Читать книгу Żona bankiera - Cristina Alger - Страница 8
MARINA – 13.11.2015
Оглавление„Sander nie żyje. Mamy teraz poważny problem”.
Marinę obudził krótki dźwięk sygnalizujący, że przyszedł do niej e-mail. Właściwie to wcale nie spała. Zdrzemnęła się jedynie, niemal oślepłszy od wpatrywania się po ciemku w ekran telefonu, podczas gdy Grant spokojnie pochrapywał. Po przeczytaniu artykułu o śmierci Duncana napisała e-maile niemal do wszystkich dziennikarzy, jakich znała w Nowym Jorku. Nikt nic nie wiedział, nikt nie znał szczegółów. Mówiono, że Sandera zabił włamywacz nakryty na gorącym uczynku. Mówiono, że dopadł go jakiś zazdrosny mąż. Mówiono, że w spokojnej części Connecticut, gdzie znajdował się dom Duncana, miała ostatnio miejsce cała seria włamań. Część reporterów twierdziła, że z domu Duncana zginęły cenne przedmioty i obrazy. Inni z kolei informowali, że niczego stamtąd nie ukradziono. Policja przychylała się do koncepcji, że Duncan zaskoczył włamywacza, a ten zamordował go w ataku paniki.
Nadawcą e-maila był Mark Felt. Jeszcze zaspana Marina zaczęła szukać w pamięci twarzy, którą mogłaby skojarzyć z tym nazwiskiem. Owszem, brzmiało znajomo. Aha, przecież to mężczyzna, z którym spotkała się w Ogrodach Tuileries, miał na imię Mark. Czy to od niego był ten e-mail?
Ale zaraz dotarło do niej, że Mark Felt jest agentem FBI, który pomógł Bobowi Woodwardowi i Carlowi Bernsteinowi w latach siedemdziesiątych dotrzeć do sedna afery Watergate.
Mark Felt był Głębokim Gardłem.
Marina poczuła, że włoski na jej ramionach sztywnieją.
– Ta osoba – ci ludzie – kimkolwiek byli – byli Głębokim Gardłem Duncana. A teraz są Głębokim Gardłem dla niej.
„Już wiem. Jak możemy się komunikować?” – odpisała.
„Tylko szyfrowanymi kanałami”.
Marina się zawahała. Chciała rozegrać to poprawnie.
„Cholera, Duncan”, pomyślała. „Gdzie jesteś, kiedy cię potrzebuję?”
Mogła z tym poczekać do powrotu do Nowego Jorku. Tam miałaby przynajmniej możliwość skonsultowania się z jakimś innym dziennikarzem w kwestii bezpiecznej łączności. Na przykład z Owenem Barrym z „Wall Street Journal”. Kolejnym protegowanym Duncana, znanym z tego, że jest na bieżąco z nowoczesną techniką. Ufała Owenowi, jednak do Nowego Jorku miała wrócić dopiero w przyszłym tygodniu. A ta sprawa raczej nie mogła czekać. Biorąc pod uwagę, że miała przy sobie pendrive schowany w czubku buta do biegania, który na razie ukryła na dnie szafy hotelowej – pendrive pełen informacji tak wrażliwych, że jej szef zapewne z ich powodu był teraz martwy – Marina nie chciała zwlekać ani do jutra, ani tym bardziej do przyszłego tygodnia.
– Pieprzyć to – mruknęła i wpisała w e-mailu dane kontaktowe do dalszej szyfrowanej łączności.
Wysłała wiadomość.
– Cześć.
Marina się odwróciła. Grant siedział na łóżku i patrzył na nią. Miał obnażony tors, pościel okrywała go jedynie do pasa. W półmroku posłał Marinie zaspany uśmiech.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Przepraszam – odparła. – Nie chciałam cię obudzić. Nie mogłam zasnąć.
Grant pogłaskał ją dłonią po twarzy.
– Rozumiem. To straszne. Jest mi bardzo przykro.
– Nie mogę uwierzyć, że go już nie ma.
– Posłuchaj, tylko od ciebie zależy, co teraz zrobimy. Postąpię tak, jak postanowisz. Uważam jednak, że powinniśmy wrócić do Nowego Jorku. Z samego rana, o ile to będzie możliwe.
Marina wyprostowała się. Popatrzyła Grantowi prosto w oczy.
– Jesteś pewien? – zapytała, robiąc zdziwioną minę. – Przecież nasza podróż… tyle pracy włożyłeś w jej przygotowanie i…
– Paryż nam nie ucieknie. Wrócimy tu innym razem.
– Ale te wszystkie koszty…
Grant wzruszył ramionami.
– Nieważne.
Marina ukryła twarz w dłoniach i się rozpłakała.
– Och, przestań – powiedział Grant. – Proszę cię, bardzo nie lubię, kiedy jesteś smutna.
– Jesteś dla mnie taki dobry. Dlaczego jestem taką szczęściarą?
Grant się uśmiechnął.
– To ja jestem szczęściarzem.
– Na pewno nie będziesz zły, jeśli od razu wrócimy do Nowego Jorku?
Grant pokręcił głową.
– Uważam, że właśnie tak powinniśmy postąpić – powiedział zdecydowanym głosem. – Duncan był dla ciebie jak rodzina. A rodzina to najważniejsza rzecz na świecie. Kiedy chodzi o dobro rodziny, żadne straty nie mają znaczenia. Nie martw się więc o koszty naszej podróży.
Marina przyciągnęła jego dłonie do ust i pocałowała je.
– Dziękuję ci – wyszeptała. – Dziękuję, że mnie rozumiesz.
– Oczywiście, że cię rozumiem.
Grant przyciągnął ją do siebie i objął ramionami. Przez długi czas tuliła się do niego w milczeniu. W końcu odsunął się od niej, wziął do ręki komórkę i zaczął telefonować do linii lotniczej.