Читать книгу Od Rasputina do Putina - Bernard Lacomte - Страница 12
Zabójstwo Stołypina
ОглавлениеWe wrześniu 1911 roku zabójstwo premiera Stołypina w Operze w Kijowie wywołało polityczne trzęsienie ziemi. Spotęgowało jeszcze bardziej podejrzliwość wobec Rasputina, on to bowiem na tydzień przed zabójstwem zapowiedział „odejście” tego charyzmatycznego przywódcy, którego nienawidził, a który właśnie zaczął wprowadzać gospodarkę Rosji na właściwe tory. Pojawiły się też nowe plotki: czy złowróżbny prorok, który był w tym czasie w Kijowie, nie jest przypadkiem odpowiedzialny za brak wystarczającej czujności ze strony miejscowej policji? W tym czasie w Sankt Petersburgu szeroko rozpowszechniane są kopie wykradzionych prywatnych listów carycy, w tym listu wysłanego osobiście przez Aleksandrę do Rasputina, którego początek jest co najmniej zaskakujący: „Ukochany mój i Niezapomniany Nauczycielu…”[3].
List, bez wątpienia autentyczny, zawiera wystarczająco dużo dwuznacznych sformułowań, żeby dodatkowo podsycać niewybredne plotki, według których Aleksandra utrzymywała z „Bożym człowiekiem” zakazane relacje:
Wtedy pragnę wyłącznie jednego: zasnąć, usnąć na wieki w Twoich ramionach, w Twoich objęciach …[4].
Czy to żarliwe zaproszenie, wyznanie miłosne, a może mistyczne rojenia? A jeśli nawet? Ileż jest w tych słowach nadmiernej zażyłości i czułości w stosunku do prostego chłopa ze strony samej imperatorowej, szacownej małżonki cara Wszechrusi!
Niezależnie od wyznawanych poglądów politycznych całe rosyjskie społeczeństwo odczuwa głęboki wstyd: czy widziano kiedykolwiek, aby władca okazywał tak dalece idącą bierność wobec duchowego zagubienia swej małżonki? Złość wylewa się poza mury rosyjskiej Dumy Państwowej, do której ustanowienia car został zmuszony w wyniku niepokojów i zamieszek, do jakich doszło w 1905 roku. Parlamentarzyści wyrażają zdecydowany sprzeciw i oczekują od rządu, że ten uniemożliwi dalsze szkodliwe działania Rasputina. Jak uzyskać na to zgodę panującej cesarskiej pary? Jedna tylko caryca-wdowa po Aleksandrze III ma odwagę przeciwstawić się gromom rzucanym przez synową, żądając, żeby przynajmniej przez jakiś czas uniemożliwiono Rasputinowi wizyty na cesarskim dworze. Nie na długo jednak.
Kiedy owego pamiętnego dnia w październiku 1912 roku z okazji balu cała cesarska rodzina znalazła się w swej rezydencji w Białowieży na terenie Białej Rusi i kiedy carewicz Aleksy ciężko się rozchorował, Rasputin był bardzo daleko od stolicy. Lekarze już niemal stracili nadzieję na utrzymanie przy życiu cierpiącego na hemofilię dziecka i dali do zrozumienia carycy, że musi się spodziewać najgorszego. Wówczas Aleksandra wysyła telegram do Grigorija, w którym błaga go o wstawiennictwo, ten zaś odpowiada jej tą samą drogą w taki oto sposób: „Bóg widział twoje łzy i wysłuchał twej modlitwy. Twój syn będzie żył!”.
I ku nieopisanemu zdziwieniu lekarzy, ministrów i całego dworu Aleksy wraca do zdrowia. Nawet najbardziej sceptyczni spośród nich przyznają głośno, że dokonał się cud. Swoją modlitwą, nawet z tak daleka, Grigorij uratował następcę tronu! Nawet najbardziej nieprzychylni Rasputinowi nie mają innego wyjścia, jak tylko milczeć. Jak bowiem można zakazać matce okazywania tak wielkiego uwielbienia osobie, która potrafiła wyleczyć jej syna.
Ubrany w obszerną jedwabną koszulę w kolorze rozgniecionej maliny, w błyszczących lakierowanych butach z cholewami, w szerokich czarnych spodniach i chłopskiej kapocie, Rasputin staje się bohaterem prasowych komentarzy za każdym razem, kiedy uczestniczy w jakiejś oficjalnej ceremonii – tak jak w 1913 roku z okazji trzechsetnej rocznicy panowania dynastii Romanowów. A że jest bardzo wysoki, widać tylko jego! Przewodniczący Dumy, podobnie jak wielu deputowanych, irytuje się, widząc, jak Rasputin kręci się w cieniu cara, zupełnie nie zważając na obowiązujący protokół. W styczniu 1914 roku prasa znowu żywiołowo reaguje, kiedy tym razem już niemal otwarcie Rasputin ingeruje w zmiany w składzie rządu. Ze swojej zaś strony ministrowie skarżą się, że muszą podporządkowywać się jego naciskom w kwestii wyboru jego protegowanego…