Читать книгу Za ciosem - Jacek Krakowski - Страница 6

Wywiad 3

Оглавление

– Co za wspaniały pokój!

– Prawda… Sama go urządziłam.

– Różowe zasłony w oknach. Oryginalny pomysł!

– Uwielbiam różowe światło. Tylko przy takim mogę pisać. Proszę siadać.

– Różowe foteliki!

– Rokoko. Ewaryst sprowadził je dla mnie z Paryża. To wspaniały człowiek.

– Biały fortepian! Pani gra?

– Nie, niestety… Proszę Orsona, żeby mi grał Schuberta. Lubi pan miniatury Schuberta? Bo ja ubóstwiam. Szczególnie, gdy jestem zmęczona po dniu wyczerpującej pracy. To mnie cudownie odpręża.

– Wolę raczej coś lżejszego.

– Orson umie zagrać wszystko. Pewnego razu Ewaryst znalazł w kufrze po matce jakieś stare nuty i podsunął je Orsonowi. Czy pan wie, że on to zagrał… a prima vista.

– Szkoda, że nie kontynuował kariery.

– Wyrzekł się jej… dla mnie. Nieoceniony człowiek. Bez niego byłabym jak bez ręki.

– Co na to pani mąż?

– Ewaryst? Jest zachwycony. Nareszcie nie zawracam mu głowy swoimi problemami… artystycznymi. To człowiek interesu.

– Jest między państwem spora różnica wieku.

– To nie ma najmniejszego znaczenia. Ewaryst jest prawdziwym mężczyzną i głową tego domu. Jestem już z nim tyle lat i nigdy się przy nim nie nudzę. Zawsze ma fantastyczne pomysły. Zimą zwykle udajemy się w Alpy…

– Myśli pani, że wkrótce się odnajdzie?

– Oczywiście. Wie pan, nieraz wyjeżdżał na tydzień, dwa w interesach. Co prawda zawsze do mnie dzwonił, chociaż nigdy nie zdradzał swoich planów do końca. Ewaryst jest bardzo skryty, jeżeli chodzi o sprawy biznesowe.

– Nic nie wiedziała pani o jego finansach?

– Mówił, że tak będzie lepiej dla mnie. Zresztą ja się jego działalnością za dużo nie interesowałam. Pochłaniała mnie twórczość. Może zlecono mu jakieś tajne zadania, kto wie?

– Tym razem jednak pani powiadomiła policję.

– Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Zadzwoniła jego córka, Liliana. Wie pan, ona ciągle węszy jakieś spiski. To chorobliwe. Uważa, że dybię na majątek jej tatusia. Zawistna suka! Przepraszam, niezrównoważona histeryczka. Jakbym nie miała własnych pieniędzy.

– Zatem uważa pani, że nie ma się czym przejmować?

– Jasne, że jest, ale nie wpadajmy w panikę. Ewaryst na pewno wróci zupełnie niespodziewanie. To w jego stylu.

– Mimo wszystko podziwiam panią.

– Dziękuję, panie Janku. Ja już swoje przeszłam. Jestem uodporniona. A poza tym uważam, że ludzie dorośli sami odpowiadają za siebie. Niech robią, co chcą. I nie ma się czym przejmować.

– Możemy porozmawiać o pani… dawnych latach.

– Chciał pan powiedzieć: młodych? Niech pan się przyzna. Cóż, nie jestem podlotkiem. Moje młode lata…

– Zdaje się, że spędziła je pani na prowincji.

– W cudownej leśniczówce. Ale na razie dajmy temu spokój. Wracam do nich z takim rozrzewnieniem, że aż się serce ściska. Nie, nie teraz, panie Janku. To zbyt wzruszające wspomnienie. Porozmawiajmy o czym innym.

– Świetnie pani wygląda.

– Dziękuję. Nie ma co ukrywać, że to w dużej mierze zasługa tutejszego zakładu kosmetycznego „Safona”. Jestem ich stałą klientką. Ale to tylko do pańskiej wiadomości, panie Janku. Poza tym odpowiednia dieta…

– Zabiorę tajemnicę do grobu.

– Zabawny pan. Może szklaneczkę dżinu z limonką przed obiadem?

– Proszę. Co to była za forsa, o której wspominał Orson?

– Słucham?…

– Orson powiedział, że nadal szukają pani męża i tej skradzionej forsy…

– Proszę pana, powiedziałam wszystko policji. Nie rozumiem, dlaczego interesują pana nasze ściśle rodzinne sprawy. Zamiast rozmawiać o mojej twórczości, tracimy czas na jakieś głupstwa.

– Obawiam się, że to nie są głupstwa. Firma pani męża jest współwłaścicielem wydawnictwa „Kiss”, z którym zamierza pani zerwać współpracę. Czyż nie tak?

– Zamierzam. Postanowiłam założyć własne wydawnictwo, które poprowadzi mój sekretarz.

– Czy to dlatego, że pan Ewaryst ma kłopoty finansowe?

– Przejściowe niedogodności. Zawsze potrafił się z nich wywinąć.

– Czy to jemu skradziono te pieniądze?

– Orson panu powiedział?…

– Domyśliłem się.

– Domyślił się pan?… Co to ma wspólnego ze mną?

– Pożyczyła mu pani pewną sumę?

– Kto pana na mnie nasłał? Urząd podatkowy?

– Pani Matyldo… Jak pani może! Jestem tylko dziennikarzem. Przecież uzgodniliśmy wszystko telefonicznie.

– Mieliśmy rozmawiać o moich książkach.

– I o pani życiu. Tego nie da się od siebie oddzielić. Udzieliła mi przecież pani zgody na piśmie.

– Że spisany z nagrania wywiad zostanie mi przedstawiony do autoryzacji. Tylko pod tym warunkiem…

– Oczywiście, pani Matyldo…

– Nie dopuszczę, żeby kompromitujące mnie materiały, jak te, które niedawno opublikował ten szmatławiec, ujrzały światło dzienne. Już pozwałam łobuzów do sądu.

– Pani Matyldo, to przecież nic zdrożnego, kilka niewyraźnych zdjęć zrobionych zza płotu. Czytelnicy to lubią. Wzmożone zainteresowanie wokół pani osoby…

– Dziękuję za takie zainteresowanie. Hołota! Szymcia?! Czemu znowu włazi bez pukania?

– A bo jakoś tak…

– Co znowu?

– Zaraz będzie obiad.

– Dobrze. Już idziemy. Co jeszcze?

– Pan Arnold wrócił z miasta Łodzi.

– Później z nim porozmawiam. Niech Szymcia wyciągnie do obiadu ten serwis rosenthalowski, który kupił pan.

– Się robi.

– I niech nie trzaska drzwiami, kiedy wychodzi.

– Służę uprzejmie.

– Nie lubi jej pani?

– Głupia kuchta.

– Pan Arnold jeździł do Łodzi szukać pana Ewarysta Lutomierskiego?

– Mąż mojej pasierbicy ma swoje konszachty. Mnie to nie interesuje. O ile wiem, wzywano go do prokuratury jeszcze przed świętami, żeby złożył zeznania.

– W sprawie zaginięcia pani męża?

– Proszę pana, dajmy wreszcie spokój mojemu mężowi. Tak, dwa tygodnie temu dałam mu większą sumę pieniędzy, a on z tą forsą… przepadł bez wieści. Policja, jak zwykle, robi wszystko, co jest w jej mocy. I chwała jej za to.

– Sprawa zniknięcia pani męża stała się ostatnio tematem wielu spekulacji.

– Zaprosiłam pana nie po to, żeby roztrząsać nasze problemy rodzinne, ale żeby opisał pan fenomen powodzenia mojej twórczości. Prawda, panie Janku?

– Prawda, pani Matyldo.

– Zatem proszę, żeby pan trzymał się tematu.

– Staram się. Jednak ostatnie rewelacje…

– Same kłamstwa!

– Więc to nieprawda, że Ewaryst Lutomierski zbankrutował i ukrywa się przed wierzycielami?

– To są zwyczajne pomówienia ze strony konkurencji. Chcą go wykończyć i tyle.

– I to nieprawda, że wydawnictwo „Kiss” za chwilę ogłosi upadłość mimo rekordowych nakładów pani książek?

– Głupie ploty. Niech pan w to nie wierzy.

– A czy to prawda, że pan Ewaryst jest pani drugim mężem?

– Proszę pana na obiad. Zupa stygnie.

Za ciosem

Подняться наверх