Читать книгу Piotr Hercog. Ultrabiografia - Jacek Antczak - Страница 12

CZOŁG TOROWAŁ DROGĘ

Оглавление

Wojciech „Kanion” Grzesiok, wówczas trzydziestosiedmioletni, kilka lat wcześniej podjął pierwszą w historii próbę przepłynięcia Bajkału wpław. To właśnie on zorganizował ludzi, którzy przewieźli całą ekipę busem do bazy w Listwiance, mieszczącej się po przeciwnej stronie jeziora niż start maratonu. Nic dziwnego, że Wojtek Grzesiok jest frontmanem i głównym logistykiem teamu Hercoga. Z Piotrem dobrali się idealnie. Wojtek też słynie ze zwariowanych pomysłów na ekstremalne eskapady. Koszykarz (Bobrów Bytom) i alpinista, ratownik WOPR-u i nurek, maratończyk i żeglarz, który wymyślił i poprowadził już kilkadziesiąt ekspedycji w Europie, Azji, Afryce czy obu Amerykach oraz miał na koncie dwukrotną nominację do prestiżowej nagrody Kolosy w kategoriach Góry i Wyczyn Roku (właśnie za przepłynięcie Bajkału i wyprawę do Kirgizji).

W wiosce położonej na brzegu zamarzniętego Bajkału spę­dzili trzy dni.

– Pochodziliśmy trochę po wybrzeżu, żeby przeprowadzić wizję lokalną przed zawodami, pobiegaliśmy po jeziorze w butach z kolcami, sprawdzaliśmy, jaka jest temperatura i jak się ubrać na maraton – relacjonuje Hercog. – Lód na Bajkale miał około trzech metrów grubości, ale przy brzegu i odpływie rzeki Angara naprężenia tak pracowały, że robiła się tam naturalna kruszarka do lodu. Piękne kostki wyrzucane na powierzchnię roztapiało słońce, tworząc czyste lodowe formacje. Niesamowicie to wyglądało. Wieczorami część towarzystwa imprezowała i chodziła… na bani i do bani. Na zewnątrz temperatura sięgała minus dziesięciu stopni, a my wchodziliśmy do klasycznej rosyjskiej sauny, polewaliśmy się ziołami, a dziewczyny okładały nas witkami. Tam było ponad sto stopni Celsjusza! Potem wychodziliśmy na chwilę na śnieg i biegliśmy z powrotem do środka.

Piotr opowiada w liczbie mnogiej, ale na filmiku widać, że Kanion filmuje i zachęca, a Piotrek z wrzaskiem rzuca się w śnieg niczym piłkarz po strzeleniu gola. Tyle że ma na sobie tylko slipki.

Jeden ze spacerów nad zamarznięty Bajkał zakończył się nieszczęśliwie. Część ekipy poszła robić zdjęcia. Bartoszowi Mazerskiemu wiatr zerwał pokrowiec z aparatu i zwiewał go gdzieś w głąb, pomiędzy lodowe kostki.

– Bartek, zostaw ten pokrowiec, taki kosztuje z 20 złotych, szkoda się męczyć – ktoś radził biegaczowi.

– Nie, nie, pobiegnę po niego – uparł się, ale źle postawił stopę i w kostce coś chrupnęło. Na dwa dni przed startem.


Tradycyjna rosyjska bania z kąpielą w śniegu. Syberia. Marzec 2016

Fot. Maciej Sokołowski

Piotr Hercog: Ledwo Bartka dociągnęli do bazy. Chłopak nie wiedział, co robić, noga była opuchnięta jak bania. Już wiedzieliśmy, że nie ma szans, żeby wystartować. Bartek był załamany. W tym mo­mencie na jego telefon przyszło zdjęcie: cała szkoła na sali gimnastycznej trzyma kciuki za jego start: „Bartek, dasz radę”. Bartek jest wuefistą i radnym ze Sztumu, więc nie tylko podopieczni, ale też całe miasto mu kibicowało. Poza tym to naprawdę nie jest tani wyjazd. I chłop nie wiedział, co zrobić. To pił alkohol, to chłodził nogę, to chciał biegać, to leżeć. Był kompletnie zdruzgotany. A jak na drugi dzień w szpitalu wsadzili mu nogę w gips, to nawet o kulach chciał wystartować, ale wybiliśmy mu to z głowy. Na szczęście ta historia zakończyła się przepięknie. Nie wystartował z nami, ale rok później przyjechał, wygrał i jeszcze pobił rekord trasy.


Trening przed startem po zamarzniętym jeziorze Bajkał, marzec 2016

Fot. Wojciech Grzesiok

To była 12. edycja maratonu na Bajkale, najgłębszym i najstarszym jeziorze na świecie, zwanym błękitnym okiem Syberii. Biegnie się z Tankhoy do Listwianki, czyli z jednej strony jeziora na drugą, przez najwęższe gardło. Organizatorzy przewieźli Polaków na drugą stronę, gdzie w hotelu mieszkała reszta uczestników biegu, a potem poduszkowcami dostarczono wszystkich na start.

Na początku marca na Syberii jest dużo słońca, mało śniegu i panują niskie temperatury. Biegnie się więc po lodzie, śnieg pojawia się na trasie tylko od czasu do czasu. Organizatorzy w przeddzień maratonu wypuszczają na jezioro miniczołg, który wyrównuje trasę, tworząc dwu-, trzymetrowy tor, po którym biegną maratończycy, i oczyszcza go z resztek śniegu. Przy okazji trasę się tyczkuje (wkręca się śrubami w lód tyczki z oznakowaniem), żeby wiadomo było, w którym kierunku biec. – To bardzo pomaga, bo po pięciu kilometrach już kompletnie nic nie widać i czujesz się jak na śnieżnej pustyni – wyjaśnia maratończyk z Pasterki.

I tak było w poprzednich latach, a nawet trzy dni przed startem, kiedy Piotr i inni trenowali bieganie i ślizganie się po lodzie w butach startowych. Ale dzień przed zawodami pogoda się zepsuła. Spadło bardzo dużo śniegu, a temperatura w dniu startu spadła do minus 23 stopni Celsjusza. I zerwał się silny wiatr. Gdy 155 śmiałków z 26 krajów stanęło na linii startu (plus jeszcze 32 osoby w półmaratonie), wiało już 15 metrów na sekundę w twarz. Według tzw. kalkulatora kanadyjskiego odczuwalna temperatura wynosiła minus 43 stopnie. To był najzimniejszy i najtrudniejszy maraton po Bajkale w dotychczasowej historii, co odnotowali organizatorzy – 14 biegaczy go nie ukończyło, a dwoje biegło ponad osiem godzin.

Przed przewiezieniem na linię startu zawodników zgromadzono w budynku biura tamtejszego parku narodowego, gdzie mieli przez chwilę się ogrzać. Ale spędzili tam dwie godziny. Okazało się, że kilometr za startem na trasie pojawiła się szczelina. Pęknięcie w lodzie szerokie na metr. Organizatorzy próbowali je zasypać miniczołgiem, ale się nie udało. Po dwóch godzinach stwierdzili, że puszczą zawodników. Mieli inny pomysł, żeby się nie potopić w pękniętym Bajkale.


Pierwsze kilometry na trasie Baikal Ice Marathon. Marzec 2016

Piotr Hercog. Ultrabiografia

Подняться наверх