Читать книгу Żona bankiera - Cristina Alger - Страница 4

MARINA – 9.11.2015

Оглавление

Marina stała na balkonie apartamentu w Le Meurice i wpatrywała się w błyszczące światła Paryża. Widok był stąd nadzwyczajny, szczególnie w nocy. Po stronie zachodniej na tle ciemnego nieba skrzyły się iluminacje wieży Eiffla i Roue de Paris. Za Rue de Rivoli lśniły Ogrody Tuileries, jakby rozpalone od środka. Przez chwilę Marina zastanawiała się, czy nie obudzić Granta, swego narzeczonego, aby razem z nią mógł podziwiać piękny widok. Uznała jednak, że będą mieli na to dość czasu później. Ich wspólna podróż dopiero się przecież zaczęła. Usiadła przy stoliku. Zapaliła papierosa i wciągnęła dym w płuca. Czuła się dobrze ze świadomością, że nie czeka na nią żadna praca, nie musi nigdzie pójść ani odpowiadać na e-maile. Mogła poczytać książkę. Mogła zająć się swoimi paznokciami. Mogła nie robić kompletnie nic. Noc należała do niej. Tutaj, w Paryżu, noc właśnie się zaczynała.

Z tego błogiego stanu wyrwał ją dzwonek telefonu. Lekko się zirytowała, kiedy ujrzała na wyświetlaczu, kto chce z nią rozmawiać.

– Duncan – odezwała się szorstkim głosem. – Tutaj jest już po północy.

– Spałaś?

– Nie.

– Tak myślałem. Wciąż funkcjonujesz według czasu nowojorskiego. A w każdym razie nie śpisz.

– To wcale nie oznacza, że wolno ci do mnie telefonować w czasie moich pierwszych od dziesięciu lat wakacji.

– Chcę, żebyś koniecznie coś dla mnie zrobiła.

Marina wzdrygnęła się. Właśnie dlatego Grant nalegał, żeby odeszła z magazynu „Press”. To prawda, że w ciągu dziesięciu lat, kiedy pracowała dla Duncana, ani razu nie miała długiego urlopu. Przepracowała większość weekendów, pracowała w niezliczone dni świąteczne. Nocami odbierała telefony. Zaczęła karierę zawodową jako asystentka Duncana. Obecnie, dziewięć i pół roku później, mimo że osiągnęła już bardzo poważną pozycję w hierarchii dziennikarskiej, wciąż miewał skłonności, żeby traktować ją jak asystentkę. Rozpoczęła urlop zaledwie przed dwudziestoma czterema godzinami, a on już czegoś od niej chciał. Było to zaiste niewiarygodne, jednak nie całkiem zaskakujące.

Marina planowała odejść z pracy. Obiecała Grantowi, że zrobi to zaraz po ślubie. Pogłoski, że jego ojciec James Ellis będzie się ubiegał o prezydenturę, zaczynały się sprawdzać. W ciągu kilku tygodni jego kampania powinna nabrać rozpędu. Zebrał już do swojego zespołu sporą grupę doradców i publicystów. Na pewno będzie potrzebował ich jeszcze więcej. Porywczy miliarder z Nowego Jorku z pewnością nie był kandydatem szerokich mas. Ale jeśli spindoktorzy dobrze wykonają swoją robotę, James Ellis okaże się ciężko pracującym człowiekiem sukcesu, profesjonalistą, świeżą i zdrową alternatywą dla prawdopodobnego kandydata demokratów – polityka od lat zasiedziałego w Waszyngtonie – senatora Haydena Murphy’ego. Murphy, od lat walczący z krążącymi w przestrzeni publicznej zarzutami dotyczącymi korupcji i kumoterstwa, był kandydatem robiącym wrażenie, lecz mającym sporo słabych stron. Ellis o tym wiedział i właśnie w te słabe strony celował.

W głębi duszy Marina wątpiła, czy jej przyszły teść nadaje się na lidera wolnego świata. Widziała, jak w drobnych kwestiach tracił panowanie nad sobą, na przykład, kiedy w domu w Southampton nowa gospodyni podała mu złej marki wodę butelkowaną albo kiedy kierowca minął zjazd z autostrady, prowadzący do portu lotniczego w Teeterboro – wiedziała jednak również, że Grant doskonale potrafi wyciszyć ojca. Grant powinien zrezygnować z posady w banku inwestycyjnym i przejąć zarządzanie wszystkimi interesami rodziny, kiedy tylko ojca pochłonie kampania prezydencka. W nowej roli jako prezes Ellis Enterprises Grant będzie bezustannie podróżował i zapewne będzie chciał, żeby towarzyszyła mu w tym Marina. Jako żona szefa międzynarodowej korporacji Marina nie uniknie pewnych oczywistych obowiązków. A przecież prawdopodobnie będzie zarazem żoną prezydenckiego syna. Jako pani Grantowa Ellis nie będzie mogła pracować zawodowo. Przynajmniej nie wtedy, kiedy będzie wykonywać obowiązki przy mężu. A kwestia tego, co jest dla niej ważniejsze, właściwie nie istniała. Musiała zrezygnować z pracy zawodowej. Była to część układu i w gruncie rzeczy już od dawna doskonale o tym wiedziała.

Przez chwilę kusiło ją, żeby rzucić posadę już w tej chwili, przez telefon. W końcu nie byłoby to nic nadzwyczajnego. Ludzie z magazynu „Press” często zwalniali się z godziny na godzinę. Duncan cieszył się kiepską sławą bardzo trudnego szefa, a swoim dziennikarzom płacił poniżej standardów przyjętych w środowisku. Przyszło jej jednak do głowy, że zachowałaby się nie w porządku. Po tym wszystkim, co Duncan dla niej zrobił, i po wszystkim, co zrobili razem, powinna zrezygnować z pracy w stosownym trybie. Musi zrobić to osobiście oraz w momencie dogodnym, owszem, dla niej, ale też jak najmniej dolegliwym dla magazynu.

– Jesteś niemożliwy – powiedziała Marina. Zgasiła papierosa i sięgnęła po ołówek. – Czy nie powinieneś już być na długim urlopie?

Duncan nie odpowiedział na pytanie. Kwestia urlopu stała mu kością w gardle. Nie zgodził się na niego dobrowolnie. Narzucił mu go Richard Brancusi, prezes „Press”, spółki matki, który dał mu sześć tygodni wolnego – i ani jednego dnia więcej – żeby się odtruł i ogarnął. Ponieważ problemem Duncana był alkohol i wszyscy w branży o tym wiedzieli. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości jedynie sam Duncan.

– Masz coś do pisania? – zapytał.

– Oczywiście.

– Chcę, żebyś się z kimś spotkała. Ten człowiek przyjedzie do ciebie z Luksemburga i nie wiem, ile będzie miał czasu, dlatego bądź w pogotowiu. Przekaże ci pendrive, który mi dostarczysz. Bądź bardzo ostrożna i nie mów o tym nikomu.

– A co mam powiedzieć Grantowi?

– A kto to taki?

– Żartujesz?

– Powiedz mu, że chcesz sobie pobiegać. Sama. Albo że chcesz spotkać przyjaciółkę z dawnych lat. Grant to duży chłopiec. Nie umrze, jeśli znikniesz mu z oczu na czterdzieści pięć minut.

Duncan sprawiał wrażenie poirytowanego, co z kolei zirytowało Marinę. Szybko zaczęła notować polecenie w hotelowym notesiku, ale złamała czubek ołówka.

– Cholera jasna – mruknęła, sięgając po następny.

– Posłuchaj, wiem, że jesteś sfrustrowana – powiedział Duncan. – Wiem, że ja z kolei jestem namolny. Ale to ważne, Marino. Ten materiał jest bardzo delikatny. Moje źródło nie ufa e-mailom, nawet zaszyfrowanym. Chce dostarczyć informacje do rąk własnych odbiorcy. Zamierzałem nawet polecieć w związku z tym do Genewy w ubiegłym tygodniu, ale mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi.

Marina prawie przewróciła oczami.

– Kto?

Duncan zignorował ją.

– Powiedziałem temu człowiekowi, że jesteś jedyną osobą, której ufam.

– Przestań mi maślić, Duncan. Zakładam, że mi nie powiesz, o co w tym wszystkim chodzi?

Duncan zamilkł. W tle Marina usłyszała odgłos jakby pługu śnieżnego. Przyszło jej do głowy, że Duncan wyjechał z miasta i zaszył się w domku weekendowym, w którym zaczynał spędzać coraz więcej czasu. Martwiło ją to. Za dużo pił i zbyt rzadko spotykał się z ludźmi prywatnie. A kiedy pił, wpadał we wściekłość i w paranoję. W takim stanie zazwyczaj telefonował do Mariny.

– Porozmawiamy, kiedy wrócisz – powiedział. – Ale, Marina… to chyba koniec. Po tych wszystkich latach prawdopodobnie go wreszcie dopadliśmy.

Marina przestała pisać.

– Kogo?

– Morty’ego Reissa.

– Żywego?

– Prawdopodobnie.

Marina wstrzymała oddech, chłonąc słowa Duncana. Od samobójstwa Morty’ego Reissa minęło osiem lat. Niemal co do dnia. A właściwie osiem lat minęło od znalezienia samochodu Morty’ego Reissa na moście nad Tappan Zee, z jego listem pożegnalnym przyklejonym do przedniej szyby. Kilka dni po jego rzekomym samobójstwie ujawniono, że fundusz hedgingowy RCM jest jedną z największych piramid finansowych wszech czasów. Reiss zorientował się, że wiszą nad nim czarne chmury, i skoczył z mostu; tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja. Jego zwłok jednak nigdy nie znaleziono. Od początku Marina i Duncan nabrali tych samych wątpliwości co wszyscy: że Reiss sfingował swoją śmierć i zwiał z nielegalnie zdobytymi pieniędzmi do jakiegoś ciepłego kraju, nieposiadającego umowy ekstradycyjnej ze Stanami Zjednoczonymi. Spośród wszystkich ludzi, o których Marina pisała w magazynie „Press”, Reiss był prawdopodobnie najsprytniejszym i najbezwzględniejszym oszustem. Biorąc pod uwagę, że tworzyła artykuły o ludziach ze śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku – o potentatach z Wall Street, o magnatach rynku nieruchomości, o projektantach mody, pisarzach – znaczyło to bardzo wiele. Jedynym spośród nich, który zdołał zniknąć ze wszystkimi swoimi pieniędzmi, był Reiss.

Reiss był niewątpliwie błyskotliwym facetem, jednak wszystkie piramidy finansowe w końcu upadają, i właśnie ten fakt męczył Marinę, kiedy pisała o RCM. Wykorzystywanie poufnych informacji, defraudacje: każdy, kto miał chociaż odrobinę oleju w głowie, mógł uniknąć kary za tego typu przestępstwa, po prostu kradnąc forsę i uciekając z nią w dowolnej chwili w siną dal. Ale zarządzanie piramidą finansową wymagało bezustannej aktywności, starań o stały przypływ inwestorów. Bez nowych inwestorów cały schemat szybko się rozpadał jak domek z kart. Dlaczego więc Reiss wybrał przestępstwo, które kiedyś musiało się wydać? Wydawał się na to zbyt sprytny. Chyba że od samego początku planował sfingowanie własnej śmierci.

Jeśli tak właśnie rzecz się miała, Marina musiała przyznać, że był w świecie finansów najbardziej przebiegłym przestępcą wszech czasów.

W miarę jak mijały lata i na światło dzienne nie wypływały żadne nowe wiadomości ani ślady po Reissie, niedowierzanie Mariny z wolna ustępowało akceptacji znanych już faktów. Czy taki człowiek jak Reiss – przecież jego twarz w swoim czasie codziennie pojawiała się na ekranach telewizorów – naprawdę mógł zniknąć? Marina uważała to za niemożliwe. Wydawało się, że to zbyt fantastyczne, zbyt hollywoodzkie rozwiązanie, zanadto odległe od realiów życia. Reiss był spryciarzem, ale był także człowiekiem. Prawdopodobnie zwyciężyła w nim chciwość albo nieposkromiona pycha.

W miarę jak ogólne zainteresowanie Mariny Morty Reissem malało, w Duncanie z pełną mocą kwitła obsesja na jego tle. Po demaskatorskim artykule na temat RCM, który przygotował z Mariną, Duncan napisał jeszcze kilkanaście kolejnych tekstów o Reissie i jego wspólniku Carterze Darlingu. Ale jego kolejne niepotwierdzone teorie na temat możliwych miejsc pobytu Reissa miały coraz bardziej dziwaczny charakter i Marina zaczynała się obawiać, że upór Duncana na tle RCM zniszczy mu jego reputację rzetelnego dziennikarza. Przed sześcioma miesiącami niemal całkowicie się pogrążył. W porannym programie telewizyjnym stwierdził, że Reiss dysponuje setkami milionów dolarów ukrytych na koncie Caribbean International Bank na Kajmanach. Władze Stanów Zjednoczonych nie chcą tego przyjąć do wiadomości, twierdził, ponieważ chroni ten bank krąg wysoko postawionych polityków, którzy także trzymają w nim pieniądze. Wywiad wywołał sensację nie tylko ze względu na to, co Duncan powiedział, ale też z powodu tego, jak to powiedział. Widzowie odnotowali, że mówił bełkotliwie, że w studiu telewizyjnym był spocony i rozchełstany. Wkrótce rozeszły się pogłoski, że Duncan Sander skończył się jako osoba publiczna. Caribbean International Bank zagroził, że pozwie nie tylko Duncana, ale także „Press” i firmę matkę Merchant Publications. Pod naciskiem prezesa Brancusiego Duncan pośpiesznie wycofał się z oskarżeń. Następnie śledzony przez kamery telewizyjne pojechał do ośrodka odwykowego na północy stanu Connecticut, gdzie przez kilka tygodni odtruwał organizm i leczył zranione ego. Marina szybko się zorientowała, że odwyk niewiele mu pomógł. Jednak dzięki niemu otrzymał w „Press” drugą szansę i po miesiącu powrócił do pracy.

Obecnie miał pójść na odwyk po raz drugi i Marina wiedziała, że kolejnej szansy od Brancusiego już nie dostanie. Ten postawił Duncanowi ultimatum: odtruj się i wróć dopiero wtedy, kiedy będziesz gotów do pracy, albo nie wracaj wcale. Duncan nie mógł sobie pozwolić na kolejną wpadkę. Wiedział, że jeszcze jeden nierozważny krok i Brancusi z nim skończy.

– Duncan, czy jesteś w stanie to udowodnić? Przecież w pewnej chwili będziesz musiał. Nie możemy sobie pozwolić na… – Marina przerwała, nie chcąc kończyć zdania.

Duncan nie lubił, kiedy mu przypominano o nieszczęsnym wywiadzie lub o jego problemach z alkoholem albo w ogóle o jakichkolwiek błędach, które popełnił. Marina też nigdy z nim nie rozmawiała na te tematy, ograniczając się najwyżej do półsłówek.

– Tym razem tak. Reiss ma co najmniej siedemdziesiąt milionów w Swiss United.

Marina zapisała na kartce „Swiss United” i podkreśliła te słowa.

– W Swiss United? A więc nie w Caribbean International? – zapytała, starając się, aby jej głos nie zabrzmiał zbyt sceptycznie.

– Nie i właśnie w tym tkwi sedno sprawy. Te pieniądze już tam były. Miałem rację. Ale Reiss je stamtąd wycofał. Krótko przed moim wywiadem.

– I potrafisz to udowodnić? Masz wyciągi z kont i tak dalej?

– Moje źródło to udowodni. Marino, to jest teoria, która przyniesie nam sławę.

Marina niemal podskoczyła, poczuwszy dotknięcie dłoni na swoim ramieniu. Za jej plecami stał Grant. Sprawiał wrażenie lekko zmieszanego.

– Cześć – wyszeptał. – Nie chciałem cię przestraszyć.

– Muszę kończyć – rzuciła Marina do Duncana. – Porozmawiamy później.

– Jest przy tobie Grant?

– Tak.

– Rozumiem. Zadzwonię później, kiedy już będę znał szczegóły na temat twojego spotkania.

– Dobrze. Dobranoc, Duncan.

– Przepraszam – powiedział Grant i pocałował Marinę w czoło. – Usłyszałem twój głos i przyszło mi do głowy, że zamawiasz dla nas coś do jedzenia. Jestem głodny jak wilk.

Marina się roześmiała.

– Niczego nie zamawiałam, ale zaraz mogę to zrobić. Na co masz ochotę?

– A co możemy zjeść? Spójrzmy tylko… – Grant sięgnął po menu hotelowej restauracji, leżące na biurku. – Z kim rozmawiałaś? – zapytał, przeglądając kartę.

– Z Duncanem.

– Naprawdę? Czego chciał?

Marina wzruszyła ramionami.

– Pracuje nad jakimś ważnym tematem. Chciał, żebym mu pomogła.

Grant odłożył menu.

– Mam nadzieję, że mu odmówiłaś.

– Oczywiście.

– Czy nie powinien być teraz na odwyku?

– Na urlopie.

– Jakkolwiek to nazwiemy… Zachowuje się niestosownie, telefonując do ciebie w środku nocy w trakcie twojego urlopu.

– Myślę, że to dlatego, iż jest podekscytowany swoim tematem.

Grant potrząsnął głową.

– Nie broń go. Nienawidzę go za to, jak cię traktuje. Ten facet nie uznaje żadnych granic.

Marina westchnęła.

– Wiem. Mnie to także frustruje. Musisz jednak zrozumieć, że to dzięki Duncanowi zostałam dziennikarką. Kiedy rozpoczynałam pracę w „Press”, po prostu chciałam się zahaczyć w dobrym magazynie, ponieważ byłam przekonana, że taka praca już sama w sobie daje prestiż. Myślałam, że będę chodzić na wspaniałe przyjęcia, nosić eleganckie ciuchy i spotykać interesujących ludzi. Duncan dostrzegł jednak we mnie coś więcej. I zaczął także wymagać ode mnie więcej niż od innych. Kiedy zajmowaliśmy się sprawą Darlingów, traktował mnie jak partnerkę, a nie jak dwudziestodwuletnią asystentkę. Dał mi naprawdę dużo swobody. A kiedy to skończyliśmy, zostałam jego pełnoprawną współpracowniczką. Owszem, Duncan czasami doprowadza mnie do szaleństwa. Ale to jemu zawdzięczam całą moją karierę. Nie mogę o tym zapomnieć.

Grant wyciągnął rękę i chwycił dłoń Mariny. Spletli palce i oboje się uśmiechnęli.

– Przepraszam – powiedział. – Po prostu obawiam się o ciebie.

– I jesteś bardzo słodki.

Grant uniósł jedną brew.

– I seksowny?

– Bardzo seksowny.

– A czy wciąż będę seksowny, jeżeli zamówię sobie podwójnego cheeseburgera z bekonem i z frytkami?

– Będziesz niesłychanie seksowny.

– Zanim przyniosą cheeseburgera z restauracji, minie co najmniej pół godziny. Spędzisz ze mną w sypialni czas oczekiwania na moją nocną przekąskę?

– Z rozkoszą. Dla mnie też zamów frytki. Jestem jedynaczką. Nie lubię się z nikim dzielić jedzeniem.

– Ja też tego nie lubię. Ale coś mi przyrzeknij.

– Cokolwiek zechcesz.

Marina zarzuciła Grantowi ręce na szyję i uśmiechnęła się do niego.

– Obiecaj mi, że w czasie tej podróży nie będę się musiał z nikim tobą dzielić. Wyłączmy się ze wszystkiego i po prostu cieszmy się sobą.

Marina pokiwała głową.

– Aha – mruknęła.

Stanęła na palcach, żeby go pocałować. Poczuła dłonie Granta na plecach i nagle została uniesiona w powietrze. Mocno objęła Granta nogami.

– Obiecuję – dodała, kiedy niósł ją do sypialni.

Żona bankiera

Подняться наверх