Читать книгу Sułtanka Kösem. Księga 1. W haremie - Demet Altınyeleklioğlu - Страница 4
ОглавлениеWszędzie panowała ciemność. Tylko w środku paliła się jedna świeczka.
– Salkım Efendi nie lubi światła – powiedział mężczyzna.
– Salkım Efendi? Kim on jest?
– Władca dżinów... Najpotężniejszy z dżinów.
Mężczyzna zmrużył oczy. Zacisnął dłoń na złotej czarze pełnej wody, która stała przed nim. Mamrotał coś pod nosem. Jego głos wznosił się jak fala.
– Salkııııım... Salkıııııım... Jesteś na Górze Kaf [1] , na Księżycu, a może na Wenus? Gdzie jesteeeeeś? Gdziekolwiek jesteś, przybądź. Wsiądź na grzbiety fal podczas burzy albo przyleć na skrzydłach ptaka... Patrz! Przede mną ocean, morze. Przybądź! Salkıııım... Na morzu rozpoczyna się sztorm!
Ze strachu wypuścił czarę z rąk. Otworzył szeroko oczy. Był przerażony. Malutkie oczy mężczyzny zamieniły się w trzaskające iskrami płonące szczapy drewna. Mimo tego, że w tym momencie nikt nie dotykał złotej czary, znajdująca się w niej woda szalała jak morze podczas sztormu. Falowała, pieniła się i rozlewała na wszystkie strony.
– Witaaaaj Salkım...
Niski, basowy i budzący w człowieku przerażenie głos Hüseyina Efendiego zmienił się nagle w głos małego chłopca:
– Przyniosłeś ulgę...
Wydawało się, że mężczyzna kogoś słucha. Bez ustanku kiwał głową, wyrażając aprobatę.
– Czy jest ktoś, kto nie obawia się gniewu, Salkım Efendi? Trzęsiemy się na samą myśl o gniewie... Ale ta kobieta potrzebuje gniewu, magii. Znasz ją?
Hodża nagle, tak jakby coś ściskało mu klatkę piersiową, zaczął się trząść i szczękać zębami.
– Nie – dało się słyszeć krzyk wydobywający się wprost z jego krtani. – Nie, to nie tak! – powiedział. Wszystkie włosy stanęły mu dęba, nawet zarost. Dalej bez ustanku kiwał głową, tak jakby kogoś słuchał i udawał, że rozumie. Zaczął oddychać coraz szybciej. – Nie – zachrypniętym głosem wydusił z siebie odpowiedź. – Ja, oczywiście, jestem poręczycielem.
Hodża Efendi zaczął drżeć i wydobywać z siebie dziwne słowa.
– Tarizmaj... Budosz gari! Eloj, eloj! Eloj!
W tym momencie ciemniejąca twarz Safranbolczyka jakby znów się rozpromieniła.
– Lefajel Salkım Efendi – wymamrotał. – Lefajel domasz!
– Powiedzcie mu – wyszeptał mężczyzna. – Powiedzcie, i to szybko... Salkım Efendi nie lubi, gdy każe mu się czekać. Błagajcie go.
– Synu – powiedziała kobieta. Nagle opętał ją strach. A co, jeśli dżinom nie podobają się takie nieprzyzwoite rozmowy...? O kobietach, prywatnych sprawach każdego człowieka... A jeżeli Salkımowi też się one nie spodobają... Spadnie na niego gniew, roztrzaska mu głowę...
– Mówcie – dziecięcym głosem powiedział hodża Hüseyin Efendi. – Powiedzcie mu... Opowiedzcie o wszystkim, ale błagam, pospieszcie się!
Morze w złotej czarze dalej falowało, ale kobieta była w sytuacji bez wyjścia. Myślała już nawet o ucieczce.
– Jak by to powiedzieć, synu... Pani w żaden sposób nie pozwala się do siebie zbliżyć. Próbowaliśmy już wszystkiego. Nic nie przynosi skutków. Hüseyin Efendi powiedział, że twoja siła jest ogromna, nieograniczona. Proszę cię, daj jej siłę, wzbudź w niej ogień, tchnij w nią życie...
Woda w złotej czarze nagle przestała wirować.
– Poszedł – powiedział mężczyzna. Całą twarz miał spoconą. – Salkım Efendi poszedł – jego oczy cały czas utkwione były w złotej czarze z wodą.
– I co teraz będzie?
– Będzie!
– O mój Boże! – kobieta ze szczęścia dostała skrzydeł. „Znów to magiczne słowo – będzie”, pomyślała.
Kiedy hodża Safranbolczyk wrócił do domu, błagał żonę o szklankę wody.
– Na litość boską, łyk wody! – krzyczał. Zupełnie zbladł. Cały dygotał. Oczy zaszły mu krwią. Paznokcie zsiniały.
Kiedy pił wodę, którą żona w pośpiechu mu przyniosła, dłonie mu drżały. Oblał się napojem.
– Salkım Efendi – zajęczał. – Dlaczego to zrobiłeś?
– Co zrobił? – zapytała poirytowana. – Ile razy ci mówiłam, Hüseyin Efendi, żebyś nie igrał z ogniem i nie przywoływał tego przeklętego dżina? Któregoś dnia cię zabierze, zabije cię.
Mężczyzna pomimo ogromnego zmęczenia rzucał się po materacu.
– Nie mnie zabierze – wymamrotał z trudem.
– W takim razie, kogo zabierze?
Hodża zmrużył oczy.
– Krew będzie się lała... Krew popłynie w takich ilościach, jakich imperium osmańskie jeszcze nie widziało. Zdrada.
[1] Góra Kaf – w opowieściach miejsce zamieszkania dżinów i wróżek, które otaczać miało cały świat.