Читать книгу Sułtanka Kösem. Księga 1. W haremie - Demet Altınyeleklioğlu - Страница 7
Оглавление3 września 1651 roku
Przed porannym ezanem
– Moja pani, moja pani... Proszę się obudzić.
Służka pochyliła się nad kobietą otuloną od stóp do głów atłasową, czerwono-zieloną kołdrą, która leżała w przepięknym, szerokim łożu.
– Proszę się obudzić, pani.
W końcu kołdra się poruszyła.
– Ciiiii..., nie krzycz – skarciła ją wielka pani, prostując się. – Słyszałam przecież.
Dlaczego miała się obudzić, nawet nie zmrużyła oka tej nocy. Nawet nie zdjęła ubrania.
– Która godzina?
– Zbliża się poranny ezan. Zostało kilka chwil.
Kilka chwil. To znaczy, że już po wszystkim! Dzięki niej panował będzie kolejny sułtan.
„No i co?” – powiedziała do siebie w duchu. „Czy łatwo jest być valide?”. Wstała. Rozłożyła ramiona, dając tym znak służce, by pomogła założyć jej kaftan. Uwielbiała go, był niemalże tak czarny jak smoła. Złote nitki, którymi był poprzetykany, błyskały w ciemności. Druga służka, która w pośpiechu podbiegła do wielkiej pani, wsunęła jej na stopy ozdobione tak jak kaftan złotą nitką pantofle na płaskim obcasie z zakrzywionymi noskami.
Na zewnątrz wciąż było ciemno. Słońce jeszcze nie wzeszło. Po wzejściu jutrzenki na Eyüp Sultanie miała podnieść się wrzawa. Na wojnę przybył jako syn sułtana, wyjedzie z niej jako sam sułtan. „Niech żyje sułtan, niech żyje sułtan!”.
Wzrok jej się rozjaśnił. Westchnęła. Zmoczyła twarz wodą przyniesioną w miedzianym dzbanie przez jedną z dziewcząt. Wytarła się podanym jej zdobionym ręcznikiem. Usiadła na skraju otomany. Plecy oparła na poduszkach.
– Och – westchnęła. – Ten ból brzucha kiedyś mnie zabije.
Dziwnie się poczuła, myśląc o śmierci.
Tamtych dwoje już nie żyło.
A może nie tylko tych dwoje, może życie straciło już dużo więcej osób. „Cała ludność imperium powinna modlić się o twoje zdrowie, Mahpeyker” – pomyślała. – „Patrz, co znów uczyniłaś. Który to sułtan, którego podarowałaś imperium? Piąty? Szósty? Szwagrów Mustafę i Osmana też trzeba do nich zaliczyć. Jeśli ich także policzymy, Sulejman będzie siódmy. Dobrze, powiedzmy, że Ahmeda to nie ja zrobiłam sułtanem; to będzie szósty, którego wzięłam w dłonie i posadziłam na tronie”.
Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Przeznaczenie. Kto by pomyślał, że z Komnaty Şimşirlik po Ibrahimie wyjdzie jeszcze jeden sułtan!
– Emine! – zawołała służkę. – Dowiedz się, czy Saliha Dilaşub przybyła już ze Starego Pałacu.
Dziewczyna wybiegła.
Matka nowego sułtana powinna już tu być. Taki był zwyczaj. Zaraz po tym, jak obsadziła swojego syna na tronie, valide przenosiła się ze Starego do Nowego Pałacu. „Dilaşub w niczym nie przypomina tej moskiewskiej żmii” – burknęła. „Jej nie trzeba dwa razy powtarzać. Jeszcze przed ezanem przyjdzie okazać mi szacunek i ucałuje dłoń[5]”.
Emine stanęła w progu. Wyraz jej twarzy był niepokojący. Nie zrozumiała, dlaczego Dilaşub miałaby o tej porze znajdować się w Nowym Pałacu, ale mimo wszystko ukłoniła się wielkiej pani i powiedziała:
– Jeszcze nie przybyła.
„Pewnie Siyavuş tak wszystko zaplanował” – pomyślała. Podczas czytania ezanu jej syn, sułtan, Saliha Hatice oraz valide mieli być razem. Dopiero co słońce wschodziło nad ich głowami. Znów miała być królową. Tym razem będą na nią mówić sułtanka matka. Saliha na pewno będzie okazywała szacunek. Dlaczego ta dziewczyna jeszcze nie przyszła ucałować dłoni? Pewnie stwierdzili, że przyprowadzenie jej w czasie modlitwy nie będzie właściwe.
Teraz zaczęła myśleć o tym, kto powinien być wielkim wezyrem. „Może Tarhuncu Melek Ahmet Pasza albo Melek Ahmet Pasza. Z Üveysa na pewno nie będzie dobrego wezyra. Chyba znów najlepszym wyjściem będzie Siyavuş. Zobaczymy. Jeśli się wszystko uda to tak... A jak nie, to poczuje na własnej skórze, co to znaczy prawo szariatu”.
Nagle z zewnątrz dało się słyszeć jakieś hałasy. Odgłosy kroków na posadzce.
„Nadchodzą” – pomyślała. „Nadchodzą całą grupą. To znaczy, że już po wszystkim. Nowy sułtan został zaprzysiężony. Prowadzą go do mnie”.
Odgłosy kroków zbliżały się. Do głowy przyszła jej myśl, że Üveys Pasza mógł stwierdzić, iż dużo bezpieczniej będzie zaprowadzić nowego władcę do jego komnat, przechodząc tędy. Za chwilę mieli skręcić w prawo i dźwięki kroków miały zacząć się oddalać.
Ale biegnący wcale nie skręcili, a odgłosy kroków wcale się nie oddalały; wręcz przeciwnie – zaczęły się zbliżać.
– Mój Boże! – w komnacie dało się słyszeć westchnienia.
„Prowadzą do mnie nową valide, oczywiście”.
– Emine, prowadzą Salihę Dilaşub. Niech dziewczęta się pozbierają. A ty włóż mi chustę na głowę.
Emine pobiegła w stronę wewnętrznych drzwi. Kiedy odgłosy kroków zbliżały się, usłyszała rozmowy dziewcząt w sąsiednim salonie. Kroki ucichły, zatrzymały się tuż przed drzwiami do komnaty.
Przyszli.
Siedziała pośrodku otomany. Ręce położyła na podołku. Przyjęła najbardziej posępny wyraz twarzy, jaki mogła, jednak mimo to lekko się uśmiechała. Nowej valide gotowa była okazać akceptację, zrozumienie i wsparcie. Wielka pani gotowa była powitać w końcu nową sułtankę matkę.
Usłyszała otwierające się drzwi do komnaty. Powietrze przeszył krzyk. „To pewnie jedna z dziewcząt cieszyła się na widok Dilaşub” – pomyślała.
– Emine! – zawołała. – Wprowadź ją do środka. Nie każmy jej czekać.
Emine nie odpowiedziała. Wielka pani usłyszała dziwny odgłos, jakby mnóstwo osób nagle zaczęło deptać po dywanie leżącym na posadzce. Zatrzymali się przed drzwiami.
– Proszę pójść z nami – powiedział mężczyzna z doniosłością. – Czekamy.
Oba skrzydła ogromnych drzwi otworzyły się z hałasem.
[5] Ucałowanie dłoni osoby starszej lub znajdującej się wyżej w hierarchii i dotknięcie nią do swojego czoła jest oznaką szacunku.