Читать книгу Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 5

5

Оглавление

– Jeżeli mamy współpracować i się nie pozabijać, musimy ustalić pewne zasady – mówiła Daniela, gdy Jakub ze swoim sprzętem zjawił się w poniedziałek rano w ogrodzie Willi Julia. Przywiozła go Monika, zmierzająca jak co rano do pracy, i zostawiła przed furtką z dwiema torbami pełnymi aparatów fotograficznych i obiektywów.

– O rany, ale ty jesteś oficjalna – zniecierpliwił się Jakub. – Może jeszcze spiszmy ten pakt krwią na byczej skórze.

– Bardzo dobry pomysł. To, co jest na piśmie, na pewno nie zginie – powiedziała Daniela twardym głosem. – Nie jestem szczególnie cierpliwą osobą, a ty masz wstrętny charakter, w związku z tym możemy się pokłócić już pierwszego dnia.

– Zaraz się pokłócimy, jeśli będziesz do mnie mówiła w ten sposób – oburzył się chłopak. – Wstrętny charakter, no, naprawdę, ale mnie podsumowałaś, a ja przyszedłem tutaj wam pomóc.

– Właśnie w związku z tym to mówię. Ja też chcę, żeby ta strona internetowa powstała, podobnie jak zdjęcia obrazów do albumów. Musimy więc nauczyć się ze sobą współpracować, nie obrażając się na siebie i nie walcząc. Mam w związku z tym pewien pomysł.

– Jaki? – zainteresował się Jakub, marszcząc z powątpiewaniem brwi. Daniela wyglądała na całkowicie przekonaną do swoich racji i ta jej niezłomność nieco go martwiła.

– Chcę, żebyśmy się umówili, że bez względu na to, jak mocno się pokłócimy czy zdenerwujemy, nie przerwiemy pracy. Nawet gdyby wybuchła tu jakaś straszliwa awantura z rzucaniem różnymi przedmiotami, to natychmiast, gdy tylko kurz opadnie, wracamy do pracy. Żadnego demonstracyjnego wychodzenia z trzaskaniem drzwiami czy cichych dni. Może tak być?

Jakub chwilę przyglądał się jej ze złością na twarzy, a potem niespodziewanie się rozpogodził.

– Wiesz co? Ty jesteś jednak niesamowita. Nikt nigdy nie potraktował mnie w ten sposób. Chyba jednak masz rację. To znaczy w dalszym ciągu nie uważam, że mam wstrętny charakter, a w każdym razie inni mają równie wstrętne, ale to, co zaproponowałaś, jest do przyjęcia.

– Tylko nie myśl sobie, że możesz mi dokuczać bezkarnie – ostrzegła. – Kara będzie, i to dotkliwa.

– Strasznie się boję. Pamiętaj, że to działa również w drugą stronę.

– Tak, tak, znam to stare przysłowie: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” – w naszej sytuacji bardzo zresztą adekwatne.

– Jasne. Tylko nie wiadomo, które z nas jest Bogiem, a które Kubą – zażartował, a Daniela spojrzała na niego spod oka.

– Dobrze, skoro więc ustaliliśmy zasady, zabierajmy się do pracy. Co mam robić, jak ci pomóc? Może najpierw zadecydujmy, jak i gdzie chcesz fotografować.

Kuba myślał przez chwilę.

– Miałem pomysł, tylko nie wiem, czy się na niego zgodzicie, żeby sfotografować również wnętrza waszego domu. Wiem, że pani Ada ozdabiała meble, dekorowała ściany i okna. Chciałbym to wszystko uwiecznić, zrobię z tego tła na nasze strony, coś w rodzaju grafiki… Uszlachetnię zdjęcia programem komputerowym, może dodam animację? Na razie to wstępne przymiarki. Co o tym myślisz?

– Nie ma sprawy, jeżeli o mnie idzie, świetny pomysł. Mam tylko jedno zastrzeżenie natury logistycznej. Na parter wjedziemy bez trudu, mam nawet taką pochylnię od strony tarasu. Gorzej z wejściem na piętro. Obrazy są w sypialni Agaty, na piętrze jest też pracownia Ady. Jak się tam dostaniemy?

– Tym się na razie nie martw. Zaczniemy od ogrodu i parteru. Możecie mi wynieść obrazy, sfotografuję je tutaj, w naturalnym świetle.

Daniela rozejrzała się. Przed domem znajdował się niewielki ogródek, który istniał dzięki wspólnemu wysiłkowi Julii, Danieli i Tosi. To pani Kovacs zasadziła wszystkie rośliny i troszczyła się o to, by nie zginęły. Kwiaty i śliczne pnącza wyglądały przepięknie, zamieniając okolice domku z błękitnymi drzwiami w zaczarowany zakątek. Może więc tutaj?

Jakub podjechał swoim wózkiem na kamienną ścieżkę i zaczął wyjmować z torby aparaty fotograficzne i obiektywy. Tłumaczył przy tym Danieli, jak ważny jest właściwy pomiar światła i ustawienie odpowiedniej głębi. Gdy w końcu skompletował już odpowiedni sprzęt, zaczął szukać najlepszych miejsc, w czym musiała mu pomagać Daniela, przede wszystkim kierując wózkiem.

Jakub był cholerykiem, to prawda. Złościł się, gdy mu coś nie wychodziło, denerwował każdym źle ustawionym szczegółem, kazał Danieli przestawiać donice z kwiatami i obracać liście, by nie odbijało się od nich światło. Dziewczyna musiała przyznać, że Kuba był perfekcjonistą i podchodził do swojej pracy z wielkim zaangażowaniem. Po dwóch godzinach zaczęło ją to jednak nudzić.

Jakub wykonał kilka zdjęć domu, ogródka i sadu, które miały mu posłużyć jako bazowe fotografie.

– Teraz chcę pojechać na łąkę – stwierdził, gdy Daniela przysiadła na pieńku drzewa porzuconym w sadzie.

– To jedź.

– Musisz mi pomóc z tym całym majdanem. Sam tego nie przeniosę.

– Dobrze, pomogę ci, ale potem muszę iść do domu, żeby zrobić obiad. Dziewczyny są cały dzień w kiosku, w ogóle im nie pomagam.

– Bo pomagasz mnie. Tak się chyba umówiliśmy, prawda?

– Nie myślałam, że to będzie tyle trwało. Nie obraź się, ale końca tej pracy nie widać. Sądziłam, że cykniesz kilka zdjęć i będzie po wszystkim, a ty robisz jakieś sesje fotograficzne pnączom.

– Niestety, żeby efekt był dobry, trzeba czasu i zaangażowania. Z tych dziesiątek zdjęć wybiera się tylko kilka, bo inne się nie nadają. To jest kwestia oświetlenia, układu przedmiotów i tego czegoś nieuchwytnego, co na jednym zdjęciu jest, a na innych już nie…

– Czy ty się nie za bardzo tym przejmujesz? – zapytała Daniela zniecierpliwiona. – Nie chcę być niemiła, ale sądzisz, że ktoś tak dokładnie będzie oglądał zdjęcia na stronie, które – jak sam mówisz – mają służyć jako tło?

– Myślę, że będzie. To się składa na ogólny wyraz, wrażenie, jakie odnosisz, otwierając stronę. Albo uznajesz, że jest ładna i zatrzymujesz na niej wzrok, albo jesteś zdania, że jest to zbieranina po amatorsku cykanych fotek, jak to ładnie ujęłaś, i wtedy nie poświęcasz jej uwagi. Jak się chce wykonywać taką pracę, to należy ją zrobić dobrze albo wcale.

– Nie znałam cię od tej strony – powiedziała, biorąc statyw i torbę z akcesoriami. – Nie podejrzewałam, że jesteś perfekcjonistą.

– Niewiele o mnie wiesz. Nie uwierzę, że ty tłumaczysz swoją książkę byle jak.

– Oczywiście, że nie, ale ja się nie cackam jak z jajkiem. Po prostu pracuję, jadę dalej i – jak trzeba – cofam się, żeby coś poprawić.

– A ja nie mogę poprawić. Jest dobrze od początku albo jest źle. Zresztą, szkoda strzępić język, chodźmy, bo w południe słońce jest fatalne. Świeci prostopadle i kolory są wyjątkowo nieciekawe. Najlepsze zdjęcia robi się o świcie i wieczorem. Przyjdę tu jeszcze o zachodzie słońca, bo chcę zobaczyć dom w innej perspektywie.

Daniela wzruszyła ramionami i powlokła się za Jakubem ścieżką blisko domu. Dobrze, że przynajmniej jej nie dokuczał, ale jego metoda pracy także była dla niej nieznośna. Daniela nie cierpiała takiej dłubaniny. Jako nastolatka uwielbiała myć okna – duże, brudne powierzchnie w mgnieniu oka stawały się czyste, widziała efekty swej pracy i była z nich dumna. Natomiast gdy matka nakazywała jej polerowanie łyżek lub czyszczenie drobnych elementów, nie znosiła tego serdecznie. Roboty mnóstwo, a satysfakcji praktycznie żadnej. Praca z Jakubem przypominała jej polerowanie srebrnej cukierniczki po ciotce – zatrzęsienie kwiatków, zawijasków i liści, godziny pracy, a rezultat taki sobie. Okno, brudna podłoga czy wielka szafa – to było coś.

Jakub zauważył jej zniecierpliwienie i chwilę przyglądał się w milczeniu, a potem spytał:

– Co cię właściwie ugryzło? Powiedz prawdę.

Daniela westchnęła i przysiadła obok wózka na trawie.

– Przyjechała Magda.

– Jaka Magda? Jakaś wasza krewna czy koleżanka?

– No bez przesady. Magda jest dziewczyną chłopaka Agaty.

– Proszę, proszę, to chłopak Agaty ma dwie dziewczyny? Szczęśliwy człowiek.

– Bądź poważny. To jest już były chłopak Agaty, odkąd na scenę wkroczyła Magda.

– Ta, która właśnie przyjechała, tak? I co ona tutaj robi? – Jakub przykręcił nowy obiektyw i zaczął mierzyć światło. Nie był zadowolony, więc przejechał do końca ścieżki i ponownie dokonał pomiaru, obserwując dom pod innym kątem.

– W tym właśnie sęk. Ona jest po prostu pomylona. Uważa, że Filip tu przyjedzie, choć nie wiem, po co miałby to robić.

– Może żeby odzyskać Agatę, nie pomyślałaś o tym? Pewnie nagadał coś tej Magdzie, pokłócili się i ona podejrzewa, że chłopak będzie starał się wrócić do Agaty.

Daniela spojrzała na Jakuba z ciekawością.

– A wiesz, że może tak być. Agata zdemaskowała jego wredną, podwójną grę. Spotykał się równocześnie z Magdą i z Agatą, a każdej opowiadał, że ta druga jest w kłopotach i potrzebuje pomocy.

– Przyjemniaczek – stwierdził Jakub, przymierzając się do zdjęcia. Puścił migawkę i wykonał szybką serię. – Uwielbiam takich gości – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie mają odwagi ani honoru. Pętaki bez kręgosłupa.

Daniela nie skomentowała, ale wciąż przypatrywała mu się z zainteresowaniem.

– Boję się, że ta Magda nie da nam żyć – stwierdziła po chwili. – Zamieszkała w pensjonacie pani Trzmielowej i chyba zamierza nas ciągle nachodzić.

– Bez obaw. U Trzmielowej się jej szybko znudzi, jak pani Małgorzata weźmie ją w obroty i zacznie za bardzo wypytywać. Święty by tego nie wytrzymał, a co dopiero taka Magda – uśmiechnął się Jakub.

– Właściwie to mógłbyś nam pomóc – powiedziała z namysłem Daniela.

– Ja? Niby jak?

– Mógłbyś powiedzieć jej coś miłego, tak jak ty to potrafisz, od razu by się odczepiła.

– Przeceniasz mnie, moja droga. Nie posiadam aż takich zdolności, by zrażać sobie ludzi na zawołanie, muszę mieć do tego odpowiedni nastrój. A teraz już chodźmy. Robi się gorąco, a światło jest po prostu tragiczne. Wiem już, skąd będę robił zdjęcia wieczorem, i to mi wystarczy. Gdybym mógł zostawić u was sprzęt, to nie musiałbym tego wszystkiego wozić ze sobą.

– Jasne. Możesz zostawić na dole w pokoju albo na tarasie – to jest pod dachem, sucho i nikt tam nie wchodzi.

– Taras jest w porządku. Jak będę czegoś potrzebował, to sobie stamtąd zabiorę.

Szli chwilę w milczeniu ścieżką, a Jakub wyraźnie zamierzał o coś jeszcze zapytać.

– To znaczy, że Agata ostatecznie zerwała z tym Filipem? – powiedział wreszcie.

– A ciebie co to tak interesuje? Mam nadzieję, że nie zamierzasz jej tego wypominać. Powiedziałam ci to w zaufaniu, więc, żebyś się nie ważył…

– Dobra, dobra, po co tyle słów. Rozumiem od razu, nie trzeba mi tego samego tłumaczyć w inny sposób – skrzywił się Jakub. – Jesteś zbyt nerwowa, moim zdaniem. Nie pamiętasz tego chińskiego przysłowia: „Usiądź nad brzegiem rzeki i czekaj, aż wyrzuci zwłoki twego wroga”?

– Wątpię, by rzeka jakoś szczególnie szybko wyrzuciła zwłoki Magdy – wzruszyła ramionami Daniela, a on się roześmiał.

Rozstali się przy furtce. Daniela jeszcze chwilę patrzyła, jak wózek inwalidzki Jakuba toczy się po niezbyt równym chodniku, aż zniknął za zakrętem.

Wróciła do kiosku.

– Już? Wszystko zrobione? – zapytała ją zaciekawiona Monika.

– Podejrzewam, że nawet nie jesteśmy na początku drogi – westchnęła Daniela. – Twój brat zafundował mi szkołę cierpliwości, nie wiem, jak ja to wytrzymam.

– Zaangażował się. Siedzi nad tą stroną po nocach, czasami jest tak zły, że nie sposób z nim porozmawiać. Ale cieszymy się z mamą, że ma to zajęcie. Dzisiaj w nocy słyszałam, jak gadał przez telefon z kolegą ze Stanów. Nie dzwonił tam chyba od powrotu zza oceanu. Jestem wam bardzo wdzięczna, że ma tę pracę, a tobie, Daniela, że masz cierpliwość mu pomagać, bo wiem, jaki potrafi być przykry.

– Powiem szczerze, że nie jest dla mnie przykry – Daniela powiedziała otwarcie. – W każdym razie nie dzisiaj, może się hamował, a może rzeczywiście coś do niego dociera. Muszę iść zrobić obiad, bo te przymiarki fotograficzne zajęły mi stanowczo za dużo czasu.

– Jasne, nie ma sprawy! Damy sobie radę – zapewniła ją milcząca do tej pory Agata, więc Daniela poszła do kuchni.

Turystów było już tylu, że nawet Tosia przyszła pomóc. Dziewczynka dużo czasu ostatnio spędzała w warsztacie ceramicznym Julii i w bibliotece. Agata zauważyła, że dzięki nauczycielce, Martynie Musiał, jej siostra zaczęła się powoli integrować z innymi dziećmi. W zajęciach czytelniczych brało udział sporo uczniów ze szkoły, większość z klasy Tosi. Dziewczynka jeszcze ciągle wracała do domu sama, nie towarzyszyły jej koleżanki, ale każdego dnia opowiadała coś ciekawego o swoich nowych odkryciach. Agata doceniała wysiłki Martyny, a także to, że starała się ożywić niezbyt lubianą przez mieszkańców miasteczka bibliotekę. Nie cieszyła się ona zbytnim powodzeniem. Mieściła się w skądinąd uroczym budynku domu kultury, ale instytucją tą kierowała wścibska i nieprzyjemna żona burmistrza. Ona i jej przyjaciółka, pani Majewska, uwielbiały wtykać nos w nie swoje sprawy, a okoliczna plotka głosiła nawet, że sprawdzały w kartach czytelników, kto jakie pozycje wypożycza i próbowały wysnuć na tej podstawie jakieś wnioski.

– Jakub stwierdził, że przejedzie się tam kiedyś i specjalnie wypożyczy książkę Z życia larw, żeby dać im do zrozumienia, co o nich myśli – powiedziała Monika. Obie siostry śmiały się do rozpuku.

Tak czy inaczej, trudno się było dziwić, że wciąż bardziej popularnym niż biblioteka miejscem wypożyczania książek był kiosk Agaty i Danieli. Matka Agaty zgromadziła tu pokaźną kolekcję, przejmując woluminy po zlikwidowanym antykwariacie. Część książek sprzedawały na bieżąco, bo lato sprzyjało podaży popularnych romansów i kryminałów, ale reszta była w ciągłym obrocie. Co więcej, Agata zauważyła, że wczasowiczki chętnie oddawały tu własne, przeczytane egzemplarze, po czym brały sobie inne na wymianę.

Tak… Miło było posiedzieć w herbaciarni „3 Siostry i 3 Koty”, która wczesnym ciepłym wieczorem po prostu tętniła życiem. Julia Kovacs musiała wystarać się o trzy dodatkowe stoliki ze szpulek, a Agata z Danielą rozszerzyły nieco kawiarniany ogródek kosztem trawnika przed domem.

Z ulicy patio prezentowało się cudownie, zachęcając, by wejść do środka i odpocząć wśród pachnących roślin. Ciasta i desery Danieli sprzedawały się znakomicie, podobnie jak herbata z domieszką bzu, którą Agata na cześć matki nazwała „Ada”. Dziewczęta miały pełne ręce roboty i trudno było im się skupić na czymkolwiek innym. Obiady też najczęściej jadły tutaj, przechodząc po prostu przez zaplecze do sadu znajdującego się tyłach sklepu.

– Nad czym pani tak duma, Agato? – odezwał się doktor Wilk, który po wykonaniu wszystkich obowiązków wpadł po nowy kryminał.

– Nad tym, jak nam dobrze idzie – szczerze odpowiedziała Agata.

– Niech pani splunie przez lewe ramię i odpuka w niemalowane drewno – szybko powiedział doktor. – Szczęście się spłoszy, kiedy będzie pani o nim głośno mówić.

– Tylko że to prawda, doktorze. Nie twierdzę, że herbaciarnia przynosi jakieś krociowe zyski, co to, to nie, ale wystarcza na nasze utrzymanie i o to mi chodzi. Nie jestem zachłanna, zadowalam się tym, co mam.

– Żeby wszyscy tak myśleli, pani Agato, świat byłby rajską dziedziną ułudy, jak mawiał wieszcz Mickiewicz. Niestety, chciwość to drugie imię zbyt wielu osób. Na przykład naszej pani burmistrzowej…

– Widzę, że interes się jej rozwija. Właśnie otworzyła to swoje Margot Spa – powiedziała Agata, stawiając przed doktorem filiżankę z herbatą z bzu i deser „Trzy Koty”.

– Słyszałem dzisiaj różne pogłoski – zaczął weterynarz, dosypując sobie hojnie cukru do napoju. – Miałem sporo wizyt w różnych gospodarstwach i wszyscy pytają mnie o jedno: o ciepłe źródła burmistrzowej. Plotki są już zupełnie fantastyczne, bo ludzie mówią nawet o aquaparku. Gdzie w takiej mieścinie dałoby się postawić aquapark i kto by z tego korzystał? Czyste szaleństwo.

– No to czym się pan martwi? – nie rozumiała Agata.

– Tym, że w każdej plotce jest ziarno prawdy. Już od dawna słyszę o tych źródłach. Trzmielowa chciała kiedyś odkupić ziemię od Julii i budować termy. Julia oczywiście się nie zgodziła, ale coś mi się wydaje, że temat powrócił.

– Jak to: powrócił? – zdumiała się Agata. – Pani Kovacs zgodziła się na sprzedaż domu?

Doktor zamachał rękami z przerażeniem.

– Absolutnie nie. Słyszałem jednak pogłoski, że Trzmielowej udało się wykupić teren przylegający do waszych działek, ten w kierunku lasu, aż do strumienia. Boję się, że będzie chciała powiększyć teren i zacznie was namawiać na sprzedaż gruntów.

– To prawda – włączyła się niespodziewanie Monika. – Mama też o czymś takim wspominała. Trzmielowie namówili wreszcie starego Sobieraja na sprzedaż ziemi przy potoku i na pewno na tym nie poprzestaną, będą chcieli kupić więcej.

– Nie zgodzimy się na sprzedaż – stwierdziła kategorycznie Agata. – To jest nasz dom i my się stąd nie wyniesiemy za żadne pieniądze. Nie sądzę też, żeby Julia się na to zdecydowała.

– Oczywiście. I macie rację. Ja tylko spodziewam się po tej babie wszystkiego najgorszego. Może wam zacząć utrudniać życie, żebyście same się zdecydowały na sprzedaż. Nie wiem… Kontrole na was zacznie nasyłać, utrudniać działalność. Ciężko powiedzieć, co ona może wymyślić.

– Na razie nic się takiego nie dzieje – Agata lekceważąco zmarszczyła nos, ale po plecach przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.

– I oby tak pozostało – uspokoił ją doktor. – Nie chciałem pani denerwować, po prostu dzielę się swoimi obawami. Niepokoi mnie ten zakup działki Sobieraja. Stary bardzo długo nie chciał sprzedać, twierdził, że trzyma to dla dzieci.

– No, ale jego dzieci są już dawno za granicą i chyba nie zamierzają tu wrócić – dodała Monika, a doktor skinął głową.

– Właśnie. Widać, stary się poddał, nie zależy mu już na tej ziemi. Trzmielowie pokonali wielką przeszkodę, która dzieliła ich od ukochanego pomysłu, czyli wybudowania tutaj term.

– Ale czy to w ogóle ma sens? – zamyśliła się Agata. – Zmysłowo to urocze miasteczko, ale nie przyjeżdża tu aż tylu turystów, żeby można było utrzymać tak kosztowną inwestycję. Termy są w Białce, w Szaflarach czy w Bukowinie – to są miejsca z potencjałem, dużą bazą noclegową, wyciągami narciarskimi, mnóstwem atrakcji. A tutaj? Kilka domów wypoczynkowych, właściwie sama agroturystyka. Może to jakieś mrzonki?

– Mama mówi, że burmistrz mógłby na to pozyskać dużą dotację – powiedziała w zamyśleniu Monika. – Ponoć termy są obecnie bardzo modne, państwo stawia na takie źródła energii.

Agata przygryzła wargi. Skoro w grę wchodziły jakieś zewnętrzne możliwości finansowania, sytuacja robiła się groźniejsza. A jeżeli oni będą forsować pogląd, że to się robi dla miasta, na jego korzyść i po prostu nas stąd wyrzucą? – zamyśliła się. Tak się przecież dzieje w „stanach wyższej konieczności”, gdy na przykład trzeba zbudować drogę. Wysiedla się mieszkańców za odszkodowaniem i tyle. No, ale geotermia to przecież nie autostrada, nie jest konieczna do życia.

Cała ta sprawa bardzo zmartwiła dziewczynę.

Najpierw przyjazd Magdy, a teraz to – pomyślała. – Może rzeczywiście niepotrzebnie powiedziałam na głos, że dobrze nam idzie.

Odgoniła jednak te czarne myśli. Dobrze, że doktor jej o tym powiedział, bo najgorzej żyć w nieświadomości, że dzieje się coś złego. Co ma być, to będzie, ona jednak się przygotuje, może na wszelki wypadek poradzi się adwokata przy okazji rozprawy o spadek.

Wilkowi zrobiło się przykro, że ją zasmucił, próbował więc zmienić temat.

– A jak tam moje kryminały? Szukam znowu czegoś na wieczór. Może być coś w scenerii archeologicznej, pani Agato. Morderstwo w Mezopotamii bardzo mi się podobało. Szczerze! Upał, gryzą muchy i w dodatku ktoś ginie, zabity w bardzo sprytny sposób. Wszystko prawie jak u nas, tylko na razie bez morderstwa.

– Nie bardzo znam się na kryminałach Christie, w tym lepsza jest Daniela – powiedziała Agata, wchodząc do kiosku i rozglądając się po regałach. – Ale chyba mam coś dla pana, przynajmniej tytuł brzmi dosyć orientalnie: Śmierć na Nilu.

– Znakomicie. Spodziewam się dobrej zabawy i mam nadzieję, że nikogo nie pożre krokodyl. Pani Agato, proszę się nie martwić tym, co pani nagadałem. To takie niepokoje starego człowieka, który dobrze wam życzy.

– Wiem, doktorze, i jestem panu bardzo wdzięczna za ostrzeżenie. Przemyślę to sobie i na wszelki wypadek poradzę się prawnika.

– Znakomita myśl – pochwalił ją weterynarz, dopijając herbatę. – A gdzie jest ta wasza menażeria? Od rana nie widziałem kociaków.

– Nie lubią takiego upału. Śpią na tarasie. Zdaje się, że Julia posadziła im tam kocimiętkę, uwielbiają wylegiwanie się w donicach i na kanapach – powiedziała Agata z uśmiechem.

– Szczęśliwe stworzenia. W następnym wcieleniu zdecydowanie będę kotem – powiedział doktor i, skinąwszy wszystkim głową na pożegnanie, ruszył do furtki.

Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności

Подняться наверх