Читать книгу Kontrapunkty - Jakub Małecki - Страница 9

3

Оглавление

Rano zadzwo­niła ciotka Bożenka z uprzej­mym zapy­ta­niem (ciotka sto­suje wyłącz­nie uprzejme zapy­ta­nia i w ogóle jest osobą nad wyraz uprzejmą), czy nie mógł­bym znowu pomóc w jakimś małym malo­wa­niu. Jasne, mógł­bym, przede wszyst­kim dla­tego że ciotka daje stówę za każde takie poma­ga­nie, a jeśli mam szczę­ście – to nawet i dwie. Zapa­li­łem jesz­cze, zer­k­ną­łem na kartkę pozo­sta­wioną w kuchni przez En, na scho­dach miną­łem panią Hil­de­brandt i pobie­głem na strze­żony par­king.

Nasz strze­żony par­king to bar­dziej par­king, a mniej strze­żony. Powi­tał mnie ochro­niarz, sta­ru­szek pozba­wiony słu­chu, wypo­sa­żony za to w poczu­cie humoru i grupę inwa­lidzką.

Wrę­czy­łem mu lami­no­wany kar­net, dopią­łem paski ręka­wi­czek, ścią­gną­łem usztyw­nie­nie kurtki, na głowę nasu­ną­łem komi­niarkę i kask, czu­jąc jed­no­cze­śnie przy­jemny, deli­katny wzrost adre­na­liny.

Jeż­dżę Yamahą YZF-R1.

Odsu­ną­łem moto­cykl od ogro­dze­nia, wbi­ja­jąc czubki butów w żwi­ro­wane pod­łoże i przy­trzy­mu­jąc udami masywny bak pra­wie dwu­stu­ki­lo­gra­mo­wej maszyny. Kciuk na star­te­rze, poma­rań­czo­wo­czer­wony błysk kon­tro­lek, wibra­cja spły­wa­jąca na przed­ra­miona z kie­row­nicy, basowy pomruk sil­nika, pode­szwa lewego buta ude­rza­jąca stopkę, w uszach cichy trzask zamy­ka­nej szyby, trzy szyb­kie ruchy manetką na jało­wym biegu, trzy gło­śne wark­nię­cia odczu­wane w uszach i na całym ciele, lewa dłoń na sprzę­gle i lewa stopa ode­rwana od ziemi, gwał­towny chrzęst wrzu­ca­nej jedynki, towa­rzy­szące mu led­wie zauwa­żalne drgnie­nie maszyny, prawa stopa, jadę.

I wta­piam się w mia­sto.

Kontrapunkty

Подняться наверх