Читать книгу Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk - Страница 9

9

Оглавление

Agata podała herbatę i spojrzała na Tomasza Halickiego z wyczekiwaniem. Właściwie po raz pierwszy miała okazję dobrze mu się przyjrzeć. Tomasz odziedziczył po matce jasne włosy w nietypowym, płowym odcieniu, który przypominał Niemirskiej aktora Roberta Redforda z filmu Pożegnanie z Afryką.

W ogóle Halicki był w tym typie – podróżnik z ogorzałą twarzą o mocno zarysowanej szczęce, która nadawała jego obliczu zdecydowany i nieustępliwy wyraz. Miał jasne oczy w specyficznym kolorze lapis lazuli. Próbowała doszukać się w nim podobieństwa do Cezarego, ale nie mogła. Prezes Halicki, gdy go poznała, był już starszym i schorowanym człowiekiem, a w oczy najbardziej rzucała się jego nienaturalna szczupłość. Tomasz był postawny i dobrze zbudowany, choć na pewno nie można było o nim powiedzieć, że jest masywny. Na lewej ręce nosił dziwną bransoletkę z plecionki, zapewne pamiątkę z jakiejś dalekiej wyprawy, a poza tym nie miał żadnej biżuterii, również obrączki.

– Chciałbym wyjaśnić pewne kwestie od razu na początku – powiedział, gdy nalała mu nieco płynu do filiżanki. – Sprawdziliśmy w sądzie i rzeczywiście jest pani prawnym opiekunem Antoniny.

– Może moglibyśmy mówić sobie po imieniu? – zaproponowała nieoczekiwanie Agata, która po chwili namysłu doszła do wniosku, że dyplomatyczniej będzie skrócić dystans. Cała sytuacja wydawała się jej bowiem sztuczna i nienaturalna. – Trudno uznać, że jesteśmy rodziną, ale łączy nas jednak coś więcej niż zwykła znajomość, prawda?

Skinął głową i uniósł lekko filiżankę.

– To prawda. Tak będzie wygodniej. Nigdy nie lubiłem tych naszych polskich konwenansów. Są takie nieznośnie mieszczańskie. Wracając do tematu, prawnik poinformował mnie, że wszystko załatwiłaś legalnie, parę tygodni temu, jeszcze przed śmiercią ojca.

– Może najpierw ja ci coś wyjaśnię. Obawiam się, że mogły tu zajść pewne nieporozumienia związane z twoją mamą, Sylwią Wolańską van Akern. Spróbuję pokrótce opowiedzieć, jak wygląda ta sprawa z mojego punktu widzenia.

Tomasz skinął głową, a ona zaczęła opowiadać swoją historię od początku. Mówiła o matce, której nie znała, a która porzuciła ją w dzieciństwie, i o szoku, jakiego doznała, gdy pewnego dnia otrzymała telefon od weterynarza Wilka z wiadomością, że Ada nie żyje. I kolejnym wstrząsie, gdy na pogrzebie dowiedziała się, że ma nieletnią siostrę, którą powinna się zaopiekować. O swojej niechęci do małego miasteczka i dziwnego kiosku z gazetami prowadzonego przez matkę i późniejszej wielkiej miłości do tego miejsca, wreszcie o śledztwie mającym na celu wyjaśnienie, kto jest ojcem Tosi.

– W ten sposób doszłam do Sylwii Wolańskiej, którą znałam wyłącznie jako przyjaciółkę mamy ze studiów. Poprosiłam ją o spotkanie, licząc na to, że czegoś się o niej dowiem, trafię na jakiś dalszy trop. Jak się okazało – trop był właściwy, z czego na początku zupełnie nie zdawałam sobie sprawy. Odkryłam rozwiązanie dręczącej mnie zagadki tożsamości ojca Tosi, ale wtedy twoja matka zaczęła podejrzewać, że dybiemy na wasz majątek, co zapewniam cię – nie było moją intencją.

Agata zaczerpnęła tchu i spojrzała wyczekująco na Tomasza, który z tym samym nieodgadnionym wyrazem twarzy obracał w palcach filiżankę.

– Rozumiem – powiedział, ale takim tonem, jakby w istocie wcale nie rozumiał, a właściwie nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co usłyszał. Najwyraźniej jego interpretacja faktów była zupełnie inna.

– Ojciec zrobił zapis w testamencie – zaczął, patrząc na Agatę znacząco. Ona milczała. Wiedziała, do czego Tomasz zmierza, ale nie zamierzała odkrywać swoich kart. Była wobec niego szczera, może aż za bardzo, a on do tej pory się nie odwzajemnił, wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że jeszcze bardziej starał się izolować. Teraz najprawdopodobniej chciał wybadać, jakie ma pojęcie na temat istnienia dokumentu z ostatnią wolą Halickiego. Przygryzła wargi i czekała.

Halicki zorientował się, że Agata nie zamierza dać się wprowadzić w pułapkę, ale jej ostrożność także wiele mu powiedziała. Zrozumiał, że dziewczyna wie o drugim testamencie albo nawet jest w jego posiadaniu. Jej brak reakcji także był w tej sytuacji reakcją.

– Zdajesz sobie sprawę, że wyegzekwowanie zapisu będzie trudne, o ile w ogóle możliwe? – zaatakował ją. – Czeka was droga przez mękę, o co postarają się nasi prawnicy. Trzeba udowodnić ojcostwo, co samo w sobie nie jest łatwe wobec różnych prawniczych sztuczek, potem odbędzie się mozolne składanie wniosków i rozpocznie się proces, który najprawdopodobniej potrwa latami. Testament zawsze można obalić ze względu na niepoczytalność, braki formalne lub inne wady, które wymyślą adwokaci, to się będzie ciągnęło bez końca. A jeśli nastąpisz na odcisk rodzinie, możemy zatruć ci życie i pozbawić wszystkiego, także prawa do dziecka.

– Zawsze podejrzewałam, że chodzi wam jedynie o forsę! – rozległ się czyjś oburzony głos.

Agata odwróciła się, Tomasz także obejrzał się ze zdziwieniem w stronę, z której dobiegał przytłumiony dźwięk.

Za kontuarem stała Daniela ubrana w swoją błękitną wyjściową sukienkę, tak jak zamierzała wybrać się na wizytę do Jakuba. Nie dotarła jednak na rynek, gdzie oczekiwał magister Jaskólski, który miał je zawieźć do szpitala. Zawróciła koło kościoła i przeszła łąkami do sadu, a potem na zaplecze, gdzie ukryła się za kontuarem. Nie mogła zostawić siostry samej.

– O, proszę, mamy świadka – z przekąsem stwierdził Tomasz Halicki, a Daniela przygładziła potargane loki i zbliżyła się do stolika.

– Tak wiem, to było głupie ukrywać się tu jak jakiś szpieg z krainy Deszczowców, ale nie mogłam inaczej. Słucham i słucham, i nie mogę wyjść ze zdumienia nad pańskim cynizmem…

– Cynizmem? – zdziwił się Tomasz.

– Tak. Przyjeżdża pan tutaj, głosząc wszem i wobec, że chodzi panu o dziecko, o siostrę i jej dobro. Chce pan jej zapewnić lepsze warunki i takie tam – proszę mi wybaczyć: ćmoje-boje. A tak naprawdę, jak zawsze w waszej rodzinie, chodzi o kasę. Boi się pan, że ktoś może chcieć coś uszczknąć z waszego bezcennego majątku.

Daniela patrzyła na niego zaróżowiona ze złości. Jej wielkie oczy błyszczały. Tomasz Halicki wpatrywał się w nią jak zaczarowany. Widział wiele różnych kobiet. Obdarzonych temperamentem i pozbawionych go, pięknych i brzydkich, ale kogoś takiego jak Daniela zobaczył po raz pierwszy w życiu. To prawda, już wcześniej, kiedy się poznali, a ona zemdlała w ogrodzie, zwrócił uwagę na jej urodę. Wydała się mu jednak wówczas po prostu bardzo ładną dziewczyną, zresztą miał myśli zaprzątnięte czym innym. Zaskoczyły go po prostu niespodziewane wypadki tamtego popołudnia. Teraz zobaczył ją jakby po raz pierwszy, stała się dla niego zupełnie nowym i fascynującym zjawiskiem.

Ta dziewczyna była spełnieniem wszystkich jego marzeń – idealnie w jego typie urody, a przy tym obdarzona niewiarygodną i autentyczną pasją życia, której jemu już zaczynało brakować. Widząc jej potargane gniewem włosy, ciskające gromy oczy i niezwykłą witalność, która po prostu od niej biła niczym kosmiczna energia ożywiająca wszystko wokół, miał ochotę – nie zwracając uwagi na jej złość i niechęć, jaką do niego aktualnie żywiła – chwycić ją w ramiona i porwać gdzieś daleko, gdzie będą sami. I cieszyć się tą chwilą jak najdłużej.

– Czy pan mnie w ogóle słucha? – Daniela wyrwała go z tego oszołomienia. – Mam wrażenie, że nic pan sobie nie robi z tego, co mówię. Gdy patrzę na ten pański kpiący uśmieszek, mam ochotę kopnąć pana w kostkę i proszę mi wierzyć, powstrzymałam się w tym momencie, żeby nie powiedzieć czegoś gorszego.

– Słucham pani bardzo uważnie – powiedział Tomasz. – Rzadko się zdarza, żeby ktoś w jednym zdaniu wysunął przeciwko mnie tyle zarzutów naraz, i to w dodatku nieprawdziwych.

– Doprawdy? – Daniela się skrzywiła. – Byłam tu wystarczająco długo, by usłyszeć, co mówiła moja siostra. Starała się panu wytłumaczyć naszą sytuację. Śmiem twierdzić, że nawet za bardzo się przed panem otworzyła i zbyt pochopnie panu zaufała. No ale trudno, jest szlachetna, choć może nie zawsze warto być prostolinijnym. Pan jednak nie przyjechał tutaj wysłuchać naszych argumentów i się dogadać.

– A więc po co, pani zdaniem, przyjechałem? – Tomasz ponownie wziął do ręki filiżankę i znowu obrócił ją w dłoniach. Wciąż przypatrywał się Danieli z uśmiechem.

– Chce nas pan szantażować. Wymusić na Agacie, żeby się zrzekła prawa do spadku po pańskim ojcu w zamian za gwarancję, że nie będzie pan sobie rościł praw do Tosi. Przynajmniej ja tak sądzę.

– Daniela! – krzyknęła Agata, której nie bardzo było w smak, że siostra doszła do sedna sprawy w takim tempie, choć, prawdę mówiąc, Niemirska widziała sytuację dokładnie w taki sam sposób.

Intencje Tomasza Halickiego były dla niej od pewnego czasu jasne. To był niebezpieczny przeciwnik. Nie zależało mu na dziecku. Miał jednak zamiar grać kartą zatroskanego braciszka tak długo, jak się tylko dało. Ta rola dawała mu zresztą różnorodne możliwości. Mógł okazywać fałszywe zainteresowanie i współczucie względem wyimaginowanych złych warunków, w których wychowuje się mała. Mógł podważać metody wychowawcze Agaty, wybór szkoły, właściwie każdą rzecz, która przyszłaby mu do głowy. Wszystko pod płaszczykiem troski i pragnienia, by najmłodszej siostrze żyło się dobrze.

Nieustanna podejrzliwość, kontrolowanie, negowanie umiejętności Agaty… To wszystko mogłoby ją wpędzić nie tylko w nerwicę, ale całkowicie rozstroić i zatruć jej życie. Tak, nie ulegało wątpliwości, że Halicki zamierzał zgotować im piekło na ziemi. Dlatego Agata chciała mu delikatnie uświadomić, że nie stanowią dla niego zagrożenia. Nie musi więc wytaczać takich dział, by pozbyć się ich ze swojego życia jako zagrażających stanowi posiadania klanu Halickich. Tylko miała zamiar zrobić to nieco później i rozegrać inaczej niż siostra. Ale stało się i pewne słowa już padły.

Tomasz roześmiał się tymczasem, jakby to, co powiedziała Daniela, było świetnym żartem. Wiedział już doskonale, że siostry Niemirskie – bo tak wszyscy je nazywali, choć przecież Daniela była tylko przyrodnią siostrą Agaty i nosiła nazwisko Strzegoń – różnią się nie tylko urodą, ale i charakterem.

Agata była tą rozważną. Ona planowała strategie i kierowała niewielką rodziną. Daniela ulegała porywom serca i trudno ją było kontrolować. Zachodził przy tym w głowę, na jakim etapie znajdują się sprawy dotyczące testamentu Cezarego. Matka Tomasza była przekonana ponad wszelką wątpliwość, że Agata ma ów spędzający Halickim sen z powiek papier w ręku i przyjechała do Krynicy upomnieć się o swoje. Dlaczego jednak nie położyła testamentu na stół? Bo jest przebiegła i wyrachowana – tak uważała Sylwia. Tomasz nie podzielał jednak przekonania matki. W tym kryło się coś innego. Jeżeli Agata nie posiadała dokumentu, a tylko o nim słyszała – sprawa była prosta. Dochodzenie ojcostwa, a potem sprawy sądowe o dopuszczenie Tosi do dziedziczenia są długie i najeżone problemami, tutaj wystarczyłoby naprawdę skromne odszkodowanie na otarcie łez. Natomiast jeżeli Niemirska ma testament, wtedy wszystko wygląda inaczej. Co oczywiście nie oznacza, że dużo gorzej, bo można ją tak zastraszyć, że w efekcie będzie się chciała dogadać. Tomasz jednak postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozbyć się kłopotu w postaci dodatkowego i niechcianego spadkobiercy, ale też spowodować, żeby Eleonora przestała o czymkolwiek decydować we władzach licznych spółek ojca. Może nie była to przyjemna myśl, że tak naprawdę, walcząc o utrzymanie status quo rodziny Halickich, stara się pozbawić pewnych praw własną siostrę, ale cóż? Cel uświęca środki, jak to mówią, a celem było, żeby rządziła jedna osoba.

Tomasz od dawna miał poczucie, że rodzinie nie służy demokracja. Sylwia była histeryczką i ktoś powinien za nią podejmować decyzje dla jej własnego dobra, Eleonora pewnych spraw z kolei nie rozumiała. Tylko on był w stanie ogarnąć całość interesów ojca i poprowadzić wszystko tak, jak należy. Matka i siostra już dawno powinny się mu podporządkować z własnej woli. Skoro tego nie chciały zrobić same, on im w tym pomoże. Okazją do uporządkowania tych spraw stała się właśnie rozgrywka z Niemirską. Szach-mat, księżniczko – powiedział bezgłośnie Tomasz, myśląc o Lorze Hagen.

– Źle mnie pani ocenia – rzucił tymczasem, zwracając się do Danieli. – Jestem interesowny, ale nie aż tak bardzo. Gdyby zechciała mnie pani lepiej poznać, zrozumiałaby pani, że najbardziej zależy mi na rodzinie, a Antonina jest jej częścią. Podobnie, jak poniekąd, obie panie.

Daniela parsknęła śmiechem, ale od razu zasłoniła usta, bo uznała, że przekracza granicę. Miała wrażenie, że niepotrzebnie rozdrażniła Halickiego i mogła tym zaszkodzić Agacie.

– Chciałam wobec tego zapytać, co planujesz? – spytała Agata. – Próbuję zrozumieć cel tej nagłej wizyty i jakoś nie mogę…

– To proste – Halicki wygodnie rozsiadł się w fotelu i rozejrzał wokoło. – Gdy moja matka opowiedziała mi o twojej wizycie i o Tosi, chciałem was poznać. Ciebie, twoją przemiłą siostrę i oczywiście Tosię. Bo mam nadzieję, że i ją będę mógł zobaczyć?

Dziewczęta spojrzały po sobie, a Daniela zmarszczyła wymownie brwi. Tego się właśnie obawiała, że Halicki przyjechał zobaczyć się z Tosią. Nie zdążyły dziewczynki przygotować na tę wizytę, miały zresztą nadzieję, że uda się mu to wyperswadować. Teraz zwłaszcza Agata miała o to do siebie pretensje. Powinna była pomówić z siostrą już kilka dni temu, może nawet w ten sam dzień, gdy Tomasz pojawił się w Zmysłowie. Takie zatajanie pewnych faktów prowadzi później do trudnych sytuacji, które nabrzmiewają i zamieniają się w prawdziwe problemy.

– Ona nic o tobie nie wie – powiedziała ostrożnie Agata.

Tomasz udał zdziwienie.

– Naprawdę? Nie powiedziałyście jej, że przyjechał starszy brat? Dziwię się wam, zwłaszcza że obie podkreślacie swoją uczciwość.

– Proszę nie odwracać kota ogonem – zaperzyła się Daniela. – To nie ma nic do rzeczy. Tosia jest małą dziewczynką, w ciągu niespełna roku straciła matkę, zyskała nową rodzinę, potem straciła ojca i teraz znowu zyskała kolejne rodzeństwo, co do którego czystych intencji nie jesteśmy pewne…

– O, wypraszam to sobie… – rzucił Tomasz ze złością.

– Nie wiem, co sobie pan wyprasza, bo jak dotąd ja nie mam żadnych przesłanek, żeby sądzić, że postępuje pan uczciwie. Cały czas widzę tylko jakieś kunktatorstwo i podchody.

– Daniela, proszę cię – zmitygowała siostrę Agata. – Sytuacja jest trudna. Chciałabym, żebyśmy się porozumieli.

– Mnie także na niczym innym nie zależy – zapewnił Tomasz, rzucając Danieli spojrzenie spod oka. Dziewczyna zmieszała się i lekko przygryzła wargi.

– Pozwól nam zatem ją przygotować. Wytłumaczymy jej, co się stało, ale potrzebujemy na to trochę czasu, dobrze?

– Dobrze, zgadzam się. Niech tak będzie, tylko niech to nie trwa zbyt długo.

– Pomówię z nią jeszcze dzisiaj – zapewniła Agata.

Tomasz popatrzył na obie siostry, jakby zastanawiając się nad czymś głęboko.

– Może w takim razie spotkamy się na obiedzie w moim hotelu? Jest dosyć pretensjonalny, ale kuchni nie można niczego zarzucić.

– Dobrze – powiedziała z pewnym ociąganiem Agata, zerkając na Danielę, która wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć, że zostawia jej decyzję w tej sprawie.

– Może w takim razie w piątek? – nie rezygnował Halicki, który zamierzał doprowadzić swoją sprawę do końca. Miał też wielką ochotę spotkać się po raz kolejny z piękną siostrą Niemirskiej.

– Niech tak będzie – uśmiechnęła się Agata. Nie zdążyła niczego więcej powiedzieć, bo do herbaciarni wpadła niespodziewanie Tosia.

Dziewczynka szukała Julii w pracowni, ale nikogo nie zastała. Była też w domu, bo miała nadzieję, że spotka tam siostry. W końcu przyszła do herbaciarni, licząc, że tutaj będą wszyscy.

– Dlaczego sklepik jest zamknięty? I herbaciarnia? Nikogo nie ma? Co się stało? – zadawała gorączkowe pytania, widząc zamkniętą furtkę i poskładane krzesła.

Agata wstała od stołu, a Tomasz przypatrywał się małej chmurnym wzrokiem. Tosia poczuła się nieswojo i jak zawsze w takich sytuacjach przylgnęła do Danieli.

– Czy coś się dzieje? – spytała cichutko.

Daniela pogładziła ją lekko po plecach.

– Nie, nic się nie dzieje, ale chciałyśmy ci kogoś przedstawić – powiedziała, kiwając znacząco głową w kierunku Agaty.

– Kogo? – nie rozumiała Tosia.

– Przyjechał do nas twój brat przyrodni, Tomasz Halicki. To ten pan. Chciał bardzo cię poznać – wyjaśniła nieśmiało Agata, a Tomasz wstał od stołu i zbliżył się do dziewczynki. Ona skuliła się cała na jego widok.

– Nie zabierze mnie pan stąd? – zapytała piskliwym głosem i łzy zakręciły się jej w oczach.

– Mów do mnie po imieniu, Tomasz, albo lepiej – Tomek – powiedział Halicki, starając się nadać swemu głosowi jak najbardziej serdeczne brzmienie. W końcu nie chciał nastraszyć tej małej. – Jestem twoim starszym bratem. Przyrodnim bratem, jeżeli wiesz, co to znaczy.

– Tak. Agata jest moją przyrodnią siostrą – powiedziała Tosia już trochę pewniejszym głosem. – Daniela nie jest wcale moją siostrą, ale ja ją uważam za siostrę.

Tomasz popatrzył znowu na Danielę i wyciągnął do niej rękę.

– No właśnie. Przecież my też jesteśmy prawie jak rodzina, proszę do mnie mówić Tomasz, dobrze? Czuję się niezręcznie, gdy jest pani wobec mnie taka oficjalna.

Daniela spojrzała na niego ze zdumieniem. Tomasz Halicki zachowywał się jak kameleon. Raz był odstręczającym bufonem, raz starał się odgrywać czarującego dżentelmena. Czuła przez skórę, że trzeba mieć się przed nim na baczności, zwłaszcza że przenikliwe spojrzenie jego niebieskich oczu wprawiało ją w lekkie drżenie. Dlaczego jej się tak uporczywie przypatrywał? Jakie myśli chodziły mu po głowie? Nie miała na razie pojęcia i chyba nie chciała tego wiedzieć.

– Rozumiem, że ma mnie to jakoś zmiękczyć? – burknęła więc, ale odwzajemniła uścisk dłoni, niepokojąco elektryzujący. – Uważasz, że w ten sposób staniemy się bardziej przyjacielscy? – zrobiła w powietrzu charakterystyczny ruch palcami oznaczający rysowanie cudzysłowu. Tomasz wybuchnął śmiechem.

– Owszem, taką miałem nadzieję. Może dam się jednak poznać i od tej dobrej strony? Na razie zapraszam na obiad, tak jak już ustaliliśmy. Mam nadzieję, że przyjedziecie wszystkie trzy… – Zrobił uspokajający gest ręką, gdy Agata chciała zaoponować, że przecież mieli rozmawiać na osobności. – Na pewno zdołamy wszystko omówić, a ja chciałbym po prostu spędzić z wami trochę więcej czasu, szczególnie z Tosią…

Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań

Подняться наверх