Читать книгу Prawda i kłamstwa - Caroline Mitchell - Страница 12

ROZDZIAŁ PIĄTY

Оглавление

Amy uśmiechnęła się, kiedy matka postawiła przed nią na stole talerz pełen jedzenia. Kiełbasa, bekon, grzyby i fasolka wspaniale pachniały domem.

— Jesteś pewna, że chcesz już wracać do pracy? — spytała Flora, nalewając herbatę z dzbanka do stojących na stole dwóch kubków. — Minęło dopiero kilka dni.

— Człowiek musi być najsilniejszy wtedy, gdy czuje się najsłabszy — oznajmiła, cytując ojca. — Poza tym, potrzebują mnie tam. A tato również by sobie tego życzył.

Zacisnęła palce na nożu i widelcu. Po treningu nie miała ochoty na obfite śniadanie. Sapanie dobiegające spod stołu sugerowało, że jej ukochany mops, suczka Dotty, z pewnością pomoże w spałaszowaniu zawartości talerza.

Na wzmiankę o mężu Florze zaszkliły się oczy. Nie potrafiła mówić o Robercie bez łez.

Amy prawdziwą żałobę miała jeszcze przed sobą. W czasach szkolnych jej niezdolność do płaczu dostarczała rozrywki rówieśnikom, a dla niej od zawsze stanowiła źródło zażenowania.

— Nie musisz też dla mnie gotować. To ja powinnam opiekować się tobą. — Widząc, że matka odwróciła się do niej plecami, wbiła widelec w kiełbasę i rzuciła ją pod stół. Po szybkim głośnym kłapnięciu wiedziała, że Dotty natychmiast rozprawiła się ze smakołykiem. — Wytrzymasz beze mnie kilka godzin?

— Nie musisz się o mnie martwić, później przychodzi Winifred.

Flora zamknęła okno kuchenne, kiedy po szybie spłynęły krople deszczu. Patrząc na postać matki, Amy westchnęła. Podobnie jak ona, Flora była niskiego wzrostu, lecz nie była tak umięśniona. Niepokój zawsze jej towarzyszył, a śmierć męża dodatkowo odcisnęła na niej swoje piętno. Amy żałowała, że nie potrafi jej uściskać, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Najlepszym pomysłem, na jaki wpadła, było podnajęcie własnego mieszkania i wprowadzenie się do matki. Wiedziała, że brat nie jest w stanie się poświęcić — zrezygnować ze swojego szalonego życia erotycznego, zamieszkać z Florą i ją pocieszać.

Dobrze chociaż, że Flora znała wielu sąsiadów z Royal Crescent, osiedla domów szeregowych w okolicy Holland Park. Amy wydawało się zadziwiające, że wartość nieruchomości rodziców przekracza aż dwa miliony funtów. Wiele okolicznych domów podzielono na mieszkania, lecz niektóre pozostały w całości, a ich mieszkańcy w słoneczne dni przesiadywali razem w ogrodach wspólnoty. Amy nie było trudno wrócić tutaj, na stare śmieci. Każde pomieszczenie w domu było jasne i gustownie urządzone, również jej pokój na czwartym piętrze. Zerknęła ponad ramieniem matki na okno. Ciągle padało. Zamierzała pojechać dziś do pracy rowerem. Zjadła trochę fasolki, wrzuciła skrawek bekonu pod stół, po czym wstała.

— Idziesz już, kochanie? Prawie nie tknęłaś jedzenia.

— Wybacz. — Wzruszyła ramionami. — Nie jestem przyzwyczajona do obfitych śniadań po treningu.

— A więc dobrze, że mamy Dotty! — stwierdziła Flora, rzucając okiem na suczkę, która kręciła się wokół jej stóp, prosząc o kolejne kąski.

* * *

W drodze z komórki na rowery do biura na komisariacie Amy zatrzymano aż czterokrotnie. Wreszcie mogła przyłożyć kartę do czytnika obok drzwi. Z godnością przyjmowała kondolencje od kolegów, a następnie szła dalej z pogodną miną, przeczącą emocjonalnym zawirowaniom, z którymi walczyła. Przed wejściem do gabinetu zrobiła głęboki wdech, wyprostowała się i uniosła podbródek. Miała na sobie swój zwykły strój roboczy — wykrochmaloną białą koszulę, grafitowy kostium i skórzane botki do kostki, które dodawały jej kilka centymetrów. Proste włosy sięgały ramion, na twarz nałożyła lekki makijaż. Pragnęła tylko normalnego dnia w pracy. Jako pierwszego zobaczyła sierżanta Paddy’ego Byrne’a, jedynego funkcjonariusza policji, który kiedykolwiek był świadkiem jej słabości. Pierwszych parę lat kariery zawodowej spędziła pod jego skrzydłami i cieszyła się, że teraz Paddy należy do jej zespołu. Ale podczas gdy ona była osobą zorganizowaną, sierżant wprost przeciwnie. Strużka zaschniętej krwi i zacięcie przy goleniu były wciąż widoczne na jego szyi. Koszulę miał wprawdzie wyprasowaną, najprawdopodobniej przez kogoś innego, lecz jego pognieciona granatowa marynarka od garnituru wyglądała jak wyjęta psu z gardła.

— Jesteś telepatą? — spytała, z wdzięcznością przyjmując z jego rąk kawę w kubku. Kubku, który otrzymała od ojca i który stanowił kolejny element kolekcji poświęconej Jamesowi Bondowi.

— Słyszałem w korytarzu twój głos.

Amy uśmiechnęła się w podzięce.

— Oto kolejny dzień powierzchownych uśmiechów ukrywających wewnętrzny krzyk.

Jej sarkazm sprawił, że Paddy z troską zmarszczył czoło.

— Nic ci nie jest?

— Nie, czuję się dobrze. — Spuściła głowę i wypiła łyk. — Ale jeśli ktoś jeszcze mnie spyta, czy nie wracam zbyt prędko, eksploduję. Jak tam reżim treningowy? — spytała, pośpiesznie zmieniając temat.

Paddy od pięciu lat odgrażał się, że nabierze formy, czyli odkąd opuścił oddziały prewencji. Jego coraz szerszy pas nijak się miał do tej obietnicy, ale żartobliwe pytanie Amy rozładowało atmosferę.

— Mam pewien rytuał — zachichotał. — Codziennie rano przez dziesięć minut siedzę wyprostowany na łóżku i myślę, jak bardzo jestem zmęczony.

Amy uśmiechnęła się rozbawiona.

— Odprawa o ósmej?

Paddy pokiwał głową.

— Nie dzieje się nic niezwykłego, ale to cisza przed burzą. Po prostu próbujemy ogarnąć wszystkie gówniane sprawy, do których zgłosił nas Gladwell, nie pytając nikogo o zdanie.

— Nie przejmuj się. Jeśli któraś nie spełnia naszych kryteriów, przekażę je tym z kryminalnego.

Przyglądała się kolejnym członkom zespołu wchodzącym do pomieszczenia. Ich siedziba na komisariacie w Notting Hill była nieduża, lecz funkcjonalna: kilka biurek, mała wspólna kuchnia i zastawiony przypadkowymi meblami maleńki gabinet Amy. Ze względu na charakter ich działalności mieli dostęp do wszelkich sprzętów i urządzeń na dowolnym posterunku należącym do jurysdykcji policji miejskiej, a funkcjonariusze, do których się zwracali, nie mieli wyboru — musieli ustępować miejsca, bo przecież pomagali w tym czy innym głośnym śledztwie. Z powodu cięć w budżecie nikt nie mógł narzekać na nudę. Często okazywało się, że każdy policjant jest na wagę złota, a najlepiej sprawdzała się praca zespołowa.

— Potrzebuję trochę czasu sam na sam z moją kawą — mruknęła, a potem weszła do swojego biura.

Zamknęła drzwi, po czym przyłożyła czoło do chłodnej drewnianej powierzchni i zrobiła długi, powolny wydech. Da radę. Zresztą, jaki miała wybór? Śmierć ojca uderzyła ją jak obuchem, a szok objawiał się fizycznym bólem w piersi. Wzrok Amy prześlizgnął się po żółtych karteczkach przywieszonych na ścianie. Wyciągnęła rękę i zerwała jedną z nich, tę z zawiniętymi rogami. Nosiła dzisiejszą datę. „Lunch w mieście — tato”. Zgniotła ją i wrzuciła do kosza. Podczas swojego ostatniego pobytu tutaj pozostawała w błogiej nieświadomości, że ojciec umarł. Akurat gdy wsiadała na rower z zamiarem powrotu do domu, odsłuchała wiadomość głosową od matki, która spanikowanym tonem nakazywała jej jak najszybciej jechać do szpitala. Niestety, było już za późno. Amy westchnęła; myśli o przeszłości opadły ją jak pajęcze nici. Zjawiały się znikąd i za każdym razem, gdy chciała się ich pozbyć, musiała wykonać świadomy wysiłek. Oparła się o biurko, a wtedy jej wzrok przyciągnęły słowa wydrukowane na podkładce pod myszkę, pierwszym prezencie po przeprowadzce:

Moje noworoczne postanowienia:

1. Porzucić tworzenie list.

B. Bardziej się skupiać.

7. Nauczyć się liczyć.

Żart był stary, ale i tak się uśmiechnęła. Jej uwagę zwrócił stos korespondencji obok podkładki. Szczególnie wyróżniał się stempel na jednej kopercie. Kto miałby do niej pisać z więzienia?

Sięgnęła po list. Na widok pisma z zawijasami z jakiegoś powodu serce zabiło jej mocniej. Wsunęła kciuk pod brzeg koperty, rozdarła ją nierówno i wyjęła ze środka kartkę. Przesuwała wzrokiem od lewej do prawej, a im dłużej czytała, tym bardziej marszczyła brwi. Otworzyła usta i gwałtownie wciągnęła powietrze. To nie była prawda! To nie mogła być prawda! A jednak… znów atakowała ją przeszłość, przynosząc ze sobą strach.

— Poppy.

Gdy wyszeptała to imię, koperta upadła na podłogę.

Prawda i kłamstwa

Подняться наверх