Читать книгу Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk - Страница 8

8

Оглавление

Gdy tylko następnego dnia rano przyjechały gazety, Agata wybrała się na spacer po łąkach, szukając śladów źródła. Towarzyszyła jej Tosia, która znała te miejsca jak własną kieszeń, bo często bawiła się tutaj z Szymonem. Łąki o poranku wyglądały wspaniale. Kolory były delikatnie rozmyte, ponieważ światło słoneczne dopiero rozpraszało się nad horyzontem, nadając krajobrazowi lekko bajkową, złocistą poświatę. Wysokie trawy lśniły niezwykłym perłowym blaskiem, a poranna rosa szkliła się na liściach i osiadała na pajęczynach. Poranek był ciepły, zanosiło się na kolejny upalny dzień, mgły się podnosiły i barwy zaczynały się wyostrzać. Agata uzmysłowiła sobie, że lubi ten moment dnia, kiedy wszystko dopiero nabiera konturów, jakby zaczyna się na nowo wraz z pierwszymi promieniami słońca.

– To źródło jest chyba tutaj – Tosia wyrwała ją z zadumy i wskazała na miejsce na łące, w pewnej odległości od strumienia, stanowiącego granicę pomiędzy działkami dziewcząt i Julii.

– Skąd wiesz?

– Zimą śnieg się tutaj prawie wcale nie trzyma. Ziemia jest ciepła. Myślałam, że to jakieś czary.

– Nie, to nie czary. To podziemne źródło – Agata podeszła bliżej.

Miejsce niczym nie różniło się od otoczenia. Jeżeli w istocie tu coś było, należało szukać głębiej. Szpiedzy Trzmielowej mieli niewielkie szanse, żeby znaleźć źródło bez specjalistycznego sprzętu. Jeżeli jednak Tosia się nie myliła, sporny teren był właśnie tutaj. Niemirska rozejrzała się uważnie. Okolica wyglądała zupełnie zwyczajnie, nikt się tutaj nie kręcił. W pobliżu zaczynała się ścieżka prowadząca nad strumień i do lasu. To tutaj, na wielkim, rozłożystym drzewie, sporo czasu spędzała Tosia ze swoim przyjacielem.

Dziewczyna zadumała się. Choć nie zamierzała sprzedawać ziemi, postanowiła działać rozważniej niż ostatnim razem, gdy bez wahania odrzuciła propozycję Trzmielowej. Teraz doszła do wniosku, że bardziej opłaci się granie na zwłokę i przeciąganie sprawy, zanim Lucyna nie opracuje argumentów prawnych. Póki Agata nie zostanie przyparta do ściany – czyli spółka Trzmielowej nie będzie usiłowała zmusić jej do podpisania jakichś papierów – zawsze była możliwość prowadzenia takiej rozgrywki.

Tym razem zamierzała być bardzo ostrożna i przewidująca. Nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd.

Ze zmarszczonymi brwiami wróciła do herbaciarni. Był tam już doktor Wilk, który jak zwykle zjawił się po swoją poranną gazetę.

– Wygląda pani niczym generał przed bitwą – skomentował. – Ale to dobrze. Nadszedł czas szykowania strategii. Ja też już popytałem, kogo mogłem. Może zorganizujemy jakąś pikietę? Piotr obiecał, że się tym zajmie, ma znajomych w różnych organizacjach ekologicznych, a oni mają doświadczenie w takich sprawach.

– Bardzo dobrze. Przyda się nam taka pomoc – skinęła głową Agata.

– Jadę dzisiaj na dużą wystawę rolniczą. Będą tam rozmaite ważne osobistości, spróbuję pogadać, z kim się da. Może uda mi się zainteresować jakieś media? Leczyłem zwierzęta tylu ludziom, że nigdy nie wiadomo, kto mi może pomóc w nawiązaniu znajomości z popularnym redaktorem – uśmiechnął się weterynarz.

– Jestem ogromnie wdzięczna – zapewniła go dziewczyna. – Ja także chcę porozmawiać z przedstawicielami wydziału kultury. Skoro tak wspierają sztukę i artystów regionalnych, to może nie dopuszczą do zniszczenia naszego domu? Taki skandal tuż przed wernisażem to byłby chyba spory zgrzyt, prawda?

– Też tak sądzę. Trzeba kuć żelazo, póki gorące, pani Agato. Proszę koniecznie zadzwonić do tego sympatycznego człowieka, który kiedyś tu panią odwiedził… Chyba nazywał się Mierzwa, prawda? Wydaje się, że lubił Adę, istnieje więc szansa, iż pomoże coś w tej sprawie.

– Zamierzam to zrobić. Adam Mierzwa napisał piękny wstęp do katalogu prac mamy, jestem ciekawa, co powie na to, że Trzmielowa zamierza nam wbić nóż w plecy – stwierdziła Agata zdecydowanym głosem, a weterynarz zatarł ręce.

– To mi się podoba! Zuch dziewczyna. Trzeba walczyć i się nie poddawać. Proszę pamiętać, że trzmiel to jest zasadniczo większa pszczoła, a jego użądlenie, choć bolesne, nie jest groźne. W każdym razie jad trzmiela zawiera mniej substancji toksycznych niż jad pszczoły. To pocieszające, prawda?

– Niezmiernie – Agata się uśmiechnęła i pomachała doktorowi na pożegnanie.

W kiosku siedziała Daniela i przeglądała swoją książkę kucharską. Już jakiś czas temu zebrała większość przepisów w rodzaj skryptu zszytego domowym sposobem, a teraz redagowała całość w komputerze. Nie bardzo jej to szło, bo miała do dyspozycji tylko jedną rękę, druga cały czas była w gipsie.

– Nie wychodzi mi to wszystko – przyznała się, gdy Agata weszła do pomieszczenia.

– Co ci nie wychodzi? – nie rozumiała siostra.

– Nigdy nie pisałam żadnych książek, a już tym bardziej nie mam pojęcia, jak się pisze książki kucharskie. Brakuje mi jakiegoś spoiwa, głównej myśli.

– Miało być apetycznie i romantycznie – przypomniała Agata, ale siostra pokręciła głową:

– To za mało. To mi się wydaje trochę banalne. Potrzebuję czegoś więcej, co mnie wyróżni, co będzie takie… Moje!

Agata westchnęła. Nie miała pojęcia, jak jej pomóc. Także nie posiadała doświadczenia w pisaniu książek i nie wiedziała, jak szukać indywidualnego stylu.

– Może po prostu poczekaj, aż to samo do ciebie przyjdzie? – podsunęła wreszcie.

Daniela spojrzała na nią uważnie.

– To co? Mam nic nie robić, zostawić to i zająć się czymś innym?

– Tego nie powiedziałam. Może odłóż to na jakiś czas, ale ciągle myśl nad układem książki. A nuż wpadniesz na jakiś genialny pomysł? W końcu nie gonią cię żadne terminy.

– Może właśnie w tym jest problem? Kiedy tłumaczyłam tę powieść, termin mnie dopingował, nie mogłam za bardzo skupiać się nad detalami, bo trzeba było ogarnąć całość. Teraz medytuję nad najprostszymi sprawami i nic mi nie pasuje. Szkoda, że nie ma Jakuba, on by mi na pewno pomógł – powiedziała niespodziewanie, a Agata spojrzała na nią z zainteresowaniem. – No tak – wyjaśniła Daniela. – Jakub mnie zawsze tak rozzłości tym swoim gadaniem i docinkami, że coś wymyślam na poczekaniu i wychodzę z każdego impasu.

– Znakomita mobilizacja. Powinni go konfekcjonować i sprzedawać w spreju – zażartowała Agata.

Z zaplecza wyszła Monika z naręczem czystych filiżanek.

– Zapowiada się piękny dzień! Będziemy miały duży ruch. Po obiedzie chciałam pojechać z mamą do Jakuba, pan Jaskólski mógłby nas podwieźć.

– Ja też bym się chętnie zabrała. Znajdzie się miejsce? – zainteresowała się Daniela. – Szkoda, że przez tę rękę sama nie mogę prowadzić samochodu.

– Myślę, że nie będzie problemu, a Kuba się ucieszy – stwierdziła Monika. – Podłamał się słabymi wynikami rehabilitacji, zastanawia się nawet, czy jej nie przerwać.

– Naprawdę? – Daniela zmarszczyła nos. – Nie chcę być nieprzyjemna, ale u niego to ze wszystkim jest taki słomiany zapał: najpierw jest do czegoś absolutnie przekonany, wszystko stawia na jedną kartę, a potem się rozczarowuje.

– Tak, trafiłaś w sedno. Myślałam, że trochę dorósł – westchnęła Monika. – W dodatku wezwali mnie na policję w sprawie mojego męża – wyznała. – Toczy się sprawa o spowodowanie wypadku.

– Nas też będą wzywać? – Agata się zainteresowała.

– Nie wiem, ale chyba tak. Zeznania Jakuba już spisali. Daniela nic nie pamięta z wypadku, więc nie wiem, czy zezna cokolwiek przydatnego, ale na pewno będą pytać o okoliczności, w jakich to się wydarzyło.

Daniela pokręciła głową.

– Najgorsze jest to, że ja ogólnie mam w pamięci czarną dziurę. Mówiłam o tym lekarzom i policjantowi, gdy przyszedł do szpitala. Pamiętam, że wyszłam na spacer, że rozmawialiśmy z Jakubem, a potem już nic – ocknęłam się w szpitalu. Wątpię, żebym się na coś przydała w całej tej sprawie, niestety.

– Nie martw się, Monika, ty nie masz z tym nic wspólnego – pocieszyła ją Agata.

– Wiem, ale i tak mi ciężko. To przecież mój mąż. Nie macie pojęcia, jak ludzie gadają. Mama już sobie tabletki od Jaskólskiego z apteki załatwiła. Na uspokojenie. Te plotki ją kompletnie wytrącają z równowagi. Ktoś jej powiedział, że Damian przyjechał porwać dzieci i uciekał spod domu, wyobrażacie sobie?

– Głupoty – skwitowała Daniela. – Ludzie zawsze będą wymyślać niestworzone historie, gdy nie wiedzą, o co chodzi. Może od policji się dowiesz, co on tutaj właściwie robił.

Monika pokręciła głową.

– On nie chce powiedzieć. Cały czas twierdzi, że nie chciał nikomu zrobić krzywdy, nie wie, dlaczego jechał tak szybko, a pojawił się tutaj z tęsknoty za dziećmi, bo bardzo chciał się spotkać.

– Może to prawda – uznała Agata, a obie dziewczyny spojrzały na nią ze zdumieniem. – Co chcecie? – dodała. – Ludzie zachowują się czasem nieracjonalnie. Może tak się wstydził, że nie wiedział, jak zorganizować to pierwsze spotkanie, i liczył na to, że wszystko samo się jakoś ułoży?

– No, musisz przyznać, że akurat to rozwiązanie nie było zbyt mądre – zauważyła Daniela.

– Ja nie twierdzę przecież, że on planował kogoś przejechać, po prostu facet stracił kompletnie rozeznanie w tym, co robi. Nie wykluczam, że ktoś go rozpoznał, spłoszył, Damian się zdenerwował, wpadł w panikę lub coś głupiego strzeliło mu do głowy i stąd ta reakcja. Nie tłumaczę go oczywiście, ale próbuję zracjonalizować tę sytuację…

Monika pokiwała głową i spojrzała na nią z wdzięcznością.

– Nie masz pojęcia, jak mi to pomaga. Strasznie się obwiniam. Ciągle myślę, że gdyby nie ja i moje małżeństwo, to nie doszłoby do tego wszystkiego. A teraz jeszcze te plotki… Mama się zamartwia Jakubem i jego chorobą, a dodatkowo dręczy się tym, jak obmawiają nas ludzie.

– Myślę, że każda podobna historia budzi sensację i staje się źródłem pogłosek. Za chwilę ludzie się tym znudzą, bo nie będzie już o czym gadać – wzruszyła ramionami Daniela. – Zaręczam ci, że jak na tapetę wejdzie sprawa hotelu Trzmielowej, to wszyscy zapomną o tym wypadku i twoim mężu.

Agata była tego samego zdania. Plotka w małym miasteczku żyła intensywnie, to prawda, ale tylko dopóty, dopóki nie pojawiało się inne, bardziej sensacyjne wydarzenie. Pewnie jak wszędzie zresztą, ale tutaj było to po prostu bardziej widoczne i dotkliwe.

– Kiedy pojedziecie, chcę się spotkać z Tomaszem – powiedziała Niemirska do Danieli, gdy Monika wróciła do obsługi gości.

– Żartujesz! Nie rób tego sama, chcę przy tym być – zaprotestowała siostra.

– Nie. Wolę to załatwić osobiście. Najwyżej poproszę Lucynę i Julię o dyskretną obserwację z ogrodu.

– O podsłuchiwanie? – domyślnie powiedziała Daniela. Odkąd Julia przeniosła się ze swoją pracownią do sadu, każdego dnia uczestniczyła w życiu herbaciarni, jego blaskach i cieniach. Przysłuchiwała się rozmowom, nie wtrącając się, zawsze uważna i taktowna. Agata liczyła, że jeśli będzie obecna przy jej spotkaniu z Tomaszem, potem będzie mogła powiedzieć jej, co o tym wszystkim sądzi.

Danieli się to nie podobało. Nie zamierzała zostawiać Agaty. Halicki nie budził jej zaufania ani tym bardziej sympatii, obawiała się, że będzie chciał zabrać Tosię, nie przebierając w środkach, żeby dopiąć celu. Tacy ludzie, jak on, nie mają skrupułów.

– Nie martw się o mnie. Dam sobie radę – uspokoiła ją Agata. – Odpowiadam za Tosię i nie dam zrobić jej krzywdy, ale nie mogę chować głowy w piasek. Muszę się spotkać z Tomaszem i wybadać, co zamierza zrobić. On nie będzie czekał wiecznie na wiadomość ode mnie, a nie chcę go niepotrzebnie drażnić.

– Masz rację. Unikanie problemu byłoby dziecinnie – pokiwała głową Daniela. – Mimo wszystko jednak uważam, że nie powinnaś stawiać mu czoła sama.

– Poradzę sobie. Nie z takimi osobnikami miałam już do czynienia. Mam wrażenie, że za bardzo zastanawiam się nad złymi scenariuszami i snuję domysły, co niekorzystnego się wydarzy. A może ta rozmowa nie potoczy się wcale w złym kierunku? Tomasz Halicki wygląda na człowieka łatwo ulegającego emocjom, może po kilku dnia spędzonych w Cieplicach znudził się już całą tą sytuacją?

– Kto wie. Na mnie zrobił wrażenie raczej przekonanego do swoich racji i niezamierzającego z nich rezygnować, ale może masz słuszność. Póki z nim nie pogadasz, nie dowiesz się.

Zjadły obiad w średnich nastrojach. Agata zatelefonowała do Halickiego i umówiła się z nim na popołudnie. Tomasz nie wydawał się być zaskoczony, że się z nim skontaktowała właśnie teraz. Obiecał przyjechać na kawę i szybko się rozłączył, nie wdając się w dłuższe dyskusje.

Agata pomyślała, że przeprawa z nim wcale nie będzie łatwa, poszła więc do sąsiadki poprosić ją o dyskretne wsparcie. Ku jej zaskoczeniu Julii nie było ani w pracowni, ani w domu. Niemirska domyśliła się, że mogła wybrać się z wizytą do Lucyny, do pensjonatu „Pod Kasztanami”, ale nie chciała tam zaglądać i przeszkadzać nowym przyjaciółkom. Panie najwyraźniej przypadły sobie do gustu, a Agatę bardzo to cieszyło, bo miała wrażenie, że Julia od pewnego czasu czuła się samotna. Być może to się zaczęło już po śmierci Ady, z którą Węgierka była bardzo związana. Agata nie znała jej wtedy, ale teraz widziała, jak z tygodnia na tydzień sąsiadka staje się coraz bardziej przybita i traci pogodę ducha. Pojawienie się Lucyny było naprawdę szczęśliwym zrządzeniem losu. Pani Kovacs zyskała towarzyszkę, a może nawet bratnią duszę.

– Kiedy pojawi się nasz przeciwnik? – zapytała bezceremonialnie Daniela, widząc, że Agata wraca ze spaceru do domu Julii.

– Niedługo. Zaprosiłam go na kawę.

– Możesz go poczęstować ciastem. Nie dosypałam żadnej trucizny, pan Halicki może się nie obawiać.

– Wierzę – roześmiała się Agata. – Spróbujmy jednak nie traktować go jak wroga, dobrze?

– A jak? – zainteresowała się Daniela. – Naszym przyjacielem raczej nie jest, trudno też mówić o tym, by chciał nim zostać.

– Może jak potencjalnego kandydata do przekonania – uśmiechnęła się Agata.

Sama nie wierzyła w swoje słowa, ale bardzo nie chciała się uprzedzać do Tomasza. Wiedziała, że siadanie do rozmowy z przygotowaną tezą niczemu nie służy, a na pewno utrudnia porozumienie. Postanowiła być otwarta na tyle, na ile można, bez ustępowania w najważniejszych kwestiach.

– Może właśnie tobie uda się z nim dogadać, kto wie – stwierdziła niespodziewanie Daniela, sięgając po torebkę. – Muszę już iść, jeśli mam się zabrać z aptekarzem i z paniami Borkowskimi. Powiedz mi jeszcze raz, że dasz sobie radę!

– Zapewniam cię, że tak. Naprawdę się nie martw. To tylko rozmowa – Agata starała się ją uspokoić.

– Julia z Lucyną są już na posterunku w ogrodzie? – upewniała się Daniela.

Agata pokręciła głową.

– Byłam u Julii, ale nie zastałam jej. Myślę, że poszła właśnie do Lucyny, do pensjonatu. Nie chcę im przeszkadzać, doskonale sama sobie poradzę.

Daniela zmarszczyła nos. Nie podobało się jej to w najmniejszym stopniu. Liczyła na to, że siostra będzie miała wsparcie sąsiadek. Nie żeby Tomasz Halicki wyglądał na jakiegoś nieobliczalnego szaleńca. Tak naprawdę nie sądziła, że mógłby coś zrobić Agacie, czy też – nie daj Boże – porwać Tosię. Zawsze jednak byłoby lepiej, gdyby podczas tego spotkania siostrze towarzyszył ktoś życzliwy, kto mógłby wkroczyć w jakimś niewygodnym momencie.

– W razie czego dzwoń – powiedziała więc.

– Oczywiście. Pozdrów ode mnie Jakuba i spróbuj go jakoś podnieść na duchu – doradziła jej Agata.

Daniela kiwnęła głową i z pewnym ociąganiem ruszyła do furtki. Zanim wyszła na ulicę, obejrzała się kilka razy, ale potem Agata usłyszała jej oddalające się kroki.

W herbaciarni było spokojnie. Klientów zaledwie paru, a Niemirska i tak zamierzała zamknąć dzisiaj wcześniej na konto rozmowy z Tomaszem. Gdy goście wyszli, pozbierała talerze i filiżanki, potem starannie wytarła stoliki, a na furtce powiesiła tabliczkę: „Zamknięte”.

Popołudnie zapowiadało się wspaniale i zupełnie nie korespondowało z napięciem, jakie odczuwała. Wiedziała, że musi się zmobilizować, żeby wyjść z rozmowy z Halickim obronną ręką.

Czy będzie ją straszył? Może spróbuje przekupstwa albo szantażu? Przypomniała sobie niemiłe spotkanie z Sylwią van Akern. Choć nie mogła tego oczywiście przewidzieć, znajomość okazała się dużym błędem: nie powinna była w ogóle nawiązywać kontaktu z tą kobietą i jechać do niej. Właśnie ta wizyta w Krynicy uruchomiła cały łańcuch niekorzystnych wydarzeń, na których końcu był przyjazd Tomasza do Zmysłowa i jego absurdalne żądania.

Sylwia szczerze nienawidziła Ady Bielskiej i tę głęboką niechęć najwyraźniej przeniosła na jej najstarszą córkę. Co takiego opowiedziała Tomaszowi, że zdecydował się tutaj zjawić i grozić jej? Miała nadzieję, że się tego dowie dzisiejszego popołudnia. Mimo wszystko zamierzała działać ostrożnie i nie wdawać się z Halickim w żadne kłótnie czy utarczki, nie dawać mu powodu, by myślał, że się go boi czy usiłuje przed nim bronić.

Wprawnym ruchem przestawiła jeszcze wazonik z kwiatami na stoliku i wygładziła koronkową serwetę. Te proste i zwykłe czynności bardzo podniosły ją na duchu. Była u siebie i czuła się dobrze na własnym terenie, który dawał jej przynajmniej duchową przewagę.

Zobaczyła cień przy furtce i spojrzała w tamtą stronę. Tomasz Halicki stał i patrzył na herbaciarnię trudnym do odgadnięcia wzrokiem. Czaiła się w nim jednak jakaś dezaprobata, gdy spod zmarszczonych brwi lustrował dawny kiosk przerobiony na patio i taras z ogrodem. Wyraźnie nie podobało mu się ani to miejsce, ani jego wystrój.

Agata zbliżyła się do furtki.

– Dzień dobry – zaczęła oficjalnym tonem, uśmiechając się z rezerwą.

– Dzień dobry. Przyjemny zakątek. Taki milutki – ostatnie słowo wypowiedział tak sarkastycznym tonem, że trudno było mieć złudzenia, co naprawdę myśli o herbaciarni „3 Siostry i 3 Koty”.

Bez słowa otworzyła furtkę i wpuściła gościa do środka. Zaproponowała miejsce na patio, ale Tomasz chciał zwiedzić wnętrze herbaciarni. Usiedli więc przy dużym oknie, wychodzącym na ogródek.

– Sama pani zaprojektowała wystrój? Widać, że bardzo się pani starała, żeby było przytulnie.

– A nie jest? – zapytała Agata przekornie, choć obiecywała sobie, że nie pozwoli wciągnąć się w żadną grę.

– Raczej prowincjonalnie – wzruszył ramionami. – Ale w końcu jesteśmy w małym miasteczku. Te wszystkie ptaki z kolorowymi piórami, te książki i bibeloty… Proszę wybaczyć, ale ten lokalik przypomina trochę lamus zapchany różnymi śmieciami. Osobiście nie lubię wystroju vintage, uważam, że brakuje mu stylu.

Agata odchrząknęła. Tomasz Halicki naprawdę robił, co mógł, aby ją do siebie zniechęcić. Jego zachowanie było tak śmieszne, że nawet jej nie irytowało.

– Nie jest to zbyt miłe, ale rozumiem, że nie każdemu musi się u nas podobać – powiedziała więc lekko. – Mam nadzieję, że mimo wszystko przyjmie pan zaproszenie na herbatę lub kawę – popatrzyła na niego przeciągle, aby dać mu do zrozumienia, jak niestosowne są jego uwagi i ogólnie to aroganckie zachowanie. Tomasz najwyraźniej liczył na to, że wyprowadzi ją z równowagi i obrazi, bo zaczął kręcić się na fotelu i rozglądać na boki.

– Nie miałem niczego złego na myśli – zastrzegł się. – Po prostu wyraziłem swoje zdanie. Poproszę o herbatę, chętnie jakąś specjalność zakładu.

– Oczywiście, proszę poczekać – odpowiedziała i stwierdziła, że właściwie nie ma ochoty prowadzić z nim tej rozmowy. Wstała i wyszła na zaplecze, licząc na to, że będzie potrafiła się uspokoić. Odetchnęła głęboko, gdy wsypywała mieszkankę „Ada” do czajniczka. Była to specjalna kompozycja Danieli, ich najlepsza herbata, tajna broń lokalu. Zerknęła dyskretnie na to, co w tym czasie robi Halicki.

Wstał i zaczął przeglądać pocztówki z reprodukcjami obrazów Ady. Po chwili odłożył je ze wstrętem na kontuar. Sięgnął po pierwszą z brzegu książkę i zaczął ją mimowolnie kartkować.

Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań

Подняться наверх