Читать книгу Białe ciała - Jane Robins - Страница 15

11

Оглавление

Do księgarni przychodzi Wilf, ściska swojego Jo Nesbø, ale nie nawiązuje do niego ani nie prosi o nic nowego do czytania. Stoi tylko przy kontuarze, patrząc na zarezerwowane pozycje umieszczone na półce nad moją głową. Przyglądam się jego rękom; ma podwinięte rękawy u koszuli. Widzę ciemnorude włoski na białej skórze, kanciaste czubki palców, brudne paznokcie. Już mam rzucić standardowo: „Czym mogę służyć?”, chociaż wiem, że to zbyt formalne – w końcu mam do czynienia z Wilfem – ale zanim zdążę się odezwać, zaczyna:

– Tak się zastanawiałem, Callie, czy nie poszłabyś dziś ze mną na lunch. Do Albany.

Nie jestem pewna, czy dobrze usłyszałam, więc mamroczę w odpowiedzi coś w stylu:

– Słucham? Powiedziałeś „lunch”?

Jednak słyszałam dobrze i umawiamy się na pierwszą.

Zerkam na Daphne, która monitoruje nas ze swojego punktu obserwacyjnego przy wejściu, odchylając się na krześle, żeby lepiej widzieć. Nie byłabym zdziwiona, gdyby puściła do mnie oko albo uniosła kciuk. I kiedy Wilf wychodzi, ona pyta:

– Romans?

– Oczywiście, że nie.

Nie jestem obiektem zainteresowania dla kogoś takiego jak Wilf. Nie stroję się ani nie maluję.

– Żadne „oczywiście” – odpowiada Daphne. – Jesteście dla siebie stworzeni. Oboje nieśmiali. On tylko lepiej to maskuje niż ty. I spójrz na siebie! Te wszystkie krągłości, bujne włosy, nic dziwnego, że chłopak stale tu zagląda… Nie wierzę, że tyle czyta.

– To nie jest chłopak.

Wracamy do swoich zajęć. Czuję się upokorzona jej sugestią, jakoby moje kobiece atrybuty, piersi (za duże) i tyłek, miały przyciągać uwagę miejscowych mężczyzn. Podczas gdy Daphne, gapiąc się w klawiaturę laptopa, zaciąga się elektronicznym papierosem, postanawiam zrobić porządki w dziale z materiałami papierniczymi.

* * *

O pierwszej w pubie jest tłoczno i gwarno, jakby lunch stanowił pretekst do zabawy. Wilf i ja przeciskamy się przez tłum i zajmujemy dwa wysokie stołki na końcu baru, obok grupy młodych, hałaśliwych kobiet, które wrzeszczą za każdym razem, kiedy dołącza do nich koleżanka. Po drugiej stronie mamy starszego faceta; siedzi sam, nie pije swojego piwa, bo gra na telefonie. Domyślam się, że to budowlaniec, cały jest zakurzony.

– Ja wezmę kanapkę oracza – mówi Wilf bezceremonialnie. – A ty na co masz ochotę?

Zamawiam grillowaną kanapkę z serem i keczupem, taką samą jak wtedy, kiedy przyszłam tu z Tildą, ale tym razem biorę do tego cydr. Wilf zamawia lagera i pije go dużymi łykami, ocierając usta wierzchem dłoni. Je łapczywie, odgryzając duże kęsy swojej kanapki. Przyglądam się temu, nie bardzo wiedząc, co zrobić ani co powiedzieć; usiłuję się zorientować, o co chodzi, niepewna, czy to randka, czy nie. Od prawie roku z nikim się nie umawiałam i jestem tak zdenerwowana, że nie mogę jeść. Poza tym kanapka jest za gorąca.

Wilf mówi głośno, żeby przekrzyczeć gwar:

– Daphne wydaje się w porządku! Jako szefowa.

– Uhm. Jest okej! – odpowiadam.

– A co robi przez cały dzień, coś pisze?

– Tak, to pisarka.

– O, nie wiedziałem. Jakie książki?

– Kryminały.

– O. Super.

Milczymy przez chwilę, oaza ciszy w tym całym gwarze. A potem:

– Chciałem tylko zagaić rozmowę, Callie.

Nie odpowiadam, popijam cydr, pełna obaw, czy potrafię komunikować się z ludźmi, nie zrażając ich do siebie.

Wilf znowu podejmuje próbę.

– Fajnie byłoby, gdybyś powiedziała mi coś o sobie…

– Ale po co… Jestem całkiem zwyczajna.

Sprawia już wrażenie zniecierpliwionego i mam przeczucie, że za chwilę zrezygnuje z dalszej rozmowy. Nie winiłabym go; chcę się nawet wytłumaczyć – „Nic na to nie poradzę, staram się” – ale on najwyraźniej się nie zraża.

– Po prostu powiedz mi coś o swoim życiu. Jak to jest mieć sławną siostrę?

Białe ciała

Подняться наверх