Читать книгу Prawda i kłamstwa - Caroline Mitchell - Страница 8
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Оглавление1986
Na dół, do miejsca, gdzie nie wolno było jej schodzić, przyciągnął Poppy odgłos skrobania. Kiedy dotknęła bosymi stopami schodów, zmarszczyła nos, żałując, że nie potrafi przegonić tego okropnego zapachu. Nie chciała nawet myśleć o pająku, który utkał olbrzymie pajęczyny zwisające z piwnicznych krokwi. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła łuszczącą się farbę i kartonowe pudła piętrzące się wysoko pod ścianami.
— Hammy — wyszeptała, czując, jak serce trzepocze jej w piersi niczym motyl. Wcześniej wylała swój specjalny wieczorny napój, ponieważ nie chciała mieć koszmarów, które ją po nim nawiedzały. Potem leżała w łóżku i nie mogła zasnąć. Nie była w stanie przestać myśleć o zwierzątku, zaginionym i samotnym w ciemnościach. — Hammy — szepnęła po raz drugi, czując pod stopami zimną podłogę piwnicy. Uważnie wpatrując się w przyćmione światło, przeszła na paluszkach obok leżącego na podłodze starego jednoosobowego materaca. Nie wiedziała, dlaczego ojciec trzyma łóżko w pomieszczeniu, w którym pracuje. Wystraszyła się na widok czerwonych plam. Zerknęła za siebie, na prowadzące do piwnicy stopnie, i zadała sobie pytanie, czy jej chomik umiałby sam pokonać tę drogę w dół, aż tutaj. Zgrzyt… zgrzyt… zgrzyt… Dźwięk dochodził z wielkiego drewnianego kufra w kącie, lecz wydawał się zbyt głośny jak na chomika. Poppy zesztywniała. Jeśli nie skrobał Hammy, to kto?
— Co tu robisz? — spytała chrapliwie ze szczytu schodów Sally-Ann, tak, że Poppy podskoczyła.
Starsza siostra była dla niej jak matka, bo gdy rodzice przebywali daleko, dbała o nią. Ale dzisiaj oczy Sally-Ann wyglądały jak duże spodki, a twarz miała bardzo bladą.
Poppy zagryzła wargi. Złamała zasady. Miała kłopoty.
— Hammy wyszedł — wyszeptała. Wskazała na narożnik pomieszczenia. — Jest, o, tam.
Jednak skrobanie już ustało i zastąpiły je ciche jęki. Poppy odwinęła rękawy koszuli nocnej z My Little Pony, zakryte palce zacisnęła w pięści. Rozpaczliwie chciała wsunąć sobie do buzi kciuk, ale dostałaby za to kolejne upomnienie od siostry, a przecież miała już dość problemów.
Sally-Ann szybko zeszła, zeskakując po kilka stopni, i stanęła obok.
— To nie Hammy — szepnęła, zerkając w górę, na snop światła u szczytu schodów, a potem znów popatrzyła na Poppy. — I nie powinnaś tu przebywać. — Gdy na piętrze trzasnęły drzwi, jej głos zmienił się w pisk. — To tato! O Boże, jeśli nas złapie, to będzie koniec.
Chwyciła Poppy za ramię i pociągnęła ją, planując ucieczkę drogą, którą tu przyszły. Niestety, było na to za późno. Ciężkie kroki coraz głośniej rozbrzmiewały echem w korytarzu.
Na ten odgłos Poppy zacisnęła pięści tak mocno, że wbiła sobie paznokcie w dłonie. Jeśli tato przyłapie je tu, na dole, stłucze je pasem.
— Szybko, ukryj się — wyszeptała Sally-Ann, zaciskając palce na ramieniu siostry i starając się ją odciągnąć.
— Auu, boli — zapiszczała dziewczynka i łzy stanęły jej w oczach.
Tak naprawdę chciała powiedzieć, że jest przerażona, bardziej niż kiedykolwiek w całym swoim życiu. Strach w oczach siostry mówił jej, że ryzykują coś więcej niż tylko pasy. Miała świadomość, że Sally-Ann widziała różne rzeczy, rzeczy tajemne, którymi nie mogła się z nią podzielić. Odgłos kroków był teraz wyraźny. Ojciec zjawi się za kilka sekund.
— Ukryj się tutaj — wykrztusiła Sally-Ann, wsuwając ręce pod pachy Poppy i unosząc ją w powietrze. — Nie płacz. Nie wydawaj żadnego dźwięku, obojętnie, co się stanie. Słyszysz? Bądź cicho bez względu na wszystko, albo i ty zginiesz!
Poppy znalazła się w koszu na pranie częściowo zapełnionym brudną bielizną pościelową. Plamy na materiale były tego samego koloru, co te na materacu — burgundowoczerwone. Kiedy wsuwała się w wąską przestrzeń, serce biło jej jak młotem. Dzięki jednej, zbyt przerażającej dla jej czteroletniego mózgu, myśli zrozumiała, że zaschniętą aż do twardej skorupy cieczą jest krew. Zdławiła krzyk, gdy Sally-Ann przykryła ją prześcieradłem, a następnie nałożyła z powrotem pokrywę. Powstrzymując się od płaczu, Poppy wyplątała się z otulającego ją prześcieradła. Przez szczelinę w wiklinowym koszu zobaczyła ojca, który chwiejnym krokiem schodził po schodach. Wysoki i barczysty, zdawał się olbrzymem, gdy wypijał duży łyk z niesionej butelki. Z grymasem na twarzy rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, a Poppy zaczęła się modlić, żeby siostra na czas znalazła kryjówkę. Nie mogła sobie pozwolić na myśli o krwi na pościeli ani zastanawiać się, dlaczego ojciec ciągnie kufer z narożnika. Przez jego twarz przemknął uśmiech, lecz nie był on miły.
Podbródek jej zadrżał i cicho westchnęła, żałując, że w ogóle wstawała z łóżka.
Kiedy ojciec dźwignął z kufra nagie, zakrwawione ciało, Poppy — starając się powstrzymać krzyk — przycisnęła do ust najpierw jedną rączkę, a potem obie. Ale Sally-Ann sama nie skorzystała z rady, której udzieliła młodszej siostrze, i Poppy wzdrygnęła się, słysząc jej gwałtowny wdech. Ojciec zareagował natychmiast. Wielkimi krokami przeszedł za stos kartonów i wyciągnął Sally-Ann za warkocze, po czym wziął butelkę, którą wcześniej postawił na podłodze. Ryknął wściekle i szarpnął dziewczynkę mocno za włosy, równocześnie unosząc butelkę nad głowę.
Poppy zamknęła mocno oczy i wcisnęła sobie palce w uszy, żeby nie słyszeć hałasów. To się nie działo! Nie mogło! Ciepły mocz pociekł jej po wnętrzach ud. Ogarnął ją potworny strach. Wiedziała, że cała sytuacja jest aż do bólu rzeczywista. Mimowolnie otworzyła oczy i dostrzegła schodzącą po schodach matkę.
— Co zrobiłeś? — Lillian, oceniając sytuację, sapnęła z przerażeniem.
Przełykając łzy, Poppy podążyła za spojrzeniem matki i zobaczyła Sally-Ann, leżącą na podłodze piwnicy, nienaturalnie skręconą i bez życia.