Читать книгу Sułtanka Kösem. Księga 1. W haremie - Demet Altınyeleklioğlu - Страница 12

Оглавление

4 Kumanowo, posiadłość Karayelzadego

Maj 1603 roku

Ile razy Anastazja nie zapytałaby: „Kiedy zobaczę właściciela posiadłości?”, Mirna zawsze odpowiadała: „Poczekaj jeszcze trochę, wszystko ma swój czas”.

Mijały godziny, dni. Najczęstszą odpowiedzią było:

– Ale pana nie ma teraz w posiadłości. Nie przyjeżdża tutaj zbyt często. Tacy oni są... Zwołał żołnierzy ze swoich ziem, zabrał część rzeczy i odjechał. Chyba znów szykuje się wojna.

Mirna nie pozwalała też dziewczynie wchodzić na piętro. Prawie od razu po przybyciu Nastji do posiadłości zaprowadziła ją przed wielkie dwuskrzydłowe drzwi i powiedziała:

– To, co znajduje się za tymi drzwiami, jest dla ciebie zakazane.

– Dlaczego? Co się za nimi znajduje? – dopytywała się dziewczyna.

Boże, co mogło znajdować się na piętrze? Dlaczego nie mogła tam wejść?

Pewnej nocy, pomiędzy snem a jawą pomyślała: „Harem! Tak, pan posiadłości na pewno ma na piętrze harem. Mężczyźni w imperium osmańskim brali sobie wiele kobiet. Zamykali je gdzieś, przychodzili do nich i wychodzili”.

Pewnego dnia spytała Mirnę:

– Czy na piętrze znajduje się harem?

Mirna o mało nie upuściła talerza, który niosła.

– Co to w ogóle za pomysł? – skarciła ją. – O takich rzeczach nie wolno mówić.

Nastja więcej nie zaczynała rozmowy na ten temat. Jednak uważała, że jest na dobrej drodze do rozwiązania zagadki tego, co znajduje się na piętrze. Ci, co wchodzili na piętro, mieli dostęp do łoża pana... Matko droga... Kiedy o tym pomyślała, oblała się palącym rumieńcem.

Ciekawe, ile miał kobiet. Czy były piękne? Czy to znaczy, że skoro ona nie mogła wejść na górę, to one nie mogły zejść na dół? Czy zostały tam uwięzione?

Kiedy pewnego dnia Mirna powiedziała: „Chodź, idziemy na górę”, Nastja bardzo się zdziwiła.

– Przecież mam zakaz.

– Zakaz został zniesiony.

Stanęły przed dużymi, białymi dwuskrzydłowymi drzwiami. Mirna wzięła do ręki pęk kluczy, który miała przypięty do pasa, zdjęła z niego jeden klucz i otworzyła drzwi.

W jednej chwili Nadię ogarnął paniczny strach. „Wchodzimy do haremu!”. Przeszedł ją zimny dreszcz. Jej serce przypominało trzepoczącego skrzydłami ptaka uwięzionego w klatce – biło tak mocno i szybko. Słodki Jezu! Zamkną mnie w haremie! Ale... Ale ja jestem jeszcze za młoda!

– Co będziemy robić na górze? – spytała z przerażeniem.

– Pan chce cię widzieć, Nastjo.

Głos Mirny rozbrzmiewał jej w uszach jak echo. „Pan chce cię widzieć. Pan chce... Pan...”.

Odwróciła głowę, bała się spojrzeć. Straciła całą sympatię i zaufanie, które żywiła do Mirny. Zastawiła na nią pułapkę, grała z nią w kotka i myszkę. „Tak więc to był powód tego, że tak się mną opiekowała” – pomyślała dziewczyna. „Oczywiście! Dlaczego się nie zorientowałam? Łatwo złapać w pułapkę taką młodą, wiejską dziewczynę i przygotować ją dla takiego pana”.

Całymi miesiącami uczyła ją przykładnego zachowania się, dobrych manier, pokazała jej, jak nie zachowywać się jak służąca, tylko jak dama.

Tak się siada, Nastja... A tak powinnaś wstawać... Tak trzyma się widelec... Jedz z zamkniętą buzią... Nie mlaskaj... Brawo, właśnie tak... Szybko pojmujesz... Ale jest jeszcze wiele rzezy, których muszę cię nauczyć.

Oczywiście, że było jeszcze wiele innych rzeczy. Nie pokazała jeszcze, jak TO się robi!

Strach w niej narastał.

A może tego akurat miał ją nauczyć jej pan?!

To właśnie miała na myśli Mirna, mówiąc, że wszystko ma swój czas. I właśnie przyszedł ten czas. Pan czekał na nią w jednym z pokoi na końcu ciemnego korytarza, przed którego początkiem teraz stała.

Zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie chce zobaczyć miejsca, którego była ciekawa przez tyle miesięcy. Pomyślała o ucieczce. Dobrze, ale gdzie miałaby uciec?

– Dalej Nastja, idź. Miesiącami mnie dręczyłaś. Na co czekasz... Wchodź po schodach. Nie można kazać panu czekać. Wstyd.

– Co będę tam robić? – spytała, nie patrząc na kobietę. Ale ta złapała ja za brodę i przekręciła jej głowę w swoją stronę. Z uwagą spojrzała w oczy dziewczyny.

Anastazja starała się uciec wzrokiem. „Znów te fałszywe spojrzenia” – pomyślała. „Jak taki wspaniały, przyjazny człowiek nagle może stać się taki zły? Tak po prostu”.

– Nastja... Spójrz na mnie.

Zerknęła na Mirnę.

Mirna zauważyła trwogę w oczach dziewczyny. Prawie zemdlała ze strachu. Nie potrzebowała wiele czasu, żeby zrozumieć, co było jego przyczyną. Zaśmiała się.

– Nie ma się czego bać – powiedziała. – Ja zetrę kurz. A ty mi pomożesz. Wtedy pan będzie miał okazję cię zobaczyć. Może o coś cię zapyta. Ale pamiętaj, żeby nie odzywać się bez pozwolenia – spojrzała na dziewczynę, bu sprawdzić, czy udało jej się odpędzić strach widoczny wcześniej w jej oczach. – Tylko nie patrz na niego, tak jakby był twoim wrogiem, tak jak patrzysz na mnie. Dalej, wchodź.

Na piętrze panowała jasność. Nie było tu nikogo oprócz nich. Cisza. Gdzie w takim razie były kobiety? Mirna skierowała się do pokoju naprzeciwko nich. Zapukała kilka razy i czekała. Później delikatnie otworzyła drzwi. Przesunęła się na bok i przepuściła Anastazję.

Pan był właśni tutaj. Nawet na nie nie spojrzał. Jak tylko Nastja zobaczyła jego olbrzymią sylwetkę, przestraszyła się niemal na śmierć. „Czy ci wszyscy Turcy byli tacy wielcy?” – pomyślała i aż się wzdrygnęła. Nie ma tam jakichś mężczyzn o drobniejszej budowie? Kemal taki był. Oczywiście w porównaniu z panem zaliczał się do szczupłych, ale mimo to był postawny. Pan Ibrahim, którego imię słyszała kilka razy dziennie, a którego dopiero teraz miała okazję zobaczyć, był zupełnie inny. Był tak ogromny, że wszyscy pracujący w posiadłości wiedzieli, gdzie akurat znajduje się ich pan. Kiedy wstawał i zaczynał się przemieszczać, ściany drżały.

Pan olbrzym usiadł po turecku na niskim cedrowym siedzisku przykrytym dywanikiem.

Nastja nie odstępowała Mirny na krok, udawała, że ściera kurz. Ale jej myśli krążyły wokół pana. Miał przerażająco wielkie dłonie. Ale oczy wydawały się patrzeć przyjaźnie. „Nie przypomina złego człowieka” – pomyślała. Nawet straszna czarna jak smoła broda nie była w stanie zmienić jego wzroku. Starał się nie dać po sobie poznać, ale on także podążał wzrokiem za każdym ruchem dziewczyny.

Brzęk... Brzęk... Brzęk.

Czasem dźwięki dało się rozróżnić, jeden brzęk za drugim. Czasem przyspieszały, tak że zlewały się ze sobą.

Brzęk, brzęk, brzęk, brzęk!

A później znów zwalniały.

Brzęk... Brzęk... Brzęk.

Anastazja zdała sobie sprawę z tego, że spodobał jej się ten dźwięk. Możliwe też, że każdy brzęk powoli zabijał w niej strach. Brzęki tespihu[8] wydawały się jej harmonią nadającą rytm życiu w posiadłości na szczycie góry.

– Czy to ta nowa dziewczyna, którą kupili na targu w Adipsos?

Matko Boska... Czy to był głos pana? Zdziwiła się, że głos olbrzymiego mężczyzny, po którym spodziewała się grubego, grzmiącego głosu, był tak delikatny. Same niespodzianki.

Mirna złapała ją za nadgarstek i zaprowadziła przed oblicze pana.

– Tak, panie – nie wypuszczając z ręki nadgarstka dziewczyny, zmusiła ją do ukłonu.

– Kiedy ją przywieźli?

– Ponad sześć miesięcy temu.

– Czy chociaż się czegoś nauczyła?

Anastazja wzdrygnęła się. „Czego?!” – krzyknęła w myślach. „Czego miałam się nauczyć?”. Kątem oka zerknęła na Mirnę. Nie opuszczając głowy, rozmawiała z panem. Anastazja miała zamiar się wyprostować, ale kobieta to wyczuła i szarpnęła ją za nadgarstek. Dziewczyna znów się pochyliła.

– Nauczyła się wielu rzeczy, panie. Jest mądra. Wystarczy, że pokażę jej coś tylko raz i od razu wie, co i jak. Wzięłam ją do siebie, żeby inne dziewczęta jej nie dokuczały.

– Dobrze zrobiłaś. Jest jeszcze młoda.

Zapadła cisza.

– Ile ma lat?

– Powiedziała, że trzynaście, panie.

– Ach! – wydobyło się z ust pana schowanych gdzieś pomiędzy bujną brodą a wąsami. – Przecież to jeszcze dziecko. To grzech.

„Teraz na pewno spojrzę” – przyrzekła sobie w duchu Anastazja. „Dość tego uciekania wzrokiem. Przecież nie skarze mnie na śmierć tylko dlatego, że na niego spojrzałam”.

Tak zrobiła. Podniosła wzrok. Spojrzała.

Jego głowa była ogromna. Ale na głowie nie miał ani jednego włosa. Szerokie czoło, ciemne brwi, które były tak blisko siebie, że prawie się połączyły. Oczy prawie tak czarne jak brwi. Wąsy i broda zaczęły gdzieniegdzie siwieć. Zatrzymała wzrok na opartej o kolano dłoni mężczyzny, w której raz w dół, raz do góry przerzucał tespih o dużych paciorkach. Zainteresowało ją coś w tym, jak duże, grube palce przesuwają się po paciorkach. Nie mogła uwierzyć w to, że takie ogromne dłonie mogą wyglądać tak delikatnie. Ale tak właśnie było.

Palce znów zaczęły się poruszać. Jeden z paciorków zaplątał się w sznurku i uderzył o inny.

Brzęk...

– Boże – wymamrotał pan Ibrahim. – Jak masz na imię, dziewczyno?

– Anastazja, panie.

– Skąd pochodzisz?

– Z wyspy Milos.

Mimo że broda zasłaniała prawie całe jego oblicze, Anastazja zauważyła na jego twarzy wyraz zaskoczenia. „Z wyspy Milos?” – zdziwił się w duchu.

– Do tej pory nasi ludzie nie zapuszczali się na wyspy Morza Egejskiego, ale... Ech. Widocznie tak musiało się stać. Doczekaliśmy dni, kiedy ceny wzrosły dwukrotnie. Widać, że pieniądz staje się ważniejszy niż honor... Zaczęli porywać dzieci. Ach.

– Jej nie porwali nasi – przerwała mu Mirna. – Została uprowadzona przez ludzi ze swojej własnej wyspy.

– Tak? – w głosie mężczyzny dało się wyczuć ulgę. – Przykro mi – kontynuował. – Nasi ludzie, od czasów sułtana Mehmeda Zdobywcy, nie wyrządzają krzywdy ludziom z wysp... – odwrócił się i spojrzał na nią. – Zwłaszcza takim dzieciom...

Anastazja poczuła, że gotuje się ze złości. Nie utrzymała języka za zębami. Jak zwykle.

– To wasi ludzie – zaczęła, wymawiając dokładnie każdą sylabę – uprowadzili mnie i moje towarzyszki od naszych ludzi. Zabili wszystkich. Zaprowadzili nas na targ niewolników...

Nie dokończyła. Mirna, starając się, aby pan nie zauważył, złapała dziewczynę za rękę i mocno ścisnęła.

– Rozumiem – powiedział mężczyzna. – Rozumiem, dziewczynko. – Z bólem opuścił głowę.

„Niczym nie różnisz się od tych rabusiów, Ibrahim” – pomstowała w duchu. „Oni porywają i zawożą na targ, ty kupujesz, odliczając odpowiednią sumę. Czy to nie ty kazałeś przyprowadzić do posiadłości dziewczynę, którą nazywasz jeszcze dzieckiem?”.

– Dobrze – powiedział pan Ibrahim i wyprostował się. Jego głos rozbrzmiał pewnie, jakby podjął jakąś decyzję. Anastazja zwróciła uwagę na zmarszczkę na jego szerokim czole. „Czy ona była tutaj przed chwilą?” – pomyślała. Nie znała odpowiedzi.

– Niech dziewczyna zostanie z tobą, Mirna. Naucz ją wszystkiego. Później zacznie przychodzić na piętro. Będzie służyć tutaj.

Anastazja poczuła, jak ze strachu trzęsą jej się nogi. Co to miało znaczyć, że będzie służyć na piętrze?

Kiedy Mirna ciągnęła ją za ręce, prowadząc ku drzwiom, po raz ostatni spojrzała na mężczyznę. Gdyby w tym momencie pan Ibrahim nie próbował odwrócić się w stronę okna, na pewno zobaczyłby strach i nienawiść w oczach dziewczyny.

„Będzie służyć tutaj”.

Jakiego rodzaju miała być to służba? Kiedy kobieta ciągnęła ją w stronę progu pokoju, Nastja pomyślała, że nie myliła się, kiedy miała wątpliwości. Ścieranie kurzu. A ja miałam pomagać. Co za kłamstwo. Dała się złapać.

Kiedy doszły do schodów, udało jej się uwolnić nadgarstek z uścisku Mirny.

– Nastja, co się dzieje? Umierałam ze strachu, że pan się zorient...

– Kłamałaś... Od samego początku...

Mirna ze strachem przyłożyła palec do ust:

– Ciiiii..., nie krzycz... Usłyszy nas...

Nastja zniżyła głos i kontynuowała:

– Od początku kłamałaś... A ja ci zaufałam. Ścieranie kurzu, tak? Wymyśliłaś to tylko po to, żeby mnie później zabrać do haremu, czyż nie?

– Do haremu?

Ciąg dalszy w wersji pełnej

[8] Tespih – muzułmański sznurek modlitewny, który składa się z 33 paciorków (mniejszy) lub trzech części po 33 paciorki; pomaga w wymówieniu wszystkich imion Allaha.

Sułtanka Kösem. Księga 1. W haremie

Подняться наверх