Читать книгу Białe ciała - Jane Robins - Страница 11
7
ОглавлениеPo naszym katastrofalnym spotkaniu przy Regent’s Park, w ciągu następnych dni i tygodni, dzwonię do Tildy, żeby sprawdzić, czy wszystko u niej dobrze, ale za każdym razem jestem przełączana na pocztę głosową i w miarę jak milczenie siostry się przedłuża, coraz bardziej tracę ducha, bez przerwy martwię się o jej stan emocjonalny. Chyba popadam w obsesję, bo często jest to pierwsza rzecz, o jakiej myślę, kiedy budzę się rankiem. Jestem już przekonana, że Felix znęca się nad Tildą, fizycznie i psychicznie, i w drodze do pracy myślę, w jaki sposób mogłabym ją uratować, a potem, po powrocie do domu, regularnie wchodzę do internetu, na Controllingmen.com, żeby dyskutować na forach o przemocy emocjonalnej i jej środkach. Nawet śnię o Tildzie, zwłaszcza o tym, że ją ratuję, tak jak matki śnią, że ratują swoje dzieci z pożaru albo z fal wzburzonego morza, i wciąż ląduję pod wodą, jedną ręką chwytam ją za włosy, a drugą wykonuję ruchy pływackie, walcząc z potężnym przeciwnym nurtem. To bardzo wyczerpujące.
Od czasu do czasu jadę autobusem do centrum i sadowię się w Caffè Copernicus przy Curzon Street, naprzeciwko jej mieszkania. Nie to, że ją szpieguję, ale dobrze jest być blisko niej. Fantazjuję, że może mnie potrzebować w sytuacji większego zagrożenia niż kilka sińców na rękach, i przesiaduję w swoim ulubionym miejscu przy oknie, skąd mam nieograniczony widok na drzwi frontowe budynku i okna jej salonu na drugim piętrze. Nic jednak się nie dzieje. Nowe zasłony są zaciągnięte i nie mogę się zorientować, co się za nimi odbywa, więc zostaję sama ze swoimi myślami, które podążają w przerażające strony. Łapię się na tym, że planuję dziwaczne sposoby ucieczki z tego mieszkania – przykładowo skok z okna sypialni na tyłach budynku, wiążący się z rozbiciem szklanego dachu poniżej, co stanowi mniejsze ryzyko niż upadek na beton, gdyby wyskoczyć z okna salonu.
Ani razu nie widzę Tildy i mam nadzieję, że w końcu przyjdzie taki dzień, kiedy opowie mi o wszystkim i pozwoli sobie pomóc. Tymczasem, żeby pozostać w gotowości, notuję swoje spostrzeżenia. Muszę przyznać, że dossier bardzo się ostatnio zmieniło. W poprzednich latach pełniło raczej funkcję notatnika, w którym raz na jakiś czas pisałam coś o Tildzie i do którego wracałam, kiedy czułam się szczególnie przez nią przytłoczona albo gdy powiedziała coś, co sprawiło mi przykrość. Teraz codziennie prowadzę notatki w laptopie i w takim samym stopniu jak na niej skupiam się na Feliksie. Wracając do porządków w szafkach kuchennych na początku naszej znajomości i tych zastrzyków witaminowych, które zrazu wydawały mi się niegroźne, a które obecnie uważam za osobliwe, opisuję jego dziwne, niepokojące zachowania; to, że zorganizował wakacje bez porozumienia się z nią, a potem wysłał budowlańców do jej mieszkania, żeby zrobili tam Bóg wie co. A co gorsza, oznaki przemocy – jak przytrzymał ją pod wodą tamtego dnia nad Tamizą, te siniaki na ramionach i jej obecny stan. Chudość i widoczne wycieńczenie. I to właśnie robię dziś – uzupełniając zapiski, dodaję refleksje na temat tego, jak izoluje Tildę, odcina ją ode mnie.
Jestem w kawiarni jedyną klientką, więc nic mnie nie rozprasza; pracuję w spokoju przez jakieś pół godziny, powoli pijąc gorącą czekoladę i jedząc niespiesznie banana, którego przyniosłam z domu. Potem zamykam laptopa i wyjmuję książkę, skandynawski kryminał pod tytułem Artysta, który wtedy zabrałam do mieszkania Tildy. Opowiada on o seryjnym zabójcy, który za pomocą szablonu wycina znaki na piersi ofiar. Książka bardzo mnie wciąga, ale w pewnym momencie, jakby pod wpływem czegoś, dźwięku czy ruchu, unoszę wzrok i widzę, że drzwi budynku po drugiej stronie ulicy się otwierają. Patrzę jak zahipnotyzowana, bo przez te wszystkie godziny, które spędziłam w Caffè Copernicus, były zamknięte, jak nieprzenikniona bariera, niepozwalająca mi przeniknąć do środka, a Tildzie na zewnątrz.
Mam szczęście, bo to właśnie moja siostra staje na chodniku po przeciwnej stronie, zasłaniana co chwilę przez przejeżdżające samochody. Czekam, ciekawa, czy pojawi się także Felix. Ale nie. Jest sama, rozgląda się, zerka w jednym i drugim kierunku, w pewnym momencie mam nawet wrażenie, że patrzy przez okno kawiarni prosto na mnie. W tej jednej chwili widzę, że jej twarz jest jakby zapadnięta, jeszcze chudsza niż wtedy, gdy spotkałam się z nią w kafejce przy Regent’s Park; i ma ściągnięte brwi. Brak mi jednak czasu na wyciąganie wniosków, bo Tilda zaczyna się oddalać.
Kładę trzy funty na blacie, chowam laptopa i książkę do plastikowej torby razem z niedojedzonym bananem i biegnę do wyjścia, boleśnie uderzając udem o róg stolika. Staję w drzwiach, nie spuszczając z oczu Tildy, która oddala się chodnikiem, a potem skręca w stronę Shepherd Market. Ruszam, prawie biegiem, i podążam za nią wąską uliczką, a potem przez brukowane podwórko zalane wieczornym słońcem i pełne pracowników biurowych, którzy stoją przed pubami, pijąc piwo i paląc papierosy. Tilda idzie dziesięć metrów przede mną, klucząc w tłumie, z pochyloną głową, żeby nikt jej nie poznał, i doganiam ją, gdy wpada do kiosku z prasą. Czekam na zewnątrz, za drzwiami, żeby mnie nie zobaczyła, a kiedy wychodzi, klepię ją w ramię. Podskakuje, jakby użądliła ją osa.
– Na litość boską, Callie, co ty tu robisz, do diabła?
Nie czuję się urażona jej reakcją. W takich okolicznościach to zrozumiałe.
– Właśnie cię zauważyłam. Byłam przypadkiem na Curzon Street, a ty akurat wyszłaś z domu… Wszystko dobrze? Wyglądasz na przestraszoną. Pójdziemy do pubu, żeby pogadać?
– Nie, nie mogę. To znaczy, spieszę się… muszę kupić fajki i zaraz wracać.
Przyglądam się jej twarzy i ciału, szukając śladów przemocy. Jest w koszulce z długimi rękawami, więc nie widzę ramion, a ponieważ ma cienki szary bawełniany szal, szyi również nie mogę zobaczyć, dostrzegam jednak kościste knykcie i obgryzione paznokcie. Jej włosy sprawiają wrażenie brudnych i potarganych, więc mój niepokój się wzmaga, zwłaszcza gdy ku mojemu zaskoczeniu proponuje:
– Posłuchaj, spotkajmy się jutro na lunch, dobrze? Przyjdę o pierwszej do księgarni i pójdziemy razem do pubu, o którym wspominałaś, tego za rogiem.
– Naprawdę? Dasz radę?
– Jasne, że tak.
– Odprowadzić cię?
Ta propozycja brzmi niewinnie, ale tak naprawdę stanowi test i Tilda odpowiada:
– Nie. Nie trzeba.
Zbliża się i muska mój policzek ustami, które notabene są suche i popękane. Nie podoba mi się to, więc zapamiętuję, żeby później sprawdzić, co mogą oznaczać spierzchnięte usta, czy na przykład nie świadczą o stresie.
– Mam czas – nie ustępuję. – Mogę pójść z tobą.
– Nie fatyguj się – mówi stanowczo. – Jutro pogadamy. Mam ci dużo do powiedzenia.
Kładzie nacisk na słowo „dużo” i zastanawiam się, czy zamierza wyznać mi prawdę o Feliksie.
– Dobra. To idę. – Odwzajemniam pocałunek i oddalam się wśród tłumu, podążając White Horse Street do Piccadilly, z plastikową torbą przyciśniętą do piersi.