Читать книгу Białe ciała - Jane Robins - Страница 8

4

Оглавление

Tilda wciąga mnie w swój związek – przyłącz się do nas tu, przyłącz się do nas tam, chodź z nami na kręgle, chodź z nami do teatru. To dziwne, bo dotychczas widywałam się z siostrą zaledwie co trzy – cztery tygodnie, i to tylko w wieczory filmowe. Teraz proponuje, żebym pojechała z nią i Felixem na Borough Market, gdzie chce kupić francuski ser o nazwie cancoyotte, który zamierza podać z szampanem i orzechami. Jedzie także po żytni chleb litewski, karmel z solą morską, miniszklarnię na parapet okienny do hodowania kiełków rokietty i botwinki. Tilda przez telefon recytuje swoją listę zakupów takim głosem, jakby te wszystkie nowinki stanowiły światowe odkrycie, ale domyślam się, że chodzi jej o to, abym jeszcze lepiej poznała Felixa. Zgadzam się od razu.

Perspektywa, że znowu go zobaczę, wyostrza moje zmysły i kiedy przez londyńskie ulice jadę na targ, wszystko wydaje się cudownie wyraźne – magnolie, czerwone autobusy, ludzie wyprowadzający na spacer labradoodle (psy tej rasy są teraz wszędzie!). Po przyjeździe na miejsce wciąż jestem w stanie uniesienia; oszołomiona świeżym powietrzem, czuję, że mrowi mnie skóra – i nie muszę długo czekać, bo Tilda i Felix wyrastają na chodniku, idąc w moją stronę.

Felix ma roześmiane oczy, jak zwykle, i ściska mnie mocno, a potem we troje zagłębiamy się w tłum, podchodząc kolejno do stoisk na targu i próbując dojrzeć wystawione na sprzedaż produkty.

Tilda i Felix idą objęci w pasie, są jak papużki nierozłączki, i po jakiejś godzinie na targu przyłapuję się na tym, że idę za nimi, starając się włączyć do rozmowy; i coś się zmienia – moje podniecenie, zamiast rosnąć, maleje, tak że zaczynam się czuć ociężała i nudna i dociera do mnie, że jakimś sposobem weszłam w rolę głupiej owcy podążającej za nimi tępo od stoiska do stoiska, podczas gdy oni degustują po kawałku chorizo, salami, chleba maczanego w rzadkich oliwach z oliwek. Felix nieobecnym głosem wypytuje o procesy produkcyjne i aromaty i po raz pierwszy zauważam, że mówiąc cicho, jak ma w zwyczaju, zmusza innych, żeby się ku niemu pochylali.

W pewnym momencie poświęca szczególną uwagę mnie, proponując:

– Spróbuj tego, Callie. Czy nie ma intrygujących nut, słonej i kwaśnej jednocześnie? – I wsuwa mi kawałeczek koziego sera do ust, gdy posłusznie je otwieram.

Tilda teraz wdzięcznie trzyma go pod rękę i patrzy na mnie, czekając na moją reakcję.

– Jest gorzkawy – odpowiadam. – Nie tak jak cheddar.

Potem idziemy dalej, do stoiska, w którym sprzedają świeżo wyciśnięty sok jabłkowy; łysy facet nalewa go do miniaturowych papierowych kubków.

– Hej, piękna! – mówi do Tildy. – Spróbuj tego. – A potem następuje nieuniknione: – Ja cię chyba skądś znam.

Wszędzie, dokąd Tilda pójdzie, rozpoznają ją jako aktorkę z Rebeki. Nawet gdy jest w ciemnych okularach. Kosztuje soku, ale nic nie mówi i kiedy oddaje kubeczek, Felix odciąga ją od stoiska. Tamten łysy pochyla się w moją stronę.

– Kim on jest? To jej ochroniarz?

Łapiemy taksówkę i jedziemy na Curzon Street; Tilda i Felix idą do kuchni, żeby przygotować lunch z zakupionych na targu produktów, a ja siadam na kanapie i przerzucam leżącego na stoliku do kawy „Vogue’a”, wącham próbki perfum, wcieram je w nadgarstki i w szyję. Zauważam, że Felix zerka czule na Tildę układającą jedzenie na talerzach, obserwuje ją idącą do łazienki. Kiedy moja siostra stamtąd wychodzi, rzuca:

– Dobrze ci w niej.

Przebrała się w powiewną bluzkę koloru łososiowego, prawie przezroczystą; jestem pewna, że to Felix ją kupił, w prezencie. Nawet na moje niewprawne oko wygląda na drogą.

– Ładnie – potwierdzam.

Tilda defiluje przez pokój jak Cara Delevingne na wybiegu, mówiąc:

– Givenchy!

– Skoro tak mówisz…

Patrzę, jak zarzuca Felixowi ręce na szyję i całuje go z wdzięcznością, delikatnie, a potem staje przy nim tak blisko, że gdy dalej przygotowują posiłek, ich ramiona się stykają.

Opuszczam wzrok na „Vogue’a”, ale go nie czytam. Zamiast tego przysłuchuję się ich rozmowie; Tilda głównie zadaje Felixowi pytania: „Co u Julia?”, „Ile dziś rano przebiegłeś?”, „Podoba ci się mój lakier do paznokci?”, „Podobają ci się te buty?”. Wygląda na to, że jego opinia na temat tych wszystkich przyziemnych spraw jest silnym spoiwem ich związku, i atmosfera w kuchni staje się intymna. Wtedy, ni stąd, ni zowąd, Felix woła:

– Niech to szlag! Nie kupiłem wody gazowanej…

Jego agresywny ton i wściekła mina sprawiają, że w całym pokoju natychmiast robi się zimno; jakby nagle woda pod prysznicem z gorącej zamieniła się w lodowatą. W dodatku są nieproporcjonalne do wagi problemu.

Włączam się więc:

– Mogę pić wodę z kranu.

A Tilda dodaje:

– Ja też.

Ale Felix jest już w połowie drogi do drzwi, które za sobą zatrzaskuje, i zanim zejdzie po schodach, słyszymy kolejne:

– Szlag by to trafił!

– O co mu chodzi? – Wstaję z kanapy, żeby podejść do Tildy, która stoi w kuchni oparta o lodówkę, jakby jego słowa siłą ją tam zatrzymały.

– Bóg raczy wiedzieć… Dla Felixa woda gazowana jest ważna.

Widzę, że stara się nie płakać, co także wydaje mi się przesadną reakcją.

– Daj spokój, przecież możesz mi powiedzieć… Nie chodzi o wodę, prawda?

Kręci głową i szarpie za rękawy, naciąga je na nadgarstki.

– Wiem, że chcesz, abym i ja go kochała – mówię, lekko dotykając jej ramienia i patrząc, jak się wzdryga. – I kocham. Jest świetny… ale to było dziwne. Chodzi tylko o wodę, a on tak się wściekł.

– Ma w pracy dużo stresu i czasami tak się zachowuje. Puszczają mu nerwy.

– To było niepokojące.

Tilda znowu kręci głową na znak, że nie powinnam go krytykować, i mówi drżącym głosem:

– Poczekaj, to zobaczysz. Kiedy wróci, będzie już całkiem normalny.

Pod wpływem impulsu zbliżam się i podciągam rękaw jej jedwabnej bluzki od Givenchy powyżej łokcia, odsłaniając białą skórę usianą żółtofioletowymi siniakami, które przypominają roztarte kleksy.

Chwytam ją za rękę, żeby lepiej się przyjrzeć.

– Przestań! – woła. – Odwal się!

– Tildo! Co się dzieje? Proszę, powiedz.

Odpycha mnie mocno, tak że wpadam na blat kuchenny, i opuszcza rękaw. Biegnie najpierw do sypialni, a potem do sąsiadującej z nią łazienki, zatrzaskuje za sobą drzwi i przekręca klucz w zamku.

Jestem zaskoczona całym tym zdarzeniem. Jak się domyśliłam? Jak wyczułam, że ma posiniaczone ramiona? Nie da się tego wytłumaczyć. Tamtego dnia nad Tamizą ich nie miała. Wtedy jej ciało było mlecznobiałe, bez skazy, oprócz pieprzyka na lewym barku.

Siadam na jej łóżku, patrząc na zamknięte drzwi łazienki i zastanawiając się, co powiedzieć – jesteśmy sobie bliskie, ale nie umiem się z nią komunikować, stale ją odpycham tym swoim prostactwem, bezpośredniością. Wołam łagodnie:

– Wszystko w porządku?!

Ale ona nie odpowiada. Więc się kładę, wtulam twarz w jej poduszkę, wciągam w nozdrza zapach i czekam. Raz po raz dochodzą do mnie różne dźwięki: szum wody, kroki. Po jakimś czasie Tilda odpowiada głośno:

– Nic mi nie jest, Callie!

I kiedy wreszcie wychodzi z łazienki, jest świeża i radosna, choć wygląda trochę niezdrowo, ma zaczerwienione oczy. Już znowu mam poprosić, żeby powiedziała mi, co się dzieje, ale w tej samej chwili z sąsiedniego pokoju dobiega hałas. Felix wrócił (ma swój klucz!). Obie wychodzimy więc z sypialni i stwierdzamy, że jest odmieniony – uśmiecha się szeroko, w dłoni trzyma butelkę wody gazowanej, którą stawia zamaszyście na blacie kuchennym, a obok kładzie kluczyki od samochodu, z okrągłym breloczkiem głoszącym: „Porsche”. Tilda reaguje jak podekscytowana idiotka, podskakuje w miejscu, zarzucając włosami, i zerka szybko na mnie, żeby sprawdzić, czy widzę to wszystko.

– Nie, to niemożliwe! – woła.

– Chodź i zobacz – odpowiada on.

Rzuca jej kluczyki, ona je łapie i wychodzą, znowu objęci, a ja ruszam za nimi, porównując ich włosy, smukłość bioder, całkowicie współczesną urodę. Tilda mówi słodko:

– Więc specjalnie zapomniałeś o tej wodzie! Sprytne!

Kilka ulic dalej podziwiamy nowy sportowy samochód Felixa – srebrne porsche. Felix otwiera drzwi, siada za kierownicą i automatycznie otwiera dach.

– James Bond – komentuję.

Chcę wyrazić uznanie, ale wciąż myślę o posiniaczonych ramionach Tildy. Wsiadam na tył samochodu, a Tilda zajmuje miejsce z przodu, na fotelu pasażera, podnosząc białą kopertę ze swoim imieniem, napisanym zwartym, szpiczastym charakterem pisma. Otwiera ją i czyta znajdującą się w środku kartkę.

– O mój Boże! Cudownie! – Zaczyna całować Felixa z tak nieskrywaną radością, że odwracam wzrok.

– No, dalej – mówię. – Przejedźmy się.

– Spójrz, Callie. – Tilda odwraca się do mnie z promiennym wyrazem twarzy i podaje mi kartkę.

Czytam: Kochana T., jedź ze mną do Francji.

Po drugiej stronie widnieje zdjęcie białej willi na wzgórzu, z turkusowym basenem w stosownej odległości od porośniętego winem tarasu.

– Do tego właśnie domu?

– Tak, właśnie do tego. – Felix prowadzi samochód jedną ręką, drugą wyciąga w bok, wsuwając palce pod włosy Tildy i muskając jej kark. – Pojedziemy do Prowansji – ciągnie dumnie. – A gdy nas nie będzie, moja ekipa remontowa przerobi to i owo w twoim mieszkaniu.

– Co konkretnie?

– Niespodzianka.

– Ale to nie będzie nic drastycznego?

– Nie, tylko… jak by tu powiedzieć… kosmetyczne zmiany. Spodoba ci się. To będzie prezent ode mnie.

– Ależ jestem szczęściarą!

Ja bym zareagowała inaczej – i dziwię się, że Tilda tak ulega Felixowi. To, że chce on przeprowadzić u niej remont bez zasięgania jej opinii, wydaje mi się grubą przesadą.

– Padniesz z wrażenia – komentuję.

– O tak! – Ignoruje mój krytyczny ton; zachowuje się tak, jakby przed chwilą nie pobiegła z płaczem do łazienki, jakby nie miała siniaków na rękach, i tylko się śmieje, kiedy Felix dodaje gazu. Przejeżdżamy jakieś trzysta metrów Regent Street, a potem napotykamy korek uliczny.

* * *

W dossier notuję: Przeżyłam szok, widząc siniaki na rękach Tildy. Czy to robota Felixa? Nie wiem. Nie mogę się zorientować, czy jest świetnym facetem – który w ramach niespodzianki organizuje urlop i remont mieszkania – czy niebezpiecznym psychopatą. Tak czy owak, Tilda jest w nim zakochana, a ja cierpię. Nie potrafię powiedzieć, czy wciąż jestem w euforii, bo wydaje mi się czarujący, czy też mam obawę, że mną manipuluje.

Wchodzę do internetu i zaczynam googlować. Szukam niepokojących oznak w gorących romansach i sprawdzam, jakie reakcje psychologiczne zachodzą w relacjach, w których narasta przemoc. W końcu trafiam na stronę Controllingmen.com i godzinami czytam setki postów na forach opatrzonych nagłówkami: Pierwsze sygnały, Związek jako system kontroli i – najciekawsze ze wszystkich – Jak pomóc przyjaciółce, która padła ofiarą dominującego mężczyzny. Tak mnie to wciąga, że loguję się na tę stronę, wymyślając dla siebie nazwę użytkownika, i wchodzę na fora dostępne tylko dla członków. To uzależnia i siedzę tak do rana, czytając, czytając, czytając.

Białe ciała

Подняться наверх