Читать книгу Sułtanka Kösem. Księga 1. W haremie - Demet Altınyeleklioğlu - Страница 10
Оглавление2 Ugrularin Elinde
Haziran 1601
Mężczyzna zdjął rękę z policzka i złapał Nastję za włosy. Z całej siły wykręcił jej szyję.
– Puść moje ucho albo skręcę ci kark!
Krew, która sączyła się spomiędzy jego palców, zostawiła na włosach dziewczyny czerwone, lepiące się plamy.
Jej płuca płonęły żywym ogniem. Potrzeba wzięcia oddechu zwyciężyła złość. „Ugryź jeszcze mocniej. Rozedrzyj, wyrwij!” – choć rozum tak jej podpowiadał, zęby samowolnie się rozwarły. Cyprian, wyjąc z bólu, odsunął się od niej. Ręka, którą był gotowy skręcić Nastji szyję, powędrowała do rozerwanego ucha. Ze złością, ale w panice, spojrzał na koniuszki palców całe we krwi. Anastazja zobaczyła, jak mężczyzna podnosi rękę. Ale nie zobaczyła już tego, jak ją opuszczał. Uderzenie, które jej wymierzył, było tak mocne, że powaliło ją na ziemię. Jak gdyby pocisk trafił ją w prawy policzek.
Krew spływająca z ucha Cypriana pokryła niemal całą twarz. Jego oczy wyglądały jak dwa wielkie, białe, przerażające zagłębienia. Ręką wciąż zakrywał ucho. Krew tryskała spomiędzy palców. W drugiej zaś ręce trzymał sztylet.
– Zdzira! – zawył. – Zdzira! Obedrę cię ze skóry kawałek po kawałku! Zamiast wina wypiję twoją krew!
Pozostałe dziewczyny zaczęły szlochać. Natomiast kobieta prowadząca han krzyknęła:
– Hej, mordują dziewczyny! Szybko!
Kiedy woźnica próbował ją uciszyć, rozległ się przenikliwy wrzask.
– Aaaaaa!
Zaraz potem rozległy się także jęki dziewcząt uwięzionych w wozie. Sztylet, który trzymał Cyprian, wbił się w ciało jednej z dziewcząt, które próbowały go powstrzymać – wbił się w ciało jednej z nich.
– Szatańskie nasienie! – dało się słyszeć wycie woźnicy. – Jeśli zrobiłeś coś chociaż jednej z nich...
W jednej chwili, starając się znaleźć Tasulę, przebiegł wzrokiem dookoła wozu. Uciekła. Biegła w stronę hanu, machając rękami. Drugi woźnica, starając się uspokoić konie, krzyczał:
– Przeklęty głupiec! – przechodząc na tył wozu, dodał: – Chcesz nas znisz...
– Wystarczyyyyyyy! – zagrzmiał Cyprian. – Zatrzymaj się, Dimitri! Nawet nie próbuj się ze mną mierzyć!
Jego głos przypominał ryk niedźwiedzia, który od miesięcy nic nie jadł. Zaraz potem wybuchnął przerażającym śmiechem.
– Poczekaj na swoją kolej. Najpierw wydrę płuca tej zdzirze. Ty będziesz następny. Wypruję ci flaki. Przyrzekam, zrobię to!
Woźnica widział, jak wysuwa rękę po dziewczynę leżącą na ziemi. Nos i usta całe miała we krwi. To ona płakała przez całą drogę. Najbardziej kłopotliwa z nich wszystkich. Pozostałe dziewczęta, próbując powstrzymać Cypriana, łapały go za nogi. Dziewczyna, w której ramię wbił sztylet, którym próbował je wszystkie przestraszyć, krzyczała bezustannie. Jakby straciła rozum.
Pomiędzy nogami mężczyzny Nastja zobaczyła, jak woźnica próbował dostać się do środka. Z trudem próbowała odepchnąć dziewczynę, która rzuciła się na nią, chcąc osłonić przed ciosami.
– Puść mnie, Katerina – błagała. – Módl się do Maryi, żeby znalazło się dla mnie miejsce w niebie.
Nawet dwa kroki nie dzieliły jej od tego potwora. Zdziwiła się, kiedy zdała sobie sprawę, że wcale się nie boi. Nie mogła uwierzyć. Mężczyzna, którego ucho rozerwała, rozwścieczony zmierzał w jej kierunku, aby ją zabić. Rękę, w której trzymał sztylet, wysunął w jej kierunku. Kilka sekund później miał ją podnieść i opuścić dokładnie tak samo, jak robił to, wymierzając jej uderzenia w policzek. Ale ona się nie bała.
Wśród krzyków dziewcząt usłyszała głos woźnicy:
– Stój, nie rób tego. Natychmiast powinniśmy stąd odjechać.
Nastja otworzyła oczy. Pomiędzy zakrwawioną twarzą mężczyzny a jego ramieniem zauważyła, że woźnica zrobił krok w ich kierunku. Trzymał ogromny nóż i krzyczał:
– Stój! Stóóóóój!
– No, zatrzymaj mnie – powiedział Cyprian, wykrzywiając twarz w pogardliwym uśmiechu. – No, podejdź i zatrzymaj mnie! – Szybko odwrócił się do leżącej przed nim dziewczyny. Rękę podnosił coraz wyżej.
Anastazja spojrzała w twarz swojemu zabójcy. „Matko Boska... – pomyślała. Weź Nastję do siebie”.
Woźnica krzyczał, próbując zatrzymać Cypriana. Dziewczęta płakały. „I to będą ostatnie dźwięki, jakie w życiu usłyszę” – przeszło przez myśl Nastji. Ale nie, nie były ostatnie. Pośród tych wrzasków usłyszała coś jeszcze – westchnienie przypominające sapanie.
Anastazja otworzyła oczy. Ręka mężczyzny dalej była w powietrzu. Kiedy myślała nad tym, dlaczego jej nie opuszcza, zauważyła wyraz jego twarzy – ogarnięte trwogą oblicze. Nastja szybko przekręciła się na drugi bok. Cyprian runął twarzą w dół na ziemię. Sztylet, który trzymał, pod naciskiem jego ciała wbił się w wóz. Nie żył. Woźnica wbił nóż pomiędzy żebra mężczyzny aż po rękojeść.
– Uciszcie się! – warknął woźnica. Wyciągnął z pochwy kolejny nóż. Odsłonił część zasłony i stanął nieruchomo.
– Kto odważy się krzyknąć, podetnę mu gar...
Urwał w pół słowa.
Usłyszał świst. Kiedy się odwrócił, by zobaczyć, co się dzieje, strzała przeszyła mu szyję. Woźnica poczuł, jak ostro zakończona strzała przedziurawiła i rozerwała na strzępy żyły i chrząstki gardła. Ostrze przeszło na drugą stronę, wyrywając z szyi kawałek ciała. Przez chwilę wydawało się, że woźnica chciał się złapać zasłony. Ręka zsunęła się po materiale, a jego ciało zachwiało się. Wypadł z wozu.
Z zewnątrz dało się słyszeć krzyki. Wszelkiego rodzaju bluźnierstwa i przekleństwa mieszały się ze sobą.
– Ej ty, złodzieju! – ryknął mężczyzna. – Uprowadzasz je z ziem naszego pana? Nie wiesz, że tutaj nawet fruwający w powietrzu ptak należy do niego?
Anastazja nie spieszyła się zbytnio z radowaniem i w jednej chwili zrozumiała, że miała rację. „Mój Boże... – pomyślała. A teraz osmańscy żołnierze!”.
Dziewczęta usłyszały szczęk stali uderzającej o siebie. Ktoś się pojedynkował. Nie trwało to długo. Rozległ się krzyk, a później wszystko ucichło.
Usłyszały kroki. Światło pochodni zbliżyło się do szpary w zasłonie. Rozsunęła się. Zobaczyły głowę owiniętą czerwonym materiałem.
Mężczyzna marszczył czarne, grube brwi. Światło pochodni sprawiało wrażenie, że z jego oczu błyskały iskry. Nastja mogłaby przysiąc, że do tej pory w swoim życiu nie widziała bardziej przerażającego mężczyzny. Tak samo mogła przysiąc, że nie widziała przystojniejszego.
– Co tu się dzieje?
Myślały, że to niebo tak zagrzmiało. Rękę z pochodnią wyciągnął nieco przed siebie. Wodził wzrokiem po zapłakanych dziewczętach. Nastja zauważyła, jak wyraz twarzy przed chwilą groźnie wyglądającego mężczyzny w jednej chwili złagodniał.
– Co tak krzyczycie? Zdążyliśmy przecież.