Читать книгу Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 7

7

Оглавление

– To nie kosztuje dużo, a mamy bardzo ładny projekt – przekonywała Julia Kovacs Agatę, gdy wpadła do niej do kiosku rankiem następnego dnia. Pokazywała jej wzór logotypu kawiarni, który poprzedniej nocy starannie rozrysowała na papierze. Były to trzy kocie główki nad filiżanką herbaty.

Sąsiadka namawiała Agatę, żeby zamówić do herbaciarni komplety składające się z czajniczka, pasującej do niego filiżanki i spodka; wszystko miało być ozdobione tym rysunkiem.

Niemirska pochyliła się nad kartką. Projekt bardzo się jej podobał, sama myślała o czymś podobnym, jakimś elemencie wyróżniającym herbaciarnię spośród innych. Takie komplety – czajniczek stawiało się na filiżance i razem tworzyły zgrabną piramidkę – dodatkowo budowałyby atmosferę tego miejsca.

– No i oczywiście napis: „3 Siostry i 3 Koty”… To musi pojawić się obowiązkowo – dorzuciła Julia, a Monika pochyliła się ciekawie nad projektem.

– Bardzo elegancki – pochwaliła. – Potrzebujemy sporo tych kompletów. Przydałyby się też jeszcze pasujące talerze deserowe i jakieś miseczki na sałatki. Czy to razem drogo wyjdzie?

Julia chciała zaprzeczyć, ale właśnie przed kioskiem pojawił się doktor Wilk, nieco dziś spóźniony, po swoją gazetę.

– A mnie się to zupełnie nie podoba – zgłosił zastrzeżenie. – Wszystko będzie jednakowe, jak niegdyś w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Pamiętam, że oni też mieli jednakowe porcelanowe kubki i talerze, wszystkie z tym samym znaczkiem „GS” lub „Społem”. Brzydkie to było jak nieszczęście. W kubku lurowata kawa zbożowa lub kisiel, na talerzu gulasz z płucek. Okropieństwo.

– Teraz mamy zbieraninę filiżanek z całego domu – powiedziała Agata z namysłem. – Jedne większe, drugie mniejsze, żadnej symetrii.

– I bardzo dobrze. Światu niepotrzebna jest symetria, tylko odrobina szaleństwa – stwierdził doktor, zabierając gazetę. – Spieszę się, drogie panie, bo mam kolejną wystawę rolniczą do obsłużenia, ale szukajcie mi nowego kryminału. Ta Śmierć na Nilu była rewelacyjna. Po tej lekturze nabrałem ogromnej ochoty na podróż luksusowym statkiem.

– Nie ma racji – powiedziała zdecydowanym tonem Julia, gdy doktor odjechał. – Te zestawy są ładne, niedrogie i mogą stanowić wizytówkę herbaciarni. Uważam, że koniecznie trzeba je zamówić.

Agata była podobnego zdania. Uruchomiła komputer, by poszukać najlepszej oferty, bo jak się okazało, było ich sporo.

Tosia bawiła się z kotami na ławce przed herbaciarnią, do której już zaczęli się schodzić turyści spragnieni lemoniady, kanapek i domowego ciasta.

Przez tłumek przedarł się Piotr Kolecki w swoim traperskim ubraniu.

– Cześć, Agata – zawołał, a ona podniosła głowę znad monitora.

– Będziecie dzisiaj wieczorem w domu? – zapytał, a Agata przyjrzała mu się zdziwiona. Zwykle bywały w domu wieczorami, z jednej strony dlatego, że letnią porą zamykały herbaciarnię późno, no a poza tym gdzie niby miały się podziać?

– Oczywiście. Zamykamy dopiero około siódmej lub ósmej, a potem i tak dalej tutaj siedzimy. Wieczory są takie cudowne, że szkoda je tracić – wyjaśniła.

– To wspaniale. Chcemy was odwiedzić dzisiaj z Martyną, żeby zaprosić na nasz ślub.

– Na ślub…

Agata przełknęła ślinę. A więc to już oficjalnie postanowione, Piotr i Martyna pobierają się. No cóż, przecież wiedziała o tym od początku, to była miłość jak z filmu, jak mówiła kuzynka Martyny, Eliza, pracująca w urzędzie gminy.

– Tak, wreszcie ustaliliśmy wszystko. Ślub będzie we wrześniu, już po wystawie prac twojej mamy. Mam nadzieję, że przyjdziecie wszystkie… Twój narzeczony także jest mile widziany…

– Agata już z nim zerwała. To krętacz i oszust. Tak powiedziała Daniela – niespodziewanie odezwała się Tosia, a Niemirska oblała się rumieńcem.

– Tosiu. O takich rzeczach się nie mówi – Monika próbowała mitygować, a Tosia kręciła z niedowierzaniem głową.

– Przecież to szczera prawda. Daniela sama mi wczoraj mówiła, jak pytałam z niepokojem, dlaczego Agata nie śpi i chodzi po pokoju.

Piotr odchrząknął zmieszany, starając się zatrzeć wrażenie, jakie wywołały na nim słowa Tosi. Agata milczała zdenerwowana, a Monika zabrała się do porządkowania filiżanek.

– Trzeba jak najszybciej kupić te komplety do herbaty – powiedziała, żeby zmienić temat. – Drażni mnie ta pstrokacizna.

– Pójdę już. Wycieczka się niecierpliwi. Do zobaczenia wieczorem – rzucił Piotr, wciąż przypatrując się czujnie Agacie.

– Będziemy czekać – odpowiedziała, nieco zawstydzona.

– Tosiu, pewnych rzeczy nie mówi się w towarzystwie – zgromiła dziewczynkę Monika, gdy tylko Piotr zniknął sprzed kiosku.

– Dlaczego? Czy ja mówiłam nieprawdę?

– Mówiłaś prawdę, ale może Agata nie życzy sobie, żeby to ogłaszać wszem i wobec? Takie sprawy są delikatne i trzeba być bardzo dyskretnym.

– Daj spokój, Monika. Nic się takiego nie stało – powiedziała cicho Agata. – Tosia ma rację, moje zerwanie jest faktem, a za chwilę i tak wszyscy będą o tym wiedzieć, zwłaszcza że w miasteczku przebywa Magda. Może lepiej, że teraz się to wydało?

– Piotr będzie milczał, możesz być pewna – przekonywała ją Monika. – On nie jest plotkarzem, nie obawiaj się. Tosiu, bez względu na to, co mówi twoja siostra, ja uważam, że powinnaś trzymać język za zębami i nie informować o tej sprawie każdego, kto się nawinie.

W oczach Tosi błysnęły łzy i dziewczynka odruchowo przytuliła się do Agaty.

– Jestem głupia. Zrobiłam ci przykrość, choć wcale tego nie chciałam.

Agata pogładziła ją po głowie.

– Nic się nie stało. Nie pomyślałaś po prostu. Monika ma zresztą trochę racji, czasem warto być nieco dyskretniejszym, ale nie zrobiłaś niczego złego, w końcu powiedziałaś prawdę.

– Smutno ci, że zerwałaś ze swoim chłopakiem? – zapytała Tosia, a Agata się zadumała. Trudno było odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Miała ogromne pretensje do Filipa o jego postępowanie, sama była bardzo prostolinijna i nie uznawała hipokryzji. Nie mieściło się jej w głowie, jak można tak żyć i rankiem spokojnie patrzeć sobie w twarz w lustrze. Gdy zrozumiała, jak fałszywy jest Filip, straciła dla niego wszystkie uczucia. Tak, to prawda – wcześniej przymykała oczy, udawała, że nie zauważa pewnych spraw, tłumaczyła go. Gdy jednak prawda wyszła na jaw, wszystko się skończyło, jakby zostało przecięte nożem. Nagle okazało się, że to, co ich łączyło, było naprawdę iluzją, a tego nie mogła wybaczyć. Nie żałowała tego związku… Żałowała swego zaangażowania.

– Zawsze, kiedy coś się kończy, jest smutno – powiedziała Monika, a Agata spojrzała na nią z wdzięcznością. Właśnie tak to odczuwała – nie żal, ale smutek, bo nagle znalazła się w próżni. Nie wiedziała, czym może wypełnić tę uczuciową pustkę. Kiedyś zapewne byłaby to praca – rzuciłaby się w wir obowiązków, siedziała do późna w biurze, odsuwała od siebie nieprzyjemne myśli. Teraz jednak praca stała się jej życiem, a życie pracą. Jedna sfera przenikała drugą i nie sposób było ich oddzielić. Nie miała możliwości uciekania przed życiem w pracę i odwrotnie. Co ciekawe, myślała o tym z ulgą. Prawdą okazało się popularne powiedzenie, że jeśli praca stanie się naszą pasją, nie przepracuje się już ani jednego dnia w życiu.

Agata uśmiechnęła się, a Tosia zinterpretowała to po swojemu – że siostra już się na nią nie gniewa, jeżeli kiedykolwiek była w ogóle zła.

– Przepraszam. Ja czasami tak coś powiem bez namysłu. Mama zawsze mówiła, że u mnie język wyprzedza rozum i chyba coś w tym jest.

Agata skinęła głową. Była to jednak główna zaleta dzieci – wypowiadały szczerze to, o czym dorośli bali się nawet pomyśleć. Tak robią tylko dzieci i Daniela – z humorem pomyślała Niemirska, zastanawiając się przy okazji, gdzie podziała się średnia siostra.

Rankiem obudziło je skrzypienie kółek wózka Jakuba na żwirowanej ścieżce. Zjawił się w Willi Julia jeszcze zanim przywieziono gazety i pogonił rozespaną Danielę do pracy.

– Najlepsze zdjęcia latem wychodzą o świcie – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, a gdy Agata zaproponowała kawę, spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby zamierzała skraść mu najcenniejsze minuty dnia.

Daniela, złorzecząc pod nosem, że dała się wrobić w tę pomoc dla fotografa, ubrała się czym prędzej i wyszła do sadu. Jakub polecił jej rozstawić statyw i przynieść jeden z obrazów Ady.

– Który chcesz sfotografować jako pierwszy? – zapytał Agatę. – To ważna decyzja, bo od tego zaczyna się cała koncepcja.

Niemirska nie wiedziała, jak to rozumieć. W jej mniemaniu kolejność mogła być absolutnie dowolna, bo przecież zdjęcia w wirtualnej galerii można będzie bez trudu przestawiać. Mina Jakuba wyrażała jednak całkowicie inne podejście – najwyraźniej pierwsze ujęcie określało dla niego kierunek artystycznych poszukiwań. Znosząc z sypialni Blask poranka, doszła do wniosku, że Jakub ma w sobie wiele bezkompromisowości i – co tu kryć – egoizmu, podobnie jak wielcy malarze czy inni ludzie sztuki. W końcu fotografia to także dziedzina artystyczna.

– Dawno bym go już palnęła w czoło, gdyby nie to, że pokazał mi zdjęcia, które zrobił wczoraj – zwierzyła się jej Daniela, gdy już ustawiły obraz w sadzie, a Jakub zajął się mierzeniem światła i wyborem obiektywu.

– Są dobre? – Agata się zainteresowała.

– Mało dobre. Świetne. Jakub zawsze wydawał mi się pozbawionym wrażliwości samolubem, ale te zdjęcia… Jest w nich taki czar, taka wrażliwość, powiedziałabym nawet – subtelność, gdyby w jego przypadku nie wydawało się to cokolwiek dziwne. Zdjęcie naszego domu od strony lasu wygląda tak nieziemsko… Boję się, że jak zostanie opublikowanie na stronie Ady, wielbiciele zaczną nas najeżdżać masowo, setkami albo nawet tysiącami. Nie masz pojęcia, jak on potrafi wydobywać kolory. Przecież byłam z nim na tej łące. Był upał, zupełnie banalne przedpołudnie, trawy wydawały mi się jakieś blade w tym świetle, to samo dom – jakby za mgłą. A on to sfotografował w ten sposób, że wydobył wszystkie odcienie zieleni i brązów. Nie umiem tego określić inaczej, ale to było jak przenikanie się kolorów, półcieni i gra świateł. Czysta magia, malowanie blaskiem.

– Pięknie mówisz. Aż się chce to zobaczyć – powiedziała z uśmiechem Agata. Z ulicy właśnie trąbił dostawca gazet, co zdenerwowało Jakuba.

– Powiedz mu, żeby tak nie hałasował. Ja tu usiłuję pracować – rzucił oburzonym tonem, a Agata poszła odebrać zamówienie. Przed dom wybiegła Tosia, a za nią z podniesionymi triumfalnie ogonami kroczyły trzy koty: Kocio, Sylwek i Bella. Jakub przyglądał im się z uwagą.

– Daniela, przynieś mi te koty.

– Sam je sobie przynieś – wydęła wargi Daniela. – Myślisz, że one są tutaj na twoje zawołanie? To niezależne istoty, o, zobacz – pokazała mu koty, które, jakby słysząc tę rozmowę, rozbiegły się w trzech kierunkach. Srebrne ogony tylko mignęły w krzakach, a czarny łebek Belli pojawił się niespodziewanie za ogrodzeniem herbaciarni.

– Na razie i tak koty nie pasują mi do koncepcji artystycznej. Który obraz przyniosła Agata? – zapytał Jakub niezrażony zachowaniem kotów.

– Oczywiście Blask poranka, jej ulubiony.

Oboje popatrzyli na cudowny pejzaż Ady. Daniela musiała przyznać Jakubowi rację – w tym świetle kolory nabierały wyrazistości, a cały rysunek stawał się bardziej zjawiskowy.

– Znakomity moment, aby go sfotografować – potwierdził Jakub. – Zabierajmy się do pracy, bo poranne światło jest bardzo kapryśne.

Daniela podglądała jego działania z rosnącym zdumieniem.

Jakub był nie tylko perfekcjonistą, ale miał niezwykły zmysł plastyczny. Umiał skomponować kadr, od razu dostrzegał niepasujący lub zbędny element. Poprosił Danielę, by zawiesiła obraz na drewnianym płocie, ale w starannie wybranym miejscu, gdzie krzyżowały się promienie światła i cienie. Daniela biegała więc z młotkiem i gwoździem, wciąż korygując ustawienie. Wiedziała jednak, że efekt będzie znakomity. Nie marudziła zatem, tylko całkowicie poświęciła się tej pracy. Sfotografowany obraz odniosła na górę i po chwili wróciła z innym, starannie wybranym przez Agatę.

– Szkoda takich zdjęć tylko na stronę internetową – powiedziała, gdy tuż przed południem zakończyli pracę i usiedli na tarasie, by się napić czegoś chłodnego.

– Mam nadzieję, że wykorzystają je w katalogu tej wystawy – powiedział Jakub. – Monitor komputera ma różną rozdzielczość, jakość obrazu zależy od jakości karty graficznej, sama wiesz. A druk to jednak zupełnie coś innego.

– Pomyślałam o czymś. Może zrobiłbyś też zdjęcia roślin, które inspirowały Adę? Bzów już co prawda nie ma, ale wciąż są maki, chabry, lilie złotogłów i naparstnice. Jak uważasz?

Jakub zamyślił się. Z jednej strony nie cierpiał, kiedy mu coś narzucano, a z drugiej musiał uczciwie przyznać, że brakowało mu jakiegoś spoiwa. Klucz przyrodniczy był rozwiązaniem. Pomyślał, jak ładnie mógłby to zaprojektować graficznie. W sumie Daniela poddała mu ważną myśl, ale nie zamierzał jej za to pochwalić.

– Może to jest jakiś pomysł – powiedział z ociąganiem, a ona się uśmiechnęła. Znała go już na tyle, żeby wiedzieć, że weźmie to pod uwagę, ale za żadne skarby świata nie przyzna jej racji. Mimo wszystko postanowił się jednak odwdzięczyć.

– Sprawdzałem tę twoją firmę. Business 4 Art, pamiętasz?

Oczywiście, jak mogłaby zapomnieć. Była to przecież firma, z której Ada otrzymywała co najmniej dwa lata przed śmiercią przelewy na dosyć znaczące kwoty. Agata odkryła istnienie tych przekazów pieniężnych, gdy korzystając z zapisanych przez matkę wskazówek, sprawdziła stan konta.

– No i co? Dowiedziałeś się czegoś? – Daniela była rozemocjonowana.

Pokręcił głową.

– Niewiele. To sprytnie zarejestrowana firma, za granicą. Rzeczywiście na pozór niczego o niej nie wiadomo. Sprawdziłem jednak rejestry i wpadłem na pewien ślad. Dawny kolega ze Stanów mi tego szuka. I na pewno znajdzie, bo dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. W każdym razie, sprawa posuwa się naprzód.

– Wielkie dzięki! – Daniela była mu autentycznie wdzięczna.

– Rozumiem, że ten dobroczyńca się do was nie odezwał – zapytał, popijając lemoniadę. – Myślałem o tym, bo to może być potencjalnie groźne.

– Co masz na myśli? – zdenerwowała się Daniela.

– Sama wiesz, że takie podarunki nie biorą się znikąd i zazwyczaj coś się za nimi kryje, prawda? Boję się, że nasz hojny fundator może się znienacka objawić jako egzekutor starego długu…

– Wypluj natychmiast to słowo – wzdrygnęła się dziewczyna, ale sama była tym mocno zaniepokojona. Z napięciem czekały z siostrą do końca miesiąca, żeby zobaczyć, czy przelew znowu przyjdzie. Agata przeszukała raz jeszcze rzeczy matki, chcąc odnaleźć jakąś umowę czy inny ślad po współpracy z Business 4 Art. Nie było jednak niczego takiego. Bardzo się tym zmartwiły, ale postanowiły nie ustawać w poszukiwaniach. Daniela miała przy tym cichą nadzieję, że Jakub dzięki swoim zdolnościom ustali coś więcej.

– Na razie się tym nie gryź – powiedział. – Nic się złego nie dzieje, liczę na to, że wkrótce czegoś się dowiemy. Wracam do domu popracować nad zdjęciami – powiedział, gdy próbowała go zatrzymać na obiad. – Nie znoszę tych letnich upałów, a poza tym może tutaj przyjść Magda. Uważam, że powinnaś sobie z nią radzić bez mojej pomocy – był to oczywiście przytyk do propozycji, żeby wystraszył dziewczynę Filipa swoim sposobem bycia. Daniela się uśmiechnęła i pożegnała go.

Mimo wszystko była zmęczona tym asystowaniem, choć jak dotąd Jakub zachowywał się znośnie. Chyba bardzo się pilnował, żeby nie rzucać złośliwościami na prawo i lewo, więc trudno się dziwić, że wytrzymywał tylko do południa. Daniela zaśmiała się, gdy doszła do tego wniosku, i poszła sprawdzić, co robią siostry w kiosku, a potem przygotować obiad.

Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności

Подняться наверх