Читать книгу Jeszcze będziemy szczęśliwi - Enrico Galiano - Страница 11

7

Оглавление

W kuchni widzi mamę siedzącą przy stole. Ona też ma czerwone oczy. Zapach dymu papierosów, a na stole popielniczka pełna petów.

Ojciec siada naprzeciwko matki.

– Chodź, usiądź tutaj – mówi spokojnym głosem, chociaż widać wyraźnie, że jest to spokój pozorny, udawany.

Gioia siada.

– Masz już szesnaście lat.

– Siedemnaście, tato.

– O, proszę, tym lepiej. Jesteś już duża i na pewno wyrobiłaś sobie jakieś zdanie na temat tej całej sytuacji.

Aha, Gioia już rozumie.

– Giorgio, zostaw ją. Przecież jej to nie dotyczy!

– Pozwól mi tylko zadać to jedno pytanie mojej córce. Tylko jedno, a potem może wrócić do babci!

Gioia już wie, co to za pytanie, i chciałaby tylko wstać i odejść, nie odpowiadając na nie. Wolałaby odejść, ale nie do drugiego pokoju. Odejść stąd. Z tego domu. Do innego miasta. Do innego państwa. Nawet na inną planetę, gdyby się dało.

– Masz siedemnaście lat i chcę, byś zrozumiała, że w tym pytaniu, które ci teraz zadam, zawiera się cała moja wiara w świat, którą pokładam w tobie, traktując cię jak osobę dorosłą, i chcę, byś poważnie zastanowiła się nad swoją odpowiedzią.

W głowie Gioi zapętlają się dwa słowa: „cholera” i „nie”.

„Cholera, nie, cholera, nie, cholera, nie, cholera, nie” – coś takiego.

– Chcę teraz, żebyś się dobrze zastanowiła. Masz tyle czasu, ile potrzebujesz, ale chciałbym, byś powiedziała nam teraz tutaj, kto, według ciebie, jest odpowiedzialny za to wszystko. Ja czy twoja mama.

„Cholera, nie, cholera, nie, cholera, nie, cholera, nie”.

– Domyślam się odpowiedzi, pewnie powiesz, że oboje jesteśmy za to odpowiedzialni po równo. Ale chcę, żebyś powiedziała nam teraz, według ciebie, kto jest winny bardziej. Jestem pewny, że przez te lata wyrobiłaś sobie już o tym opinię.

Dokładnie w momencie, gdy tata kończy mówić, na stół wskakuje Gacco, kot zjawa, spada niczym z nieba i pojawia się na środku stołu. Stąd wzięło się jego imię: gdy wprowadziły się do tego mieszkania, on już tu był, niczym prawowity właściciel, i tak się właśnie zachowuje, pojawia się znikąd, jakby w danym momencie się materializował. Można go znaleźć w szufladach, potknąć się o niego w przedpokoju, mieć go nagle przed oczami w połowie ważnej rozmowy. Kot zjawa.

Ojciec zrzuca go na ziemię. Odrobinę mocniej, a rzuciłby nim o lodówkę.

– No, proszę. Mów! Według ciebie, kto zawinił bardziej. Ja czy twoja matka?

– Giorgio, co chcesz, by ci powiedziała. Przecież już to wiesz! Czemu ją w to wciągasz?!

– Ponieważ, prędzej czy później, ktoś musi to powiedzieć na głos i to niekoniecznie jakiś zasrany sędzia lub adwokat czy inna franca! Nadszedł czas, byś zdała sobie z tego sprawę: to głównie twoja wina!

– Moja wina! Moja wina! – krzyczy matka, uderzając się w pierś.

Ale Gioia już ich nie słyszy.

Wzrok zawisa jej w pustce. Nawet nie drgnie, jedyne, co się w niej porusza, to zęby. Szczękają. Jest nawet takie słowo, które to opisuje, ma je zapisane w notatniku w pokoiku Gemmy, pochodzi z perskiego, zhaghzhagh, oznacza dokładnie „zęby szczękające z zimna lub ze złości”.

Zhaghzhagh ze złości to jedyny ruch, jaki wykonuje Gioia.

– Oczywiście, że to twoja wina! Myślisz, że ktoś ci zaprzeczy?! Nie, musisz wreszcie się do tego przyznać! – krzyczy ojciec, cały czerwony na twarzy. Ale Gioia jest jakby pod wodą: dźwięki są niewyraźne, stłumione, ich głosy dobiegają z oddali. Jest w stanie myśleć tylko o tym, że nie powinna tu być, że to nie jest jej miejsce, że nie chce odpowiadać na takie pytanie, że może coś się stało Gacco, że babcia została sama w pokoju, że ten dzień zaczął się od pięć minus z biologii i że kolega z klasy pokazał w jej stronę gest robienia laski, i że podsumowując, była to ta lepsza część dnia, że jej ojciec i matka są dwojgiem idiotów, że nawet nie wyłączyła empetrójki, więc teraz według jej obliczeń powinno lecieć Mother, ostatnia piosenka ze strony A z płyty The Wall, i stara się wyłapać, czy to właśnie ta piosenka dobiega ze słuchawek, które ma w kieszeni, że nie zjadła kolacji, ale w sumie nie jest głodna, że na zewnątrz jest gwieździste niebo i chciałaby pójść je zobaczyć…

Że na zewnątrz jest gwieździste niebo i chciałaby pójść i je zobaczyć.

Tak, to chce zrobić.

Nie stać tutaj. Nie odpowiadać na to pytanie. Po prostu wyjść.

Więc wstaje, chociaż rodzice nawet tego nie dostrzegają, powoli, spokojnie, robi pół kroku wstecz, zrywa się i wybiega z pokoju, już ma rękę na klamce, otwiera drzwi, przez pół sekundy patrzy na oboje, dostrzega, że dopiero teraz zauważają, co się dzieje, i wychodzi, i biegnie, i ucieka, najszybciej jak może, w noc, pod gwiazdy, daleko.

Jeszcze będziemy szczęśliwi

Подняться наверх