłużyć do robienia biżuterii.
– Proszę bardzo – powiedziała niezwykle zadowolona, a Agata pochyliła się nad półproduktem. Kotki były bardzo zgrabne i w wielu różnych rozmiarach. Mogły służyć jako elementy wisiorków, broszek i spinek. Cieszyły oko sympatycznymi kształtami i wesołymi pozami.
– Trzeba je będzie pomalować, a potem dokupić rzemyki i voilà – mamy kolejny produkt do sklepiku – stwierdziła Węgierka z prawdziwą dumą. Agata pokiwała głową z podziwem.
– Ma pani wielki talent, naprawdę. Nie miałam pojęcia, że zna się pani na ceramice.
– O tyle o ile. Jak trzeba, to na wszystkim się znam. Kiedy pracowałam jako pielęgniarka w Afryce, nauczyłam się takich rzeczy, że szkoda gadać. Umiem nawet wyplatać ubrania z trawy, w każdym razie buty. Garnki z gliny także lepiłam, tylko wypalano je inaczej. I naczynia z tykwy umiem zrobić, i właściwie co tylko chcesz. Taka jestem samodzielna.
Agata odpowiedziała jej uśmiechem, gdyż ani przez chwilę nie wątpiła w rozliczne talenty sąsiadki.
– Pójdę zrobić obiad – stwierdziła.
– A to Daniela jeszcze nie wróciła? – zdziwiła się Julia. – Ciekawe, gdzie ją poniosło, miała iść tylko na targ. Mam nadzieję, że szybko wróci, bo dzisiaj po południu miałyśmy zacząć nasze lekcje węgierskiego. Mówiła, że chce się uczyć.
Faktycznie, Daniela od dawna marzyła, żeby poznać ten język. Uważała, że znajomość trudnego narzecza będzie jej procentowała podczas starań o posadę w instytucjach unijnych. Agata miała nadzieję, że siostra długo się będzie uczyć języka, bo nie chciała jej stracić. Z jednej strony leżała jej na sercu kariera i przyszłość Danieli, a z drugiej – bez niej tutaj, w Zmysłowie, nie byłoby już tak samo.
Gdy weszła do kuchni, siostra już tam była i z rozmachem przestawiała garnki.
– Będzie sałatka z fasolki, nic innego nie przychodzi mi do głowy – powiedziała z wyraźną złością.
– Co się stało? – Agata nie rozumiała.
– Jakub mnie zaczepił, gdy szłam na targ. On chce zacząć fotografować obrazy Ady do wirtualnej galerii na stronie.
– O, nie wiedziałam, że prace są już tak zaawansowane – zdumiała się Agata. – Nic mi nie mówili w domu kultury.
– Strona jest bardzo ładna, elegancka i wysmakowana, na pewno ci się spodoba – powiedziała gniewnie Daniela.
– No więc w czym problem? – Agata wciąż nie pojmowała zdenerwowania siostry.
– Bo on sobie ubzdurał, że będę mu pomagała w robieniu tych zdjęć. Sam nie da rady i wpadł na taki koncept, że będę mu ustawiała plan i robiła za asystentkę.
– To przecież świetny pomysł! Te zdjęcia musi zrobić u nas, bo ja nikomu nie powierzę obrazów mamy. Dobrze więc, żeby czuwał nad tym ktoś z naszej rodziny – Agata wyjaśniała cierpliwie. Daniela popatrzyła na nią i trochę się uspokoiła. Doszła do wniosku, że siostra może mieć rację – naprawdę nie potrzeba, żeby ktoś obcy kręcił się im po domu.
– Zdjęcia mają być robione w ogrodzie – powiedziała ostrożnie, a Agata kiwnęła głową.
– Tak, to był nawet mój pomysł. Myślę, że będą ładnie się prezentować w naturalnym oświetleniu i przy takiej pogodzie wyjdą świetne. Chciałabym, żeby ten pokaz miał charakter i ukazywał magię naszego domu.
To prawda, Willa Julia była uroczym miejscem. Niewielki kamienny domek, opleciony bluszczem i wiciokrzewem sprawiał nieco sentymentalne wrażenie i podobał się właściwie wszystkim. Z jednej strony ozdabiał go uroczy ogródek z kwiatami posadzonymi ręką Julii, a z drugiej rozległy sad ze starannie przystrzyżoną trawą i uprawami warzyw. Dom miał swą niepowtarzalną atmosferę i czar, którego nie spotykało się często. Nie bez powodu siostry co chwilę otrzymywały pytania o możliwość wynajęcia tego miejsca na lato. Odmawiały, bo nie miały wolnych pokoi.
Na parterze mieściła się wielka kuchnia połączona z jadalnią i salonem oraz niewielki pokoik Danieli, przerobiony z dawnego składziku. Na poddaszu lokum miały Tosia i Agata, która zajęła dawny pokój swej matki; mieściła się tam jeszcze tylko pracownia malarska z dużymi przeszklonymi powierzchniami: dachem i jedną ze ścian. Obszerna, lecz bardzo gorąca latem. Domek był właściwie za mały dla nich trzech, ale jakoś sobie radziły i nie wyobrażały sobie tego, że mogłyby mieszkać gdzie indziej. Cały parter pachniał cynamonem i innymi przyprawami, które Daniela dodawała do ciastek pieczonych teraz praktycznie na okrągło z powodu wielkiego zainteresowania. Konfitury z wiśni, malin i pierwszych porzeczek już pojawiały się na stole, stanowiąc dodatek do kruchych gwiazdek i rogalików. Agata nauczyła się robić wspaniałe, orzeźwiające herbaty z melisą, cytryną, miętą i kawałeczkami imbiru. Wszystko w tym domku lśniło kolorami i eksplodowało czarownymi zapachami. Było to królestwo trzech sióstr i ich trzech puszystych kociąt. Nie zamieniłyby się z nikim na żadne pałace.
Odezwał się dzwonek przy furtce i Agata wyjrzała przez okno. Był to listonosz na rowerze.
– Pismo z sądu. Musi pani pokwitować – wyjaśnił, gdy podbiegła do bramki. Podpisała i nerwowo rozdarła kopertę. Było to zawiadomienie o rozprawie spadkowej. Istotnie, koleżanka Filipa, prawniczka, działała bardzo szybko. Agata wyjęła telefon i zadzwoniła do niej. Marta Złotowicz, bo tak nazywała się radczyni, wiedziała już o wszystkim.
– Znakomicie, pani Agato. Wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia. Myślę, że w tym samym czasie załatwimy również sprawę ustanowienia opieki nad pani siostrą. Proszę się nie martwić, w najbliższych dniach wszystko zostanie pozytywnie sfinalizowane.
Niemirska podziękowała jej serdecznie i odetchnęła z ulgą. Uporządkowanie ogółu spraw trochę trwało, to prawda, ale Złotowicz i tak zrobiła, co mogła, żeby maksymalnie przyspieszyć rozprawę w sądzie. Agata była szczęśliwa, że wkrótce zostaną uregulowane kwestie prawne. Spędzało jej to sen z powiek, nie lubiła pozostawać w stanie zawieszenia.
– Co się dzieje? – zapytała Daniela, która właśnie skończyła sprzątać kuchnię i wybierała się do herbaciarni. Od jakiegoś czasu uwijała się tam już Monika, ale przyszła pora, by jej pomóc, bo grupki amatorów słońca zaczynały już powoli wracać znad rzeki; skwar był niemiłosierny.
– Wszystko dobrze – uspokoiła ją Agata. – Będę musiała za tydzień jechać do Krakowa na rozprawę spadkową. Prawniczka wszystko załatwiła.
– Wspaniale – siostra się ucieszyła. – Wreszcie będziesz miała to z głowy. Idę do kiosku pomóc Monice.
Agata pomyślała, że wszystko układa się znakomicie. Za kilka dni sprawy urzędowe zostaną uporządkowane i będzie mogła o tym zapomnieć. Z przyjemnością odkreśli załatwione rzeczy na swojej liście.
– Agata Niemirska? – usłyszała naraz od furtki i musiała zmrużyć oczy, bo słońce stało już wysoko i oślepiało ją, uniemożliwiając rozpoznanie osoby.
Podeszła bliżej i zobaczyła dziewczynę, której zupełnie nie znała. Była wysoka i szczupła, miała czarne włosy obcięte w sposób charakterystyczny dla gwiazd niemego kina, zwłaszcza dla Poli Negri – prostą grzywkę i uczesanie sięgające uszu. Agata miała wrażenie, że skądś ją zna, ale nie mogła sobie przypomnieć, skąd.
– Jestem Magda Smagowska, szukam Filipa.
Niemirska patrzyła na byłą (a może i obecną?) dziewczynę Filipa i nie mogła wydobyć z siebie słowa. Po prostu nie była w stanie uwierzyć, że po tej okropnej rozmowie sprzed paru dni – pełnej żalów i pretensji – Magda zjawiła się tutaj i w dodatku wyglądała na bardzo zniecierpliwioną.
– Nie jesteś zbyt grzeczna – oceniła Smagowska obcesowo i bezpośrednio. – Nie zamierzasz się do mnie odezwać?
– Przepraszam. Trochę mnie zaskoczyłaś swoją wizytą – Agata także nie zamierzała bawić się w konwenanse i skoro Magda zwracała się do niej po imieniu, ona również zamierzała postępować w taki sam sposób.
Magda wydęła wargi i przyglądała się Agacie spod oka, gdy ta podeszła, by otworzyć furtkę.
– Ładny domek – stwierdziła Smagowska, wchodząc do kuchni połączonej z salonem. – Trochę może zbyt staromodny i za bardzo w wiejskim stylu jak dla mnie, ale zupełnie przyjemny.
– Filipa tutaj nie ma, niepotrzebnie się fatygowałaś – wyjaśniła Agata, sięgając po kubki, by zaparzyć herbatę.
– Piję tylko zieloną herbatę – oświadczyła Magda, obserwując jej ruchy. Niemirska uśmiechnęła się do siebie. Magda wydawała się być skaraniem boskim. Co najlepsze, najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że wypowiedziała zaledwie kilka zdań i już sprawiła odpychające wrażenie.
– Nie wiem, czy mamy zieloną – przekornie odpowiedziała Agata, choć wiedziała, że taka herbata była jednym z elementów diety Danieli.
– To w takim razie woda. Tylko żeby była lekko zmineralizowana, bo nie lubię gazowanej. Bardzo mi szkodzi.
Niemirska stłumiła parsknięcie śmiechem, bo wyobraziła sobie, jak Magda puszcza bąbelki nosem, i sięgnęła po opakowanie zielonej herbaty.
Po chwili odwróciła się do Smagowskiej, podając jej parujący kubek.
– Tak jak już mówiłam przed chwilą, nie mam pojęcia, gdzie jest Filip. Nie rozmawialiśmy ze sobą od dawna.
– To znaczy ty nie chciałaś z nim rozmawiać – przerwała Magda. – On dzwonił wielokrotnie, ale odrzucałaś rozmowę.
Agata się zdumiała. Skąd Smagowska jest tak dobrze poinformowana? Czyżby Filip i z tego jej się zwierzał? Poczuła do byłego chłopaka jeszcze większą urazę, wręcz obrzydzenie. Zaczęła się zastanawiać, co on właściwie naopowiadał tej dziewczynie, że zadecydowała się przyjechać aż tutaj? Zapewne jakieś niestworzone historie, bo oczywiste się stało, że w fantazjowaniu nie miał sobie równych. Nie znała go od tej strony, a najwyraźniej był mistrzem iluzji. Co by to nie było, Niemirska spojrzała na byłego chłopaka zupełnie innymi oczami.
Od pewnego czasu miała wrażenie, że w ich związku czegoś brakuje. Powoli następowała erozja, stawali się sobie obcy. Filip nie akceptował decyzji Agaty o pozostaniu w Zmysłowie, uważał, że powinna sprzedać lub choć wynająć Willę Julia, a sama zadbać o swoje sprawy zawodowe w Krakowie. Niemirska nie podzielała tych pomysłów. Uważała, że nie wszystko kręci się wokół działu analiz w firmie finansowej, są też inne ważne rzeczy w życiu. Takie jak ten uroczy domek i szczęście młodszej siostry, Tosi.
Tutaj, w Zmysłowie, było jej po prostu dobrze, czego Filip nie potrafił lub nie chciał zrozumieć. No i w dodatku ta Magda. Oszukiwał Agatę od tak długiego czasu, że budziło to w niej wstręt i sprzeciw. Teraz rozumiała, że Filip jej nie kochał (o ile w ogóle coś do niej czuł). Ale przecież mógł to z nią załatwić w inny sposób. Chowanie się za Magdą było dziecinne i niepoważne.
Tymczasem Smagowska popijała swoją herbatę i przyglądała się jej uważnie, jakby chciała przeniknąć myśli Agaty.
– Posłuchaj, Magda, nie chciałam z nim rozmawiać, bo zachował się jak dzieciak. Zamiast mi powiedzieć, że między nami wszystko skończone, on się tobą wysługuje – powiedziała wreszcie.
Magda z rozmachem odstawiła kubek.
– Ja musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Filip jest taki wrażliwy. Mówił mi, że jesteś niezbyt zrównoważona, bo straciłaś matkę i to może się odbić na twoim zdrowiu.
Niemirska patrzyła na nią osłupiała. Niewiarygodne, jak ten facet potrafił kłamać!
– Pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale mnie Filip mówił, że musi ci pomagać, bo masz depresję spowodowaną brakiem pracy i trudnościami z ułożeniem sobie życia po powrocie zza granicy.
Teraz to Magda zaczęła się jej przypatrywać pełnym niedowierzania wzrokiem.
– Chyba żartujesz – powiedziała wreszcie. – Ja i depresja? Wykluczone. Jestem zupełnie zdrowa psychicznie. Nigdy nie miałam żadnych problemów ze sobą, a w dodatku pracę mam świetną. Musiało ci się coś pomylić.
– Nic mi się nie pomyliło. Lepiej, żebyś przyjęła do wiadomości, że Filip to krętacz i manipulant.
– Nic nie rozumiesz – zaczęła Magda, ale Agata przerwała jej ruchem ręki.
– To ty nie rozumiesz. Filip od jakiegoś czasu oszukiwał nas obie. I o ile dla mnie to jest już zupełnie obojętne, bo skreśliłam go za te kłamstwa i tchórzostwo, o tyle ty najwyraźniej nie możesz się z tym pogodzić. Trudno. To nie jest już moja sprawa. Oświadczam ci tylko, że Filipa tu nie ma i nigdy nie było, bo nie chciał mnie tu nawet odwiedzić. Podejrzewam, że w ogóle nie wie, gdzie jest mój dom.
– To niemożliwe – powiedziała cicho Magda i Agata przez moment łudziła się, że może do dziewczyny Filipa dotarła nieprzyjemna prawda, ale nie, bo Smagowska znowu zaczęła atakować.
– Nie wierzę ci, robisz to, żeby skłócić mnie z Filipem. Przypuszczałam, że tak będzie.
Agata westchnęła. Pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić, a uświadomienie zaślepionym ludziom, że żyją urojeniami, jest naprawdę syzyfową pracą.
– Dzwoniłaś do pracy? Może tam jest?
Magda popatrzyła na nią z politowaniem.
– Oczywiście. Nawet tam pojechałam, ale nie chcieli mnie wpuścić do biura. Ponoć Filipa w firmie nie ma, wyjechał, ale nie powiedzieli mi, dokąd. Od razu pomyślałam o tobie, że może tutaj przyjechał, coś ci wytłumaczyć. Tak jak mówiłam – bał się o twoje zdrowie.
– Niepotrzebnie, o ile w ogóle tak było. To nałogowy łgarz i tchórz, jakich mało. Nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego, nawet gdyby tu przyjechał. Ale go tu nie ma, więc musisz go szukać gdzie indziej. Moim zdaniem nawet się nie ruszył z Krakowa, pewnie chowa się przed tobą, licząc, że sprawy same się wyjaśnią. To bardzo w jego stylu.
Magda nie wyglądała na przekonaną, raczej na zniecierpliwioną i wściekłą.
– Może i nie przyjechał do ciebie, ale jestem przekonana, że się tutaj pojawi. Będę na niego czekała.
Agata popatrzyła na nią przerażonym wzrokiem. Naprawdę zamierzała zostać w Zmysłowie i czekać na Filipa? To już nie było tylko głupie, to po prostu był jakiś obłęd, kompletne szaleństwo!