Читать книгу Prawda i kłamstwa - Caroline Mitchell - Страница 13
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ОглавлениеPaddy zastukał kostkami palców w drzwi, a potem wsunął głowę do biura Amy. Jego oddech zdradzał, że przed chwilą wypalił papierosa.
— Gladwell idzie na odprawę. Powiedzieć mu, że ty ją dzisiaj poprowadzisz? Proszę pani? — Jego głos wydawał się Amy tak odległy, jak gdyby dochodził z tunelu.
W normalnej sytuacji ofuknęłaby go za użycie tak formalnego zwrotu. Teraz jednak tylko nieruchomo patrzyła przed siebie, w ogóle nie dostrzegając Paddy’ego.
Kiedy podszedł bliżej, wyrwała się z transu i szybko odwróciła.
— Wybacz — rzuciła, walcząc z nagłą falą złych przeczuć. — Nie mogę… Muszę… gdzieś pojechać. — Pochyliła się, wzięła list i wepchnęła go do kieszeni wraz z kopertą, w której przyszedł.
Gdy wyszła z biura, głowy podniosły się znad komputerowych klawiatur, lecz ona patrzyła tylko na drzwi. To było dla niej za dużo. O wiele za dużo. Musiała wrócić do domu. Musiała stanąć twarzą w twarz z matką i skonfrontować z nią informacje, które zawierał list.
* * *
— Mamo? — Głos Amy odbił się echem w korytarzu.
Zamknęła drzwi frontowe i ruszyła, stukając obcasami po płytkach podłogowych. Jasny i przestronny dom nadal pachniał kwiatami, które przysłano po śmierci ojca. Pchnięciem otworzyła drzwi do salonu i zdumiała się, widząc, że matka jest sama.
— Dlaczego nie jesteś ubrana? Myślałam, że przychodzi Winifred — spytała z nieznacznym drżeniem w głosie.
Oszołomiona treścią przeczytanego listu ledwie zapamiętała, jak dotarła z komisariatu do domu.
W zaczerwienionych oczach wpatrzonej w pusty ekran telewizora Flory widoczna była rozpacz. Kobieta siedziała na kwiecistej sofie, w palcach ściskała starą chusteczkę.
— Skłamałam — pociągnęła nosem, usiłując się opanować. — Muszę się przyzwyczaić do przebywania sam na sam ze sobą.
Skulona, wciąż w kapciach i różowej podomce z falbankami, wyglądała na tak drobną i kruchą, że Amy w jednej chwili zmiękło serce. Chciała wyrzucić list, który niemal wypalał jej dziurę w kieszeni, i zapomnieć o wszystkim oprócz ich wspólnego żalu, wiedziała jednak, że nie jest to takie proste. Nie potrafiła wyrzucić z pamięci przeczytanych słów.
— Mamo? — spytała ostrożnie, zajmując miejsce obok Flory.
Powstrzymując łzy, kobieta skupiła się na jej twarzy.
— Jesteś biała jak prześcieradło — zauważyła. — Wszystko w porządku?
— Nie, właściwie nie — odparła Amy zdecydowanie, zmuszając się do kontynuowania rozmowy. Westchnęła, przez chwilę zbierając siły. — Otrzymałam ten list… — Wyjęła z kieszeni kartkę i wepchnęła matce w ręce. — Powiedz mi, że to nieprawda.
Flora podniosła okulary z poręczy sofy i wytarła je rąbkiem podomki, po czym włożyła na nos. Kiedy czytała, jej wargi poruszały się bezgłośnie, a na twarzy pojawiła się konsternacja. Zszokowana, potrząsnęła głową i położyła list na kolanach.
— Nie mogę — odrzekła cicho tonem kogoś, kto się poddaje. — Już nie.
W tym momencie Amy straciła wszelką nadzieję. A tak bardzo chciała usłyszeć, że to jakiś chory żart.
— Dlaczego Lillian Grimes pisze do mnie z więzienia? — naciskała.
Uświadomiwszy sobie, że nie usłyszy zapewnień, na które liczyła, poczuła napięcie w całym ciele.
— Nie chcieliśmy, żebyś się dowiedziała w taki sposób. — Flora odłożyła na bok list i sięgnęła po dłonie córki.
Amy zesztywniała.
— O czym dowiedziała? — Serce tłukło się jej w piersi.
Wprawdzie kiedyś zdawała sobie sprawę z tego, że we wczesnym dzieciństwie została adoptowana, ale dawno temu głęboko zepchnęła wspomnienia tamtego życia. Jack i Lillian Grimesowie byli dla niej wyłącznie okrutnymi mordercami. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie we wnętrza dłoni, i czekała, aż Flora się odezwie.
— Odebrano cię rodzicom, gdy miałaś cztery lata, więc byłaś na tyle duża, że wiele rozumiałaś — opowiadała Flora. — Ale nigdy nie chciałaś rozmawiać o tamtej rodzinie. Twój tato twierdził, że to błogosławieństwo. Że dzięki temu możesz zacząć od nowa.
— Nie — szepnęła Amy łamiącym się głosem. — To niemożliwe. Te potwory… Oni nie są ze mną spokrewnieni.
— Jedynie połączeni więzami krwi. — Flora ścisnęła mocniej dłonie Amy. — Powiadomiono nas, że pamięć może ci wrócić, lecz to nigdy nie nastąpiło. Jedyne, co łączyło cię z tamtym życiem, to obrazki, które rysowałaś, i przypadkowe wzmianki związane z twoim imieniem…
— Poppy — wtrąciła Amy, odnosząc wrażenie, że słowo dziwnie plami jej wargi.
W tej sekundzie listonosz wrzucił pocztę przez otwór we frontowych drzwiach i trzasnęła opadająca klapka. Amy o mało nie podskoczyła. Wyrwana z drzemki Dotty ruszyła się z kuchni, jej pazurki zastukotały o płyty w korytarzu, a szczekanie zabrzmiało jak kaszel palacza.
— Dotty! — zawołała Amy, wdzięczna za obecność ulubienicy.
Zadowolona, że przegoniła listonosza, suczka wbiegła do salonu i wdrapała się jej na kolana. Dzięki tej, dobrej jak każda inna, wymówce Amy mogła wysunąć ręce z mocnego uścisku matki.
— Kiedy skończyłaś dziesięć lat, próbowaliśmy ci powiedzieć — ciągnęła Flora. — Lecz za każdym razem, gdy podejmowaliśmy ten temat, okazywało się, że nie chcesz słuchać i wolisz snuć własne historie na temat przeszłości.
Amy przypomniała sobie fantazje, którym oddawała się jako nastolatka. Córka sławnej hollywoodzkiej aktorki, opuszczona przez matkę, która wybrała karierę na ekranie. Albo nieślubne dziecko z rodziny królewskiej, oddane do adopcji w wyniku skandalu i dla ratowania czyjejś reputacji. Kiedy dorosła, skupiła się po prostu na przyszłości, porzucając magiczne myślenie. Zawsze jednak czuła, że gdzieś głęboko w niej czai się coś mrocznego i strasznego. Coś, co ją przerażało. Jej umysł odciął się od opowieści Flory i przez chwilę patrzyła, jak matka porusza ustami, przepraszając, że ją zawiodła. Pomyślała, że nadszedł czas na otwarcie starych blizn. Nie mogła obwiniać Flory o to, że prawda była tak koszmarna.
— Proszę, postaraj się zrozumieć — kontynuowała matka. — Pamiętasz? Robert również został adoptowany. Wierzyłam mu, gdy mówił, że najlepiej zostawić wszystko tak, jak jest.
— Jego historia była nieco inna niż moja — stwierdziła Amy. Tak jak ona najwyraźniej nigdy nie miał potrzeby odszukania biologicznych rodziców. Jednak była niemal pewna, że jej przybranego ojca nie spłodziła para seryjnych morderców.
— No właśnie — zgodziła się Flora. — Jak moglibyśmy cię zmuszać do ponownego przeżywania tych traumatycznych zdarzeń?
— Na pewno się zastanawiałaś, czy nie okażę się taka jak oni. — Głaszcząc łeb Dotty, Amy w końcu spojrzała matce w oczy. — Chowałaś noże? Zamykałaś na noc drzwi waszej sypialni?
Potrząsając głową, Flora cmoknęła zniesmaczona.
— Och, Amy, gdybyś tylko mogła wówczas siebie zobaczyć. Byłaś chodzącym biedactwem, dziewczynką bladą jak duch z niedostatku słońca. Prawie nie wypuszczali cię z domu, nie miałaś kontaktu z normalnym światem. — Na to wspomnienie jej rysy złagodniały. — Robert miesiącami oduczał cię używania przekleństw. Miałaś swoje przyzwyczajenia, ale zawsze go uszczęśliwiałaś.
— Pewnie dlatego chciał, żebym wstąpiła do policji — powiedziała Amy, poddając się myślom, które szalały jej w głowie. — Żebym nie zeszła na złą drogę. Ponieważ w głębi serca wiedział, że może się tak zdarzyć. — Przerwała i pokręciła głową, gdy przeniknęła ją kolejna jadowita myśl. — Nic dziwnego, że tak dobrze sobie radzę z seryjnymi zabójcami. Ich krew płynie w moich żyłach. Gwałciciele i mordercy… Są częścią mnie.
Strapiona Flora zmarszczyła czoło.
— Kochanie, proszę cię, nie zadręczaj się. Twój ojciec i ja bardzo cię kochaliśmy. On na pewno nie chciałby słyszeć, że mówisz o sobie w ten sposób.
— Ale to tato prowadził śledztwo w ich sprawie — wytknęła Amy matce, przypominając sobie nagłówki gazet. — Czy tak właśnie doszło do adopcji?
O zewnętrzną szybę, niczym maleńkie natarczywe palce, uderzyły krople niespodziewanego przelotnego deszczu. Przy braku jesiennego słońca, które rozświetliłoby dom, temperatura w pokoju mocno spadła. Flora otuliła się szczelniej podomką i westchnęła.
— Właśnie dlatego przeprowadziliśmy się z Essex do Londynu. Byliśmy gotowi zrezygnować ze wszystkiego, żebyś mogła zacząć od nowa. Potem umarła babcia i odziedziczyliśmy ten dom. To było jak przeznaczenie.
Amy wiedziała, że szeregowiec z pięcioma sypialniami rodzice dostali w spadku. Był na tyle duży, że mogliby adoptować również jej rodzeństwo. Co się z nimi stało? Usiłowała sobie przypomnieć szczegóły licznych doniesień prasowych na temat zbrodniczej pary.
— Mój brat i siostra — spytała. — Dlaczego ich również nie wzięliście?
— Byli zdeprawowani. A ja nie czułam… — Flora spuściła wzrok na podłogę. — Nie byłam przygotowana na zajęcie się całą waszą trójką. Twój tato pracował po wiele godzin. Miałam tylko Craiga. Straszliwie pragnęłam małej dziewczynki. — Na to wspomnienie łzy stanęły jej w oczach. — Nie mogłam mieć więcej dzieci. Tęskniłam za córką, dzięki której nasza rodzina byłaby kompletna.
Amy wiedziała, że Flora i Robert, by ją adoptować, musieli pokonać wiele przeszkód, a jednak okrutna prawda o pochodzeniu bolała.
— A więc tato wybrał mnie jak szczeniaczka w sklepie zoologicznym, inne pozostawiając na zatracenie — oświadczyła z goryczą. — Czy Craig wie?
— Nie. — Flora szybko przetarła oczy.
— A Dougie? — spytała Amy, przypominając sobie jego uwagę na temat jej trudnego startu.
Matka kiwnęła głową.
— Był z nami przez cały ten czas. Pracował nad sprawą z twoim ojcem, a do londyńskiej policji przeniósł się niedługo po nim. Kiedy adopcja doszła do skutku, bardzo się cieszyliśmy.
— Co mam teraz zrobić? — Amy jęknęła. Dotty, znudzona niedostatkiem uwagi, zeskoczyła z jej kolan. Wzrok Amy padł na list. — Stawia mi ultimatum. Wyzna, gdzie pochowali ostatnie trzy ofiary, ale pod warunkiem, że odwiedzę ją w więzieniu. Te rodziny powinny zaznać spokoju.
— Ty także — stwierdziła kategorycznie Flora, a jej rysy stwardniały. — Ta kobieta jest nikczemnym, niegodziwym potworem. — W tym momencie musiała zdać sobie sprawę, do kogo to mówi, i zagryzła wargę. — Gdybyś wiedziała o wszystkim, czego się dopuściła… Dość powiedzieć, że twój ojciec nie mógł przez to spać w nocy.
Amy podniosła rękę, chcąc przerwać matce.
— Nie jestem na to gotowa. Jeszcze nie.
— Dlaczego zaczęła cię nękać tuż po śmierci Roberta?! — krzyknęła Flora w udręce. — Nie poradzę sobie z tym wszystkim sama.
— Gdyby nie napisała tego listu, nie poznałabym prawdy.
Matka pokiwała głową, jej twarz pobladła.
— Musisz porozmawiać o tym z psychologiem, kochanie. Po takiej bombie trudno dalej żyć normalnie.
— Jestem to winna tym rodzinom, są najważniejsze. Teraz bardziej niż kiedykolwiek — upierała się Amy. Wepchnęła do kieszeni zmięty list i wstała. — Idę na spacer. Nie będę długo.
Zawołała Dotty, zdjęła smycz z haka w korytarzu i przypięła ją suczce do obroży. Dla niej najlepszym terapeutą było biegające na czterech łapach sierściaste stworzenie. Zgarbiona pod ciężarem prawdy, odwróciła się w stronę drzwi.