Читать книгу Historia zaginionej dziewczynki - Elena Ferrante - Страница 8
Wiek dojrzały.
Historia zaginionej dziewczynki
5
ОглавлениеPodróż była długa, wiał silny wiatr, miejscami padało. Krajobraz wyglądał jak blada, pordzewiała gdzieniegdzie skorupa, czasami jednak niebo się otwierało, a wtedy wszystko jaśniało, zwłaszcza deszcz. Przez cały czas tuliłam się do Nina, czasami zapadałam w drzemkę na jego ramieniu. Znowu odczuwałam przyjemność przekraczania własnych barier. Podobał mi się obcy język, który rozbrzmiewał w ciasnej przestrzeni samochodu, podobało mi się, że jadę ku mojej książce, którą napisałam po włosku, a która dzięki Mariarosie po raz pierwszy ujrzy światło dzienne w innym języku. To było nadzwyczajne, ileż zaskakujących rzeczy mi się przytrafiło. Ten mały tomik był jak kamień rzucony w nieprzewidzianym kierunku i z prędkością nieporównanie większą od wszystkich kamieni, jakie w dzieciństwie rzucałyśmy z Lilą w bandy chłopaków.
Ale nie cała podróż była przyjemna, chwilami ogarniał mnie smutek. Miałam nieodparte wrażenie, że Nino inaczej rozmawia z Colombe, a inaczej z Augustinem. Na dodatek bezustannie opuszkami palców dotykał jej ramienia. Znowu zaczął mnie ogarniać zły nastrój, krzywym okiem patrzyłam, jak ta dwójka coraz lepiej się dogaduje. Kiedy dojechaliśmy do Paryża, byli w świetnej komitywie, rozmawiali już tylko ze sobą, a ona co chwilę się śmiała, odruchowo poprawiając włosy.
Augustin mieszkał w pięknym apartamencie nad Canal Saint-Martin, Colombe przeniosła się do niego dopiero niedawno. Pokazali nam nasz pokój, ale nie zostawili nas w spokoju i nie pozwolili iść spać. Jakby się bali, że zostaną we dwójkę, dlatego nie przestawali mówić. Byłam zmęczona i poirytowana, jeszcze rano chciałam jechać do Paryża, teraz zaś pobyt w tym domu, u całkiem obcych ludzi, z Ninem, który w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, daleko od córek, wydawał mi się jakimś absurdem. Gdy w końcu zamknęliśmy za sobą drzwi, zapytałam:
– Czy Colombe ci się podoba?
– Jest sympatyczna.
– Zapytałam, czy ci się podoba.
– Chcesz się kłócić?
– Nie.
– To pomyśl, jak może mi się podobać, skoro kocham ciebie?
Ogarniał mnie strach, kiedy przyjmował choćby odrobinę ostrzejszy ton, bałam się, że odkryję, iż między nami coś nie gra. Pomyślałam w duchu: jest po prostu uprzejmy wobec tego, kto był uprzejmy dla nas, i zasnęłam. Ale nie spałam dobrze. W pewnym momencie miałam wrażenie, jakbym była w łóżku sama: usiłowałam otworzyć oczy, ale sen wciągnął mnie w swoją otchłań. Przebudziłam się jakiś czas później. Teraz Nino stał w ciemnościach, a przynajmniej tak mi się wydawało. Śpij, powiedział. Zasnęłam.
Następnego dnia nasi gospodarze zawieźli nas do Nanterre. Nino przez całą drogę przekomarzał się z Colombe i rzucał dwuznaczne żarciki. Starałam się nie zwracać na to uwagi. Bo jak planować życie u boku kogoś, kogo miałabym cały czas pilnować? Kiedy dotarliśmy do celu, Nino był serdeczny i ujmujący również wobec właścicielki wydawnictwa, koleżanki Mariarosy, a także jej wspólniczki – jedna pod czterdziestkę, druga pod sześćdziesiątkę, przy czym obie pozbawione wdzięków towarzyszki Augustina. Odetchnęłam z ulgą. Nie ma w tym nic złego, pomyślałam, on już taki jest wobec wszystkich kobiet. I znowu wrócił mi dobry nastrój.
Obie panie przywitały mnie z wielką radością i wypytały o Mariarosę. Dowiedziałam się, że mój tomik niedawno trafił do księgarni i już pojawiły się pierwsze recenzje. Starsza z pań pokazała mi je, sama była zaskoczona tym, jak dobrze o mnie napisano, co podkreśliła, zwracając się do Colombe, Augustina i Nina. Przejrzałam pobieżnie artykuły. Autorkami były kobiety – ja o nich nigdy nie słyszałam, ale obie panie i Colombe tak – i naprawdę nie szczędziły książce pochwał. Powinnam była tryskać szczęściem, bo poprzedniego dnia sama sobie musiałam kadzić, a dzisiaj inni robili to za mnie. Odkryłam jednak, że nie ma we mnie egzaltacji. Czułam się tak, jakby przez sam fakt, że ja kocham Nina, a Nino mnie, wszystko, co dobrego już mnie spotkało i co jeszcze mi się przydarzy, było niczym więcej, jak tylko przyjemnym efektem ubocznym. Okazywałam stonowane zadowolenie i odpowiadałam twierdząco na wysuwane propozycje promocji. Musi pani szybko wrócić, zawołała starsza z pań, a przynajmniej my na to liczymy. Młodsza dodała: Mariarosa poinformowała nas o kryzysie w pani małżeństwie, mamy nadzieję, że wyjdzie pani z tego bez większego bólu.
W ten sposób odkryłam, że wieść o moim i Pietra rozstaniu nie tylko dotarła do Adele, ale nawet do Mediolanu i do Francji. Tak lepiej, pomyślałam, łatwiej będzie doprowadzić do separacji. I powiedziałam sobie: wezmę to, co mi się należy, nie muszę żyć w strachu, że stracę Nina, nie muszę martwić się o Dede i Elsę. Mam szczęście, on mnie będzie zawsze kochał, moje córki są moje, a reszta jakoś się ułoży.