Читать книгу Kontrapunkty - Jakub Małecki - Страница 8

2

Оглавление

Głów­nym boha­te­rem życio­rysu Piel­grzyma nie jest sam Piel­grzym, lecz jego alko­ho­lizm. W moim wła­snym życio­ry­sie boha­tera głów­nego zabra­kło; moty­wem prze­wod­nim jest tu brak motywu prze­wod­niego.

Zda­rza mi się cza­sem nie­mal fizycz­nie odczu­wać tę nija­kość, to roz­drob­nie­nie, które przez całe życie popy­cha mnie ku roz­ma­itym zaję­ciom i pasjom, te zaś z początku pory­wają mnie i wstrzą­sają, dając jed­no­cze­śnie siłę, aż w końcu dła­wię się nimi i porzu­cam dla innych, albo wręcz prze­ciw­nie – ucze­piam się ich na siłę i bez prze­ko­na­nia.

Dzie­się­cio­letni, zno­si­łem do domu kap­sle, puszki i naklejki z wafli Kuku­ruku, z pasją kolek­cjo­no­wa­łem sze­lesz­czące skarby z gum Turbo i okru­chy komik­sów z balo­no­wego Kaczora Donalda, póź­niej zwró­ci­łem się ku nalep­kom z czip­sów i pla­sti­ko­wym kółecz­kom pro­mu­ją­cym Gwiezdne wojny, te z kolei wyparte zostały przez zeszy­towe powie­ści Maya i kupo­wane za pierw­sze kie­szon­kowe lśniące numery „Magic Basket­ball”; zaraz jed­nak odkry­łem w sobie fascy­na­cję pod­kład­kami pod piwo, a w szu­fla­dzie spię­trzyły się stosy magne­to­fo­no­wych kaset i barw­nych okła­dek „Popcornu”.

Rwa­łem się ku wszyst­kim moż­li­wym kur­som, po kilku spo­tka­niach porzu­ca­łem je, upo­jony per­spek­tywą uczest­nic­twa w kolej­nych, zbie­ra­łem góry przed­mio­tów i wyrzu­ca­łem je. Wiele namięt­no­ści zatarło mi się w pamięci, przy­tło­czone kolej­nymi. Nie­które zosta­wiły po sobie ślad.

Tatuaż na łydce to jeden z nich, innym jest bli­zna nad kola­nem, pozo­sta­łość po skoku na desko­rolce, w sza­fie sta­rzeje się zbyt cia­sne już kimono i kru­szeją gumowe paski oku­la­rów – pamiątki po miło­ści do basenu, prze­no­śne dyski zawa­lone są obej­rza­nymi fil­mami, regały pełne cza­so­pism nie­otwie­ra­nych od lat, w port­felu prawo jazdy na moto­cykl, samo­chód i cię­ża­rówkę z przy­czepą, w gło­wie mgli­ste wspo­mnie­nie spor­to­wych sza­leństw i pijac­kiej bra­wury, w piersi – czarne worki płuc. Palę do dziś.

Piel­grzym zawsze był Piel­grzymem, choć nikt nie wie dla­czego, za to mnie ni­gdy nie obda­rzono prze­zwi­skiem – gdyby tak się stało, nazy­wa­liby mnie Zbie­ra­czem lub Kolek­cjo­ne­rem.

Obecną pasją Kolek­cjo­nera są bun­kry.

Wspól­nie z Waflem prze­cze­sa­li­śmy już jede­na­ście for­tów poło­żo­nych na obrze­żach mia­sta – te wiel­kie, zanu­rzone w pagór­kach pomiesz­cze­nia, setki metrów kory­ta­rzy, połą­czone ze sobą pod­ziemne budynki, wie­lo­pię­trowe schrony, tunele, schody, szczury i nie­to­pe­rze. Bun­kry, tak, to mnie teraz trzyma naj­moc­niej. Za mie­siąc, być może, nie będę już o nich pamię­tał.

Odna­la­złem nie­dawno kolejny: piękny, potężny fort przy Pia­sko­wej, i z przy­jem­no­ścią odby­wa­łem odważne wędrówki pal­cem po moni­to­rze lap­topa, pod­nie­cony prze­glą­da­łem zdję­cia i zapo­zna­wa­łem się z histo­rią tego miej­sca, oczyma wyobraźni dostrze­ga­łem tunele i wodę skra­pla­jącą się po cegłach ścian, wąskie przej­ścia, któ­rymi trzeba się czoł­gać, gwoź­dzie, szmaty i butelki u stóp, pełne sko­ro­do­wa­nych przed­mio­tów pomiesz­cze­nia i belę świa­tła wypły­wa­jącą z latarki, by to wszystko odsła­niać.

Moc wra­żeń. Kolek­cjo­no­wa­łem je w gło­wie.

Kontrapunkty

Подняться наверх