Читать книгу Kontrapunkty - Jakub Małecki - Страница 12
6
ОглавлениеPociągnięcie pędzlem w lewo, pociągnięcie w prawo, minuta za minutą, zerkając na mozolny dygot sekundnika, dotrwałem do finału.
Jeszcze tylko umycie wałka i pędzla, jeszcze no usiądź na chwilkę odsapnąć, jeszcze rozmowa o tym i o tamtym, uśmiech, dziękuję kochany, banknot w małej dłoni, to ja dziękuję, ciociu, jeszcze buziak, jeden, drugi i trzeci, pozdrów Natalię, pozdrowię, jeszcze tylko machanie dłonią zza zamykanych drzwi i znowu mogłem usiąść na motocyklu.
Z ulgą wsunąłem kluczyk w stacyjkę i uruchomiłem basowy, nieporównywalny z innymi, pomruk litrowego silnika.
Kurtka przyciskająca się czule do brzucha, kolejne biegi przedzielane sprzęgłem, po bokach rozmazane plamy szarości, uciekający asfalt, wstążki podwójnych ciągłych i to, czego nie da się opowiedzieć, to, co oddziela motocyklistów od niemotocyklistów, adrenalina doprawiona strachem, huk powietrza przecinanego głową w kasku.
Za zakrętem kaszlnąłem, zrobiło się biało, uchyliłem szybkę i zwolniłem.
Pielgrzym.