Читать книгу Historia zaginionej dziewczynki - Elena Ferrante - Страница 19
Wiek dojrzały.
Historia zaginionej dziewczynki
16
ОглавлениеPrzed teściową przemilczałam spotkanie z Ninem. Opowiedziałam natomiast o francuskim czasopiśmie i przyznałam, że tekst, który właśnie piszę, kompletnie mnie pochłania. Choć niechętnie, podziękowałam jej za opiekę nad wnuczkami.
Wówczas, pomimo iż jej nie ufałam, dotarło do mnie, że Adele poruszyła istotny problem. Co mam robić, żeby zatrzymać i córki, i kierunek, jaki obrało moje życie? Oczywiście zamierzałam wkrótce zamieszkać z Ninem, a wtedy będziemy mogli sobie nawzajem pomagać. Ale co do tego czasu? Niełatwo połączyć potrzebę widywania się z Ninem, z Dede i Elsą z pisaniem, z obowiązkami wydawniczymi oraz z naciskami ze strony Pietra, chociaż wróciła mu już zdolność jasnego rozumowania. Nie mówiąc o kwestiach finansowych. Nie zostało mi wiele pieniędzy, a nie wiedziałam jeszcze, ile zarobię na nowej książce. Wykluczone, żeby w najbliższej przyszłości stać mnie było na opłacenie czynszu, telefonu oraz na utrzymanie siebie i córek. Zresztą gdzie ta nasza codzienność miałaby się urzeczywistnić? Wkrótce pojadę po dziewczynki, ale dokąd je zawiozę? Do Florencji? Do mieszkania, w którym się urodziły i w którym patrząc na uprzejmego ojca i na życzliwą matkę, dojdą do wniosku, że wszystko jakimś cudem wróciło na swoje miejsce? Czy zamierzam je mamić, choć wiem, że jak tylko w moje życie znowu wtargnie Nino, rozczaruję je jeszcze bardziej? Czy mam powiedzieć Pietrowi, żeby się wyprowadził, choć to ja z nim zerwałam? A może to ja powinnam opuścić mieszkanie?
Wyjechałam do Genui z setką pytań i bez żadnego postanowienia.
Teściowie przywitali mnie z chłodną uprzejmością, Elsa – z niepewnym entuzjazmem, a Dede – wrogo. Słabo znałam dom w Genui, w pamięci zostało mi tylko wrażenie jasności. W rzeczywistości wszystkie pokoje były po sufit wypełnione starymi meblami, książkami, kryształowymi żyrandolami, cennymi dywanami i ciężkimi zasłonami. Tylko salon był jasny, wielkie przeszklone drzwi ukazywały skrawek nieba i morza jak drogocenny obraz. Moje córki poruszały się po mieszkaniu z większą swobodą niż we własnym domu: wszystkiego dotykały, wszystko brały bez słowa nagany, a do pokojówki zwracały się uprzejmym, ale władczym tonem, który zapożyczyły od babci. Podczas pierwszych godzin po przyjeździe pokazały mi swój pokój, chciały, żebym zachwyciła się ogromem kosztownych zabawek, na które mnie i ich ojca nigdy nie byłoby stać, i opowiedziały o tym, co pięknego widziały i co robiły. Zauważyłam, że Dede bardzo przywiązała się do dziadka, a Elsa, choć uścisnęła mnie do utraty tchu i wycałowała, z każdą potrzebą zwracała się do Adele, a kiedy była zmęczona, wspinała się na jej kolana i obserwowała mnie melancholijnym wzrokiem, trzymając kciuk w buzi. Czyżby w tak krótkim czasie dziewczynki nauczyły się żyć beze mnie? A może były tak zmęczone tym, co widziały i słyszały przez ostatnie miesiące, że teraz lęk przed cierpieniem, o którym przypomniałam, nie pozwalał im się do mnie zbliżyć? Tego nie wiem. Jedno jest pewne, nie ośmieliłam się od razu zapowiedzieć: spakujcie się, wyjeżdżamy. Zostałam kilka dni, znowu się nimi zajmowałam. A moi teściowie ani razu się nie wtrącili, co więcej, przy pierwszej okazji, kiedy Dede w akcie nieposłuszeństwa próbowała odwołać się do ich autorytetu, wycofali się, by uniknąć konfliktów.
Zwłaszcza Guido bardzo uważał, aby nie poruszać drażliwych tematów, i w pierwszym okresie ani razu nie wspomniał o rozpadzie małżeństwa jego syna. Po kolacji, kiedy Dede i Elsa szły do łóżek, a on z grzeczności towarzyszył mi jeszcze chwilę, zanim w końcu nie zamknął się w swoim gabinecie, by pracować do późnej nocy (Pietro najwyraźniej od ojca przejął ten tryb życia), na jego twarzy malowało się zażenowanie. Zazwyczaj szukał ratunku w polityce: w coraz większym kryzysie kapitalizmu, w uzdrawiającej sile prostoty, w coraz bardziej rozległych strefach wykluczenia, w trzęsieniu ziemi we Friuli – jako symbolu tymczasowości panoszącej się we Włoszech, w wielkich trudnościach, z jakimi boryka się lewica, dawne partie i drobne ugrupowania. Ani razu nie był ciekaw mojej opinii, a ja nawet się nie wysiliłam, aby jakąkolwiek mieć. A jeśli już zachęcał mnie do dyskusji, skupiał się na mojej książce, której włoskie wydanie zobaczyłam po raz pierwszy właśnie w domu teściów: ten skromny i niepozorny tomik przyszedł pocztą razem z mnóstwem innych książek i czasopism, które nieustannie kumulowały się na stolikach i czekały na swoją kolej, aż ktoś je przejrzy. Pewnego wieczoru rzucił od niechcenia jakieś pytanie, a ja, przekonana, że książki nie czytał i nigdy nie przeczyta, przedstawiłam fundamentalne kwestie i zacytowałam kilka linijek. Zazwyczaj słuchał mnie z uwagą. Tylko przy jednej okazji wysunął uczoną krytykę na temat błędnie przytoczonego cytatu z Sofoklesa i przybrał profesorski ton, który wprawił mnie w zawstydzenie. Ten mężczyzna cieszył się wielkim autorytetem, chociaż autorytet to czasami tylko patyna i niewiele trzeba, żeby na kilka minut popękała i ukazała całkiem inną i nie tak budującą postać. Na moją wzmiankę o feminizmie z Guida nagle opadła maska powściągliwości, w jego oczach pojawiła się nieoczekiwana złośliwość, twarz mu poczerwieniała – choć zazwyczaj była anemicznej barwy – i zaczął z sarkazmem wygłaszać gdzieś zasłyszane slogany: seksie, seksie, powiedz przecie, kto ma orgazm na tym świecie? żadna; oraz: nie jesteśmy machinami do reprodukcji, lecz kobietami walczącymi o wyzwolenie. Tak przy tym chichotał, że jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona. Kiedy zorientował się, jak niemile mnie zaskoczył, chwycił okulary, wyczyścił je z dbałością i zaszył się w gabinecie.
Wieczorami Adele prawie zawsze milczała, ale szybko zrozumiałam, że oboje tylko czekają na okazję, żeby mnie sprowokować do poważnej rozmowy. Ponieważ robiłam zręczne uniki, w końcu mój teść postanowił na swój sposób podjąć temat. Kiedy Dede i Elsa pożegnały się na dobranoc, on zapytał wnuczki poczciwie:
– Jak nazywają się te dwie śliczne panienki?
– Dede.
– Elsa.
– I co dalej? Dziadek chce usłyszeć wasze pełne imię i nazwisko.
– Dede Airota.
– Elsa Airota.
– Airota jak?
– Jak tatuś.
– I kto jeszcze?
– I dziadek.
– A mama jak się nazywa?
– Elena Greco.
– A wy się nazywacie Greco czy Airota?
– Airota.
– Pięknie. Dobranoc, skarby, słodkich snów.
Jak tylko Adele wyprowadziła dziewczynki z pokoju, mówił dalej, jakby kontynuował myśl związaną z odpowiedziami wnuczek: dowiedziałem się, że do rozpadu małżeństwa doszło z winy Nina Sarratorego. Aż podskoczyłam na krześle. Potwierdziłam skinieniem głowy. On się uśmiechnął i zaczął wychwalać Nina, ale już nie z absolutną aprobatą jak w minionych latach. Nazwał go młodzieńcem niezwykle inteligentnym, który zna się na rzeczy, ale – położył tu nacisk na spójnik przeciwstawny – jest jak chorągiewka na wietrze, i powtórzył to, jakby sprawdzał, czy dobrał właściwe określenie. Potem oznajmił: jego ostatnie teksty nie spodobały mi się. I z nieoczekiwaną pogardą w głosie zaliczył go do rzeszy tych, którzy uważają, że trzeba jak najszybciej przyswoić sobie sposoby kierowania machiną neokapitalizmu, a nie kontynuować walkę o przemianę stosunków społecznych i warunków produkcji. Każde z użytych słów brzmiało jak obelga.
Tego już nie zniosłam. Usiłowałam go przekonać, że jest w błędzie, i właśnie kiedy cytowałam teksty Nina, które wydawały mi się bardzo radykalne, a Guido słuchał mnie i wydawał głuche pochrząkiwania, jak zawsze, kiedy oscylował między aprobatą a dezaprobatą, weszła Adele. W jednej chwili zamilkłam, byłam bardzo poruszona. Mój teść przez kilka minut mówił już łagodniejszym tonem (nikomu dzisiaj nie jest łatwo odnaleźć się w marazmie włoskiego kryzysu i mogę zrozumieć, że młodzi ludzie mają z tym problem, zwłaszcza jeśli kieruje nimi wola działania), potem wstał i skierował się w stronę gabinetu. Ale zanim zniknął za drzwiami, rozmyślił się. Stanął w progu i powiedział wolno i dobitnie: ale nie każda metoda jest dobra, a Sarratore to inteligent bez tradycji, woli przypodobać się temu, kto jest u władzy, niż bić się za jakąś ideę; będzie z niego bardzo usłużny pracownik. Zamilkł, jakby się wahał, czy powiedzieć to, co miał na końcu języka. Ale mruknął tylko „dobranoc” i wyszedł.
Poczułam na sobie spojrzenie Adele. Ja też muszę wyjść, pomyślałam, muszę się wykręcić, że jestem zmęczona. Jednocześnie miałam nadzieję, że Adele powie coś pojednawczego, co mnie uspokoi, dlatego zapytałam:
– Co to znaczy, że Nino to inteligent bez tradycji?
Popatrzyła na mnie ironicznie.
– Że jest nikim. A ten, kto jest nikim, zrobi wszystko, żeby stać się kimś. Wniosek z tego taki, że pan Sarratore jest człowiekiem niewiarygodnym.
– Ja też jestem inteligentką bez tradycji.
Uśmiechnęła się:
– Ty też, zgadza się. I też jesteś niewiarygodna.
Cisza. Adele wypowiedziała to zdanie ze spokojem i bez żadnych emocji, jakby ograniczała się do stwierdzenia pewnego stanu rzeczy. Ale ja i tak poczułam się urażona.
– Co masz na myśli?
– To, że powierzyłam ci własnego syna, a ty postąpiłaś z nim nieuczciwie. Skoro chciałaś innego mężczyznę, po co wychodziłaś za Pietra?
– Nie wiedziałam, że chcę innego.
– Kłamiesz.
Zawahałam się, potem przyznałam:
– Owszem, kłamię, ale dlatego, że mnie zmuszasz do udzielania linearnych wyjaśnień, a linearne wyjaśnienia mają to do siebie, że prawie zawsze są kłamstwami. Ty też mówiłaś źle o Pietrze, stałaś po mojej stronie. I co, kłamałaś?
– Nie. Ja naprawdę stałam po twojej stronie, ale w ramach pewnej umowy, której powinnaś była dotrzymać.
– Jakiej umowy?
– Że zostaniesz z mężem i z dziećmi. Stałaś się jedną z Airotów, twoje córki też są Airotami. Nie chciałam, byś czuła się gorsza i nieszczęśliwa, próbowałam ci pomóc, żebyś była dobrą matką i dobrą żoną. Ale ty zerwałaś umowę, a to wszystko zmienia. Niczego już nie dostaniesz ani ode mnie, ani od mojego męża. Co więcej, zabiorę ci to, co dałam.
Wzięłam głęboki oddech i odparłam beznamiętnym głosem:
– Adele, ja jestem Elena Greco, a dziewczynki są moimi córkami. Pieprzę was, Airotów.
Blada i zła skinęła głową:
– Wyraźnie widać, że ty jesteś Elena Greco, nie da się tego ukryć. Ale dziewczynki są córkami mojego syna i nie pozwolimy ci ich zniszczyć.
Odwróciła się na pięcie i poszła spać.