Читать книгу Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 8
8
ОглавлениеTo był kolejny piękny letni dzień. Po południu nad Zmysłowem przeszła lekka burza, która sprawiła, że trawa odzyskała głęboki zielony kolor, a powietrze, zmęczone upałem, nieco się odświeżyło. Deszcz przepłoszył turystów ze szlaku na Lisią Górę, siostry miały więc pełne ręce roboty. Daniela porzuciła przygotowanie obiadu, żeby pomóc Agacie, Tosi i Monice. Przyniosły wszystkie składane stoliki z domu i większość krzeseł. Gości było tak wielu, że doktor Wilk, wracający z wystawy rolniczej, zajrzał tylko na chwilkę, rozejrzał się i… obiecał wrócić wieczorem, kiedy będzie mniejszy tłok.
Przyszedł za to Julek, który stęsknił się za kotami. Bella, Kocio i Sylwek spały na tarasie, ale gdy usłyszały jego kroki, natychmiast zerwały się i podbiegły do swego dawnego opiekuna. Trzeba było przyznać, że Juliusz znał się na tych zwierzętach jak nikt, a one go uwielbiały.
– Świetnie, że jesteś – powiedziała wesoło Daniela, która stęskniła się za jego obecnością, bo był sympatyczną odmianą po naburmuszonym i wymagającym Jakubie. – Pomożesz nam przy tych stolikach i krzesłach.
– Z miłą chęcią – stwierdził Juliusz, przystępując do wyciągania sprzętów z komórki obok domu. – Daj jakąś ścierkę, trzeba przetrzeć – krzyknął jeszcze do Danieli, która wynosiła już pierwsze rzeczy do herbaciarni.
– Nie przychodziłem tu rano, bo widziałem, że pracujesz z Jakubem – usprawiedliwił się.
Daniela, słysząc to, przysiadła na pieńku i zaczęła wylewać żale. Uznała, że zgodziła się na tę pomoc zbyt pochopnie, nie zdając sobie sprawy, jak wiele to będzie wymagało czasu i cierpliwości.
– Jakub jest nieznośny? – zaniepokoił się Julek, starannie przecierając blaty.
Zaprzeczyła, że wręcz przeciwnie, bardzo się stara, ale to także jest męczące.
– Wiesz, zachowujemy się jak dwa zwaśnione państwa w przededniu wojny. Każde z nas bardzo uważa, aby nie sprowokować tego drugiego – roześmiała się. – Chodzimy wokół siebie jak bociany na sztywnych nogach, no mówię ci, kiedyś z tego będzie jakieś nieszczęście.
Julek się roześmiał.
– Co chcesz, dla Jakuba to i tak dużo. Myślę, że bardzo się stara.
– I ja tak uważam. Nie potrafi być sympatyczny, widać, że wszystko go drażni, ale robi, co może, żeby się powstrzymać przed złośliwościami, a to już bardzo dużo – dodała Daniela.
Julek skinął głową.
– Widziałem dzisiaj w mieście tę waszą koleżankę… – zaczął, a potem urwał, jakby zastanawiając się, czy można o tym rozmawiać.
– Jaką koleżankę? – zdziwiła się Daniela.
Julek dosyć obrazowo opisał Magdę, a jego uwadze nie uszło także jej dziwne, nerwowe zachowanie.
– To Magda, dziewczyna Filipa, byłego chłopaka Agaty – wyjaśniła, a Julek nadstawił ucha.
– Zerwali ze sobą?
– Owszem. Częściowo przez tę Magdę, ale bardziej przez krętactwa Filipa. Magda przyjechała go tutaj szukać.
– No coś ty? Poważnie mówisz? – dziwił się Juliusz, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Wydawała mi się trochę sfiksowana, ale że do tego stopnia… Wiesz, mówię ci o tym, bo ona łazi po mieście i wypytuje o Agatę. Była u naszego aptekarza Jaskólskiego i wprawiła go tym w przerażenie. Trudno się dziwić, pan Adam nie jest przyzwyczajony, żeby obce kobiety go brały na spytki. Chodziła też po sklepach i dałbym sobie głowę uciąć, że odwiedziła panią burmistrzową Trzmielową w domu kultury.
– Ona u niej mieszka! To znaczy w tym nowym pensjonacie – wyjaśniała Daniela.
– O, to znaczy, że zadomowiła się na dobre, skoro już nawet pokój wynajęła. Jak długo zamierza tutaj zostać?
– Trudno powiedzieć. Tak jak ci mówiłam, nie wszystko z nią jest w porządku. Podejrzewa chyba, że Agata ukryła gdzieś tutaj tego Filipa, że może trzyma go w zamknięciu i więzi. Magda oczywiście odnajdzie to miejsce i wyzwoli ukochanego. Koniec, kurtyna opada, następują oklaski i burza kwiatów rzucanych na scenę.
– Żartujesz? – Julek nie dowierzał. – Jak ona mogła wymyślić coś tak absurdalnego? Chyba masz rację, że ta dziewczyna ma jakiś problem. W miasteczku ludzie zaczynają się jej bać.
– A może być jeszcze gorzej. Wydrukuje plakaty ze zdjęciem zaginionego Filipa i rozwiesi je na wszystkich drzewach.
– „Poszukiwany żywy lub martwy” – dodał wesoło Julek i oboje się roześmiali.
Juliusz skończył czyścić stoliki, zatem mogli je już przenieść do herbaciarni. Daniela od razu zabrała się za przygotowywanie zimnej lemoniady, bo był na nią duży popyt, zaś Julek z Moniką ustawiali stoły i krzesła.
Późnym popołudniem fala turystów zaczęła opadać i zrobiło się nieco spokojniej. Julek pożegnał się i poszedł do kliniki, a Daniela usiadła wygodnie na fotelu przed kioskiem.
– Wspaniały dzień – powiedziała. – Trochę może za dużo pracy, ale wszystko udało się znakomicie.
– A ja się cieszę, że mamy dużo pracy – zaprotestowała Monika. – A wiesz, zamówiłam sobie do domu taką lampę do robienia paznokci i jestem ogromnie szczęśliwa. W weekendy będę miała dodatkowe zajęcie.
– Umiesz robić paznokcie? – zainteresowała się Daniela, spoglądając na swoje, niezbyt ładne, połamane i cienkie.
– Tak, uczyłam się w szkole dla kosmetyczek w Cieplicach. Mają tam taką policealną. Miałam mieć nawet pracę w jednym z hoteli w gabinecie kosmetycznym, ale urodziłam dzieci i zupełnie się to nie składało. Do takiej pracy trzeba być dyspozycyjnym. Wiecie, co bym zrobiła, gdybym miała dużo pieniędzy? Sama bym założyła salon kosmetyczny. Jestem pewna, że w sezonie znaleźliby się chętni na manicure i inne zabiegi. Tylko że wyposażenie strasznie dużo kosztuje.
– Możesz wziąć dotację na początek – pouczyła ją Daniela. – Jak mi pomalujesz paznokcie i utwardzisz tą lampą, to ci pokażę, jak wypełnić wniosek.
– Pomaluję ci nawet bez wniosku. Jak patrzę na te twoje poobgryzane pazurki, to mi się słabo robi. Już dawno miałam ci to zaproponować, ale trochę mi było głupio. Taka ładna jesteś, Daniela, a dłonie masz okropne – mam nadzieję, że się nie gniewasz, że ja tak otwarcie mówię…
– Nie gniewam się. Masz zresztą rację… – chciała jeszcze coś dodać, ale do herbaciarni wpadła Magda.
– No i co? Rozmawiałaś z Filipem? – zapytała Agatę bez żadnych wstępów. Niemirska siedziała w kiosku i ze zmarszczonymi brwiami przeglądała coś w komputerze.
– Tak, rozmawiałam z nim.
– Dlaczego mnie nie zawiadomiłaś? Mogłaś przyjść do pensjonatu, ja się zamartwiam cały dzień – wybuchła Magda.
Daniela wstała z fotela i podeszła bliżej.
– Z tego, co słyszałam, nie zamartwiałaś się, tylko cały dzień latałaś po miasteczku, szukając swego milusińskiego – powiedziała złośliwe.
– A ty skąd wiesz? – zdumiała się Magda, a Daniela wzruszyła ramionami, bo pytanie było co najmniej głupie. W małym mieście takie rewelacje roznoszą się lotem błyskawicy.
– Filip prosił, żeby ci przekazać, że skontaktuje się z tobą lub przyjedzie, jak skończą mu się jakieś ważne zajęcia w pracy – powiedziała Agata, a Magda od razu zaczęła zgłaszać pretensje.
– Nie rozumiem, czemu musiał z tobą o tym rozmawiać, a nie ze mną? Czy on myśli, że ja go nie zrozumiem?
– Zapewne myśli, że go zadławisz swoją miłością i tysiącem zbędnych pytań – rzuciła Daniela z humorem. – A widać, że nie ma teraz na to ochoty, jak i na oglądanie ciebie.
– Wszystko to jest podejrzane – medytowała Magda, puszczając mimo uszu uwagi Danieli. – Może zadzwonimy do niego z twojej komórki, Agata? Liczę na to, że od ciebie jednak odbierze, a ja wszystkiego się dowiem, bo nie jestem przekonana, czy mówisz prawdę.
– Magda, z tobą najcierpliwszy człowiek nie wytrzyma, a co dopiero ten mydłek Filip. Daj mu spokój, miej trochę godności. Narzucasz mu się jak nastolatka gwiazdorowi muzycznemu – zniecierpliwionym tonem rzuciła Daniela.
Magda niespodziewanie rozpłakała się i przysiadła przy jednym ze stoliczków.
– Boję się, że chodzi o Lorę Hagen – wyszeptała, a Agata spojrzała na nią ciekawie.
– Lorę Hagen? – Daniela także nie rozumiała. – A co ona ma do tego?
– Bardzo dużo. Ty niczego nie rozumiesz, a tylko dokuczasz. Filip mówił, że z Tomaszem Halickim potrafi się dogadać, ale z jego siostrą absolutnie nie. Ona ma wysokie mniemanie o sobie i jest pewna, że zna się najlepiej na wszystkim, a zaczęła się po prostu wtrącać w działalności firmy. Chce wszystko wiedzieć, kontrolować sytuację. Filip martwił się jej pojawieniem się w spółce.
– Biedulek. Pewnie podlizał się jednemu szefowi, a tu nagle pojawił się nowy, który być może nie lubi dwulicowych oportunistów – stwierdziła Daniela, a Magda popatrzyła na nią ze złością.
– W ogóle go nie znasz, a oceniasz. Lora Hagen to wiedźma, tyle ci powiem, nie chciałabyś jej znać.
– Na razie mamy na głowie ciebie. W tym kontekście, przez porównanie, Lora Hagen wydaje mi się sympatyczną osobą. Tak jak ci Agata powiedziała – albo siedź tu spokojnie i czekaj na Filipa, albo jedź do niego do Krakowa i tam mu zawracaj głowę – rzuciła Daniela, wyraźnie zmęczona dyskusją z Magdą.
Ta wydmuchała głośno nos i rozejrzała się po ogródku herbaciarni.
– Przynieście mi zieloną herbatę, może być ta sama, co wczoraj, jest niedobra, ale trudno. Masz rację, zostanę tutaj. Mogłabym się z nim minąć, jestem pewna, że może się tu pojawić w każdej chwili.
– Święta naiwności – stwierdziła Daniela, przewracając oczami. Wyszła na zaplecze. Była gotowa zrobić Magdzie tę herbatę tylko po to, żeby się jej jak najszybciej pozbyć.
– Że też wam się nie znudzi tak ciągle tkwić w tej kawiarni – stwierdziła Magda, gdy już schowała chusteczkę, zerknęła w lusterko i wygładziła włosy. – Ja bym tu chyba umarła.
– Lubimy naszą pracę – powiedziała Agata. – Jest to coś, co należy wyłącznie do nas i nie musimy przed nikim odpowiadać ani się tłumaczyć.
Magda spojrzała na nią ciekawie.
– Nie wiedziałam, że z ciebie taka buntowniczka. Myślałam, że jesteś bardziej konwencjonalna, ostrożniejsza.
Agata się roześmiała. Zabawne było, że oceniała ją osoba w stylu Magdy, do której opinii trudno było mieć zaufanie. Spojrzała na dziewczynę Filipa – Magda najwyraźniej była bardzo zadowolona z siebie i pokładała nieograniczoną wiarę w słuszność swoich decyzji i ocen. Agata nawet trochę zazdrościła jej tej pewności. To chyba oszczędza jej wielu rozczarowań – pomyślała, patrząc, jak Daniela stawia przed Magdą filiżankę z herbatą.
– Proszę bardzo – powiedziała młodsza z sióstr takim tonem, jakby zamierzała wyprosić Smagowską z herbaciarni raz na zawsze. Ona oczywiście nie dostrzegła sarkazmu i z zadowoleniem wzięła do rąk filiżankę.
– Całkiem przyjemna mieścina, tylko mało się dzieje. Czekam, kiedy w pensjonacie otworzą basen.
– To tam będzie basen? – zdziwiła się Agata. Nie miała pojęcia, że pani Trzmielowa pokusiła się o tak kosztowną inwestycję.
– Już jest, ale ciągle tam coś nie działa. Bez przerwy pojawiają się monterzy i grzebią w instalacji. A ja mam taką ochotę się wykąpać.
– Możesz w rzece – podsunęła Daniela. – Tuż za twoim pensjonatem jest zupełnie przyzwoita plaża, wiele osób z niej korzysta i nawet ją sobie chwali.
Magda spojrzała na nią takim wzrokiem, jakby spadła z kosmosu.
– Nie korzystam z publicznych plaż – powiedziała. – Nigdy nie wiesz, kogo tam zastaniesz. Może rodziny z małymi dziećmi albo z psami? – To ostatnie wypowiedziała tak dramatycznym tonem, że jasne stało się, iż Magda nie znosi zwierząt.
– A co ty właściwie masz do psów? – zainteresowała się Daniela.
– Śmierdzą i robią kupy, gdzie popadnie – wydęła wargi Magda. – Okropnie są nieporządne, wszędzie zostawiają sierść.
– Ty też zostawiasz – złośliwie rzuciła Daniela, podnosząc czarny włos Magdy z oparcia fotela. – Nie wiem, co jest bardziej obrzydliwe: taki kudeł w zupie czy sierść psa na spódnicy.
– Ale ty złośliwa jesteś – Magda pokręciła głową. – Plujesz jadem jak jakaś żmija, a ja ci przecież naprawdę nic nie zrobiłam.
To prawda. Magda jeszcze nic nikomu nie zrobiła, ale już trudno było ją znieść. Prawdziwy fenomen – pomyślała Agata. W tak krótkim czasie potrafiła zniechęcić do siebie wszystkich. To było absolutnie niewiarygodne.
– Pójdę już – powiedziała tymczasem Magda, która skończyła właśnie herbatę. – Może doradzicie mi jakąś rozrywkę na wieczór? Nie ma tu kina ani wypożyczalni filmów, widziałam jeden salon fryzjerski, ale już zamknięty, sklepy dosyć marne, nie mam co robić.
– Może weźmiesz jakąś książkę? – poradziła Agata, pokazując dłonią na regały. Na twarzy Magdy odbiło się lekkie zaciekawienie.
– Książka? W sumie czemu nie. A co macie?
– Głównie romanse i kryminały, możesz sobie coś wybrać – powiedziała Agata, a Magda w skupieniu obejrzała półki.
– Wezmę Daniele Steel – stwierdziła wreszcie. – Widziałam kiedyś film według jej książki, strasznie na nim płakałam. Książka może być odprężająca, jak myślicie?
– Trudno powiedzieć. Czytanie jednak wymaga pewnego wysiłku umysłowego, a chyba nie każdy jest na to gotowy – powiedziała złośliwie Daniela, pakując książkę do torby.
Magda pożegnała się szybko i poszła w kierunku swego pensjonatu.
– Zwróciłaś uwagę, że naszymi najpopularniejszymi autorkami są Agatha Christie i Daniele Steel? Agata i Daniela. Tak jak my! – powiedziała z humorem Agata, zwracając się do siostry.
Daniela wzruszyła ramionami.
– Trafiłaś jak kulą w płot. Nie nadaję się na patronkę półki z romansami. Gdy widzę taką Magdę, zaczynam sympatyzować z seryjnymi mordercami, naprawdę.
Agata roześmiała się wesoło. Sprzątnęła stoliki i wyniosła z herbaciarni świece. Ich dobieraniem zajmowała się Monika, która nie miała w tej sztuce równych. Bo naprawdę była to sztuka. Na kwadratowych podstawkach z kamienia świece ustawione były wielkością, kolorami, a także zapachem, tworząc różne artystyczne kombinacje. Niemirska najbardziej lubiła zestaw perłowy o zapachu wanilii, piżma i miodu. Daniela z kolei zagustowała w świecach o delikatnych odcieniach różu, pachnących magnoliami, werbeną i ognistą peonią.
– To wszystko pochodzi z magazynu w sklepie mojej mamy – zwierzyła się kiedyś Monika. – Nawet się nie opierała, gdy to brałam. Kilka miesięcy temu przyjechał tu taki przedstawiciel producenta świec, zostawił trochę na sprzedaż, ale nie szły, a on się nigdy więcej nie pojawił, żeby je odebrać. Marnowały się na zapleczu, a są takie piękne.
– Zapłacimy za nie – zdecydowanym tonem powiedziała Agata, ale Monika zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nie. Mama dała je chętnie, chyba tak naprawdę podoba jej się wasz pomysł. Niby narzeka, krytykuje, a codziennie pyta mnie, co się tutaj dzieje… Mam wrażenie, że bardzo się ucieszyła, gdy powiedziałam jej, jaki odniosłyśmy sukces.
– Powinnyśmy ją kiedyś zaprosić – stwierdziła Daniela. Wspomniała w tym momencie nieprzyjemną wymianę zdań na podwieczorku u Borkowskich, który odbył się kilka tygodni temu. Z Jakubem jakoś się w końcu pogodziła, ale z panią Jadwigą ciągle trzymały dystans. Daniela wolała jechać do Cieplic, niż korzystać z jej sklepu przemysłowego. To był błąd i należało go naprawić.
Agata była podobnego zdania.
– Tosia narysuje nam ładną kartkę, takie jakby zaproszenie, i wyślemy do niej. Co o tym myślisz? – zapytała, a Daniela kiwnęła głową. Pani Jaga przykładała wielką wagę do form towarzyskich i zwykłe, niezobowiązujące zaproszenie mogłoby zostać źle odebrane.
Rozmawiały właśnie o tej sprawie, gdy przed herbaciarnią pojawili się Martyna i Piotr. Oboje wyglądali bardzo ładnie i odświętnie, biła też od nich jakaś wielka radość, w każdym razie od Martyny, ubranej w jedwabną błękitną sukienkę i śliczne sandały na niewysokim słupku. Piotr nosił się też elegancko – w lnianej marynarce koloru piasku i koszuli w delikatną niebieską kratkę w niczym nie przypominał Włóczykija z harmonijką z niedawnej wędrówki na Lisią Górę. Agata zdecydowanie wolała go w tamtym, traperskim wcieleniu.
– Dobry wieczór – powitała ich ze zdziwieniem Daniela. Agata uświadomiła sobie, że nie uprzedziła siostry o tej wizycie. Tyle zdarzyło się tego dnia, że po prostu zapomniała. A może myślała podświadomie, że jednak nie przyjdą?
– Cześć – odpowiedział wesoło Piotrek, a Martyna skinęła głową z uśmiechem, wyciągając rękę do Danieli.
– My się chyba jeszcze osobiście nie poznałyśmy? Jestem Martyna Musiał, wychowawczyni Tosi, i jeżeli mogę prosić, mówmy sobie wszystkie po imieniu, dobrze?
Daniela uścisnęła jej dłoń z entuzjazmem, a Agata sztywno skinęła głową.
– Idziecie na spacer? Wyglądacie tak elegancko – powiedziała Daniela, podsuwając im krzesła.
– Przyszliśmy zaprosić waszą trójkę na ślub – roześmiała się Martyna, a Daniela zastygła z podstawką z różowymi świecami w ręku. Odłożyła ją na stolik i spojrzała na nich ze zdumieniem.
– Wasz ślub? Już? To gratuluję. Życzę wszystkiego dobrego.
Martyna roześmiała się wesoło, słysząc te entuzjastyczne życzenia. Piotr wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki zaproszenia i podał je Agacie. Zrobił to tak sztywno i niezręcznie, że bladoróżowe koperty wysunęły mu się z dłoni i upadły na stolik jak płatki kwiatów. Agata patrzyła na nie w milczeniu, zaś Daniela pozbierała je szybko.
– Cudowna wiadomość, prawda, Agata? – zwróciła się do starszej siostry, która ponownie skinęła głową, nie odzywając się ani słowem.
Niemirska odnosiła wrażenie, że zamiast szyi ma coś w rodzaju kija od szczotki i kiwa głową jak drewniana marionetka. Wszystko to nie uszło uwagi Piotra, spoglądającego na nią z niepokojem.
– Tak, to wspaniałe wieści – powiedziała wreszcie Agata, starając się rozluźnić. – Kiedy planujecie uroczystość?
– Na początku września, już po rozpoczęciu roku szkolnego – wyjaśniła Martyna. – Ksiądz Śpiewak nalegał na ten termin, choć zupełnie nie wiem, dlaczego.
– Stary proboszcz, ksiądz Trzaska, jest w sanatorium – wyjaśnił siostrom Piotr. – Ma poważne problemy z sercem. Parafią zarządza póki co wikary, ksiądz Śpiewak… Celebrował mszę pogrzebową twojej mamy, pamiętasz go, Agata? Jest poczciwy, ale strasznie nerwowy.
– Ja pamiętam – roześmiała się Daniela. – Wciąż był w ruchu. Teraz też często go widuję, jak chodzi na spacery po łąkach, lubi się tak włóczyć wieczorami.
– Tak. Zbiera różne kwiaty i trawy, robi zielniki, bez przerwy musi działać, bo chyba czuje się bez tego nieszczęśliwy, zwłaszcza w wakacje, kiedy nie uczy dzieci w szkole – dodała Martyna.
– Ja też go spotykam, jeździ na rowerze – przypomniała sobie Agata. Odkąd Daniela znalazła w komórce piękny rower Ady, jasnozielony z uroczym kobiecym koszykiem, Agata prawie zupełnie zrezygnowała z samochodu. Nawet do Cieplic pojechała kiedyś na rowerze, bo już dawno wybudowano wygodną ścieżkę wzdłuż Bystrej, z której chętnie korzystali turyści.
– No właśnie, więc ksiądz Śpiewak zdecydowanie obstaje przy tym terminie. To będzie trzy tygodnie po wernisażu – z uśmiechem powiedziała Martyna.
– Skoro obstaje, to pewnie ma rację – stwierdziła Daniela wesoło. – Myślę, że jako dobry obserwator wie, iż nie należy urządzać w zbyt bliskim sąsiedztwie dwóch imprez, które mogą sobie zagrozić popularnością. Jaką będziesz miała suknię? – zapytała z ciekawością.
Martyna odrzuciła włosy na plecy i zaczęła z przejęciem opowiadać o sukni, którą zobaczyła w jednym z kolorowych magazynów i nie może przestać o niej myśleć.
– Napijecie się herbaty? A może jakiś deser? – zapytała Agata Piotra. Poprawiła już w międzyczasie wszystkie drobiazgi na stoliczku, wygładziła rękami obrus i nie bardzo wiedziała, co jeszcze mogłaby zrobić.
– Jestem chętny na „Trzy Koty” – powiedział Piotr. – Dużo słyszałem o tym smakołyku.
– Pewnie od doktora Wilka. To jego ulubiony deser – powiedziała z dumą Daniela. „Trzy Koty”, czyli lody pistacjowe z polewą czekoladową, ciasteczkiem i galaretką cieszyły się ogromnym wzięciem.
– Przygotuję – powiedziała Agata i wstała od stolika. Była zadowolona, że jest coś, czym może się zająć. Chciała na chwilę odetchnąć i się uspokoić, zanim do nich wróci.
– No to gdzie zamówisz tę suknię? – domagała się odpowiedzi Daniela, bardzo zainteresowana przygotowaniami.
– Może ci pomóc? – zapytał Piotr, a Martyna przytaknęła:
– Tak, Piotrek, wyręcz Agatę, nie przyszliśmy się tutaj gościć – dodała i natychmiast odwróciła się do Danieli, by opisać jej ze szczegółami zarówno wygląd sukienki, jak i buty oraz inne dodatki.
Piotr oparł się o futrynę drzwi na zapleczu, służącym za kuchnię i miejsce, gdzie przygotowywały desery, i patrzył, jak Agata rozstawia filiżanki.
– Przykro mi – powiedział, a ona odwróciła się gwałtownie.
– Z jakiego powodu?
– Twojego chłopaka. Może się jeszcze pogodzicie i wszystko się jakoś ułoży.
– Nie sądzę. I nie powinno ci być przykro. Moja najlepsza przyjaciółka nazywała go „Truteń Walery” i muszę przyznać, że miała rację.
Piotr roześmiał się nerwowo, nie spuszczając z niej wzroku.
– Ale może… – zaczął, ale dziewczyna zrobiła wymowny ruch ręką, chcąc dać do zrozumienia, że nie zamierza kontynuować tego tematu.
– Naprawdę mi przykro – powtórzył.
– Tak, już mówiłeś. Dziękuję ci bardzo za współczucie, ale go nie potrzebuję. Powinieneś się raczej cieszyć, że nie popełniłam życiowego błędu.
– Nie to miałem na myśli – zaczął, ale sam doszedł do wniosku, że pora zakończyć tę rozmowę, bo nie wiadomo, dokąd by zaprowadziła.
– Wezmę te filiżanki, dobrze? – spytał, a potem lekko uniósł tacę i wyszedł do ogródka. Agata oparła czoło o chłodną ścianę.
Też jej było przykro. Ale nie z powodu Filipa. Był zupełnie inny powód, który zaledwie sobie uświadamiała. Coś się stało, coś nieodwracalnego i niemożliwego do zatrzymania. I to ją zabolało bardziej niż odkrycie dwulicowości byłego chłopaka.