Читать книгу Biały słoń - Jacek Piekiełko - Страница 12
1.
ОглавлениеGórny Śląsk
Takie dni zdarzają się bardzo rzadko, kilka następujących po sobie sytuacji ułożonych w logiczny ciąg, aż wierzyć się nie chce w czysty przypadek. Horst wrzucił szósty bieg, docisnął pedał gazu, niebezpiecznie rozpędzając samochód. Miał się wkrótce przekonać, czy każde pomniejsze czyny determinują przyszłość, czy może ktoś z góry żartuje sobie z losu człowieka.
Mieszkał w Bogucicach, ale w tej radośniejszej dzielnicy niż familoki stojące nieopodal katedry. Pod blokiem trudno było szukać wolnego miejsca do zaparkowania samochodu, dalej rozciągał się skwer z dwoma ławeczkami obleganymi przez młode dziewczyny w dresach i podobnie ubranych chłopaków w czapeczkach z daszkiem i nike’ami na nogach. Gedorf myślał o nich jak o strażnikach, potrafili bowiem zlustrować każdego przechodnia, odprowadzając go wzrokiem aż znikał za drzwiami prowadzącymi do klatki schodowej. Spokojna, przeciętna okolica, blisko osiedlowa pizzeria i sklepik, w którym nie opłacało się robić większych zakupów, a w oddali, wśród drzew, wychylał się dach Ikei.
Horst Gedorf na pierwszy rzut oka nie różnił się wiele od królów osiedlowych ławeczek. Na co dzień sportowe buty, jeansy bądź materiałowe spodnie z sieciówek wytrzymujące parokrotne pranie, bluza z kapturem, w której równie dobrze czułby się hiphopowiec na scenie. Szczytem elegancji było dla niego narzucenie na siebie hipsterskiej koszuli w dużą kratę, ale to w ostateczności, gdy należało spotkać się z ważniakami, czyli z przełożonymi jednostki i z tymi bucami, żałosnymi politykami, których miał w głębokim poważaniu. Zdążył już przyzwyczaić się, że jakakolwiek partia wygrywa wybory, ustala zaraz potem własne reguły gry, co oznacza przeważnie, że prędzej czy później zaczynają dobierać mu się do dupy. Gedorf święcie bronił swoich racji, bronił jednostki, w której pracował, bo ona znaczyła coś więcej niż tylko praca – była sensem jego życia.
Wracał z Pszczyny, miejscowości nazywanej w przewodnikach „zielonymi płucami Śląska”, a przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska uznanej za najbardziej zanieczyszczone miasto w Polsce. Skoro Pszczyna, dwudziestopięciotysięczne miasteczko z ogromnym parkiem i okolicznymi lasami, przewodzi w niechlubnych rankingach jakości powietrza, Gedorf wolał nie myśleć, czym tak naprawdę oddycha się w Katowicach. Żadna tablica z dopuszczalnymi normami stężenia CO2 na ulicy Jagiellońskiej nie zakrzyczy rzeczywistości.
Atmosfera była gorąca, nie tylko ze względu na upał męczący od kilku dni, ale przede wszystkim z powodu meczu Polaków ze Szwajcarami na Euro rozgrywanym we Francji. Patrycja jak zawsze chciała tylko pogadać, ściągnęła do siebie Horsta, niestety nie przewidziała, że cały rynek przepełniony będzie kibicami w biało-czerwonych barwach, tłoczących się przed zbyt nisko zamontowanym telebimem. Pili piwo, śpiewali głośno popularne przyśpiewki, wybrzmiał też hymn narodowy w trudniejszej chwili meczu. Reporter Polsatu łapał wzruszenie na twarzach widzów, a ci, którzy nie wykupili pakietu premium, spoglądali na niego z ukosa. O wolnym miejscu przy stoliku w kawiarniach okalających rynek można było pomarzyć.
Skończyło się na tym, że kupił Patrycji piwo, sobie przyniósł bezalkoholowe, stanęli z tyłu obok wielkiego tłumu i skupili uwagę na trwającym meczu. Całe wydarzenie mocno się przeciągnęło, dogrywka nie przyniosła rezultatów, o zwycięzcach miała zadecydować seria rzutów karnych. Ku radości i totalnej euforii kibiców, polscy piłkarze napisali historię, pewnie wykonując jedenastki, i pokonali Szwajcarów.
Zrobiło się późno i Patrycja chciała wracać do domu. Biła się w myślach z decyzją o zaproszeniu Horsta do siebie, przecież to dla niego sprzątała mieszkanie całe przedpołudnie. Na wypadek różnych ewentualności. Wyobrażała sobie, jak Gedorf przytula ją mocno i całuje w policzek, gładzi mocnymi dłońmi rude kosmyki włosów, zaplata je za uszami. Nie chciała niczego zepsuć, dlatego oddaliła od siebie te myśli. Poza tym wtedy musiałaby mu powiedzieć… coś, czego nie będzie chciał usłyszeć, coś, co nie mogło przejść jej przez gardło, co ukrywała przed całym światem, tłumiła w sobie, coś, co przeradzało się w rozczarowanie całym życiem, a zwłaszcza Horstem. Nie mogła mu o tym powiedzieć. Musi być silna.
Nie popsuła udanego popołudnia, mimo że za wiele nie porozmawiali wśród tumultu, jaki panował wokół; wystarczyła jej obecność Horsta. Rozumiała, że chciał obejrzeć mecz, każdy facet w takich chwilach żyje tylko piłką. Wdówki futbolowe – czytała kiedyś zabawną książkę.
Patrycja pożegnała się szerokim uśmiechem i tak silnym uściskiem dłoni, na jaki tylko było ją stać. Na duchu podniosła ją nieoczekiwana obietnica Horsta, który zapowiedział, że wpadnie do Pszczyny w przyszły weekend, aby spokojnie porozmawiać.
– Chyba miałaś jakąś sprawę? – zapytał, stojąc na deptaku w parku, dokąd odprowadził Patrycję.
– Pogadamy następnym razem. Ważne, że gramy dalej!
Gedorf skinął głową i powiódł wzrokiem za sylwetką Patrycji, oddalającą się w nikłym blasku latarni.