Читать книгу Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk - Страница 7

7

Оглавление

Tomasz Halicki nudził się w Panoramie w Cieplicach. Drażniło go prowincjonalne miasteczko w górach i skromna oferta ośrodka. Z braku lepszych zajęć wybrał się nawet na spacer, ale wrócił w jeszcze gorszym nastroju, niż wyszedł. Nigdy nie rozumiał takich rozrywek – chodzenia bez celu. Zadzwonił do siostry, która od początku nie pochwalała tej wyprawy.

– Nie rozumiem, po co ci to wszystko – stwierdziła. Była za granicą, zaczynała zdjęcia do kolejnego filmu, z którym wiązała wielkie nadzieje i jak zwykle miała tylko kilka minut. – Co ty właściwie chcesz osiągnąć?

– Wiesz, co. Nigdy nie trawiłem tej kobiety.

Lora zaśmiała się krótko.

Ona wszystko traktowała lekko. Nie była przywiązana ani do matki, ani do ojca. Właściwie oboje lekceważyła. Matkę uważała za wariatkę, a ojca za wyrachowanego egoistę. Gdy tylko mogła, wyprowadziła się z domu i utrzymywała z obojgiem jak najrzadsze stosunki, co oczywiście nie oznaczało, że nie pilnowała swojej części majątku. Wręcz przeciwnie. Lora Hagen była bardzo skrupulatna w interesach, specjalnie zatrudniła asystenta od spraw finansowych, który patrzył wszystkim w spółce na ręce, żeby przypadkiem nie zrobili czegoś bez jej wiedzy. W kluczowych momentach zjawiała się osobiście i nie była skłonna do kompromisów, gdy należało egzekwować swoje prawa. Pojawienie się trzeciej osoby do podziału spadku było jej bardzo nie w smak.

Najpierw próbowała odwieść Tomasza od pomysłu skontaktowania się z najmłodszą siostrą. Specjalnie przyjechała w tym celu do Polski, żeby rozmówić się z bratem w cztery oczy.

– Nasza matka jest mitomanką – mówiła, gdy spotkali się w końcu w Krakowie. – W tym, co opowiada, nie ma nawet krzty prawdy, a ty jej ślepo wierzysz. Od lat nienawidzi Ady Bielskiej, ma obsesję na jej punkcie, a teraz wmówiła sobie, że widziała się z jej córką i usłyszała te wszystkie brednie. Na pewno to wymyśliła.

– Ja znam tę dziewczynę, ona naprawdę istnieje, pracowała w firmie ojca. Nie mam pewności, czy stary specjalnie jej nie zatrudnił, żeby pomóc Adzie. Agata Niemirska nie jest żadną fikcyjną postacią, zresztą od dawna krążyły pogłoski, że ojciec ma z Adą dziecko.

– Matka tak twierdziła. A wiesz, jaka ona jest. Nienormalna. Tomasz, proszę cię, daj spokój. Nawet jeśli matka spotkała się z tą całą Agatą, ja nie chcę jej widzieć. Jeżeli istnieje też jakieś dziecko, to także nie mam ochoty go oglądać. Nie podoba mi się, że ktoś nowy się pojawia i to oczywiście w momencie, gdy ojciec umiera i jest co dzielić. Nie wydaje ci się to wszystko podejrzane? Może ta Niemirska to po prostu oszustka i naciągaczka? Dowiedziała się od swojej matki czegoś o romansie z naszym ojcem i próbuje to wykorzystać? Może to dziecko jest całkiem innego pana? Nie zdziwiłabym się, Ada była taka kochliwa…

– Właśnie to chcę sprawdzić. Czy ty tego nie rozumiesz? Zaniedbanie takiej kwestii może nas później drogo kosztować. Lepiej załatwić wszystko teraz, zawczasu – tłumaczył rozdrażnionym głosem Tomasz.

Lora tylko przekładała kieliszek z ręki do ręki. Grymas przebiegł przez jej nerwową twarz. Nie w ten sposób chciała załatwiać takie sprawy.

– Dlatego właśnie proponuję ci, żebyś to zostawił adwokatom. Niech dyskretnie sprawdzą, czy te kobiety mogą występować z jakimiś roszczeniami. Jeżeli okaże się, że ta gówniara jest jednak córką naszego ojca, to trzeba im rzucić odszkodowanie na otarcie łez i zmusić do podpisania dokumentu, że nie będą już nigdy rościć sobie żadnych pretensji do majątku. Sam wiesz, jak się prowadzi takie sprawy. Ostrożnie.

Tomasz popatrzył na piękną, pociągłą twarz siostry, na której nie malowały się żadne uczucia. Jej oczy były puste, jakby Lora myślała zupełnie o czymś innym. Taka była już w dzieciństwie, zwłaszcza gdy matka wpadała w swoje słynne napady szału i zazdrości. Lora uciekała w kąt, chowała się do szafy lub pod stół, a na jej oblicze wypływał ten dobrze znany, nieobecny i obojętny wyraz. Zapadała się w swoim świecie, do którego oni – Tomasz i matka – nie mieli dostępu.

– Zupełnie cię nie obchodzi to dziecko? – zapytał jeszcze.

Pokręciła głową.

– Interesuje mnie jedynie, by jak najszybciej zniknęło z naszego życia. Nie życzę sobie żadnych kłopotów z tym związanych i zamierzam się przed tym zabezpieczyć. Tobie też nie radzę się w to mieszać.

– Dlaczego?

– Wybacz mi, Tomasz, ale ty jesteś zbyt porywczy, a takie sytuacje trzeba rozwiązywać spokojnie i najlepiej nie angażując się osobiście. Przez pośredników. Mam nadzieję, że nie zamierzasz jechać do tej mieściny i samodzielnie prowadzić śledztwa? To byłoby nad wyraz nierozsądne.

– Nierozsądne? Co właściwie masz na myśli?

– To cię postawi w gorszej pozycji negocjacyjnej. Niemirska uzna, że ją o coś prosisz, i zacznie sobie roić, że może się nie wiadomo czego domagać. A sprawę trzeba postawić jasno: nie dostaną jednej trzeciej majątku ojca i już.

– Jest testament – powiedział twardo Tomasz.

Lora prychnęła i spojrzała na niego zimnym wzrokiem.

– Tak, oczywiście, nawet dwa. A może jest i trzeci, w którym nasz nawrócony przed śmiercią ojciec zapisał wszystko Kościołowi. Nas interesuje tylko ten pierwszy testament, który leży u rodzinnego adwokata. Żaden inny się nie liczy i nie będzie się liczył, mam nadzieję, że to zrozumiałeś? Boże, Tomasz, nie podejrzewałam, że jesteś takim mięczakiem. Naprawdę chcesz się dzielić czymkolwiek z córką tej zdziry? Nie pamiętasz, co nam zrobiła?

– Przestań. Właśnie dlatego, że nie chcę się dzielić, uważam, że powinniśmy zabrać stamtąd to dziecko.

Lora spojrzała na niego jak na wariata i odstawiła kieliszek na stolik. Siedziała na fotelu z podwiniętymi nogami, ale teraz opuściła je na podłogę, ponownie wsuwając stopy w szpilki. Wyprostowała się jak na oficjalnym spotkaniu i poprawiła włosy.

– Ty jesteś chyba pomylony. Jak matka. To musi być dziedziczne. Co ty w ogóle wymyśliłeś?

– Posłuchaj, Lora, to wcale nie jest głupie i nie obrażaj mnie. Jeśli to jest nasza siostra, to powinna się wychowywać u nas, prawda? Bo jest członkiem naszej rodziny.

– I co? Ty ją będziesz wychowywał? Ile ona ma lat? Pięć? Sześć? Zabawisz się w tatusia na cały etat? Naprawdę rozum ci odjęło. Na mnie na pewno nie licz i nie próbuj mnie w żaden sposób wciągnąć do tego pomysłu, o ile jesteś tak zbzikowany, żeby go zrealizować.

– Ma dziesięć lat. Nie musimy jej przecież osobiście wychowywać. Można zaangażować opiekunkę, są szkoły z internatem, już się dowiadywałem, w Szwajcarii jest świetna placówka dla takich dziewczynek…

– Chyba naprawdę zwariowałeś. Nie wierzę własnym uszom. Mówisz poważnie?

– Tak. Mam zamiar to wszystko sprawdzić. Jeżeli ta mała jest naszą siostrą, zabiorę ją z tej wiochy i zajmiemy się nią. To jest, bądź co bądź, nasz krew, Lora.

– Nigdy cię nie podejrzewałam o takie związki plemienne – prychnęła Eleonora. – Jeżeli chcesz mieć rodzinę, to się po prostu ożeń, miej własne dzieci, a nie sprowadzaj nam na głowę jakiegoś bękarta. Proszę cię, robiłeś już różne szalone rzeczy, popierałam te twoje wyprawy na koniec świata, bo uważałam, że masz prawo realizować swoje marzenia, ale to już przerasta wszystko.

– Ojciec był obrzydliwym typem, Lora. Matka, sama wiesz, jaka jest – egzaltowana i histeryczna. Nie pozwólmy na to, żeby to dziecko wykoleiło się w rodzinie tamtej kobiety.

– Skąd pomysł, że się wykolei – nie rozumiała Lora.

Była zmęczona bezproduktywną potyczką z bratem. Wiedziała, że jeśli Tomasz nabił sobie czymś głowę, na pewno nie zrezygnuje ze swego pomysłu. Irytowała ją jego wybuchowość i nieracjonalność. Już od dłuższego czasu marzyła tylko o jednym – jak najszybciej zakończyć tę rozmowę i porozumieć się ze swoim prawnikiem. Należało powstrzymać Tomasza wszelkimi możliwymi sposobami, także drogą prawną, jeżeli będzie to konieczne. Życie już dawno nauczyło ją, że w takich delikatnych sytuacjach – a za taką uważała nieuchronny konflikt z bratem – trzeba postępować dyplomatycznie. Udawać, że nic się nie dzieje, ale myśleć i robić swoje.

Oczywiście, wiele osób nazwałoby tę taktykę dwulicowością, ona jednak była przekonana, że postępuje po prostu rozważnie i zręcznie. Nie lubiła wchodzić z nikim w otwarte rozgrywki i najchętniej w nieprzyjemnych sprawach działała przez pośredników. Gdy stawała się bohaterką jakiegoś medialnego skandalu, co zwykle było zresztą obliczone na podniesienie popularności, wszystko załatwiali asystenci i sekretarki. O Lorze Hagen plotkowano w światku filmowym, że nawet noża w plecy nie wbija osobiście, bo ma od tego specjalnych ludzi. Potrafiła dobrze nękać swoich wrogów, ale sama nie brudziła sobie rąk. „Krew wypić, dziurki nie zrobić” – tak się chyba mówiło o osobach tego pokroju.

Teraz też zamierzała zastosować taką taktykę, tym razem jednak w stosunku do własnego brata. Czuła więc lekki dyskomfort. Kochała Tomasza, ponieważ był jedyną osobą, którą akceptowała w stu procentach, ze wszystkimi wadami. Nigdy nie działała wobec niego zakulisowo, uważała, że obowiązuje ją wobec niego szczególna lojalność. Tym razem jednak musiała postąpić inaczej, ale po raz pierwszy czuła się tak bezpośrednio zagrożona. A w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia nie cofała się przed niczym.

Tomasz przyglądał się jej, jakby zastanawiając się, co jej chodzi po głowie. Wiedział, że Eleonora nie zwykła zmieniać zdania i skoro była przeciwna wprowadzeniu Tosi Bielskiej do rodziny, dalej się temu będzie opierać. Należało przedstawić inne argumenty.

– Nie uważasz, że długofalowo możemy na tym skorzystać? – powiedział więc, patrząc na siostrę zaczepnie.

– W jakim sensie?

– Będziemy mieć nad tym dzieciakiem kontrolę, nie będą nas nim szantażować. Zrozum, Lora, ta mała to taki miecz Damoklesa, który wisi nad nami. Póki nie rozwiążemy całej tej sprawy, zawsze, w każdym momencie może pojawić się problem z żądaniami prawa do spadku.

– Z tym akurat się zgadzam i uważam, że ona i jej starsza siostra powinny podpisać ugodę i wziąć pieniądze. Oczywiście nie takie, jak sobie zapewne wyobrażają, ale tym prowincjonalnym gąskom na pewno wystarczą. Trzeba im zatkać usta banknotami, tak ja to widzę, ale musimy mieć wszystko na piśmie i ostatecznie uzgodnione, żeby sprawa nigdy już do nas nie wróciła.

– No ale ja bym jednak chciał zobaczyć to dziecko.

– Nie rozumiem, po co? – zdenerwowała się Eleonora. Wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Miała szybkie i urywane ruchy osoby łatwo wpadającej w gniew, która bardzo stara się nad sobą panować, ale czasem wymyka się jej to spod kontroli. Raz po raz odrzucała długie włosy na plecy lub poprawiała je ręką.

– Jestem ciekawy, czy ona jest do nas podobna. Czy ma coś z ojca.

– Wiesz, zawsze cię podejrzewałam o jakiś rodzaj masochizmu – zaśmiała się Lora. – Już w dzieciństwie to miałeś, lubiłeś się dręczyć różnymi rzeczami. Potem te twoje niebezpieczne wyprawy, psychologia mówi, że dążenie do autodestrukcji także jest masochistyczne. Ty naprawdę masz problem. A może tak naprawdę chodzi ci o coś innego, braciszku?

– O co? – Tomasz się zainteresował.

– O zemstę. Starasz się odgrywać przede mną tego dobrego, bardziej wyrozumiałego z naszej dwójki, który próbuje mimo wszystko scalić rozbitą rodzinę Halickich do kupy. Zbudować coś na tych zgliszczach. Ale tak naprawdę nienawidzisz rodziców i tej kobiety równie mocno jak ja, a nawet bardziej, a teraz masz wyjątkową okazję, żeby odpłacić pięknym za nadobne. Pokazać, kto tu rządzi.

– O, czyżby? – mruknął Tomasz, a złośliwy uśmieszek przemknął mu przez usta.

– Tak – Eleonora zbliżyła się do baru i nalała sobie kolejny kieliszek wina. – Naszego ojca najmniej to oczywiście obejdzie, ale matkę na pewno dotknie. Sprowadzenie pod jej dach tego dziecka to prawdziwe mistrzostwo świata. Nie mówiąc o tym, jak wścieknie się tamta rodzina.

– Oczywiście. Nie dość, że dostaną figę z makiem, to jeszcze stracą dziecko. Genialne posunięcie. Będą się ciskać z bezsilnego gniewu, bo myśleli, że mają zakładnika, na którym się dorobią, a tu taka niespodzianka – roześmiał się Tomasz, podnosząc swój kieliszek.

– I wszystko to robisz, rzecz jasna, w trosce o jej przyszłość i dobry start, prawda? – głos Lory nie wyrażał żadnych emocji.

– Jasne, przecież zależy mi na szczęściu tej małej. A także na trzymaniu pod kontrolą rodziny Ady Bielskiej, żeby nam nie bruździła. Siostrzyczko, to się może okazać tańsze i pewniejsze niż płacenie im i zmuszanie do podpisywania ugody. Mówiłem o zakładniku – teraz my go będziemy mieli, zupełnie jak w średniowieczu, gdy władca musiał wysłać na dwór wrogiego króla swego syna jako gwarancję pokoju.

– Jesteś perfidny – Lora pokręciła głową.

– Chyba nie podejrzewałaś, że obudziły się we mnie jakieś uczucia do dzieciaka? Nie jesteś na tyle niepoważna. Chciałem sprawdzić, czy dla tak przebiegłej osoby, jak ty, moja argumentacja będzie przekonująca. Czy uzasadnienie, że staram się o opiekę nad dzieckiem, bo leży mi na sercu jego szczęście, nie wyda się grubymi nićmi szyte i sądy nie zaczną się w tym dopatrywać czegoś brzydkiego.

– Sądy są przychylne dla tych, którzy mają pieniądze – przypomniała mu Lora. – Zawsze miej to na uwadze. Mimo wszystko uważam, że lepiej by było usunąć dziecko z naszego życia raz na zawsze i nie bawić się w żadne układy z tamtą rodziną. Dać tej opiekunce coś na odczepne i zamknąć sprawę.

– Naprawdę nie ciekawi cię, jak to wszystko może się zakończyć? Ada Bielska ukrywała to dziecko przed nami, miała najwyraźniej powody sądzić, że będziemy próbowali je wydrzeć z jej zakochanych rąk. I teraz jest wreszcie okazja, by zrealizować ten plan. Co prawda, żadne z zainteresowanych – ani ojciec, ani ona – już tego nie doświadczy, ale przynajmniej zagram na nerwach naszej drogiej mamusi.

– Tak, matka na pewno się wścieknie. Ona nienawidzi Ady w zupełnie niezwykły sposób – powiedziała Lora, wzruszając ramionami.

– To jej obsesja od lat. Gdy ta dziewczyna się z nią skontaktowała, ta córka Bielskiej, matka najpierw wpadła w panikę, a potem wręcz w euforię. Nagle po śmierci Ady i ojca znalazła kolejną osobę, której mogła nienawidzić – Agatę Niemirską we własnej osobie.

– Matka jest szurnięta, powinno się ją zamknąć – wydęła usta Lora.

– Wszystko z czasem, droga siostro.

– Żeby tylko nie zrobiła sobie lub komuś czegoś złego, bo będziemy mieć tylko kłopoty – dodała Eleonora, rzucając okiem na telefon. Jej asystent dzwonił już kilka razy. Należało się zbierać, sprawy zawodowe czekały i tak poświęciła bratu oraz tej całej niesmacznej historii więcej czasu, niż zamierzała.

– Muszę niedługo jechać. Zaczynam za parę dni nowy film, już się kręci ten kołowrotek, agent bez przerwy wydzwania…

– Jasne. Chcę tylko wiedzieć, czy w tej sprawie zostawiasz mi carte blanche?

Lora popatrzyła na niego chwilę w milczeniu, jakby ważąc wszystkie za i przeciw, a potem niechętnie skinęła głową.

– Dobrze. Proszę cię tylko o jedno – nie rób niczego głupiego. Ciągle uważam, że powinny wziąć pieniądze. – To ostatnie słowo wymówiła z tak wyraźnym lekceważeniem, że oboje wybuchnęli zgodnym śmiechem.

– Obiecuję ci, że nie zrobię niczego, czego ty byś nie zrobiła – zapewnił ją Tomasz. Złośliwy uśmieszek ciągle nie schodził mu z twarzy.

Przez lata miał pretensje do ojca, który torpedował większość jego pomysłów lub je po prostu wyśmiewał, nazywając go obibokiem i fantastą. Cezary Halicki nie rozumiał potrzeby samorealizacji, choć sam nie ograniczał się pod tym względem. On jednak sam na to wszystko zarabiał i odniósł finansowy sukces, a jego syn tylko korzystał ze zdobytego majątku. Tomasz przez długi czas zastanawiał się nad tym, jak dokuczyć ojcu, i wielką przykrość sprawiał mu fakt, że się już to nie uda. Oczywiście, przechwycenie wszystkich firm było pewną rekompensatą za lata upokorzeń, ale tutaj musiał się liczyć ze zdaniem Lory, która także lubiła wtrącać swoje trzy grosze i nie zawsze się z nim zgadzała.

Siostra jednak skinęła tylko głową i pocałowała go w czoło. Poczuł przeszywający dreszcz. Zwykle tak robiła, gdy byli mali, rodzice się kłócili, a ona chciała go uspokoić. Tak było w epoce, gdy w życiu Cezarego pojawiła się Ada i matka starała się walczyć z rywalką. Tomasz zapamiętał ten czas jako niekończące się pasmo łez i histerii matki, awantur i wyrzutów ze strony ojca. I te kojące gesty Eleonory, które mimo wszystko były podszyte ogromnym strachem i niepewnością jutra. Siostra czuła się za niego odpowiedzialna, a mimo wszystko sama obawiała się, jak potoczą się ich dalsze losy w tym domu…

Teraz, w Cieplicach, rozmawiając znowu przez telefon z Lorą mocno poirytowaną faktem, że muszą wracać do tematu dziecka Ady, przypominał sobie to wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Zadzwonił do siostry właściwie tylko po to, by uspokoić ją, że wszystko idzie zgodnie z planem. Wyczuł jednak, że wciąż nie jest przekonana do jego strategii działania.

Eleonora myliła się. To on musiał zadbać o to, by rodzina Halickich stanowiła monolit. A w każdym razie sprawiać takie wrażenie. Zrobił już pierwszy krok. Zmusił rozhisteryzowaną Sylwię do racjonalnych zachowań, czyli żeby zaczęła go słuchać. Był zdziwiony, jak łatwo matka mu się podporządkowała. Oczywiście wiedział, że z Lorą jest to niemożliwe. Nie zastraszy jej ani nie przekupi. Musiał negocjować, jeżeli chciał mieć siostrę po swojej stronie. Bardzo mu zależało na jej aprobacie, udawał więc, że gra w jej grę. Uzgadnia z nią każdy krok i postępuje zgodnie z nakreślonym wcześniej planem. Dziecko Ady i Cezarego jest w końcu tylko pionkiem w tej grze, i to zupełnie nieznaczącym.

Miał przy tym nadzieję, że ich wszystkich wykiwa. Pozostawało mu czekać na telefon od Agaty Niemirskiej, który wprawi cały mechanizm w ruch. Chciał, żeby wydarzyło się to jak najszybciej, bo nie należał do osób cierpliwych, a Cieplice nie stanowiły dla niego żadnej atrakcji.

Warto było jednak trochę pocierpieć, by osiągnąć zamierzony cel. Skoro wkroczył na drogę, która miała zaprowadzić do realizacji wymarzonego od lat planu, mógł się trochę pomęczyć. Odbije to sobie przy innej okazji…

Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań

Подняться наверх