Читать книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg - Страница 7

Sprawa Stelli

Оглавление

Szukali dziewczynki przez całą noc. Dołączało coraz więcej ludzi. Chodząc po lesie, Harald słyszał ich głosy. Policja wykonała dobrą robotę, ochotników nie zabrakło. Rodzina była lubiana i wszyscy znali dziewuszkę o rudoblond włosach. To takie dziecko, do którego nie sposób się nie uśmiechnąć.

Przeżywał to razem z jej rodzicami. Jego dzieci były już duże, dwóch synów brało udział w poszukiwaniach. Zamknął piekarnię. Ruch i tak był mały, lipcowe urlopy w przemyśle już się skończyły, od jednego dzwonka nad drzwiami do następnego mijało sporo czasu. Chociaż i tak by zamknął, nawet gdyby ruch był duży. Serce mu się ściskało, kiedy wyobrażał sobie, co przeżywają rodzice Stelli.

Znalezionym patykiem na chybił trafił rozgarniał krzaki. Zadanie było niełatwe. Las był wielki, ale jak daleko może zajść taka mała? Pod warunkiem, że rzeczywiście jest w lesie. Była to tylko jedna z możliwości rozważanych przez policję. Jej zdjęcie pokazywały wszystkie programy informacyjne. Równie dobrze mogła zostać wciągnięta do jakiegoś samochodu i znajdować się już daleko stąd. Postanowił, że nie będzie o tym rozmyślał. Ma do wykonania zadanie, ma jej szukać w tym lesie wraz z innymi. Ich odgłosy dochodziły do niego przez gęstwinę.

Zatrzymał się i wciągnął w nozdrza zapach lasu. Zbyt rzadko tu przychodzi. Piekarni i obowiązkom rodzinnym poświęcił ładnych parę dziesiątków lat, ale w młodości spędzał dużo czasu na łonie przyrody. Obiecał sobie, że do tego wróci. Życie jest takie krótkie i nigdy nie wiadomo, kiedy przybierze całkiem inny obrót. Ten dzień mu o tym przypomniał.

Jeszcze kilka dni wcześniej rodzice Stelli na pewno byli przekonani, że wiedzą, co przyniesie im życie. Dzień toczył się za dniem, nie zatrzymywali się, żeby się cieszyć każdą chwilą i tym, co mają. Podobnie jak inni ludzie. Dopiero gdy dzieje się coś złego, docenia się każdą chwilę spędzoną z tymi, których się kocha.

Znów ruszył, powoli, krok za krokiem. Przed nim między drzewami zalśniła woda. Dostali wyraźne instrukcje, co powinni zrobić, jeśli natrafią na jakieś jeziorko albo staw. Mieli natychmiast powiadomić policję. Policja miała przeszukać dno bosakami albo ściągnąć nurków, gdyby woda okazała się głęboka. Powierzchnia jeziorka była gładka i spokojna, malutkie kręgi pojawiały się tylko wtedy, kiedy siadały na niej ważki. Nie zobaczył nic poza pniem, który wpadł do wody powalony kilka lat wcześniej przez wiatr albo piorun. Podszedł bliżej i zobaczył, że część korzeni jeszcze tkwi w ziemi. Ostrożnie wdrapał się na pień. Nic, tylko woda. A potem spojrzał pod nogi. I wtedy zobaczył włosy. Rudoblond, unosiły się na mętnej wodzie jak falujące wodorosty.


SANNA ZATRZYMAŁA SIĘ na środku sklepowej alejki. Latem jej gospodarstwo ogrodnicze było otwarte dla klientów do późna, ale tego dnia miała gonitwę myśli i pytania w rodzaju „jak często trzeba podlewać pelargonie” wyjątkowo ją drażniły.

Rozejrzała się po sklepie. Vendela miała wrócić od ojca, więc chciała, żeby w domu były jej ulubione dania i przekąski. Dawniej znała je na pamięć, teraz zmieniały się równie często jak kolor włosów córki. Przez tydzień była weganką, tydzień później jadła tylko hamburgery, przez cały kolejny się odchudzała i gryzła tylko marchewkę, a ona zrzędziła, że zaraz wpadnie w anoreksję. Ciągle coś nowego, nic nie było tak jak przedtem.

Czy Niklas też miał z nią tyle problemów? Przez wiele lat naprzemienna opieka nad córką funkcjonowała bardzo dobrze. A teraz Vendela najwyraźniej uświadomiła sobie, jaką ma władzę. Jeśli nie odpowiadało jej jedzenie u matki, mówiła, że u ojca było lepsze i że pozwalał jej włóczyć się wieczorami z Nilsem. Chwilami Sanna czuła, że jest u kresu sił. Dziwiła się nawet, że kiedy jej córka była malutka, mogła uważać ten okres za męczący. Ten był dużo gorszy.

Często odnosiła wrażenie, że ma do czynienia z obcą osobą. Dawniej Vendela napadała na nią, jeśli ją przyłapała na paleniu papierosa za domem, i od razu wygłaszała wykład o ryzyku zachorowania na raka. Ale kiedy ostatnio u niej była, jej ubranie wyraźnie śmierdziało papierosami.

Rozejrzała się po półkach i w końcu zdecydowała się na pewniaka. Tacos. Zarówno z nadzieniem mięsnym, jak i sojowym, na wypadek gdyby właśnie wypadł tydzień wegański.

Sama jako nastolatka właściwie nie przeszła przez okres buntu. Za szybko dorosła. Śmierć Stelli i wszystkie okropności, które potem nastąpiły, wypchnęły ją w dorosłość. Nie było czasu na fanaberie. I nie było rodziców, na których można by się wkurzać.

Niklasa poznała w technikum rolniczym. Zamieszkali razem i od razu poszła do pierwszej pracy. Po pewnym czasie urodziła się Vendela, właściwie była wypadkiem przy pracy. To, że im potem nie wyszło, nie było jego winą. Niklas był dobrym mężem, ale ona nie potrafiła otworzyć się przed nim do końca. Wcześnie się nauczyła, że miłość boli, nieważne, czy to miłość do męża, czy do córki.

Włożyła do wózka pomidory, ogórek i cebulę i ruszyła do kasy.

– Pewnie już słyszałaś – powiedziała Bodil, z wprawą skanując kolejne zakupy, które Sanna wykładała na taśmę.

– Nie, a co? – spytała Sanna, chwytając butelkę coli. Położyła ją z boku.

– O tej dziewczynce!

– Jakiej dziewczynce?

Słuchała jednym uchem. Właśnie pomyślała, że źle zrobiła, kupując córce colę.

– Tej, co zaginęła. Z waszego dawnego gospodarstwa.

Bodil nie ukrywała podniecenia. Sanna zastygła z torebką tartego sera texmex w ręku.

– Z naszego? – spytała. W uszach lekko jej szumiało.

– No tak – ciągnęła Bodil, skanując kolejne artykuły. Nie zauważyła, że Sanna przestała wykładać zakupy na taśmę. – Dziewczynka, cztery lata. Zaginęła, trwają poszukiwania. Idą tyralierą przez las. Wygląda to na wielką akcję, mój mąż też tam jest.

Sanna odłożyła ser na taśmę. Ruszyła do drzwi, zakupy zostawiła. Torebkę też. Słyszała, jak Bodil woła za nią.


Anna rozsiadła się na krześle i spojrzała na Dana. Piłował deskę. W najgorszy upał postanowił ruszyć z projektem nowy taras. Mówili o tym od trzech lat, ale najwyraźniej nie dało się tego dłużej odkładać. Domyślała się, że zadziałał instynkt: Dan wił gniazdo. U niej przejawiło się to przeglądaniem wszystkich szaf. Dzieci zaczęły chować swoje ulubione ciuchy w obawie, że trafią do punktu zbierania odzieży.

Uśmiechnęła się do zmagającego się z upałem Dana i uzmysłowiła sobie, że po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę cieszy się życiem. Jej firma wnętrzarska może nie dojrzała jeszcze, żeby trafić na giełdę, ale dostawała zlecenia od wielu wymagających letników i doszło nawet do tego, że musiała odmawiać, bo nie starczało jej czasu. A dzieciątko w brzuchu rosło. Postanowili, że nie chcą znać płci, więc mówili po prostu berbeć. Dzieci zaangażowały się w wymyślanie imienia, ale propozycje takie jak Buzz Astral8, Rackaralex9 czy Darth Vader10 nie były specjalnie pomocne. Pewnego wieczoru Dan lekko zgryźliwie zacytował Freddiego z serialu komediowego Solsidan: każde z nas sporządziło własną listę proponowanych imion, a potem wzięliśmy pierwsze z listy: Mickan. A wszystko dlatego, że Anna zdecydowanie odrzuciła jego pomysł, żeby ewentualnemu chłopcu dać na imię Bruce, po Springsteenie. Sam nie był lepszy, bo kiedy zaproponowała imię Philip, zauważył, że brzmi to tak, jakby dzieciak miał się urodzić od razu w marynarce. Na tym stanęło. Za miesiąc poród i ani jednej rozsądnej propozycji ani dla chłopaka, ani dla dziewczyny.

Ułoży się, pomyślała Anna, patrząc na idącego do niej Dana. Pochylił się i dał jej całusa w usta. Smakował słono, od potu.

– A ty tu sobie siedzisz i jest ci dobrze – powiedział, poklepując ją po brzuchu.

– Tak, dzieciaki są u kolegów – odparła, pociągając łyk zimnej kawy z kostkami lodu.

Wiedziała, że podobno nie należy w ciąży pić dużo kawy, ale musiała mieć jakąś przyjemność, skoro alkohol i sery pleśniowe były objęte absolutnym zakazem.

– O mało dziś nie umarłam podczas lunchu. Moja siostra sączyła zimne bąbelki z dużego kieliszka – stęknęła.

Dan objął ją ramieniem. Usiadł wygodnie obok, zamknął oczy i wystawił twarz do słońca.

– Już niedługo, kochanie – powiedział i pogłaskał jej dłoń.

– Po porodzie wykąpię się w winie – westchnęła i też zamknęła oczy.

Od razu uzmysłowiła sobie, że przez ciążowe hormony może dostać plam od słońca. Zaklęła i wzięła ze stolika kapelusz z szerokim rondem.

– Cholera, nawet opalać się nie można – mruknęła.

– Co? – spytał sennie Dan. Najwidoczniej właśnie zapadał w drzemkę.

– Nic, kochanie – odparła, chociaż miała ochotę kopnąć go w kostkę za to tylko, że jest mężczyzną i nie musi znosić niewygód związanych z ciążą.

Co za niesprawiedliwość. I jeszcze te wszystkie kobiety wzdychające, jak to c u d n i e być w ciąży, jaki to d a r, że można nosić w brzuchu dziecko. Im też by przyłożyła. Mocno.

– Ludzie są durni – mruknęła.

– Co? – spytał znów Dan, pogrążając się coraz głębiej we śnie.

– Nic – odpowiedziała, zsuwając kapelusz na oczy.

O czym to myślała, zanim jej przerwał? A, właśnie. Że życie jest wspaniałe. No bo jest. Mimo rozmaitych dolegliwości ciążowych i innych rzeczy. Jest kochana i otoczona rodziną.

Zdarła z głowy kapelusz i odwróciła twarz do słońca. Najwyżej będzie miała plamy. Życie jest za krótkie, żeby odmawiać sobie słońca.


Sam pragnąłby zostać tu na zawsze. Od małego to uwielbiał. Ciepło skał. Plusk wody. Krzyk mew. Uciekał tutaj od wszystkiego. Wystarczyło zamknąć oczy i już nic nie było.

Jessie leżała tuż obok. Czuł bijące od niej ciepło. Istny cud. Że też pojawiła się w jego życiu właśnie teraz. Córka Marie Wall. Co za ironia losu.

– Kochasz swoich rodziców?

Otworzył jedno oko i spojrzał spod zmrużonej powieki. Patrzyła na niego, leżąc na brzuchu i podpierając ręką podbródek.

– Dlaczego pytasz?

Intymne pytanie. Znali się tak krótko.

– Ja nie poznałam swojego taty – powiedziała, odwracając wzrok.

– Dlaczego?

Wzruszyła ramionami.

– Nawet nie wiem. Widocznie mama nie chciała. Nie jestem pewna, czy wie, kto nim był.

Ostrożnie wyciągnął rękę i dotknął jej przedramienia. Nie odsunęła go, więc nie cofnął ręki. W jej oczach pojawił się blask.

– A ty? Dobrze ci się układa z rodzicami? – spytała.

Spokój i poczucie bezpieczeństwa zniknęły. Ale zrozumiał jej pytanie i to, że w jakimś sensie jest jej winien odpowiedź.

Usiadł i patrząc na morze, odpowiedział:

– Mój tata, był… no tak, był na wojnie. Czasem nie ma go wiele miesięcy. I kiedy wraca, przynosi tę wojnę do domu.

Jessie pochyliła się w jego stronę, położyła mu głowę na ramieniu.

– Czy on…

– Nie chcę o tym rozmawiać… jeszcze nie.

– A mama?

Zamknął oczy, wystawiając twarz do słońca.

– Jest w porządku – powiedział w końcu.

Przez chwilę myślał o tym, o czym zabraniał sobie myśleć, i jeszcze mocniej zacisnął powieki. Pomacał kieszeń, wyjął dwa skręty, zapalił oba i dał jej jednego.

Odprężył się, brzęczenie w głowie ustało, dym rozproszył wspomnienia. Nachylił się i pocałował ją. W pierwszej chwili zesztywniała. Ze strachu. Z braku wprawy. Potem poczuł, że jej wargi miękną, rozchylają się.

– Proszę, jacy rozkoszni!

Sam drgnął.

– Patrzcie tylko, jakie gołąbeczki!

Ze skały zszedł Nils, w ślad za nim Basse i Vendela. Jak zwykle. Sprawiali wrażenie, jakby nie potrafili bez siebie istnieć.

– I kogóż my tu mamy? – Nils usiadł tuż obok, natrętnie wpatrując się w Jessie. Zaczęła poprawiać stanik od bikini. – Znalazłeś sobie dziewczynę, Sam?

– Mam na imię Jessie – powiedziała, wyciągając do niego rękę.

Nils ją zignorował.

– Jessie? – powtórzyła stojąca za nim Vendela. – Przecież ona jest córką Marie Wall.

– A, córka kumpelki twojej matki. Gwiazdy Hollywood.

Nils wpatrywał się w Jessie jak urzeczony. Ciągle poprawiała stanik. Sam chciał ją osłonić przed ich spojrzeniami, objąć i powiedzieć, żeby się nie przejmowała. Ale tylko sięgnął po jej T-shirt.

– Właściwie nie ma się co dziwić, że się spiknęli – zauważył Basse i szturchnął łokciem Nilsa.

Mówił falsetem. Miał wysoki głos, jak kobieta, ale z obawy przed Nilsem nikt mu z tego powodu nie dokuczał. Właściwie miał na imię Bosse, ale już w gimnazjum kazał mówić na siebie Basse, bo tak było bardziej cool.

– Fakt, nie ma się co dziwić – powtórzył Nils, patrząc to na Jessie, to na Sama.

Wstał z tym błyskiem w oku, od którego aż ściskało w brzuchu. Zaraz zrobi coś paskudnego. Zwrócił się do Vendeli i Bassego:

– Jestem głodny jak cholera – powiedział. – Spadamy.

Vendela uśmiechnęła się do Jessie.

– Do zobaczenia.

Sam spojrzał za nimi ze zdumieniem. Co to było?

Jessie oparła się o niego.

– Co to za jedni? Dziwni jacyś. Przyjemni, ale dziwni.

Sam pokręcił głową.

– Oni nie są przyjemni. Ani trochę.

Wyjął z kieszeni komórkę i zaczął przeszukiwać zakładkę z filmami. Wiedział, dlaczego zapisał sobie ten film: żeby pamiętać, co ludzie potrafią zrobić innym. Zrobić jemu. Przedtem nie miał zamiaru pokazywać go Jessie, widziało go dostatecznie dużo ludzi.

– W zeszłym roku latem wrzucili to na Snapchata – powiedział, podając jej komórkę. – Zdążyłem zapisać, zanim został zdjęty.

Kiedy Jessie kliknęła start, odwrócił wzrok. Nie musiał patrzeć. Słyszał głosy i wszystko miał przed oczami.

– Jesteś niewysportowany! – rozległ się przenikliwy głos Nilsa. – Jak panienka. Pływanie jest dobre na kondycję.

Podszedł do jego łódki. Stała przycumowana niedaleko miejsca, gdzie właśnie siedzieli.

– Popłyń sobie do Fjällbacki. Nabierzesz mięśni.

Vendela się zaśmiała. Cały czas filmowała swoim telefonem. Basse biegł obok Nilsa.

Nils wrzucił cumę na łódkę, postawił stopę na dziobie i popchnął. Drewniana łódka ruszyła powoli, ale już po kilku metrach trafiła na prąd i popłynęła szybciej.

Nils odwrócił się i z szerokim uśmiechem spojrzał w obiektyw.

– Przyjemnego pływania.

Na tym film się skończył.

– O kurde – powiedziała Jessie i spojrzała na Sama. Coś jej zalśniło w oczach.

Wzruszył ramionami.

– Bywało gorzej.

Zamrugała. Podejrzewał, że ona też przeżyła niejedno. Położył dłoń na jej ramieniu. Poczuł, jak drży, ale także że coś ich łączy.

Pewnego dnia pokaże jej swój notatnik. Podzieli się z nią swoimi przemyśleniami, swoim wielkim planem. Jeszcze im wszystkim pokaże.

Jessie objęła go za szyję. Cudownie pachniała słońcem, potem i trawką.


Robiło się późno, chociaż wciąż było widno. To było jak wspomnienie słońca, które świeciło cały dzień na błękitnym niebie. Eva spojrzała na podwórko, cienie były coraz dłuższe. Serce ścisnął jej lód. Przypomniała sobie, że Nea zawsze przychodziła do domu na długo przed zmrokiem.

Ludzie przychodzili i wychodzili. Ich głosy mieszały się ze szczekaniem psów, które brały udział w poszukiwaniach. Znów poczuła lód w sercu.

Wszedł starszy policjant, Gösta.

– Chciałem tylko napić się kawy i zaraz wracam do lasu.

Wstała, żeby mu nalać do filiżanki. Od kilku godzin nie przestawała parzyć kawy.

– Nic? – spytała, chociaż znała odpowiedź.

Gdyby wiedział, powiedziałby od razu. Nie prosiłby o kawę. Ale samo zadawanie pytań działało uspokajająco.

– Nie, ale w poszukiwaniach bierze udział naprawdę dużo ludzi. Mam wrażenie, jakby cała Fjällbacka wyległa z domu, żeby szukać.

Kiwnęła głową.

– Tak, ludzie są fantastyczni – powiedziała, starając się panować nad głosem, i znów usiadła. – Peter też szuka. Nie byłam w stanie go zatrzymać w domu.

– Wiem. – Gösta usiadł naprzeciw niej. – Spotkałem go z jakąś grupą.

– Co… – zacięła się. – Co się mogło stać, jak pan myśli?

Bała się spojrzeć na niego. Do głowy przychodziły jej różne możliwości, ale kiedy usiłowała się chwycić którejś z nich, zrozumieć, czuła taki ból, że zaczynała się dusić.

– Nie ma co gdybać – odparł miękko.

Pochylił się nad stołem i pomarszczoną dłonią przykrył jej rękę. Udzieliło jej się jego ciepło.

– Tak długo jej nie ma.

Ścisnął jej rękę.

– Jest lato, na dworze ciepło, nie zamarznie. Las jest duży, trzeba wielu godzin. Na pewno ją znajdziemy. Będzie wystraszona i zszokowana, ale na to jest rada, prawda?

– Ale… z tamtą dziewczynką tak nie było.

Gösta cofnął rękę, wypił łyk kawy.

– To było trzydzieści lat temu. Inne życie, inne czasy. To czysty przypadek, że mieszkacie w tym samym domu, i przypadek, że wasza córka ma tyle samo lat. Czterolatki błądzą. Są ciekawskie, a z tego, co wiem, wasza córeczka jest dzielną dziewczynką, nie daje sobie w kaszę dmuchać, więc nic dziwnego, że w końcu nie wytrzymała i wyruszyła w las. Potem widocznie stało się inaczej, niż myślała, ale będzie dobrze. Tyle osób jej szuka.

Wstał.

– Dziękuję za kawę, idę. Będziemy szukać całą noc, ale pani mogłaby się przespać, dobrze by to pani zrobiło.

Pokręciła głową. Miałaby spać, kiedy Nea jest sama w lesie?

– Tak myślałem. Tak czy inaczej powiedziałem to.

Patrzyła na drzwi, które się za nim zamknęły. Znów była sama. Ze swoimi myślami i lodem ściskającym serce.

8

Buzz Astral – postać z filmu Toy Story.

9

Rackaralex – Alexander Ken Hermansson, popularny w Szwecji youtuber i prezenter telewizyjny.

10

Darth Vader – jeden z głównych bohaterów filmowej sagi Gwiezdne wojny.

Fjällbacka

Подняться наверх