Читать книгу Studnia Wstąpienia - Brandon Sanderson - Страница 19

Оглавление

Ale pozwólcie, że zacznę od początku. Poznałem Alendiego w Khlennium. Był wtedy młodzieńcem i nie został jeszcze wypaczony przez dziesięć lat dowodzenia armią.

9

Marsh się zmienił. Dawny Szperacz stał się... twardszy. Wydawało się, że przez cały czas spogląda na rzeczy, których Sazed nie widział. Odpowiadał kategorycznie i lapidarnie.

Oczywiście, Marsh zawsze był bezpośredni. Sazed popatrzył na przyjaciela, idąc obok niego zapyloną drogą. Nie mieli koni – nawet gdyby Terrisanin miał wierzchowca, zwierzę nie chciałoby podejść do Inkwizytora.

Spook mi kiedyś mówił, jakie Marsh miał przezwisko, zastanawiał się Sazed. Przed przemianą, nazywali go... Żelaznookim. Ten przydomek okazał się proroczy. Większość źle się czuła w obecności odmienionego Marsha, izolując go. I choć on najwyraźniej nie zwracał na to uwagi, Sazed specjalnie się z nim zaprzyjaźnił.

Nadal nie wiedział, czy Marsh doceniał ten gest, czy nie. Całkiem dobrze się dogadywali – obaj interesowali się nauką, historią i nastrojami religijnymi w Ostatnim Imperium.

I w końcu przyszedł po mnie, pomyślał Sazed. Oczywiście, twierdził, że potrzebuje mojej pomocy, gdyby w Domu Modlitwy Seran jednak przebywali jacyś Inkwizytorzy. Ale to była kiepska wymówka. Mimo feruchemicznych mocy, Terrisanin nie był wojownikiem.

– Powinieneś być w Luthadel – stwierdził Marsh.

Sazed uniósł wzrok. Jego towarzysz jak zwykle mówił bez ogródek i bez wstępów.

– Czemu tak mówisz? – spytał.

– Potrzebują cię tam.

– Reszta Ostatniego Imperium też mnie potrzebuje, Marsh. Jestem Opiekunem i nie powinienem poświęcać całego swojego czasu jednej grupie ludzi.

Marsh pokręcił głową.

– Ci chłopi wkrótce o tobie zapomną. Nikt nie zapomni tego, co wkrótce wydarzy się w Środkowym Imperium.

– Byłbyś zaskoczony, o czym potrafią zapomnieć ludzie. Wojny i królestwa mogą się teraz wydawać ważne, ale nawet Ostatnie Imperium okazało się śmiertelne. Teraz, gdy upadło, Opiekunowie nie mają już powodu zajmować się polityką. Większość z nas uważa, że nigdy nie powinniśmy zajmować się polityką.

Inkwizytor zwrócił się w jego stronę. Te oczy, oczodoły wypełnione stalą. Sazed nie zadrżał, ale czuł się niezręcznie.

– A twoi przyjaciele? – spytał.

To było bardziej osobiste. Sazed odwrócił głowę, myśląc o Vin i złożonej Kelsierowi przysiędze, że będzie ją chronił. Teraz nie potrzebuje już ochrony, pomyślał. Jest lepsza w Allomancji od samego Kelsiera. A jednak wiedział, że nie każda ochrona wiąże się z walką. Te rzeczy – wsparcie, rada, dobroć – były ważne dla każdego, a szczególnie Vin. Tak wielka odpowiedzialność spoczywała na jej ramionach.

– Posłałem... pomoc – stwierdził Sazed. – Tyle, ile mogłem.

– To za mało – sprzeciwił się Marsh. – To, co się dzieje w Luthadel, jest zbyt ważne, by to zignorować.

– Nie ignoruję ich. Po prostu wypełniam swoje obowiązki.

Marsh w końcu się odwrócił.

– Niewłaściwe obowiązki. Wrócisz do Luthadel, kiedy tu skończymy.

Sazed otworzył usta, by się sprzeciwić, ale w końcu nic nie powiedział. Bo też i co mógł? Marsh miał rację. Choć Terrisanin nie miał na to dowodów, wiedział, że w Luthadel dzieją się ważne rzeczy – rzeczy, przy których będzie potrzebna jego pomoc. Rzeczy, które prawdopodobnie wpłyną na przyszłość krainy znanej niegdyś jako Ostatnie Imperium.

Dlatego zamknął usta i powlókł się za Marshem. Wróci do Luthadel i znów okaże się buntownikiem. Może w końcu zrozumie, że nie było żadnego widmowego zagrożenia dla świata – że powrócił kierowany samolubnym pragnieniem, by być z przyjaciółmi.

Właściwie na to właśnie liczył. Alternatywa sprawiała, że czuł się nieswojo.

Studnia Wstąpienia

Подняться наверх