Читать книгу Sułtanka Kösem. Księga 1. W haremie - Demet Altınyeleklioğlu - Страница 6

Оглавление

Pokój Turhan Valide

3 września 1651 roku

Północ

– Valide! Zbudźcie ją!

Jak przez mgłę pamiętała, jak dwie służki Turhan Valide zdziwione biegły w jej kierunku. Ugięły się pod nią kolana, tuż przed drzwiami upadła na ziemię.

Nie mogła sobie przypomnieć, jakim cudem się tutaj dostała. Jedyne, co pamiętała, to polecenia i rozkazy, jakie sama sobie wydawała: „Biegnij, biegnij. Nie zatrzymuj się. Biegnij!”.

Gdyby ktoś stanął jej na drodze i próbował zatrzymać – nie miało to znaczenia.

Żeby nie przechodzić przez część pałacu swojej pani, prześlizgnęła się przez tylne drzwi używane przez służki. Kiedy biegła, przeszło jej przez myśl, żeby krzycząc: „Podstęp!”, poderwać wszystkich w środku nocy na równe nogi. Może wtedy podstępna ręka zabójcy nie dosięgnęłaby swojej ofiary.

„Podstęp! Zabójstwo! Obudźcie się! Wstawajcie! Zabiją sułtana!”.

A może to ona stałaby się ofiarą – nie wahaliby się jej ściąć.

Rozum dobrze jej podpowiadał. Ledwie zrobiłaby dwa kroki i już albo przeszyłaby ją strzała, albo ktoś wbiłby jej w pierś miecz.

Jedna ze służek sułtanki matki podbiegła do Meleki i upadła na kolana tuż obok niej.

– Co się stało? – spytała zdyszanym głosem. Druga ze służek dołączyła do nich.

Płuca Meleki chciały się wyrwać z klatki piersiowej. Nieważne, że z każdym oddechem nabierała coraz więcej powietrza, za nic nie mogła złapać oddechu. „Obudź... cie!”. Zrobiło jej się czarno przed oczami.

– O matko, ona mdleje... Połóż się tutaj... Tak... Weź głęboki oddech.

Jedne z wewnętrznych drzwi się otworzyły, dwie inne służki, gdy usłyszały głosy zaniepokojenia, wyszły sprawdzić, co się stało. Kiedy jedna z nich zorientowała się w sytuacji, ze szklanej karafki stojącej na stoliku nalała wody do pucharu i podbiegła do siedzących pod drzwiami służek oraz Meleki.

– To Meleki, służy wielkiej pani.

Jedna z dziewcząt, słysząc, że Meleki jest służącą pani, wydęła usta i zadrwiła:

– W takim razie, czego tu szuka? Niech stąd ucieka i mdleje u stóp pani.

Meleki upiła łyk wody. Jedna ze służek wylała na dłoń kilka kropel wody i zwilżyła jej twarz oraz włosy. Dochodziła do siebie.

– Obudź...cie. Zanim będzie za... późno... – wyjęczała po raz kolejny.

– Kogo mamy obudzić? – ze zdziwieniem zapytała jedna ze służek, które przyszły później.

– Sułtankę matkę.

– Co? Czy ona oszalała? Mamy ją obudzić w środku nocy? Phi!

Meleki próbowała im wytłumaczyć, ale z jej gardła wydobywało się tylko charczenie.

– Odpocznij teraz. Prawie zemdlałaś. Valide wstaje przed porannym ezanem, wtedy...

Poranny ezan!

Te słowa cały czas dzwoniły jej w uszach. Poranny ezan! Wtedy już miało być po wszystkim.

Nagle zawładnęło nią dziwne uczucie. Podejrzenie. Może te dziewczęta miały brać udział w zabójstwie, może oni wszyscy byli wspólnikami? Może zdradzili valide? Rozum się sprzeciwiał, ale ziarno niepewności zostało zasiane. Dlaczego by nie? Czy ja nie zdradziłam swojej pani, biegnąc tutaj, co sił w nogach? Ona mogła je przekupić.

Ogarnęła ją myśl o jeszcze jednej możliwości. Żeby otruć valide, Üveys Pasza wejdzie do jej sypialni. Musi mieć tutaj jakiegoś wspólnika, sam nie dałby rady. O mój Boże, o mój Boże, któraś z tych dziewcząt otruje matkę sułtana!

Meleki sama nie wiedziała, jakim cudem udało jej się stanąć na nogi w tym stanie.

– Biegnij! – powiedziała zachrypniętym głosem do jednej ze służek. Wyciągnęła ręce w jej stronę i złapała za kołnierz. Twarz Meleki, która przed chwilą była biała jak ściana, teraz poczerwieniała.

– Zbudźcie ją! Zaprowadźcie mnie do niej! Albo...

Kiedy inne służki siłowały się, żeby uwolnić swoją towarzyszkę z uścisku zatrwożonej Meleki, ta bez ustanku krzyczała:

– Albo... Albo nie ujrzy już słońca! Nie usłyszy porannego ezanu!

Matka sułtana w pośpiechu narzuciła na siebie ubranie i usiadła na skraju otomany. Jedna ze służek wkładała jej na stopy nocne pantofle. Ze zdziwieniem, ale także z zainteresowaniem spoglądała na stąpającą w jej stronę dziewczynę.

Wzrok Meleki spoczął na karafce znajdującej się na nocnym stoliku stojącym tuż obok valide. Zobaczyła, jak jedna ze służek, na znak swej pani, napełniła puchar wodą.

– Nie! – krzyknęła. – Nie pij!

Meleki w jednej chwili oswobodziła się z rąk trzymających ją dziewcząt, przekroczyła próg sypialni i wytrąciła puchar z rąk służki, która z zaskoczenia zastygła jak słup soli.

– Ej! – sułtanka matka podniosła nagle głos. – Dlaczego to zrobiłaś?

Meleki skłoniła się do jej stóp.

– Odeślij je – poprosiła. Ponieważ twarz wciśniętą miała w dywan, jej głos brzmiał, jakby się dusiła. – Odeślij je wszystkie.

– Słucham?

– Szybko. Czas ucieka. Mamy go bardzo mało. Zbliża się poranny ezan. Musisz wysłuchać tego, co mam do powiedzenia.

Turhan Valide poczuła przeszywający ją dreszcz. Serce zaczęło jej mocniej bić z zaniepokojenia.

– Czy pani wie, że tutaj jesteś?

Meleki, nie podnosząc się, przekręciła głowę raz w lewo, raz w prawo.

– Szybko, zbliża się poranny ezan. Każ im wszystkim wyjść.

Kobieta zawahała się przez chwilę.

– Mam nadzieję, że będziesz potrafiła jakoś wytłumaczyć swoją zuchwałość. W przeciwnym razie...

Meleki podniosła głowę i wyprostowała się.

– Wysłuchaj słów służącej. Później zrobisz ze mną, co zechcesz. Ale teraz szybko... Szybko...

Odwróciła się do patrzących na nią zdziwionych dziewcząt i rzekła:

– Wyjdźcie! Wyjdźcie stąd!

Sułtanka matka skinęła głową, dając służącym znak do opuszczenia sypialni.

– O co chodzi? Opowiadaj, co się wydarzyło.

Aż do momentu, kiedy usłyszała dźwięk zamykających się drzwi, nie odrywała wzroku od oczu Turhan Sultan. Gdy z zewnątrz dobiegł dźwięk zasuwy, jednym tchem wyrzuciła z siebie:

– Zabiją ciebie i naszego władcę!

Valide schyliła się w panice, złapała Meleki za włosy i ze złością przyciągnęła jej głowę do siebie.

– Dziewczyno, mów natychmiast – kto chce to zrobić? Kto chce zdradzić naszego władcę?

– Jego babka!

Meleki wszystko opowiedziała, a Turhan Valide wysłuchała jej, nie przerywając ani razu. Wyobraziła sobie twarz teściowej. „Szatan, czyste zło” – pomyślała. Kiedy dziewczyna skończyła mówić, valide wstała i skierowała się do drzwi. Odwróciła się i spojrzała na służki podążające za nią. Większość z nich pochodziła z tego samego miejsca co ona. Han Krymu wybrał najpiękniejsze dziewczęta i w podarunku posłał je do pałacu. Wszystkim im ufała. Ale człowiek uczy się na błędach popełnianych przez poprzedników, powinna być ostrożna.

– Tatiano – szepnęła do głównej służki. – Zarygluj wszystkie drzwi. Nie pozwól nikomu wyjść na zewnątrz, nikogo też nie wpuszczaj do środka.

Później złapała Meleki za nadgarstek i pociągnęła za sobą.

– A ty – powiedziała. – Chodź ze mną.

Wyszły przez drzwi, których do tej pory Meleki nigdy nie widziała.

– Biegnij! – rzekła sułtanka Turhan. – Tutaj nawet sam szatan nie jest w stanie nas dojrzeć. Biegnij. Módl się, żeby nie było już za późno.

Meleki nie przestawała się modlić. Spóźnienie się byłoby dla niej końcem drogi. Zapłaciłaby cenę za zdradę.

– Biegnij! – usłyszała za sobą wołającą Turhan Valide.

Tej nocy ciągle gdzieś pędziła. Jakby ścigała się z Azraelem[4]. Albo go prześcignie i uratuje te dwie dusze, albo sama straci życie.

Valide nagle się zatrzymała. Meleki zauważyła, że kobieta po omacku szuka czegoś na ścianie. Potem w nią uderzyła.

– Puk... puk! Puk, puk... Puk! Puk, puk, puk!

„Czy to jakieś hasło?” – pomyślała dziewczyna.

Ściana się przesunęła. W nieprzeniknionej ciemności dostrzegła sylwetkę postawnego mężczyzny.

– Idź.

Kiedy przecisnęły się do środka, ściana zasunęła się za nimi. Szły, przesuwając plecami po wilgotnych ścianach. Kolejne drzwi otworzyły się przed nimi i weszły do holu oświetlonego niezliczonymi świecami.

Komnata sułtana!

Naprzeciwko nich stało czterech uzbrojonych wartowników ze skrzyżowanymi włóczniami, za którymi znajdowały się ogromne dwuskrzydłowe drzwi.

Wartownicy nawet nie drgnęli na widok Turhan Valide.

– Odsuńcie się – rzekła, idąc w ich kierunku. – Muszę zobaczyć naszego pana. Natychmiast. Zróbcie przejście.

Ale wartownicy dalej stali na swoich miejscach.

– Synu, wstań! – powiedziała sułtanka Turhan, tym razem dużo donośniejszym głosem.

– Sułtan śpi.

I valide, i Meleki szybko odwróciły głowę w stronę, z której doszedł je głos.

Opiekunka!

Kobieta się zdziwiła, gdy zobaczyła sułtankę matkę w takim stanie.

– Nasz pan teraz śpi.

– W takim razie, obudźcie go!

– Nie mogę tego zrobić. On... on jest sułtanem.

Meleki aż rwała się do krzyku. „A co, jeśli się spóźniłyśmy?”.

W jednej chwili twarz matki sułtana poczerwieniała. Pewne było, że w jej głowie kłębiły się dokładnie takie same myśli.

– Opiekunko! – przerażającym głosem krzyknęła Turhan Valide. Jej głos wyrażał wszystko, co w tym momencie czuła: strach, ból, złość... – Kobieto, obudź mojego syna. Obudź go i przyprowadź do nie. W przeciwnym razie...

Głos uwiązł jej w gardle i pomimo wszystkich wysiłków łzy popłynęły strumieniami po jej policzkach.

– Imperium jest w niebezpieczeństwie.

W tym momencie zauważyły stojącego w progu chłopca, który dłońmi przecierał oczy. „Mój Boże, to sułtan!” – chciała krzyknąć Meleki.

Dziewięcioletni sułtan Mehmet patrzył na nich zdziwiony.

[4] Azrael – anioł śmierci w islamie.

Sułtanka Kösem. Księga 1. W haremie

Подняться наверх