Читать книгу Biały słoń - Jacek Piekiełko - Страница 13

2.

Оглавление

Katowice

Dochodziła północ. Horst zwolnił, wiedząc doskonale, w których miejscach ustawia się drogówka. Mógłby oczywiście pokazać legitymację, wyjaśnić, że też jest policjantem i jadą na tym samym wózku, ale wielu młodych chciało się pokazać, prężyć muskuły i egzekwować przepisy ku chwale Rzeczypospolitej Polskiej. Horst nie lubił się tłumaczyć. Przed nikim. Dla większości mundurowych był po prostu szarą eminencją, ponieważ działał jak duch.

Jednostka, jaką reprezentował, już dawno miała iść pod gilotynę niemiłosiernej biurokracji, lecz naczelnicy dobrego serca ukrywali jej istnienie przez kadencje kolejnego rządu. Polskie Archiwum X, medialnie podrasowane, któremu nie można odmówić skuteczności, zajmuje się trudnymi, niewyjaśnionymi do końca sprawami z przeszłości, głównie morderstwami, po których pozostały jedynie zakurzone akta państwowych archiwów oraz długie, nieprzespane noce rodzin ofiar. Horst oficjalnie należał do wydziału Archiwum X, na wypadek gdyby któryś z ambitnych polityków za bardzo wtrącał się do pracy policji. Dlatego w świadomości wielu osób ich kolega Gedorf siedział z nosem w starych papierach i wiódł żywot spokojny niczym bibliotekarz. Prawda była zupełnie inna.

Spojrzał na zegarek. Jeszcze sporo czasu zostało do głównego snu. Zdąży kupić Big Maca w McDrivie; wykorzysta sto pięćdziesiąt pięć koni pod maską, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu, kupi w „Małpce” zimne piwo i odpali serial HBO.

Wydział Horsta nie posiadał nazwy, gdyż oficjalnie nie istniał. Ci, którzy wiedzieli o jednostce, nazywali ją „Mrok”. Gdy małą wsią wstrząśnie zbrodnia stulecia, kiedy świadkowie mówią o niesamowitych zjawiskach poprzedzających tragedię, gdy w zaułkach ciemnego miasta na światło dzienne wyjdzie zbrodnia tak brutalna, że gdyby dziennikarze dowiedzieli się o niej, musieliby dwa razy zastanowić się, jak przedstawić ją czytelnikom, wtedy zjawiają się tacy jak Horst i biorą sprawy w swoje ręce. Zazwyczaj opinia publiczna zna jedną trzecią faktów niespotykanego morderstwa, resztę ukrywa się, by zachować społeczny spokój. Może metoda trąci myszką i jest zbyt idealistyczna, jednak Horst zgadzał się z pojęciem „mniejszego zła”, dlatego czasami wybierał kłamstwo, ale tylko wtedy, gdy prawda okazywała się zbyt brutalna, w dosłownym tego słowa znaczeniu. W jaki sposób podać do wiadomości publicznej, że sufit sypialni pewnego domu jest cały obryzgany krwią? Na łóżku wyraźnie rysuje się purpurowy krzyż sączony z ostatnich kropel życia mężczyzny nabitego na żyrandol. Ofiara jeszcze spogląda z nadzieją na zszokowanych śledczych wchodzących ostrożnie do pokoju. Tylko skomle, bo nie ma już sił wołać o pomoc, przesuwa wzrokiem na młodego policjanta, który widząc wszystko, wymiotuje na swoje nowe buty z przydziału. Ofiara wygląda jak wielka ćma rozpięta pod sufitem. Najgorsze są jednak inne plamy rozsiane po całym sklepieniu, przywodzące na myśl kogoś tarzającego się po… suficie. Jakby ta wielka ćma próbowała wydostać się z pułapki, gnała do światła. Jak racjonalnie sprzedać fakty pismakom, by nie sprowadzić szaleństwa na mieszkańców osiedla? Jak sprawić, by łowcy sensacji nie szturmowali drzwi domu Bogu ducha winnej rodziny? Jak doprowadzić śledztwo do końca, kiedy nadnaturalne miesza się z rzeczywistością i jak samemu przy tym nie postradać zmysłów?

Horst z trudem przełknął ślinę. Nienawidził, kiedy dopadały go obrazy zakończonych śledztw, nazbyt drastyczne klisze pamięci, z powodu których nie potrafił zmrużyć oka. Dlatego wybrał nietypową formułę snu – trzy godziny, zawsze od trzeciej lub czwartej w nocy, a w ciągu dnia nadrabiał zaległości, ucinając sobie cztery efektywne drzemki po dwadzieścia minut. Bliscy oraz znajomi z pracy pukali się w czoło, kiedy dowiedzieli się o morderczej metodzie funkcjonowania Horsta, snującego się po mieście niczym duch. Nie przypuszczali, że dzięki metodzie pozwalającej wygospodarować kilka dodatkowych godzin w ciągu doby, Gedorf mógł skutecznie prowadzić nietypowe śledztwa, badać nocny puls miasta, chłonąć specyfikę miejsc, które zaludniają się tylko wtedy, gdy księżyc świeci wysoko na niebie. A co najważniejsze, Horst nie musiał więcej śnić.

Pamiętał wiele trudnych spraw, za dużo… Tak jakby to było wczoraj, zobaczył siebie i partnera z pracy, gdy kierowali się schodami do piwnicy. Cuchnęło moczem, pleśnią i czymś jeszcze… Znał dobrze ten zapach…

Gedorf westchnął głośno i podkręcił muzykę. Musiał coś zrobić, żeby nie myśleć o potworach z przeszłości, odciągnąć uwagę od złych obrazów.

Policyjne radio również nie dało mu spokoju. Najpierw usłyszał charakterystyczne trzaski odbiornika, po czym komunikat zmodulowanego głosu:

– Zgłoszenie na Słowackiego trzynaście. Ktoś kręci się po domu. Dwa dni temu doszło tam do zbrodni. Teren jest zaplombowany. Ktoś zauważył światła w środku.

Horst poczuł zastrzyk adrenaliny. Kiedy tylko usłyszał adres, od razu przełączył radio na tryb meldowania i zakomunikował:

– Tu komisarz Gedorf, zajmę się tą sprawą. Jestem blisko, to moja działka.

Zaszeleściło.

– Przyjąłem – oznajmił głos po drugiej stronie. – Komisarzu, potrzebujecie pomocy?

– Nie… To pewnie jakiś menel się włamał. Poradzę sobie. Jestem blisko.

Horst odłożył małą słuchawkę radia wiszącą na kręconym kablu, po czym wcisnął mocniej pedał gazu, by po chwili zjechać w prawo z DK1.

Nie uśmiechało mu się po raz kolejny wchodzić do tego domu, ale może wpadnie na trop, który bardzo szybko skieruje śledztwo na odpowiednie tory. Nachalne obrazy znowu zawirowały w jego wyobraźni. Zbrodnia wołała jak żywa.

Biały słoń

Подняться наверх