Читать книгу Słońce - Helena Mniszkówna - Страница 12

7

Оглавление

Mały, hotelowy pokój, pogrążony był w półcieniu. Zuna Szternberg-Ulmska siedziała na kanapie z rękami podłożonymi pod głowę. Blade światło lampy, osłonięte morelowym abażurem, rzucało nikły blask na jej twarz. Włosy miała rozpuszczone. Smukłe biodra opinała kostiumowa spódniczka.

Patrzyła przed siebie w natężonej zadumie. Oczy jej, pod skośnie zarysowanymi brwiami, mieniły się połyskiem jak toń rzeki leśnej w słońcu. Często nasuwała się na nie ciemna chmura, czyniąc je niemal groźnymi. Czasami wesoły błysk zjawiał się w źrenicach, a wówczas usta lekko wysunięte rozsuwały się w uśmiechu. Była z siebie zadowolona. Szternberg pozostawiła za sobą. Lecz teraz przyszedł czas na refleksję. — Co dalej?...

Uciekła ze Szternbergu prawie w panicznym popłochu. Pędziła jednym tchem. Maszyna sprawowała się dobrze. Na szczęście benzyny było pod dostatkiem. Z początku nie zdawała sobie sprawy dokąd ucieka, ale gdy ochłonęła nieco po tym ciężkim przeżyciu, spostrzegła, że droga prowadzi do Poznania. Nie zmieniła jednak kierunku jazdy.

Słońce

Подняться наверх